"Na roześmianym niebie" Michelle Cuevas


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments



Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 176
Moja ocena : 5/6


"Na roześmianym niebie" Michelle Cuevas nie jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Autorki. Miałam już okazję czytać inną jej książkę, przeznaczoną dla dzieci i młodzieży. "Wyznania niewidzialnego przyjaciela" okazały się być wyjątkowe pod każdym względem. Wzruszające, bardzo emocjonalne, a do tego napisane w sposób niesamowicie poetycki i "ulotny". Oceniłam je bardzo wysoko i uważam, że jest to przykład historii dla młodszych czytelników, która wzrusza i bardziej przemawia nawet do dorosłych, niż do dzieci, będących w końcu grupą docelową tej książki. 

W każdym razie, kiedy tylko na rynku wydawniczym pojawiło się "Na roześmianym niebie", czyli kolejny tytuł francuskiej autorki, od razu się nim zainteresowałam, bo nie ukrywam, że miałam w stosunku do niego wysokie oczekiwania. Ta książka jest w pewien sposób podobną historią do "Wyznań...", może niekoniecznie jeśli chodzi o treść, ale bardziej o sposób wyrazu i tą ulotną poetyckość. Wydaje mi się, że taki styl jest już znakiem rozpoznawczym Autorki, kreującej w taki właśnie sposób swoje opowieści, które czyta się potem, jak najpiękniejsze baśnie. Jej historie oprócz tej bajkowości, są jednocześnie do bólu współczesne i tak osadzone w rzeczywistości, że wydawałoby się, jakby przedstawiona historia mogła wydarzyć się tuż obok nas. 

"Na roześmianym niebie" to historia 10-letniego Nashville'a, który, mimo że wychowuje się w kochającym domu, ma sympatycznych i wyrozumiałych rodziców, a także miłą siostrę, prowadzi zupełnie niezwyczajne życie. Po pierwsze, mieszka on ze swoją rodziną na wzgórzu, w domu na drzewie (i nie chodzi tutaj o jakiś domek przeznaczony do zabawy, tylko po prostu typowy dom, który podobno został kiedyś przeniesiony w koronę drzewa na skutek powodzi). Po drugie, Nashville ma pewne wyjątkowe cechy, nie urodził się bowiem w zwyczajny sposób, tylko wykluł z jajka znalezionego przez ojca na chodniku. Nie jest on zatem przeciętnym chłopcem, tylko ni dzieckiem, ni ptakiem. Ma dziób, jego włosy przypominają bardziej pióra, niż klasyczną fryzurę, a na plecach tworzą się małe wyrostki, które nie zupełnie jednak są skrzydłami.

Nashville czuję się zupełnie oderwany od świata, w którym przyszło mu żyć. Nie czuję się ani ptakiem, ani człowiekiem. Nie wie, kim tak naprawdę jest. Z jednej strony chciałby być ze swoją kochającą rodziną, ale z drugiej, marzy o tym, by być ptakiem i ze swoimi latającymi krewniakami, wyruszyć w świat, jednak jego zaczątki skrzydeł ciągle są za małe, aby to marzenie móc urzeczywistnić.

Kłopoty chłopca ze znalezieniem własnego miejsca na ziemi, nasilają się, kiedy Nashville idzie do szkoły. Rówieśnicy nie do końca akceptują jego wygląd i jego inność, dając mu do zrozumienia, ze do nich nie pasuje. Czy Nashville spełni w końcu swoje marzenie o lataniu? A może to tak naprawdę nie jest to, czego on najbardziej w życiu pragnie?

Powieść ta, podobnie, jak "Wyznania niewidzialnego przyjaciela" niesie w sobie pewną myśl, jakiś przekaz, który nie daje o sobie zapomnieć, nawet po zakończonej lekturze. Lubię takie historie, bo nie są oczywiste i nie dają czytelnikowi jasnych rozwiązań. Otwarte zakończenie również pozwala na dowolną jego interpretację. Kolejny też raz przekonuję się, ze książki Michelle Cuevas bardziej przemawiają do dorosłych, niż dzieci, które jednak traktują je bardzo dosłownie, nie doszukując się w nich żadnych ukrytych podtekstów. 

Czego uczy nas Nashville? Że świat nigdy nie jest czarno-biały, trudno akceptować inność, ale jeszcze trudniej zaakceptować samego siebie, takim, jakim się jest. Każdy z nas marzy o byciu częścią grupy, ale często do niej z różnych względów nie pasuje, czy w takim wypadku warto starać się za wszelka cenę do niej przyłączyć, czy może lepiej pójść swoją drogą?


"Na roześmianym niebie" mówi o poszukiwaniu tożsamości i swojego miejsca w ziemi, przede wszystkim jednak, uczy akceptacji samego siebie. Taka niepozorna, a jakże mądra książka. Bardzo polecam.

Sardegna

4 komentarze:

  1. Świetna recenzja, jeśli będzie okazja, książka wpadnie w moje łapki, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli kolejny przykład, że nie trzeba się rozpisywać, aby coś przekazać, jeśli ma się oczywiście coś do powiedzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Ale Michelle Cuevas taka właśnie jest. Ma pomysł na książkę dla dzieci, fajny przekaz i robi to w sposób niesamowicie interesujący. Przy tym jej książki nie są wcale opasłe. Szkoda, że tak mało promuje się jej powieści

      Usuń