Archive for kwietnia 2019

Blogowe podsumowanie miesiąca - kwiecień


posted by Sardegna on

4 comments

Kwiecień był bardzo wyczerpujący emocjonalnie. Problemy w pracy przełożyły się na inne aspekty mojego życia, stąd też było bardzo nerwowo i stresująco. Nie lubię takich sytuacji, kiedy przestaję panować nad swoim życiem, a niestety na nic, co wydarzyło się w kwietniu, nie miałam wpływu. Mało przeczytałam, prawie nic nie obejrzałam, coś tam na szczęście pisałam, ale szału nie było. Potrzebuję motywacyjnego kopa, bo od niepamiętnych czasów czuję się, jak przeżuty i wypluty kawałek gumy...

Lista lektur


1. "Przekręt na Van Gogha" Deron R. Hicks - 5
2. "Pierwsze słowo" Marta Kisiel - 5
3. "Pierwsza miłość" antologia - 5
4. "Karuzela" Paulina Świst - 5
5. "Oczy uroczne" Marta Kisiel
6. "Tabletki na dorosłość" Dorota Suwalska - 5
7. "Coś tu nie gra" Joanna Szarańska - 5



 Imprezy kulturalne

Kwiecień zaczęłam dość intensywnie, bowiem już 6.04 w Regionalnym Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli WOM w Katowicach odbywał się Festiwal Edukacji, a jednym z jego punktów programu była nasza wymiana książkowa. Jako że co roku biorę udział w tej imprezie, jako uczestnik, siłą rzeczy dyżurowałam też na wymianie. Wynik naszej akcji okazał się bardzo satysfakcjonujący, wymieniliśmy w sumie 385 książek, a mnie samej również udało się wymienić kilka fajnych tytułów.



Tydzień później, bo 13.04 miała miejsce kolejna wymiana, tym razem w dość nietypowej miejscówce, na eko targu - Bio Eko Organic Centrum2 w Mikołowie. I w tym przypadku frekwencja uczestników dopisała, a my zarejestrowaliśmy 164 wymienione książki.  


Niestety reszta miesiąca nie była już taka aktywna i nie udało mi się wybrać na żadne, z tak licznie odbywających się w okolicy, spotkań autorskich.

 Nowości

Pamiętacie, kiedy w marcu pisałam, że do mojej biblioteczki trafiły tylko 3 książki? Taka sytuacja już się nie powtórzy. Spójrzcie tylko na poniższe zdjęcie. Mam jednak coś na swoje usprawiedliwienie, byłam na dwóch wymianach:

 

"Efekt Rosie" Graeme Simsion
"Gorzka czekolada" tom II antologia
"Zagadka królowej myszy" Marta Guzowska
"Czarne jeziora" Dorota Suwalska
"Niki i Tesla. Magiczna rękawica supercyborga" oraz "Niki i Tesla. Efekty specjalne na miarę Oskara" Science Bob” Pflugfelder, Steve Hockensmith
"Zagubieni. Inwazja" oraz "Zagubieni. Zwiad" Marcin Mortka 
"A więc tak to się kończy" Toi T. Sutherland
"Zamelinowana świnia. Rodzina Pompadauz" Franziska Gehm

"Ostatnia w koronie. Z archiwum Jerzego Kukuczki"
"Przelot bocianów" Hanna Kowalewska  
"Ścieżki nadziei" Richard Paul Evans
"Trupia farma" Bill Bass 
"Eleonora i Park" Rainbow Rowell 
"Kontra" Wojtek Miłoszewski
"Jeszcze się kiedyś spotkamy" Magdalena Witkiewicz
"Gorączka w świecie poszukiwaczy skarbów" Tomek Michniewicz
"Polska - Syberia. Wyprawa 2013"


 Filmowo i Serialowo
  
W kwietniu nie miałam siły ani też większej ochoty na oglądanie filmów, czy seriali. Zaczęłam wprawdzie 3 sezon "Santa Clarita Diet" oraz 8 sezon "Gry o Tron", ale na pierwszym tytule utknęłam, a drugi, jak wiadomo, jeszcze nie dobiegł końca, stąd też nie mogę pochwalić się, że któryś z nich dokończyłam. Oglądam też na wyrywki program o sprzątaniu Marie Kondo, ale nie wzbudził on we mnie większych emocji. Powiem więcej, okazał się nudny, jak flaki z olejem, nie dał mi żadnych wskazówek na temat sprzątania, nie podpowiedział żadnych trików, pomagających utrzymać porządek, pokazał natomiast dom przed i po wizycie Marie Kondo, a w tle została opowiedziana mi historia mieszkańców. Już więcej nauczyłam się od naszej rodzimej Perfekcyjnej Pani Domu.

Muzycznie

Kwiecień rozbrzmiewał takimi słowy:
"Mam taki sen
Choć to daleko, w końcu dojdziemy tam
Mam taki sen
Że nasze dzieci oglądają nowy świat

Choć każdy dzień być może ostatni
Za mało kul, by mnie trafić
Mam taki sen
Jeszcze pogoda przyjdzie piękna jak początek sierpnia"

Nie będzie lepszej piosenki, niż "Kurier" Zalewskiego, która wyrazi to, co czułam w obliczu wydarzeń rozgrywających się w szkołach. Kwiecień był trudnym miesiącem, jeszcze sporo stresu przed nami, ale wierzę w zmiany. Musi przyjść pogada, "piękna, jak początek sierpnia"!


Drugim kawałkiem jest nostalgiczne "Mirrors" Justina Timberlake'a. Trochę stary utwór, ale mam do niego wielki sentyment. Poza tym, świetnie się go słucha nocą na słuchawkach.


A jaki był Wasz kwiecień?

Sardegna

"Urodziny. A gdyby mieć je codziennie?" David Baddiel


posted by Sardegna on , , , ,

No comments

  
Wydawnictwo: Lemoniada
Liczba stron: 392
Moja ocena : 3/6

Dzisiejszy wpis nie będzie miły, choć na taki mógłby się na pierwszy rzut oka zapowiadać. O "Urodzinach" autorstwa Davida Baddiela, pisarza dość znanego w świecie literatury dziecięcej, autora takich książek, jak "Agencja wynajmu rodziców" czy "Magiczny kontroler", nie będę miała dzisiaj niestety nic dobrego do powiedzenia.

Urocza książka, ze świetną okładką, ładnie wydana, idealnie pasującą wizualnie do pozostałych powieści Autora skierowanych do dzieci, z ciekawym opisem fabuły, wydawała mi się zabawną historią dla najmłodszych, która mogłaby się spodobać moim dzieciom. Mimo że jest dość opasłym tomiskiem, spokojnie nadawałaby się do czytania samodzielnego Jedenastolatki (ma dość duży druk i przejrzyste strony), ja jednak postanowiłam przeczytać ją na głos, aby również i Młody miał szansę poznać perypetie bohaterów, rodzeństwa Sama i Ruby.

Poza tym, trochę samolubnie, sama miałam ochotę przekonać się, o co chodzi z tymi powtarzającymi się urodzinami bohatera, i sprawdzić, czy faktycznie będzie to na tyle fajna i śmieszna historia, że chciałabym, aby na stałe znalazła się w naszej biblioteczce.  

Nie wiem, jak tę historię oceniłaby moja Córka, gdyby przeczytała ją sobie samodzielnie. Wiem natomiast, że wspólne głośne czytanie nie skończyło się dobrze. I nie chodzi tu tylko o moje zdanie, nudnego dorosłego, który nie poczuł klimatu szalonej historii. To opinia moich dzieci, które po pierwsze, co wieczór dopytywały, czy dużo jeszcze zostało do końca, bo te "Urodziny" to jednak się trochę dłużą, a oni chętnie posłuchaliby czegoś innego (na przykład czwartego tomu "Opowieści z Narni", albo kolejnych przygód "Niki i Tesli"), po drugie, ci bohaterowie (Sam i Ruby) ciągle kręcą się w kółko i historia w ogóle nie posuwa się do przodu, po trzecie, te dialogi są jakieś dziwne (to słowa mojej Jedenastolatki). Wtedy wiedziałam już, że coś jest na rzeczy i to nie tylko moje wrażenie, co do tej książki jest negatywne, ale również głównych odbiorców, co jest już po prostu niepokojące. Doczytaliśmy jednak do końca, w myśl mojej zasady, żeby kończyć to, co się zaczęło, ale nie ukrywam, że im bliżej finału, tym z większą ulgą. 

Jeśli chodzi o moje wrażenia z lektury, to przede wszystkim przeszkadzały mi sztucznie wykreowane dialogi, mnogość powtórzeń i zwroty, które z założenia miały być zabawne, ale w praktyce wychodziły nieco topornie. Naprawdę sporo czytam moim dzieciom na głos, często moduluję głos, stopniuję napięcie, buduję klimat, w przypadku "Urodzin" nie miałam zbyt wielkiego pola manewru. Wiele fragmentów jest przegadanych, wiele nic do historii nie wnosi, wątek główny właściwie nie ma finału, a zakończenie, choć sensowne, to gubi główny motyw, który umyka gdzieś w innych pobocznych zagadnieniach.

Tak, jak mówię, gdyby to było tylko moje zdanie, wzięłabym to na karb bycia dorosłym, który nie do końca czai dziecięcy humor (tak jak w przypadku serii "Domek na drzewie" - nie do końca rozumiem, ale skoro dzieci to bawi, nie oceniam). Jednak w tym przypadku, moje dzieci były równie niechętne, co już dało mi do myślenia.

Żeby nie było, że na temat książki nie mam nic pozytywnego do powiedzenia, muszę potwierdzić, że pomysł na fabułę jest naprawdę świetny. Jedenastoletni Sam tak bardzo uwielbia obchodzić dzień swoich urodzin, że nie potrafi myśleć o niczym innym. Jest to jego ulubiony dzień w roku, uwaga całej rodziny skupiona jest wtedy na nim, dostaje masę fajnych prezentów, smaczne śniadanie wprost do łóżka, do tego odwiedzają go dziadkowie i spełniane są jego wszystkie zachcianki. Kiedy dzień jego 11. urodzin, dobiega końca, Sam zauważa przez okno spadającą gwiazdę. Wypowiada życzenie, aby dzień jego urodzin obchodzony był codziennie.

W tym przypadku stwierdzenie: "uważaj, czego sobie życzysz, bo się jeszcze spełni" jest jak najbardziej trafne. Bowiem już następnego dnia chłopak przekonuje się, że kolejny raz ma urodziny, a wszyscy jego bliscy i przyjaciele są również przeświadczeni o tym fakcie, przygotowują niespodzianki urodzinowe i poczęstunek. Ale jak wiadomo, wszystko, co w nadmiarze, po czasie przestaje być fajne. Emocje urodzinowe opadają, pomysłów na uczczenie kolejnego "wyjątkowego" dnia brakuje, do tego dochodzi przesyt smakołykami, problemy finansowe rodziców, niechęć siostry, a także problemy ze zdrowiem. Sam postanawia "odżyczyć" sobie swoje urodzinowe życzenie, ale czy to w ogóle jest możliwe? Chłopak wpada na pewien sprytny plan, w realizacji którego ma mu pomóc jego młodsza siostra Ruby.  

Czyż pomysł nie wydaje się fajny i zabawy, do tego z morałem pokazującym, że wszystko w nadmiarze jest szkodliwe? Zakładam, że "Urodziny" właśnie takie miały być z założenia jednak w praktyce wyszło zupełnie inaczej. Kończąc już ten przydługi i niezbyt miły wpis, chcę nadmienić coś pozytywnego: książce nie da się na pewno odebrać tego, że jest świetnie wykonana, ma bardzo ładną, zachęcającą okładkę, pasującą do serii i jest przejrzyście napisana, co sprzyjać będzie samodzielnej lekturze młodego czytelnika. Może gdyby tę historię moje dziecko przeczytało sobie samo, te wszystkie niedociągnięcia nie byłyby aż takie rażące, tego jednak nie dane mi będzie sprawdzić...

Sardegna

"Karuzela" Paulina Świst


posted by Sardegna on , , , ,

2 comments

  
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 318
Moja ocena : 5/6

Ależ długo czekałam na możliwość przeczytania kolejnej książki Pauliny Świst! Po trylogii z prokuratorem, komisarzem i podejrzanym w roli głównej, miałam ochotę na inne historie Autorki, ale jakoś nie było do tej pory okazji, żeby zapoznać się z nową serią, stąd też kiedy tylko udało mi się wymienić "Karuzelę" na książkowej wymianie Śląskich Blogerów Książkowych od razu wiedziałam, jaka będzie moja następna lektura!

Zanim napiszę parę słów o fabule, i o tym, czy mi się ta jazda na karuzeli podobała, czy też nie, muszę nadmienić, że powieści Pauliny Świst to nie jest jakaś super ambitna literatura obyczajowa, ani też kryminały, czy broń boże prawnicze thrillery, czego to niektórzy czytelnicy po nich oczekują. Są to po prostu przyjemne czytadła, które mają za zadanie umilić czas. Nie brakuje w nich pikantnych scen (chociaż do określenia ich erotykami, bym się nie posunęła), jest wątek sensacyjny/kryminalny, są zadziorni bohaterowie, "momenty" i ostre dialogi. Dostajemy więc wszystko to, co powinna mieć fajna książka na wieczór, przy której będziemy się dobrze bawić, i o tym powinniśmy pamiętać.

"Karuzela" to pierwszy tom nowego cyklu, z charakternymi prawnikami, Piotrem i Olą, w roli głównej, którzy choć z założenia powinni stać po dobrej stronie mocy, zboczyli trochę ze ścieżki prawa i sprawiedliwości i podążają w kierunku świata przestępczego. Piotr Orłowski kieruje zorganizowaną grupą, robiącą przekręty finansowe na grube miliony, a jego przyjaciółka od czasów studenckich, Aleksandra Tredel, mu w tym skrupulatnie pomaga. Piotra i Olkę łączy mocna więź, która po latach wiernej przyjaźni zmienia się w coś więcej - relację pełną namiętności i nagłych zwrotów akcji. Prawnicy mają bowiem swoje życie osobiste, i choć tkwią w nieudanych zawiązkach, ich współmałżonkowie nie są w stanie tak łatwo z nich zrezygnować. 

W przekręcie, którym steruje Orłowski, zwanym "karuzelą vatowską" bierze udział więcej zaufanych osób, na czele których stoi tajemniczy i bezkompromisowy "szef", nietolerujący żadnej niesubordynacji i słabości. Interes dobrze się kręci, jednak w pewnym momencie wszystko się wali, a to za sprawą kogoś, kto sypnął. Olga zostaje aresztowana, natomiast Piotr postanawia za wszelką cenę ją uwolnić, a także odkryć, kto stoi za zniszczeniem ich misternie zbudowanej struktury, a w tym pomóc mu ma przyjaciel z dawnych lat, Michał, aktualnie pracownik CBŚu oraz dwie prawniczki, koleżanki ze studiów, Kinga i Lilka.

Pilnowanie tak rozbudowanego, a jednocześnie delikatnego "interesu", przynosi bohaterom niemały stres. Do tego Piotr i Olka będą musieli zmierzyć się jeszcze z pewnym wrogiem z przeszłości i tajemnicą, która wydawałoby się, jest głęboko ukryta w szafie, zaczyna jednak z niej niespodziewanie wychodzić. Dużo się wydarzy, będzie gorąco, a nawet bardzo! I nie mam tutaj na myśli tylko kwestii bezpieczeństwa i nagłych zwrotów akcji w wątku sensacyjnym.

Historia Olki i Piotra opisana jest w dwóch przedziałach czasowych: współcześnie, czyli w momencie aresztowania prawniczki, oraz pięć miesięcy wcześniej, kiedy cała historia nabiera tempa, podobnie, jak relacja uczuciowa bohaterów, a vatowska karuzela kręci się już od roku.  

"Karuzela" napisana jest w podobnym stylu, jak poprzednie książki Pauliny Świst, stąd też osobom, którym tamte nie przypadły do gustu, i ta raczej się nie spodoba. Gwarantuję jednak, że czytelnicy, którzy świetnie bawili się przy lekturze trylogii, na pewno będą zadowoleni. Jeśli chodzi o mnie, jestem na tak, porównując jednak obie historie (choć wiem, że ta dopiero się rozkręca), większą sympatię mam do komisarza Radosława Wyrwy (wiadomo!) i prokuratora Łukasza Zimnickiego, niż do Piotra Orłowskiego. Podobnie sytuacja wygląda z postaciami kobiet, choć Kinga jest dość zbliżona charakterologicznie do Aleksandry, to jednak tę pierwszą darzę cieplejszymi uczuciami. Nie zmienia to faktu, że lektura była bardzo przyjemna, a ja z chęcią poznam dalsze losy bohaterów, którym (jestem pewna) Autorka zaserwuje jeszcze nie jedną przygodę.

Sardegna

Co będziemy czytać w majowej Trójce e-pik?


posted by Sardegna on

6 comments

Nie mogę uwierzyć, że zbliża się już maj! Czwarty miesiąc wyzwania się kończy, czas więc na wybór trzeciej kategorii Trójki majowej. Tradycyjnie w komentarzach poniżej, a także w naszej grupie Trójkowej pod TYM linkiem możecie proponować trzecią kategorię wyzwania, którą chcecie czytać w maju. Od razu przypomnę, że nie powtarzamy opcji, które już wcześniej był wykorzystane (dla pewności TUTAJ znajdziecie zestawienie wszystkich Trójkowych kategorii, jakie do tej pory się pojawiły). Biorę pod uwagę pierwszych 10 kategorii, a później w ankiecie na blogu i w grupie na Facebooku będziecie mogli wybrać swojego faworyta. Przypominam, że każdy uczestnik może oddać maksymalnie 3 głosy. Zapraszam do zabawy i proponowania swoich opcji.

***

AKTUALIZACJA. Poniżej znajduje się dziesięć kategorii majowej Trójki e-pik. Jedna osoba może zagłosować na trzy opcje. Jeżeli ktoś zagłosował już na FB, nie musi tego robić tutaj, i odwrotnie. Zachęcam do oddawania głosów i zaangażowania się w majowe wyzwanie:


1. Książka będąca w oryginale w nietypowym języku
2. Liczba w tytule
3. Czas - ważny dla fabuły albo w tytule
4. Książka, która ma podtytuł
5. Kobieca biografia
6. Powieść graficzna
7. Coś słodkiego - w tytule lub na okładce
8. Imię i nazwisko w tytule
9. Co w trawie piszczy czyli fauna i flora w literaturze
10. Historia dziejąca się w realiach starożytności lub w uniwersum mitologii



  Sardegna

Planszówkowo #11 "Wtedy kiedy"


posted by Sardegna on , , ,

No comments

Uwielbiam gry planszowe i karciane dla dzieci, stąd też chętnie włączam się w rodzinne rozgrywki,  ale nic nie sprawia mi takiej radości, jak możliwość zagrania w interesującą grę dla dorosłych. Fajną opcją jest "Ryzyk - fizyk" (choć nie wyklucza on także obecności dzieci), a także poniższa gra karciana "Wtedy kiedy" (tutaj również dzieci mogą się przyłączyć, z tym że działają bardziej na zasadach przypadku, niż rzeczywistej strategii). "Wtedy kiedy" to typowa karcianka, przy rozgrywce której można korzystać tylko z podstawy, albo włączyć w nią pierwszy dodatek "Szalone fakty" (kolejne będą sukcesywnie tworzone). Szczegóły na temat gry zainteresowani gracze znajdą na stronie Egmontu, natomiast ja dzisiaj postaram się w paru słowach opisać moje wrażenia z jej przetestowania.


Gra zawiera:
  • 274 dwustronnych kart z wydarzeniami 
  • 1 karta zakładka
  • instrukcja
  • pudełko z miejscem na dodatki
Karty umieszcza się w wygodnym, twardym pudełku, z miejscem na ewentualne dodatki. Gra ma bardzo proste zasady, które można modyfikować w miarę potrzeb i chęci graczy, a w skrócie polegają one po prostu na ułożeniu kart w odpowiedniej linii chronologicznej. 

Karty są dwustronne, z jednej strony żółte, z drugiej niebieskie. Na obydwóch stronach zapisane są pytania, a także poprawne daty wydarzenia. Karty umieszcza się w pudełku tak, aby były skierowane tym samym kolorem w jedną stronę. Na końcu talii wkłada się zakładkę, aby zaznaczała, kiedy pewien etap gry dobiega końca. 

Grę rozpoczyna się od dowolnego gracza, który wybiera kartę z pudełka, czyta na głos wydarzenie, ale nie pokazuje pozostałym graczom daty. Gracz siedzący od niego po lewej stronie, musi wskazać miejsce na swojej linii chronologicznej, w którym odczytane wydarzenie będzie pasowało. Jeżeli dobrze odpowie i zweryfikuje przedział czasowy, karta jest mu przekazywana i może dołożyć ją do swojej linii chronologicznej. Jeżeli wskaże źle, karta zgodne ze wskazówkami zegara, przechodzi (aż do skutku) na kolejnego gracza. Nie trzeba się też martwić, jeżeli zdarzy tak, że dane wydarzenie w grze będzie miało taką samą datę, jak któreś z ustawionych na linii czasu. Wtedy wystarczy tylko wskazać miejsce bezpośrednio obok karty z tą samą datą, przed lub za nią. Runda rozpoczyna się od nowa z kolejnym graczem, aż do momentu, kiedy ktoś ułoży 10 wydarzeń na swojej linii. 

Instrukcja pokazuje jeszcze dodatkowy wariant, bardziej zaawansowany, z którego można, ale oczywiście nie trzeba, korzystać. Wtedy nad swoją linią czasu, w górnym rzędzie, umieszczamy kartę w odpowiednim miejscu, zostawiając w dolnym rzędzie puste na nią miejsce. Kolejno gracz decyduje, czy chce grać dalej, czy woli pasować. Jeżeli gracz będzie grał dalej dobiera następną kartę i ustawia ją w podobny sposób. Gdy idzie mu dobrze i prawidłowo obstawia, przesuwa karty do dolnego rzędu. Może w ten sposób zdobyć kilka kolejnych kart, natomiast jeżeli się pomyli, to traci wszystkie karty z górnego rzędu.

Ten wariant na pewno jest elementem wprowadzającym zaskoczenie i dynamikę, ale powoduje też, że gra szybciej się kończy. 

Jeśli chodzi o dodatek, zawiera on 110 kart, wyglądających identycznie, jak podstawowe, zawierających nowe fakty, które raczej nie są typowymi wydarzeniami historycznymi, a bardziej jakimiś szalonymi momentami, mającymi miejsce na przestrzeni wieków.

Uwagi:

Ułożenie 10 wydarzeń jest oczywiście umowne. Można grać do 12 - 15 wydarzeń, to wszystko zależy od ochoty i inwencji  graczy. Można też zmodyfikować sobie element przechodzenia karty na kolejną osobę. Kiedy jeden z graczy źle odpowie, kartę można od razu odłożyć na bok, do gry wchodzi wtedy następna osoba. 

"Wtedy kiedy" jest świetną grą imprezową, nie ma ograniczeń wiekowych, ani w ilości uczestników. Bawi i uczy, i choć ma ograniczoną ilość kart, nie jest powtarzalna, bo raczej mało kto jest w stanie zapamiętać daty i kombinację wszystkich wydarzeń. Szukacie niebanalnej gry towarzyskiej? "Wtedy kiedy" poleca się nie tylko od święta!

Sardegna

ŚBK: "Najstraszniejsza książka, jaką w życiu czytałam"


posted by Sardegna on

2 comments

Kwietniowy post tematyczny będzie zupełnie nieświąteczny, powiem więcej, nie będzie nawet opowiadał o miłych rzeczach, ma bowiem dotyczyć najstraszniejszych książek, jakie przyszło nam w życiu czytać. 
Jeśli chodzi o mnie, to zanim wspomnę książki, które zrobiły na mnie największe wrażenie i bałam się nieziemsko podczas ich czytania, to muszę najpierw opisać mój stosunek do tego typu literatury. 
Kiedy byłam dość młodym czytelnikiem, właściwie zaczynałam dopiero przygodę z książkami, w pierwszej kolejności skłoniłam się ku kryminałom. Na początku były to bardziej "delikatne" historie, głównie kryminały Agathy Christie, czy te, z serii "Z kluczem" dostępne w mojej osiedlowej bibliotece, które pozwalały na rozkręcenie umiejętności logicznego myślenia, zwracania uwagi na szczegóły, czy zaznajomienie się z różnymi zagadkami kryminalnymi. Wkrótce jednak zaczęły mi one nie wystarczać, bowiem w żaden sposób nie okazywały się dla mnie straszne, ani zaskakujące. W głównej mierze nie miały elementów grozy, ani nie wprowadzały większego napięcia. Wtedy stwierdziłam, że nadszedł czas na książki innego gatunku, zaczęłam więc na półkach miejskiej biblioteki szukać czegoś mocniejszego.

Musze wspomnieć, że byłam wtedy zupełnie nieświadomą nastolatką, kończącą szkołę podstawową, która do tej pory czytała opowieści w stylu Agathy Christie i nie miała pojęcia o "mocniejszej" literaturze. Wyobraźcie sobie więc sytuację, kiedy przeszukując półki poprosiłam panią bibliotekarkę o coś strasznego, ta wręczyła mi "Czerwonego smoka" Thomasa Harrisa, a ja jakby nigdy nic, zaczęłam sobie tę książkę czytać.

Kto czytał "Czerwonego smoka" albo widział film ten wie, że nie jest to historia dla dzieci ani nastolatków. Powiem więcej, nie jest to nawet historia dla niektórych dorosłych, w książce tej dzieją się dantejskie sceny, opisy morderstw i zbrodni, których dokonywał zabójca naprawdę są makabryczne. Nie mam pojęcia, co kierowało panią bibliotekarką, kiedy mi tą książkę wręczała (być może fakt, że jej nie czytała), wiem tylko, że po tej lekturze długo nie mogłam się otrząsnąć i praktycznie do dziś nie odważyłam się przeczytać jej ponownie, ani obejrzeć do końca filmu.  

W każdym razie, trauma "Czerwonego smoka" utrzymywała się we mnie parę lat, stąd też od tamtej pory czytałam fantastykę, młodzieżówki, obyczaje, czy też lektury w czasie liceum, i gdzieś dopiero na studiach odważyłam się ponownie sięgać po thrillery, kryminały i horrory. Potem przez długi czas, praktycznie aż do momentu urodzenia się moich dzieci, czytałam tylko takie historie, a im były straszniejsze i bardziej krwawe, tym bardzie mnie wciągały. Wtedy też przeczytałam "Rytuał" Grahama Mastertona - książkę, która okazała się najbardziej obrzydliwą historią, jaką w życiu czytałam. Autentycznie podczas lektury miałam odruch wymiotny, co nie zdarzyło się u mnie nigdy wcześniej, ani też później.  

Teraz, kiedy mam swoją rodzinę i dzieci, ten gatunek literacki nie jest już mi tak bliski. Owszem, lubię czasami przeczytać jakiś dobry thrillery czy horror, ale jednak w moich wyborach dominują łagodniejsze historie. Z tych strasznych, przeczytanych już ostatnimi czasy, na pewno są powieści Maxima Chattama, opisujące najgorsze z ludzkich instynktów, z czego najstraszniejszą i najmocniejszą uważam "W ciemnościach strachu", czyli drugi tom "Trylogii zła". Powieści Chattama nie są dla ludzi o słabych nerwach, na pewno nie spodobają się każdemu, zawierają bowiem dość sugestywne i makabryczne opisy, mogące nawet brzydzić.


Tak więc prezentują się 3 najstraszniejsze powieści, jakie w życiu czytałam. Złożyło się, że każdą z nich poznałam w innym okresie mojego życia, ale nawet teraz, po latach, nie sądzę, żebym była w stanie przeczytać je ponownie. 

A jaka książka, jest tą najstraszniejszą w Twoim rankingu? 

Sardegna