Wydawnictwo: Prószyński i S - ka
Liczba stron: 573
Moja ocena : 4/6
Gdy zerknęłam na okładkę i opis książki, w pierwszym momencie pomyślałam, że to romans z wątkiem grozy w tle. Jednak w Biblionetce powieść sklasyfikowano jako horror. Zaciekawiło mnie to na tyle, że postanowiłam stwierdzić, do czego bliżej w powieści: do ckliwej historii miłosnej, czy do przerażającej i mrocznej opowieści.
Teraz po lekturze, mogę skłonić się bardziej w stronę grozy. Oczywiście nie jest to horror na miarę Nekroskopu czy przerażających (niektórych) opowieści Mastertona, ale ma fajnie momenty i trzyma w napięciu. Nie jestem raczej zwolenniczką horrorów. Nie czytałam ich zbyt wiele i żaden ze mnie znawca gatunku. Wiem jednak co mnie zdrowo przeraża, a co daje dreszczyk emocji i przestrachu. "Samotność o północy" zaliczę do "leciutkiego" horroru.
Kate jest uzdolniona pisarką i właśnie przeżywa zawód miłosny. Aby dojść do siebie, za namową znajomego, wynajmuje domek nad brzegiem morza, w hrabstwie Essex. Chatka nie jest jednak przytulnym gniazdkiem, tylko samotnym domkiem nad urwiskiem, który w środku zimy, w żaden sposób nie jest przytulny. Jedynymi sąsiadami Kate stają się właściciele domostwa, którzy mieszkają w swej farmie, niedaleko. Mają oni syna... i tutaj powiecie... romansidło...a wcale nie!
W każdym razie, Greg chce pozbyć się dziewczyny, gdyż zajęła jego miejsce do twórczej pracy malarskiej. Alison, młodsza siostra Grega też nie jest przychylnie nastawiona do Kate. Nowa lokatorka, swoją ciekawością, przeszkadza jej w pracy archeologicznej, w pobliżu urwiska. Kiedy w domku Kate zaczynają się dziać dziwne rzeczy, dziewczyna jest przekonana, że ktoś robi jej głupie kawały. Jednak sytuacja wymyka się spod kontroli, kiedy okazuje się, że archeologicznym znaleziskiem Alison stał się grób z czasów rzymskich. Okolicę zaczynają nawiedzać dziwne siły, a ludzie giną w tajemniczych okolicznościach. Dodatkowo, zła pogoda odcina farmę i chatkę od reszty świata, a Kate podejmuje walkę o przetrwanie.
Podsumowując, powieść ma świetny początek. Naprawdę wciągający i dający dreszczyk emocji. Potem jest niestety gorzej. Akcja ciągnie się ciągnie w nieskończoność. Bohaterowie chodzą tam i z powrotem. Straszna dłużyzna. Na szczęście retrospekcje z czasów rzymskich umilają czas oczekiwania na zwrot współczesnej akcji. Szkoda, że historia bohaterów rzymskich nie została rozbudowana. Ten wątek wydaje mi się znacznie bardziej interesujący i z chęcią przeczytałabym o szczegółach tragedii, która rozegrała się w owych czasach. W końcu jednak akcja nabiera tempa i zakończenie (choć nie najwyższych lotów) jest zadowalające. Moim zdaniem, powieść spokojnie zmieściłaby się w 300 stronach.
Mimo dużej liczby stron, książkę czyta się łatwo i szybko Jeśli ktoś ma ochotę na coś innego niż kobiece czytadło/kryminał/romans, w ciemny, ponury, jesienny wieczór, polecam.
Sardegna
chyba się skuszę, ciągnąca się akcja jakoś mnie nie odstrasza, a chętnie przeczytam coś innego niż romans czy krminał
OdpowiedzUsuńMoże i ja się skuszę na książkę?
OdpowiedzUsuń