Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 340
Moja ocena : 6/6
Napisałam już opinie o bardzo wielu książkach. O niektórych pisało mi się z łatwością, o innych z większym trudem. Jedne do dziś są mi bliskie i zapamiętam je na długo, inne znikną gdzieś w zakamarkach pamięci.
Nigdy jednak nie miałam takiego zamętu w głowie i sercu, jak ten, który pojawił się w trakcie czytania "Długiego film o miłości. Powrót na Broad Peak". Cokolwiek dzisiaj napiszę i tak będzie to bez znaczenia, bowiem nie odda wrażeń i myśli, jakie nachodziły mnie w trakcie lektury. Przyjmijcie zatem moja opinię jako zlepek emocji, które siedzą w mojej głowie i nie mogą znaleźć ujścia.
Nigdy jednak nie miałam takiego zamętu w głowie i sercu, jak ten, który pojawił się w trakcie czytania "Długiego film o miłości. Powrót na Broad Peak". Cokolwiek dzisiaj napiszę i tak będzie to bez znaczenia, bowiem nie odda wrażeń i myśli, jakie nachodziły mnie w trakcie lektury. Przyjmijcie zatem moja opinię jako zlepek emocji, które siedzą w mojej głowie i nie mogą znaleźć ujścia.
Dwa lata temu śledziłam wzmianki o przygotowaniach chłopaków do wyprawy na Broad Peak. Pół roku później, z jeszcze większymi emocjami, wyczekiwałam wszystkich informacji o ich zimowym wejściu. Trzy dni później, ze łzami w oczach i niedowierzaniem, słuchałam, że dwójka z nich już nigdy nie wróci.
Kocham góry. To jedna z moich miłości, zaszczepiona przez męża, mająca swoje uwieńczenie zaręczynami na Rysach. Teraz trochę ta miłość musiała pójść w odstawkę, trudno bowiem wędrować z małymi dziećmi po Tatrach, od schroniska do schroniska. Wiem, że dla niektórych rodziców to nie problem, i takich ludzi szczerze podziwiam i trochę im zazdroszczę tej rodzicielskiej odwagi. ja chyba jednak jestem bardziej zachowawcza i wolę poczekać, aż trochę podrosną. Ale, ale... to nie o mnie miało być, tylko o innych ludziach, kochających góry.
Ludziach, dla których góry były całym życiem, nieustannym wyzwaniem, wolnością i odskocznią od codzienności, o ludziach, którzy żyli dla gór, o ludziach, których w głębi serca podziwiam i chyba trochę tej pasji i tego "życia na 100%" im zazdroszczę.
Broad Peak przyniósł polskiej ekipie himalaistów wielki sukces, ale jednocześnie, wielki dramat, słodko - gorzką radość z pierwszego w historii himalaizmu, zimowego wejścia na ten nieprzychylny szczyt Karakorum. Sporo mówiono później o przyczynach śmierci dwóch uczestników wyprawy. Sporo padło oskarżeń i sporo spekulacji.
Pół roku później, w Himalaje wyruszyła ekipa poszukiwawcza, której celem było odnalezienie i pochowanie ciał zaginionych chłopaków. To właśnie w skład tej ekipy wchodzi autor książki, który postanawia zrelacjonować wyprawę i wrócić do tej najważniejszej - zimowej.
Reportaż to nie jest moja ulubiona forma literacka. Nie lubię czytać suchych faktów, widzianych oczami reportażysty. Wolę sama przeżywać emocje. W tym przypadku jednak, forma książki była jakby dla mnie drugoplanowa. Z każdą bowiem stroną przeżywałam dramat Broad Peaku na nowo. Czułam, jakbym cofnęła się w czasie i jeszcze raz, nie dowierzała, że to co wydarzyło się w marcu 2013, miało miejsce naprawdę. Znałam przecież wszystkie fakty, znałam przebieg wyprawy poszukiwawczej, miałam jednak wrażenie, że o wszystkim czytam po raz pierwszy.
Nie mnie oceniać kogokolwiek i cokolwiek, związanego z wyprawą. Nie mnie deliberować, kto winny tragedii, kto niewinny, co zaważyło o porażce, jak ktoś powinien się zachować, a nie zrobił tego czy tamtego. Dla mnie ważna jest jedynie moc, która drzemie w Lodowych Wojownikach i ich niezachwiana wiara w to, że wszystko skończy się dobrze. Ich siła i chęć do kolejnych wypraw, wytrzymałość, wola walki i wielka, wielka miłość do gór, którą doskonale rozumiem.
Popłakałam sobie w trakcie lektury i tuż po jej zakończeniu. Po raz kolejny obejrzałam w Internecie urywki "Boskiego światła", przejrzałam stronę Polskiego Alpinizmu Zimowego, i próbowałam ogarnąć, co takiego jest w górach, ze ludzie tak do nich lgną.
Nic sensownego nie wymyśliłam, poza tym, że chciałabym już pojechać w Tatry i ponownie poczuć tą moc i siłę, zdobywając szczyt. Właśnie wtedy mam pewność, że wszystko w moim życiu jest tak, jak być powinno.
"A góry nade mną, jak niebo, a niebo nade mną, jak góry"
Sardegna
Czytałaś o tym, że Hugo Bader popełnił plagiat i kilka fragmentów tej książki jest zwyczajnie ukradzionych? Rzuciłam Ci linkiem na tablicę, ale nie wiem czy czytałaś. Wielka afera jest.
OdpowiedzUsuńKurcze, sama nie wiem, co o tym myśleć. Jeżeli to prawda, to przykrość wielka...Chociaż jak już pisałam, na mój stosunek do historii Broad Peaku to nie wpływa
UsuńCzytałam kilka tekstów o tym plagiacie - niefajnie ;/ ale książka na mnie czeka... też nie przepadam za reportażem, ale jak Ty popłakałaś ;) to chętniej poczytam
OdpowiedzUsuńEmocjonalnie do niej podeszłam. Jak zresztą do wszystkiego, co z górami związane. Zobaczymy, co wyjdzie z tej afery. Szkoda tylko, że wszystko kosztem tej słodko-gorzkiej wyprawy
UsuńA ja czuję, że to nie jest książka dla mnie. Lubię góry, może nie te bardzo wysokie, ale nasze Tatry czy Karpaty. Jednak za książkami o tej tematyce nie bardzo przepadam.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Dla mnie po prostu była to książka obowiązkowa, po całym zaangażowaniu w tragedię
UsuńWłaśnie skończyłam czytać a tu dotarła do mnie informacja o plagiacie. Nieładnie.
OdpowiedzUsuńTeraz mam problem z recenzją???
A emocje były duże.
Wiesz, żałuje bardzo, że nie napisałam o książce wcześniej, przed ta informacją o plagiacie. Miałam już ją przeczytaną od kilku dni, ale sama wiesz, emocje... teraz to już książka nie wzbudza w czytelnikach takiego entuzjazmu, szkoda
UsuńLubię takie książki, są dobre na odmóżdżenie po stresującym dniu. Szybko się czyta a fabuła nie wymaga za wiele od czytelnika.
OdpowiedzUsuńO, doprawdy, Wiolu? Cóż za nonszalanckie podejście do tragedii.
UsuńNie wiem, jak mam to skomentować. Może komentarz miał być po innym wpisem?
UsuńJa się do wielbicieli gór nie zaliczam - czuję przed nimi respekt, nawet jak jestem na "cywilizowanym" stoku narciarskim... Nie wątpię, że lektura jest trudna, w końcu opowiada o tragedii, która jeszcze jest świeża w pamięci. Może kiedyś podejmę się przeczytania...
OdpowiedzUsuńDo gór trzeba mieć respekt, bo jeśli się je traktuje nonszalancko to o tragedię nietrudno. Sama kocham góry w wersji pieszej, w wersji narciarskiej nie bardzo ;)
Usuń