Pages

wtorek, czerwca 27, 2017

"Kiedy będziemy deszczem" Dominika van Eijkelenborg


Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron:  432
Moja ocena : 6/6


Raz na jakiś czas trafia mi się zupełnie niepozorna książka. Historia, która z założenia ma być zupełnie przeciętna, ma za zadanie umilić mi czas i dostarczyć rozrywki na jeden wieczór. W rzeczywistości jednak okazuje się być czymś więcej. Czymś po prostu niesamowitym!

"Kiedy będziemy deszczem" to taka właśnie książka. Historia, reklamowana jako kryminał, czy nawet thriller, o dość średniej, sami przyznacie, okładce, okazuje się być genialną powieścią psychologiczną, ale faktycznie nie przemawiającą do każdego czytelnika. Jeżeli ktoś więc nastawi się na lekturę kryminalnego śledztwa i wartko toczącą się akcję, może się srogo rozczarować. "Kiedy będziemy deszczem" to leniwie tocząca się opowieść, ale z każdą kolejną stroną odkrywa ona przed czytelnikiem niesamowite emocje. Tak właściwie ta książka jest jedną, wielką, żarzącą się kulą emocji, sprytnie ukrytą między wierszami.

Mam jednak wrażenie, że powieść ta skierowana jest do konkretnej grupy odbiorców, do osób, które mogą z tą historią się w jakiś sposób zidentyfikować. W takim wypadku treść trafia do czytelnika z wielką siłą, z różnych powodów staje się wtedy dla niego ważna, bliska i może tkwić w świadomości na długo po zakończonej lekturze. Dla czytelników, którzy nie poczują tej "iskry", historia Ingi może się okazać po prostu nudna.

Ja osobiście należę do tej pierwszej grupy. I szczerze powiem "Kiedy będziemy deszczem" znajduje się póki co, na szczycie mojej liście najlepszych książek, przeczytanych w 2017 roku.

Inga nie miała łatwego dzieciństwa, kiedy więc zakochuje się ze wzajemnością w Marcu de Graaf, holenderskim studencie, nie namyślając się długo, postanawia opuścić kraj i zbudować szczęśliwe małżeństwo za granicą. Obecnie jest spełnioną trzydziestopięcioletnią kobietą, matką dwójki małych dzieci, która wraz z rodziną zamieszkuje przedmieścia jednego z holenderskich miast. Ta małżeńska sielanko to jednak tylko pozory.

Początkowy etap fascynacji i zakochania zmienia się w małżeńską rutynę, powtarzalne obowiązki, nudę i ... samotność. Marc sporo pracuje, pozostawiając żonie wolną rękę w opiece nad dziećmi i zajmowaniu się domem. Wolne weekendy, które mają być czasem wspólnie spędzonym, kończą się zazwyczaj pretensjami, wyrzutami i wieczorami spędzonymi w ciszy. Inga z każdym kolejnym dniem, zaczyna odczuwać większą frustrację, tęsknotę za kontaktem z przyjaznymi jej ludźmi i gniew na męża, że tak właśnie potoczyło się jej życie. 

Wszystko zmienia się jednak z chwilą, kiedy Inga poznaje Robina.... 

I nie. To nie jest historia o znudzonej małżeńskim życiem, kobiecie, która znalazła sobie kochanka. Ta opowieść niesie ze sobą coś znacznie więcej. Robin, który nie miał prawa stać się Indze bliski, okazuje się być człowiekiem, który zmienia w niej wszystko. Jest jej przyjacielem, powiernikiem, i bratnią duszą. Kimś, kto na nowo odkrywa w niej pasję i budzi pewność siebie. Ofiaruje jej coś niemożliwego, coś, o czym sama Inga dawno już zapomniała. I wszystko byłoby całkiem zwyczajne, gdyby nie to, że Robin ma ... no właśnie.

I właśnie o tym jest ta książka, choć gdzieś tam po drodze, a zwłaszcza w końcówce, krystalizuje się wyraźny wątek kryminalny (jak dla mnie, zupełnie poboczny i mógłby być zupełnie pominięty), to jednak w całej tej historii, ważniejsze okazuje się być coś innego. 

Jak to zwykle powtarzam: nie umiem dobrze pisać o genialnych książkach. Mam tylko nadzieję, że wystarczająco zachęciłam Was do sięgnięcia po "Kiedy będziemy deszczem" i odszukania w niej tego, co mnie tak poruszyło.


Sardegna

2 komentarze:

  1. Mnie bardzo zachęciłaś :) Lubię tego typu książki!

    Ps. Bardzo ładny blog, na pewno będę tutaj zaglądać :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :) mam nadzieję, że zagościsz u mnie na dłużej

      Usuń