Wydawnictwo: editioblack
Liczba stron: 212
Moja ocena : 3/6
Mam wielkość słabość do Autorów pochodzących z moich rodzinnych, śląskich stron. Tym pisarzom kibicuję najmocniej i jeśli tylko jest taka możliwość, staram się czytać i promować ich twórczość. Kiedy więc na rynku wydawniczym pojawiła się zapowiedź "Kołysanki", której Autor, pan Bartłomiej Piotrowski jest Ślązakiem, a akcja jego książki toczy się w Gliwicach, od razu postanowiłam przyjrzeć się jej bliżej.
"Kołysanka" kusi genialnym opisem na okładce. Promowana, jako mroczny thriller, w którym tajemniczy zabójca porywa dzieci, zabija je i podrzuca ich ciała na gliwickie place zabaw. Koncept świetny, bardzo niepokojący, aż sama miałam poważne obawy, czy wytrzymam napięcie, związane z fabułą zabójstw dzieci, która nigdy nie jest dla mnie łatwym tematem, a do tego jeszcze znajome Gliwice. Nie dziwi więc fakt, że po takim wstępie miałam bardzo wysokie oczekiwania, co do lektury. Zapowiadało się całkiem nieźle, jednak pierwszy szok przeżyłam w momencie, kiedy pierwszy raz wzięłam książkę do ręki. Okazało się, że ma ona tylko 200 stron i jest "cieniutką broszurką", w porównaniu z innymi kryminałami, co zdziwiło mnie niezmiernie. Wydawało mi się bowiem, że w tak małej objętości tekstu trudno będzie konkretnie rozbudować i zakończyć kryminalną intrygę. Nie chciałam się jednak uprzedzać, więc jak najszybciej zabrałam się za lekturę.
Niestety mam z tą książką wielki problem. "Kołysanka" ma bowiem potencjał, który wyraźnie nie został wykorzystany. A szkoda, bo początek jest naprawdę obiecujący, podobnie jak zamysł działania "Pana Kołysanki", niestety z wykonaniem jest już trochę gorzej. Dlaczego? Postaram się uargumentować to poniżej.
Na Gliwice pada mroczny cień, ktoś bowiem, od paru miesięcy porywa i zabija maluchy, podrzucając ich ciała, po tygodniowym przetrzymywaniu w nieznanym miejscu, na miejskie place zabaw. Dzieci upozorowane są, jakby były w trakcie zabawy, ale nie mają żadnych śladów przemocy. Mimo że do porwań dochodzi niemal tuż pod okiem rodziców, nikt nie jest w stanie znaleźć żadnego tropu, prowadzącego do "Pana Kołysanki", jak to zabójcę określa policja. Miasto od miesięcy żyje w stresie, jednak stróże prawa nadal są bezsilni i nie mogą trafić na najmniejszą poszlakę zwyrodnialca.
Kiedy kolejne dziecko zostaje porwane, a ofiarą jest 6 letnia Zuzia, prywatne śledztwo postanawia wziąć w swoje ręce Gaja Wolf, bezkompromisowa była żołnierka, która w sprawę zaangażowana jest prywatnie, bowiem dziewczynka jest jej bratanicą. Do pomocy organizuje sobie Oskara Krula, również byłego wojskowego, dość ekscentrycznego człowieka, o mocno liberalnych poglądach i stylu bycia, który przyjaźnił się kiedyś z nieżyjącym już ojcem Zuzi, Arturem. Ta dość niezwykła para detektywów, z siłą taranu wchodzi w śledztwo, na początek prześwietlając wszystkich członków rodzin, w których doszło do porwań dzieci.
Gaja jest zdeterminowana i nie cofnie się przed niczym. Nie waha się użyć broni, ani swoich umiejętności sztuk walki, aby uzyskać potrzebne informacje i osiągnąć swój cel. W końcu trafia na ślad potencjalnego winnego, któremu postanawia się bliżej przyjrzeć, a całej akcji dzielnie towarzyszy jej Oskar, choć sprawa dla niego również ma wymiar osobisty, a obecność rodziny Zuzi budzi w nim wiele, niekoniecznie dobrych, wspomnień.
Jak widzicie, fabuła zapowiada się całkiem nieźle. Sprawa toczy się wartko i wszystko idzie dobrze, aż do momentu, kiedy bohaterowie odkrywają, kto jest Panem Kołysanką i co jest motywem jego postępowania, bo niestety dzieje się to ... po pierwszych 100 stronach. I właściwie w tym momencie książka mogłaby się już skończyć i stać się nieco dłuższym opowiadaniem, częścią jakiejś kryminalnej antologii, wtedy naprawdę nie miałabym większych uwag. Niestety tak się nie stało. Okazało się, że jest to dopiero połowa historii, z czego druga część poświęcona jest poszukiwaniom wspólnika mordercy. No i niestety tu już było tylko gorzej. Mało przekonująco, bez pomysłu i nudno. Zdecydowanie lepiej byłoby zakończyć historię na jednym zabójcy, ale rozbudować ją, zwłaszcza o działania i motywy mordercy, którego wątek powinien być w tej opowieści niejako najważniejszy, a w rezultacie był tylko tłem do działań Gai i Krula.
Jeśli chodzi o same kreacje bohaterów, Gaja jest postacią nietuzinkową. Gra ostro, widać, że jest mocnym zawodnikiem. Polubiłam ją, choć nie dane mi było poznać jej bliżej, bowiem najwięcej miejsca w tej historii poświęcone zostało Oskarowi, który jak dla mnie, jest raczej postacią drugoplanową, ale to jego wątek Autor najbardziej eksponuje. To nie przypadło mi do gustu i absolutnie nie mam bohaterowi za złe rozwiązłości czy dość skomplikowanej przeszłości. Po prostu, jak dla mnie, w tak małej objętości książki jest zdecydowanie za dużo Oskara, a za mało tego mrocznego kryminału, o którym piszą na okładce.
Ja wiem, że niełatwo jest napisać debiut, który wbije czytelników w fotel, nie mogłabym jednak z czystym sumieniem polecać "Kołysanki", nie wspominając o tych wszystkich niedociągnięciach, które niestety miały tutaj miejsce. Także zostawiam Was z tym wpisem i decyzją, czy chcecie zainteresować się bliżej historią Pana Kołysanki, rozgrywającą się w Gliwicach (których niestety też jest w książce bardzo mało...).
Sardegna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz