Pages

poniedziałek, grudnia 03, 2018

"Skaza" Robert Małecki


 Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 568
Moja ocena : 6/6

Kiedy skończyłam lekturę trylogii Roberta Małeckiego, z dziennikarzem Markiem Bennerem w roli głównej (#1, #2, #3), z wielką niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej książki Jego autorstwa. To moje oczekiwanie i wypatrywanie zapowiedzi nowej powieści było dwojakie, bo z jednej strony miałam poważne obawy, gdyż wydawało mi się, iż takiemu super debiutowi trudno będzie dorównać. Z drugiej jednak, w głębi serca, liczyłam na wielkie bum i coś, co mnie pozytywnie zaskoczy. Wierzyłam, że zaiskrzy równie mocno, jak w przypadku "Najgorszego..." i będzie naprawdę dobrze. No i na szczęście się nie zawiodłam! 

We wrześniu na rynku wydawniczym pojawiła się "Skaza", pierwszy tom trylogii ("Skaza", "Wada", "Rysa"), której bohaterem jest tym razem komisarz, Bernard Gross. Człowiek ten jest mocno po przejściach (Autor, jak widać, nie daje swoim bohaterom lekkiego życiorysu...), wcześniej pracował w toruńskiej policji, ale po rodzinnej tragedii, w wyniku której jego żona zapadła w śpiączkę, przenosi się na prowincję, do pobliskiej Chełmży.

Choć od wypadku jego żony minęło już 10 lat, ten nie potrafi pogodzić się z sytuacją. Ciągle jest w niemym konflikcie z synem Bartkiem, który nie może wyzbyć się poczucia winy i nie umie ułożyć sobie życia. Gross w całości poświęca się więc pracy komisarza w chełmżyńskim komisariacie, choć w mieście nie dzieje się zbyt wiele, bowiem Chełmża to niewielka społeczność, w której wszyscy się dobrze znają i praktycznie nie mają przed sobą żadnych tajemnic.

Pewnego dnia jednak, coś się zaczyna dziać. Na zamarzniętym Jeziorze Chełmżyńskim, zostają znalezione zwłoki dwóch mężczyzn. Spod lodu zostaje wyciągnięty topielec, którym okazuje się 15-letni Antek, spokojny nastolatek, znany wszystkim w mieście. Natomiast w łódce przycumowanej  u brzegu jeziora i unieruchomionej w skutym lodem, odnajdują się zwłoki bezdomnego, którego tożsamość jest już lokalnej policji zupełnie nieznana. Człowiek ten od początku budzi podejrzenia policjantów. Z jednej strony wygląda na bardzo zaniedbanego, ale z drugiej, ma pewne ślady świadczące o tym, że dbał o swoją fizjonomię. Początkowo, obu zgonów nikt nie łączy ze sobą, uważając śmierć chłopaka za nieszczęśliwy wypadek, a bezdomnego za zwyczajne zamarznięcie. Jednak Grossowi coś wyraźnie nie daje spokoju w tej kwestii. Postanawia odkryć, co łączy obu mężczyzn i przede wszystkim zidentyfikować bezdomnego. W ten sposób trafia na pewną informację o zaginięciu lokalnego biznesmena Sławomira Tarasiewicza i jego żony Grażyny, sprzed 10 laty, kiedy to para zniknęła bez śladu, pozostawiając w domu osiemnastoletniego syna Janka. 

Niektóre ślady wskazują na to, że bezdomnym może być rzekomy Tarasiewicz, jednak inne temu wyraźnie przeczą. Błądząc wśród domysłów, Gross postanawia wrócić więc do sprawy biznesmena i odkryć, co tak naprawdę stało się przed 10 laty, przy okazji nie tracąc z oczu wątku aktualnego, związanego z Jeziorem Chełmżyńskim.

Okazuje się, że obie sprawy mogą mieć ze sobą więcej wspólnego, niż na początku się wszystkim wydaje. Jej początki sięgają daleko wstecz, a odkrycie prawdy wstrząśnie lokalną społecznością. Czy w tak małym mieście, jak Chełmża, w którym wszyscy się znają i nic nie da się ukryć, można przez lata skrywać tak wielką tajemnicę? 

W "Skazie", oprócz rozbudowanego wątku kryminalnego, składającego się z wydarzeń rozgrywających się w dwóch przestrzeniach czasowych, bardzo ważna jest historia samego Bernarda Grossa, która będzie pewnie rozbudowywana w kolejnych tomach. Mam nadzieję, że bohater zazna w końcu świętego spokoju, bo jak do tej pory, życie go nie rozpieszczało, a naprawdę zaskarbił sobie moją szczerą sympatię. Wiedząc jednak, jak potoczyły się losy Marka Bennera, mam wrażenie, że Autor nie da Grossowi odsapnąć. 

W powieści tej bardzo istotna jest także cała gama bohaterów drugoplanowych, których rola nie ogranicza się tylko do bycia tłem istotnych wydarzeń. Ich losy śledzi się z równymi emocjami, jak główny wątek kryminalny. Ogólnie mówiąc, w Chełmży jest mrocznie, intrygująco, ale przede wszystkim emocjonująco! "Skaza" to książka z gatunku tych, od których nie można się oderwać. Przeczytałam ją w jeden dzień, nie odkładając, dopóki nie poznałam całej prawdy. Mam nadzieję, że wystarczająco udało mi się zachęcić Was do lektury i poznania bliżej twórczości Roberta Małeckiego. Naprawdę warto.

Sardegna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz