Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 420
Moja ocena : 4/6
"Cymanowski Młyn" Magdaleny Witkiewicz i Stefana okazał się jedną z gorętszych premier, rozpoczynających rok 2019. Niespotykany duet, złożony z pisarzy, na co dzień skupionych raczej na dwóch przeciwnych biegunach świata książkowego, połączył siły, aby dać swoim czytelnikom coś nowego, historię, której jeszcze na polskim rynku książki nie było.
Powieść miała premierę dokładnie 13 lutego, nie udało mi się niestety przeczytać jej przedpremierowo, co się jednak w blogosferze odwlecze, to na pewno nie będzie ze stratą dla książki. Dlaczego? O fajnych tytułach warto przypominać czytelnikom sukcesywnie i długofalowo. Nawet kilka tygodni po premierze, taki wpis przypominający jest bardzo cenny. Co też dzisiaj właśnie czynię.
Takiego pisarskiego połączenia chyba nikt się nie spodziewał! Magdalena Witkiewicz, Autorka wielu cenionych powieści obyczajowych dla kobiet, utrzymująca świetne relacje ze swoimi czytelniczkami w social mediach, napisała już wprawdzie kilka powieści w duetach (z Nataszą Sochą, Marzeną Grochowską czy Alkiem Rogozińskim), nikt jednak nie obstawiał, że to właśnie ze Stefanem Dardą, autorem literatury grozy, stworzy kolejną.
Wydaje się, że tematyka, w jakiej siedzą Autorzy, tak bardzo się rozmija, że nie ma możliwości, aby stworzyli coś wspólnie, w jaki bowiem sposób ciepłe, kobiece powieści obyczajowe, z obowiązkowym, szczęśliwym zakończeniem mają współgrać z horrorem i trzymającą w napięciu, straszną historią? Kto zna twórczość Stefana Dardy ten wie, że jego opowieści wzbudzają w czytelnikach autentyczny strach, samym tylko klimatem i niepokojącą atmosferą. Kiedy więc dowiedziałam się, że powstała książka, której fabuła to połączenie obu zakresów, pomyślałam, że będzie to arcyciekawe doświadczenie i powiew świeżości na rynku wydawniczym. Poza tym, bardzo lubię indywidualne powieści obu Autorów, byłam więc bardzo ciekawa, czy współpraca wypadnie korzystnie, czy raczej osłabi ich "odrębność".
Małżeństwo Moniki i Macieja Kaczmarków przeżywa kryzys. W ramach ratowania swojego związku przyjeżdżają oni na dwutygodniowy urlop do pensjonatu Cymanowski Młyn, agroturystyki ukrytej w sercu Kaszub. Ich relacja już właściwie wisi na włosku, stąd też każdy kolejny dzień i godzina spędzona wspólnie, we własnym towarzystwie powoduje tylko nowe zgrzyty i wzajemne pretensje. Coś jednak tkwi w urokliwym miejscu ich wypoczynku, że po początkowym kryzysie, małżonkowie potrafią się jednak porozumieć i zaczynają naprawiać mocno nadwątloną relację. W środku urlopu, Maciej musi jednak pilnie wracać do Warszawy, a pod jego nieobecność zaczynają dziać się niepokojące rzeczy.
Do pensjonatu przyjeżdża syn właściciela, Łukasz, który jest łudząco podobny (albo taki się wydaje być) do dawnego chłopaka Moniki, spędza coraz więcej czasu w pobliżu młodej kobiety, a ta zaczyna gubić się we własnych uczuciach i wspomnieniach. Do tego dochodzi jeszcze dziwne zachowanie pana Jerzego, gospodarza, który robi wszystko, aby utrzymać upadający Cymanowski Młyn (który sam w sobie jest pensjonatem o dość niepokojącym klimacie, pełnym dziwnych pamiątek po zmarłej żonie właściciela), na rynku agroturystycznym, oraz niepokojący wydźwięk lokalnych legend, związanych z okolicznymi bagnami i tragedią, jaka się tam wydarzyła przed kilkudziesięciu laty.
Czy budynek wpływa na zachowanie przebywającym w nich ludzi? Co dzieje się za jego murami? Jaką tajemnicę skrywają cymanowskie bagna? A może niebezpieczeństwo leży w zupełnie innym miejscu?
Jeszcze
przed lekturą stwierdziłam, że banalne będzie rozpoznanie, która część
napisana została przez Magdalenę Witkiewicz, a która przez Stefana
Dardę. Pierwszym zaskoczeniem, i to raczej pozytywnym, był fakt, iż obie
części raczej się płynnie przenikają, niż od siebie odchodzą, co może
świadczyć o tym, że oboje Autorzy pokusili się o pewną nowość w swej
twórczości i podążyli w stronę partnera. Bowiem i w części obyczajowej
Magdy znajdziemy elementy grozy, jak i w fragmentach Stefana, będzie
całkiem sporo tła obyczajowego. Czy to wyszło twórcom na dobre? Co do
Magdy, myślę, że tak, jej historia straciła na "cukierkowości" i dostała
trochę "pazura". Co do Stefana, tutaj nie jestem pewna. Autor
przyzwyczaił nas jednak do wysokiego poziomu opowieści z dreszczykiem, a
"Cymanowski Młyn" nie jest jakoś super straszny. Szczerze
powiem, dla mnie jest to po prostu powieść obyczajowa z tajemniczym
wątkiem, ale na pewno nie horror, thriller, ani nawet opowieść z
dreszczykiem. Może oczekiwałam zbyt wiele, od mrocznej części tej
historii, a może po prostu wolę Autorów w postaci indywidualnej.
W
każdym razie powieść czytał mi się nieźle, ale uznaję ją bardziej za
obyczajówkę, która nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak zakładałam.
Sardegna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz