Pages

czwartek, września 17, 2020

"Światło między oceanami" M.L.Stedman

Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 432
Moja ocena : 6/6
 
 
Jakiś czas temu na językach czytelników i widzów na całym świecie było "Światło między oceanami", czyli bestseller M.L.Stedman, zekranizowany w 2016 roku. Ja również trochę uległam magii tego tytułu i przy okazji jednej z wymian Śląskich Blogerów Książkowych zaopatrzyłam się w tę książkę o cudownej, filmowej okładce. Oczywiście odłożyłam powieść na bliżej nieokreślony później, które to nieoczekiwanie trafiło mi się przy okazji kompletowania lektur na tegoroczny urlop. W tym roku  postanowiłam bowiem zabrać na wakacje nie tylko książki recenzenckie, ale też takie, które leżały w mojej biblioteczce już dłuższy czas. Okazało się to super sprawą, bo w innych okolicznościach przez najbliższe miesiące, pewnie bym nie przeczytała ani "Światła między oceanami", ani "Gwiazdki z nieba".
 
A tak miałam okazję zagłębić się we wspaniałą, wzruszającą historię, która przeniosła mnie na malowniczą wysepkę Janus Rock, leżącą u wybrzeży południowo zachodniej Australii, dokładnie pośrodku umownej granicy między oceanami, Spokojnym i Indyjskim.
 
Historia rozgrywa się w 1920 roku, kiedy to Australia ledwo co dochodzi do siebie po Wielkiej Wojnie. Do miasteczka Point Partageuse dociera jeden z weteranów wojennych, trzydziestoparoletni Tom Sherbourne, który zmaga się z traumatycznymi wspomnieniami z pola bitwy. Mężczyzna upatruje ukojenia w spokojnej, nieco monotonnej pracy, zgłasza więc swoją kandydaturę na posadę latarnika na wyspie Janus Rock, oddalonej 100 mil od stałego lądu. Choć praca wydaje się śmiertelnie nudna i bez perspektyw, Tomowi bardzo odpowiada, bo to właśnie w usystematyzowanej codzienności i w rutynie odnajduje wymarzony spokój. 
 
Przy okazji jednego z krótkich urlopów na lądzie, Tom poznaje uroczą, młodszą od niego o ponad dziesięć lat, sympatyczną dziewczynę Isabel. Ich uczucie wzmacnia się z czasem, za nic mając dzielącą ich odległość. Kiedy przychodzi czas, kobieta nie waha się też ani chwili z decyzją przeniesienia się na wyspę do ukochanego. Para żyje sobie spokojnie, jednak sen z powiek spędza im fakt, iż Isabel nie potrafi donosić kolejnych ciąż, a marzenia o dziecku stają się coraz bardziej dominujące i przesłaniają im codzienność.
 
Pewnego dnia na wyspę trafia łódka z martwym rozbitkiem trzymającym w ramionach żywe niemowlę. Isabel od razu postanawia zająć się dzieckiem, a ponieważ tęskniąc za własnym, którego nie może mieć, zaczyna zastanawiać się, czy wraz z Tomem mogliby przygarnąć sierotę.
 
Małżonkowie podejmują decyzję, aby nikomu nie przyznawać się, iż dziecko nie jest ich własne, i w jaki sposób trafiło na wyspę. Malutka Lucy rozwija się wzorcowo, Isabel realizuje w macierzyństwie, a rodzina i znajomymi szaleją ze szczęścia, iż Sherbourne'om w końcu urodziło się upragnione dziecko. 
 
Radość nie trwa jednak długo, bo zatrzymanie nieswojego dziecka zaczyna przybierać nieoczekiwane konsekwencje. Pewnych słów i czynów nie da się już cofnąć. Podjęte pod wpływem emocji i niespełnionych pragnień działanie, zaczyna ważyć na spokojnym życiu małżonków, ale też innych ludzi. Decyzja ciąży coraz bardziej, ale nie ma już od niej odwrotu.
 
"Światło między oceanami" to wzruszająca, pełna emocji powieść, którą wyjątkowo intensywnie poczują rodzice. Bardzo mocno zidentyfikują się oni z Isabel i Tomem, będą się zastanawiać, jak postąpiliby w podobnej sytuacji i czy dokonaliby zbliżonego wyboru. Ciężko będzie czytać o rozpaczy, bezsilności, strachu, poczuciu winy bohaterów, próbując pogodzić te emocje z jednoczesną pewnością trafnie dokonanego wyboru. 
 
"Światło..." to opowieść o bezwarunkowej miłości, więzi rodzicielskiej, lojalności, ale też trudnych wyborach, pragnieniu zaspokojenia własnych potrzeb, kierowaniu się dobrem innych, ale też o takiej zwyczajnej, ludzkiej przyzwoitości. Powieść jest naprawdę wyjątkową lekturą, powiedziałabym, że to taka obyczajówka "z górnej półki". Wzruszające zakończenie może złamać serce niejednego czytelnika, ale dla innych może okazać się idealnym zwieńczeniem tej opowieści. Problemy bohaterów i ich decyzje nie są przedstawione pobieżnie, ciekawie obserwować studium psychologiczne postaci (mnie wyjątkowo poruszyła kreacja Toma, kochającego ojca i męża, człowieka zmagającego się z własnymi demonami, który dla swoich bliskich jest w stanie poświęcić wszystko), a do tego piękne okoliczności przyrody, malownicza Australia, cudne nadmorskie klimaty, bezludna wyspa i bezkresne oceany. 

Bardzo polecam! Gwarantuję, że powieść przeczołga Was emocjonalnie! Ale czy nie tego oczekujemy od dobrych książek?
 
Sardegna

10 komentarzy:

  1. Bardzo chciałam poznać tę historię i pożyczyłam ją od koleżanki - przeczytałam kilkanaście stron, odłożyłam i nie wróciłam do niej. Niemniej na pewno chcę to zmienić, bo wszyscy się nią zachwycają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Czasem się tak zdarza, że bestseller, którym wszyscy się zachwycają nam nie pasuje. Mam jednak nadzieję, że jeszcze dasz książce szansę

      Usuń
  2. Czytałam bardzo dobra i wartościowa lektura.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładnie napisałaś o tej książce :) Mam ją w planach i cieszę się, że określiłaś ją jako obyczajówkę z górnej półki. Czegoś takiego ostatnio szukam. Liczę też, że będę w stanie zrozumieć dylematy bohaterów, mimo że nie mam dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) Mam nadzieję, że historia przypadnie ci do gustu, tak jak mnie :)

      Usuń
  4. Lubię fabuły osadzone w początkach XX wieku, więc chętnie przeczytam. Na szczęście nie widziałam ekranizacji, więc nie popsuje mi to radości z lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam podobnie. Zabrałam się za lekturę z dokładnie takim samym nastawieniem. Ekranizację zostawiłam sobie na później. Ale teraz to w sumie nie wiem, czy dam radę ją obejrzeć

      Usuń
  5. Czytałam i tak jak napisałaś powieść "przeczołgała" mnie emocjonalnie. Plan był taki: najpierw książka, a potem film. Jednak na film nie jestem jeszcze gotowa. Taka historia przydarzyła mi się po raz drugim że nie odważyłam się zobaczyć filmu po lekturze. Po raz pierwszy stało się to po przeczytaniu "Drogi" Cormana McCartyego ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też na razie odpuszczam ekranizację. Nie wiem, czy udźwignę kolejne emocje. I miałam podobnie z "Drogą"... też nie odważyłam się na film

      Usuń