Pages

niedziela, stycznia 03, 2021

"Złoty dukat. Opowieści dzieci fabrykanta" Grażyna Bąkiewicz


Wydawnictwo: Literatura
Liczba stron: 144
Moja ocena : 5/6
 
Jeszcze w starym roku przeczytałam bardzo fajną książkę dla dzieci, którą wybrałam na nasze wieczorne głośne czytanie, okazało się jednak, że moje dzieci są na tę historię już trochę za duże, stąd też książka nie do końca spełniła u nas swoją rolę. Niemniej jednak,  korzystając z okazji i faktu, że już zaczęłam ją czytać, postanowiłam dokończyć ją sama dla siebie. 
 
Zanim przejdę do konkretów, chciałam nadmienić, o co chodzi z tą niechęcią moich dzieci, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Opory wynikały głównie ze zbyt dziecinnej narracji i prostego języka. Moje dzieci mają już 10 i 12 lat, więc interesują ich już zdecydowanie doroślejsze książki. Natomiast to trzeba zaznaczyć, sama fabuła, tło historyczne, przygody, w których bohaterowie brali udział, czy forma przedstawienia perypetii licznego potomstwa ówczesnego  "króla bawełny", czyli zaradnego przedsiębiorcy, Ludwika Geyera, były dla nich, jak najbardziej w porządku. Do tego, zachęcająco brzmiała zapowiedź okładkowa, która mówi, że dzieci Geyera wyruszają na poszukiwania tajemniczego dukatu, mającego ochronić fabrykę ich ojca oraz całe domostwo przed złem. Stąd też żałuję trochę, że cała historia nie jest pokazana z nieco starszej perspektywy, wtedy moglibyśmy potraktować ją wtedy, jako przygodówkę, z wieloma ciekawostkami historycznymi, a nie książkę dla maluchów.

Bohaterami "Złotego dukata" jest rodzeństwo Geyer. Ludwik, Amalia, Ryszard, Gustaw i Emil, dzieciaki znanego w całej Łodzi Ludwika Geyera, przedsiębiorcy, który założył i rozbudował świetnie prosperującą fabrykę materiałów bawełnianych, nazywaną potem Białą Fabryką (dzisiaj znajduje się tam Centralne Muzeum Włókiennictwa na Piotrkowskiej). Geyer był człowiekiem czynu, swą fabrykę wyposażył, jako pierwszy w Królestwie Polskim, w maszynę parową, zatrudniał całą masę pracowników, założył szkołę, zajmował się działalnością społeczną, a także próbował swych sił i innego rodzaju biznesach.
 
Historia opowiada właśnie o codzienności rodziny Geyerów, zamieszkującej piękny dwór, przygodach rodzeństwa, zabawach, jakie sobie organizowali, a także spędzania sposobów wolnego czasu w urokliwym, przydomowym parku. Wszystko to oczywiście dzieje się w momencie najwięszego rozkwitu miasta, do Łodzi zjeżdżając coraz to nowi przedsiębiorcy i fabrykanci, a ulicę Piotrkowską anektują kolejne zakłady przemysłowe.
 
Dzieciaki spędzają beztrosko czas, podglądając czasami ojca przy pracy, kręcąc się po fabryce, niezmiernie ciekawi ich bowiem olbrzymia maszyna parowa. Przemieszczają się też swobodnie po mieście, wszyscy ich bowiem znają, głównie za sprawą ich wpływowego ojca. Ludwik Geyer cieszy się bowiem szacunkiem mieszkańców, a swoją pozycję wykorzystuje, aby usprawnić miasto i wspomóc najbiedniejszych. Kładzie też nacisk na rozwój miasta, wyremontowanie dróg i edukację. Choć mniejsi przedsiębiorcy upatrują w nim swojego wroga, widząc sprawcę upadku ich interesów, dla większości łodzian jest on jednak prawdziwym wzorem do naśladowania. 
 
Rodzeństwo Geyerów podczas jednej ze swoich codziennych zabaw natrafiają na tajemnicza legendę, jakoby w sąsiedztwie fabryki ich ojca diabeł umieścił złoty dukat. Pieniążek przynosi pecha wszystkim, którzy znajdą się w jego pobliżu. Dzieci postanawiają więc odnaleźć przeklęty dukat i wyrzucić tak daleko, aby nie zagroził ich rodzinie. Czy im się to uda?
 
"Opowieść dzieci fabrykanta" pokazuje codzienne zwyczaje rodziny mieszczańskiej, zabawy, które dzisiejszym dzieciakom mogą wydać się już bardzo starodawne, a także pyszne przysmaki, przygotowywane przez gospodynię Geyerów, pochodzące z rejonu łódzkiego.  
 
Tak jak powiedziałam, jest to fajna historyjka, która może stanowić fajny materiał do wieczornego czytania dzieciom młodszym. "Złoty dukat" potwierdził jednak moją teorię, że książki, które niosą ze sobą jakąś treść edukacyjną, czyli na przykład tak, jak w tym wypadku, przybliżają młodym czytelnikom jakiś okres w dziejach Polski, tutaj związany z łódzką rewolucją przemysłową, bardziej podobają się osobom dorosłym, niż dzieciom. Warto jednak prezentować dzieciom również takie książki, które w jakiś sposób zmuszą ich do wyjścia ze swojej strefy komfortu. Z takiej przygody czytelniczej może wyjść coś naprawdę fajnego.

Sardegna

7 komentarzy:

  1. Jako dziecko bardzo lubiłam takie książki i przygodowy klimat lubię do dziś, zwłaszcza z historyczną nutą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle myślę, że niektóre historie są uniwersalne i dorosłym również bardzo się podobają. Złoty dukat do takiej grupy należy

      Usuń
  2. Faktycznie historyjka wydaje się sympatyczna. Dla młodszych dzieciaków na pewno będzie bardzo atrakcyjna. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam taką nadzieję, że młodsze dzieciaki docenią ją bardziej, niż moje starszaki :)

      Usuń
  3. Ja chętnie przeczytam, bo bardzo ciekawią mnie wszelkie literackie próby dotyczące mojego miasta. Mam taki niedosyt z własnego dzieciństwa - pamiętam, że zazdrościłam dzieciom z Warszawy, Krakowa, Gdańska, kiedy trafiałam na historie dziejące się w ich miastach.
    A Łódź jakby nie istniała na literackiej mapie.
    Znam tylko jedną książkę dla dzieci - "Czerwone węże" Heleny Boguszewskiej z1933 roku. To także historia o przemysłowej Łodzi. Nawet powstał film (w 1981) roku, ale niestety nie widziałam go.
    Dziękuję za opinię, bardzo się przydała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeszcze dodam, że "Czerwone węże" to historia robotniczych dzieci Łodzi i Śląska.

      Usuń
    2. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz Elu, nawet nie wiedziałam, że jesteś z Łodzi :) Tym bardziej historia dla Ciebie będzie miała wyjątkowy wydźwięk

      Usuń