Wydawnictwo: G+J
Liczba stron: 487
Moja ocena : 6/6
"Poza granicą lodu" to ostatni tom przygód Gideona Crew, czyli bohatera tetralogii Douglasa Prestona i Lincolna Childa. Ta część jest moim zdaniem najciekawsza z całej serii, bo po pierwsze, kończy wątek rozpoczęty w "Granicy lodu", czyli powieści odrębnej duetu pisarskiego (książka już przeczytana, czeka na opisanie), w ten sposób fajnie łączy dwa fabularne światy, a po drugie, jest to najciekawsza, a zarazem najtrudniejsza i najbardziej trzymająca w napięciu sprawa, jaką przyjdzie rozwiązać Gideonowi.
Powieść ta jest jednak mocno spoilerowa, opisuje bowiem to, co dzieje się po finale "Granicy lodu", dlatego, jeżeli ktoś z Was planuje przeczytać powyższą książkę, niech absolutnie nie czyta tego tekstu.
UWAGA! Tekst może zawierać spojlery!
Po zakończeniu misji na Morzu Karaibskim (opisanej w "Zaginionej wyspie"), Gideon Crew dostarcza swojemu zleceniodawcy, Eliemu Glinowi, właścicielowi ściśle tajnej jednostki, zajmującej się wykonywaniem zadań niemożliwych, lekarstwo będące remedium na wszystkie choroby świata. Eli potrzebuje owego leku po to, aby wzmocnić swoje siły do czekającej go ekspedycji, która właściwie jest jego życiowym celem. Do współpracy wciąga Gideona, który początkowo nie ma ochoty na naprawianie błędu z przeszłości swego pracodawcy, tym bardziej, że zadanie, w porównaniu z poprzednimi, wydaje się być niemożliwe do zrealizowania i jest właściwie misją samobójczą. Gideon świadomy jednak swej śmiertelnej choroby i faktu, że właściwie może umrzeć w dowolnym momencie, postanawia wesprzeć Glina, tym bardziej, że od powodzenia misji zależą dalsze losy świata.
Eli Glin przed paru laty brał udział w szalonej ekspedycji odnalezienia największego meteorytu, który spadł w rejonie Ziemi Ognistej, i przewiezienia go drogą morską do odbiorcy. Zadanie już wtedy wydawało się ekstremalnie trudne, jak bowiem wydobyć, a później przetransportować w miarę bez szwanku, meteoryt ważący 250 000 ton? Kiedy już udaje się zacumować ładunek w specjalnie do tego przystosowanym statku, dochodzi do załamania pogody, a gdy w czasie sztormu statek nie wytrzymuje obciążenia, konieczne jest spuszczenie ładunku do oceanu.
Kontakt meteorytu z wodą zatapia statek, w wyniku czego ginie wielu bliskich współpracowników Glina, czego do dziś nie może sobie wybaczyć. Natomiast zrzucenie olbrzymiej masy meteorytu na dno oceaniczne w pobliżu Antarktydy, na zimnych i niebezpiecznych wodach, zapoczątkowuje tragiczne w skutki wydarzenia.
Po latach okazuje się bowiem, że meteoryt tak naprawdę nie jest skałą z kosmosu, tylko olbrzymim ziarnem niewiadomego pochodzenia, które w sprzyjających warunkach na dnie zimnego oceanu zaczyna kiełkować, przeistaczając się w groźną strukturę, niezbadany organizm pochodzący prawdopodobnie z przestrzeni kosmicznej, któremu nie można pozwolić na rozprzestrzenianie się po Ziemi.
Dlatego Glin postanawia zebrać najlepsza ekipę specjalistów i zbadać tajemniczy organizm, a w razie czego go zniszczyć. Żaden z badaczy nie jest jednak gotowy na to, co zastaną poza granica lodu. Już pierwsze badania dna oceanicznego wykazują, że organizm przypomina wyglądem olbrzymi baobab, a co gorsza, w pewien sposób wykazuje on cechy istoty myślącej. Sytuacja robi się jeszcze bardziej dramatyczna, kiedy podczas ekspedycji zaczynają ginąć kolejne osoby, a jeden z pasażerów statku zaczyna się dziwnie zachowywać. Pokonanie stwora wydaje się być niemożliwe, a na ratunek ekspedycji, jak i całego świata, może być już za późno.
Bardzo podobała mi się ta część przygód Gideona Crew. Lubię takie powieści, bo po pierwsze, akcja dzieje się w surowym, polarnym klimacie, a po drugie, bohaterowie są uwięzieni w klaustrofobicznym miejscu, na zamkniętej przestrzeni statku, na którym grasuje nieznana siła. Do tego, wątek meteorytu/nasiona wydaje się bardzo trafiony i idealnie pasuje do szalonych perypetii Gideona.
Powoli kończę już swoją przygodę z książkami Douglasa Prestona i Lincolna Childa, a to za sprawą faktu, że przeczytałam już prawie wszystkie części serii o agencie Pendergaście, całość o Gideonie Crew i większość powieści indywidualnych, a ja będąc już po lekturze tych wszystkich książek, mogę stwierdzić, że "Poza granicą lodu" zdecydowanie należy do moich ulubionych.
Sardegna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz