Pages

czwartek, lipca 17, 2014

"Nie lubię kotów" Katarzyna Zyskowska - Ignaciak


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 384
Moja ocena : 6/6

Jestem w rozsypce. Wczoraj przeczytałam dwie genialne książki: „Sieroce pociągi”  Christiny Baker Kline oraz „Nie lubię kotów” Katarzyny Zyskowskiej - Ignaciak. Dwie zupełnie różne od siebie, ale bardzo emocjonalne powieści. Każda wyjątkowa na swój sposób. Każda przejmująca. I teraz trudno mi napisać cokolwiek. Bardzo chciałam wczoraj, na gorąco, opisać książkę Kasi Zyskowskiej – Ignaciak, żeby notka pojawiła się w dniu premiery, nie dałam jednak rady. Książkowe emocje mnie wykończyły.

Podejmuję temat dzisiaj, nie obiecuję jednak, że moja opinia rozjaśni Wam w głowach. Tę książkę trzeba poczuć i przeżyć na własnej skórze, we własnej głowie, na swój sposób.

Historia, a właściwie historie (bo jest ich sześć), przedstawione w „Nie lubię kotów”, są mi bardzo bliskie i dalekie jednocześnie. Czułam, że mimowolnie jestem połączona z całą tą opowieścią, chociaż daleko mi do problemów, opisanych w książce.

To moje połączenie ma związek z głównym bohaterem powieści, czyli pokoleniem trzydziestolatków, do którego sama należę. Reprezentantami tego pokolenia są ludzie, którzy w swej dojrzałości i dorosłym życiu, które od paru lat prowadzą, w małżeństwie, ciążach, wychowywaniu dzieci, predszkolach, szkołach, pracach, podatkach, urlopach, remontach, dorosłych decyzjach, czują się zagubieni, jak małe dzieci.
Ludzi, którzy osiągnęli sukces, gromadzą majątek, tworzą rodziny, ale gdzieś w tym wszystkim są nieszczęśliwi i zamknięci w błędnym kole obowiązków, nakazów i konwenansów.

Bliski to dla mnie temat, a jednocześnie bardzo daleki. Nie identyfikuję się raczej z bohaterami książki, którzy są w większości majętnymi, pracującymi na wysokich stanowiskach, ludźmi, zabijającymi czas białym proszkiem na imprezach i romansami w pracy.

Bliski natomiast jest mi głos pokolenia. Jestem w stanie zrozumieć tok myślenia bohaterów i powody, jakimi się kierują, w podejmowaniu decyzji. Rozumiem ich poczucie osamotnienia, mimo że wokoło pełno ludzi, rozumiem osaczenie i przeładowanie głowy tymi wszystkimi „dorosłymi' sprawami. Rozumiem chęć rzucenia wszystkiego "w cholerę” i pozostawienia od teraz, za sobą.

Tylko, o ile ja rozumiem takie sytuacje, czasami nawet sama się czuję podobnie i mam chęć na ucieczkę, albo powrót do domu rodzinnego i pozostawienie wszystkiego, co do tej pory osiągnęłam, to nie znaczy, że tak robię. Dorosłość ma swoje prawa. Pociesza mnie myśl, ze nie jestem w tym osamotniona, i chociaż czasami bywa ciężko, nie chciałabym powrócić wstecz, do czasów kiedy byłam wolna dwudziestolatką bez większych obowiązków. Na wszystko jest czas i miejsce. Wszystko przecież musi mieć szczęśliwy koniec.

I tak to właśnie jest z tymi bohaterami powieści, ludźmi, którzy borykają się z własną tożsamością, pragnieniami a codziennością. Szóstka postaci pozornie szczęśliwych trzydziestolatków, z poukładanym życiem osobistym, rodzinnym i zawodowym, tak naprawdę jest strzępkiem samych siebie sprzed lat. Tkwią w nieudanych związkach, żyją w wyidealizowanej rzeczywistości, pokazywanej później na fb czy Instagramie, nie potrafią cieszyć się z sukcesów, mentalnie siedzą gdzieś w rzeczywistości sprzed dziesięciu lat, kiedy to nie mieli żadnych obowiązków, zobowiązań, tylko niejasną wizję przyszłości. 

I nikt nie jest tym, kim się wydaje. Wszyscy odgrywają narzucone role społeczne, wizję siebie taką, jaką chcieliby oglądać inni. Obraz, który można, a nawet trzeba pokazać w sieci, wirtualnym znajomym.

Malina i Wojtek, pozornie szczęśliwe małżeństwo, rodzice małego Piotrusia. Bardzo dobrze powodzi się im finansowo, przez to, że Wojtek pracuje w niemieckiej korporacji. Wszyscy zazdroszczą im pięknego domu, ale przede wszystkim tej wspaniałej miłości i zaufania, jakimi Malina obdarzyła męża, który cały tydzień spędza w pracy w Niemczech, a w domu pojawia się tylko w weekendy.
Mało kto domyśla się, co tak naprawdę dzieje się między małżonkami i jakie problemy ma Malina, która żyje w idealnych wnętrzach i czas zajmuje sobie zakupami oraz prowadzeniem bloga.

Daniel i Karolina – przyjaciele powyższej pary. Rodzeństwo, z których każdy odniósł zawodowy sukces. Daniel jest wziętym prawnikiem, kobieciarzem, ma piękne mieszkanie i wianuszek kobiet wokół siebie. Karolina jest redaktor naczelną znanego pisma, singielką, trochę roztrzepaną, ale bardzo lubianą wśród znajomych.
Po godzinach pracy każde z nich zmaga sięze śmiertelną choroba ojca. Karolina nie może pogodzić się z utrata ukochanego tatusia, dla którego zawsze była oczkiem w głowie. Daniel nie może wybaczyć ojcu, że zawsze faworyzowal siostrę. Do tego każde z nich lokuje uczucia w niewłaściwej osobie, co prowadzi do jeszcze większego dramatu.

Kolejnym bohaterem jest Konrad, znany w mieście playboy, syn szefa wielkiego wydawnictwa, który żyje jak chce i ma wszystko czego zapragnie. Jednak pod przykrywka idealnego życia on tez skrywa swoje problemy. Nadużywanie narkotyków to tylko jeden z nich, właściwie efekt wszystkich innych niepowodzeń.

Ostatnią postacią jest Dagmara. Trochę na uboczu, nie należy do grupki nowobogackich przyjaciół. Debiutująca pisarka powieści dla kobiet, która została bardzo dobrze przyjęta przez środowisko.
Życie Dagi nie przypomina jednak tego, opisanego w napisanej przez niej książce. Dziewczyna przyjechała do Warszawy za pracą, jednak po początkowym sukcesie, niespodziewana ciąża i kryzys w firmie rujnują jej wszystkie plany. Samotne wychowywanie dziecka i zmagania z życiem dają się jej we znaki.

Wszyscy bohaterowie balansują między dwoma życiami - tym jednym na pokaz i drugim dla siebie. Źle się z tym czują, ale nie bardzo potrafią coś zmienić. Współczuję im szczerze, bo najgorszą opcją ze wszystkich to być nieszczęśliwym w swojej rzeczywistości. 

„Nie lubię kotów” to trudna książka, nie mająca nic wspólnego z domowymi pupilami czy lekką literaturą kobiecą. Po genialnej serii "Upalne lato...", w którym autorka czarowała pięknym językiem i emocjami, przyszedł czas na zupełnie inną powieść, która daje psychicznego kopa wszystkim trzydziestolatkom, ale chyba nie tylko im...

Sardegna

19 komentarzy:

  1. Już się boję.... ale chcę przeczytać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się czego bać :) ale kopa książka daje i to mocnego!

      Usuń
  2. Już wiem, że chcę przeczytać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Może kiedyś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, to o moim pokoleniu! Chętnie przeczytam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że przekaz tej książki najlepiej trafia do naszego pokolenia właśnie.

      Usuń
  5. A ja lubię koty ;) Raczej nie skuszę się na tę książkę, z uwagi na trudną tematykę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz, że z kotami książka ma niewiele wspólnego? ;)

      Usuń
  6. Czyli Katarzyna Zyskowska-Ignaciak najpierw prowokuje tytułem, a potem daje nam coś zupełnie innego, niż nas przyzwyczaiła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. "Nie lubię kotów" to coś zupełnie innego niż nas autorka przyzwyczaiła

      Usuń
  7. Sardegna masz rację, książka daje kopa i mieli emocjonalnie, ja wciąż się nie mogę pozbierać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy opiszesz swoje wrażenia? Czuj się motywowana do napisania!

      Usuń