Pages

poniedziałek, kwietnia 13, 2015

"Zosia z ulicy Kociej. Na wiosnę" Agnieszka Tyszka


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron:216
Moja ocena : 4/6

Z serią "Zosia z ulicy kociej" miałam przyjemność zapoznać się na ubiegłorocznych Targach Książki w Krakowie. Trochę przypadkowo, bowiem akurat kiedy przechodziłam obok stoiska Naszej Księgarni, autorka, Pani Agnieszka Tyszka podpisywała swoje książki. Zatrzymałam się więc, żeby się zorientować... i wsiąkłam na dłużej.

Seria "Zosi..." liczy sobie obecnie siedem tomów (więcej szczegółów na ich temat znajdziecie TU). Powyższy jest jednym ze środkowych, a że nie miałam okazji czytać dzieciakom żadnego z wcześniejszych, spotkanie z sympatyczną bohaterką było trochę niechronologiczne. Zdecydowanie polecam więc czytać serię po kolei, gdyż można pogubić się nieco w przygodach zakręconej Zosi.
Najbardziej poplątanymi niteczkami w całej tej historii, nie są jednak perypetie dziewczynki, tylko pozostali dziecięcy i dorośli bohaterowie, których jest w książeczce co niemiara. Noszą oni fantazyjne imiona bądź pseudonimy, które powodują, że zorientowanie się czy mamy akurat przyjemność z Mamą, czy może z Ciocią, nie jest wcale takie proste. Do tego młodsza siostra Zosi ma dziwno - zabawny zwyczaj przekręcania wyrazów. Ma to swój swoisty urok, kiedy czyta się tekst samemu. Natomiast kiedy czyta się go na głos, staje się to nieco nienaturalne, przez co moja Sześciolatka co chwilę patrzyła na mnie zmieszanym wzrokiem pytając bezgłośnie: "O co chodzi?"

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że gdybyśmy zaczęli czytanie od właściwego tomu, przyjęcie postaci i ich wariactw przyszłoby nam naturalnie, a moje dzieciaki przyjęłyby pewnie opowieść bardziej entuzjastycznie. Jednak w obecnej sytuacji, po kilku rozdziałach widziałam błędny wzrok Sześciolatki, więc ... resztę musiałam doczytać sobie sama.

Zosia to taki minimalnie mniej zakręcony odpowiednik brytyjskiej Zuźki Zołzik. Może nie tyle sama Zośka jest szalonym egzemplarzem, co jej rodzinka. Młodsza siostra Mania wraz z manierą zmieniania wyrazów, kotem Muffinem i maskotką Fryderykiem Szopem Praczem, to trio, które trudno opanować. Mama Alina i tata Lucjusz, próbują ogarnąć cały ten siostrzany chaos, ale średnio im to wychodzi. Do tej wesołej kompanii dochodzi ciocia Malina, artystka, z Misiem, Krzysiem i Rufusem, sąsiadka Iga, Kris, siostry Penelopki (Laurka, Waneska i Penelopa właśnie), Zdaszek, Klops i Babcia Zelmer (do tego, kto jest kim, doszłam jakoś w połowie książki, ale nawet teraz kiedy piszę tą notatkę, nie jestem pewna, czy wszyscy są tymi, za kogo ich uważam...).

Na ulicę Kocią, gdzie cała ta gromada (poza Maliną i jej menażerią) mieszka, przychodzi wiosna. Kapryśna jednak jest bardzo, bo zamiast słonecznej pogody i ciepłego słonka przynosi śnieg, deszcz, roztopy i powódź (tematycznie bardzo, czyż nie?). Dzieciaki postanawiają przywołać wiosnę, stosując, jak to mówi Mania, ZAKLEŃSTWA. Konstruują Marzannę, nazywaną MARZENĄ, NIEROZKŁADALNĄ, ze sztucznego WUKNA i wysyłają ja na BAJORKĘ. Cała akcja jest oczywiście jedną z wielu zrywów szalonej gromadki, a zwariowana ciotka Malina rozpala w nich artystyczne zapędy, namawiając wręcz do twórczej aktywności.

I tak sobie właściwie myślę, że słowem najlepiej oddającym charakter tej książki, będzie właśnie WESOŁA TWÓRCZOŚĆ, bo poza pracami plastyczno - technicznymi, dziecięcy bohaterowie sami piszą opowiadania (Zosia), fotografują (Iga), projektują i szyją swoje ubranka (Penelopka) czy konstruują (Mania). Nie nudzą się, zawsze mają coś fajnego do zrobienia, pomysły wręcz same pukają do ich drzwi. I fajnie! Dzięki temu książka jest bardzo zakręcona, momentami aż za bardzo. W każdym razie dla mojej Sześciolatki taka okazała się być. Może starsze dzieci znajdą w niej więcej pozytywów, poza tym na własnej skórze odczują frajdę z czytania przekręconych wyrażeń Mani.
Dlatego polecam Zosię dziewczynkom w wieku 9-12 lat, które same są artystycznymi duszami. W książce tej znajdą swoje pokrewne dusze, a przy okazji będą się świetnie bawić.
Sardegna

1 komentarz: