Pages

poniedziałek, marca 06, 2017

"Koszmar Morfeusza" K.N.Haner


Wydawnictwo: Editiored
Liczba stron: 392
Moja ocena : 3/6 

Moja dzisiejsza opinia nie będzie niestety pozytywna. Obawiam się, że pod adresem powyższej książki padnie wiele gorzkich słów, jednakże nie mogę napisać inaczej, nie byłabym wtedy szczera, ani ze sobą, ani ze swoimi czytelnikami. 

Z chęcią sięgnęłam po tę powieść, bowiem jest ona kontynuacją "Snów Morfeusza", pierwszej części trylogii, autorstwa K.N. Haner. Jako że tom pierwszy naprawdę mi się podobał (świadczy o tym ocena 5/6),  napisany był na fajnym poziomie, a oprócz scen erotycznych, był również interesujący fabularnie, z ciekawością zabrałam się za tom drugi. Chciałam poznać, jakąż to tajemnicę skrywał główny bohater, bo powiem szczerze, po zakończeniu "Snów..." nie miałam pojęcia, co ukrywa przed swoją kobietą i czym tak naprawdę się zajmuje.

Niestety tom drugi nie dał rady. Praktycznie już od pierwszej strony historia się nie klei. Wszystkie sytuacje, jakie rozgrywają się w życiu bohaterów, po dość emocjonującym zakończeniu tomu poprzedniego, są chaotyczne, zupełnie bezcelowe i momentami ze sobą nie powiązane.

Główna bohaterka Cassandra, w tej części, jest najbardziej irytującą postacią, z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia. Przy niej Anastasia Steel to super inteligentna i samodzielna kobieta. Cassandra robi milion niepotrzebnych i niezrozumiałych rzeczy. Większość z nich do niczego nie prowadzi, albo wręcz przeciwnie prowadzi do sytuacji tak nieprawdopodobnych, że aż śmiesznych. 

Kontynuacja historii Cassandry i Adama vel Morfeusza jest totalnym chaosem. Owszem, dowiadujemy się, że to mafia stoi za dziwnymi zleceniami Morfeusza (to nie spojler, Empik oficjalnie nazywa tę historię "mafijną miłością"), i co kochanek ukrywa przed Cass. Jednakże o czym jest pozostałe 350 stron, trudno mi powiedzieć. Wszystko kręci się wokół tego, że niebezpieczeństwo grozi dziewczynie i jej kochankowi. Adam chce chronić ukochaną (choć w sumie nie wiadomo, czy coś do niej czuje, bo jakoś się specjalnie nie określa), ale średnio mu to wychodzi. Cass odważnie chce wziąć sprawy w swoje ręce, ale też nic z tego nie wychodzi, no może poza kilkoma absurdalnymi momentami, które chyba z założenia miały trzymać w napięciu. Kochankowie odwracają się od siebie (bo przecież jest niebezpiecznie), to znów się przyciągają (co tam niebezpieczeństwo!), kłócą się, godzą, po wszystkim oczywiście lądując w łóżku.

Sprawa z mafią nie posuwa się w tym tomie, ani o krok. Podobnie zresztą, jak relacja bohaterów. Cass kocha Adama/Morfeusza, ale nie odmawia innym, bo przecież ciągle jest niezaspokojona. Nie jest ważne, czy kolejnym kochankiem jest ochroniarz z firmy, koleżanka z pracy, czy może sam szef mafii. Kobieta jest w końcu pępkiem świata, najpiękniejszą z istot, ulegają jej wszyscy. Kto zatem jej zabroni? Adam pobity leży w szpitalu, co robi jego dziewczyna? Aby się odprężyć, idzie do fryzjera. Co robi tuż po kłótni z ukochanym facetem? Umawia się na seks z nieznajomym, ale kiedy sytuacja zaczyna się krystalizować, wycofuje się, płacząc. No tak. Przecież tak robią dorośli ludzie...

Kreacja bohaterki poraża infantylnością. Cass zatraca jakby zdolność logicznego myślenia. Bez pardonu igra z mafiozami (którzy swoją drogą, nie są jakoś szczególnie groźni, choć może powinni, skoro reprezentują seksbiznes), oczywiście przy tym, w ogóle się nie stresuje, bo jest przecież jest piękną seksowną kobietą, która swym urokiem może załatwić wszystko. 

Absurd goni absurd. Ja wszystko rozumiem, że to literatura lekka, łatwa i przyjemna, czytana głównie po to, by przeżyć jakieś emocje, związane z erotyką, ale litości! Nie można przez 300 stron przedzierać przez absurdy fabularne, aby przeczytać kilka pikantnych opisów.

Sceny erotyczne są na pewno bardziej urozmaicone niż w Greyu, więc jeżeli kogoś interesuje tylko ten aspekt powieści, może być zadowolony. Niestety ja i w tym wypadku znalazłam pewną nieścisłość: bohaterka ma okres, a dwa akapity później, podczas sytuacji intymnej, mężczyzna niczego nie zauważa. Jakby nigdy nic, zlizuje to i owo. Bez komentarza.
 
Wiele wątków w tej powieści nie ma sensu. Na przykład cały motyw pracy zawodowej bohaterki jest zupełnie oderwany od rzeczywistości. Cassandra pracuje w ekstra firmie, zajmującej się projektowaniem wnętrz. Faktycznie, jej facet jest tam szefem, ale to nie zwalnia jej z normalnego zachowania, takiego, jakie cechuje dorosłych ludzi będących w pracy. Cass, jak nastolatka, co chwilę spóźnia się do pracy, bo ... zaspała. Co drugi dzień bierze wolne na życzenie, bo ma kaca. Nikt oczywiście nie zwraca jej uwagi i nie dziwi się temu, mimo że dziewczyna pracuje w firmie od niedawna. Ja wszystko rozumiem. "Koszmar..." to nie powieść obyczajowa, ale po co w takim razie, aż tak rozwijać wątek zawodowy, skoro nie ma on większego sensu?

Kolejny przykład. Autorka skrupulatnie opisuje wiele domowych czynności Cass. Są one jednak przedstawione w taki sposób, jakby miały do czegoś prowadzić. Weźmy dość długi opis pieczenia babeczek, które czekają na ostygnięcie. Cass wychodzi z kuchni, napięcie rośnie, tak jakby ktoś miał zaraz wejść niepostrzeżenie do mieszkania i oznaką tego, że w nim był, miały być np. zjedzone babeczki. Bohaterka wraca do kuchni i nagle ... coś się dzieje! Cała scena do czegoś prowadzi, jakaś sytuacja wynika z innej. Niestety, skrupulatna charakterystyka kulinariów, tworzona z dużym napięciem sytuacyjnym, do niczego nie prowadzi.  To są oczywiście drobnostki, ale kiedy takie momenty powtarzają się w książce kilkakrotnie, robi się to już naprawdę męczące.

Oprócz tego wszystkiego, są jeszcze motywy zupełnie poważne, które absolutnie nie pasują do tej historii. Przyjaciel chory na białaczkę (wątek rozpoczęty w tomie pierwszym), ojciec w śpiączce (pojawił się na moment i znikł), czy skłócenie z rodziną przez fotomontaż zdjęć (nie wiadomo skąd i po co). Mam wrażenie, że Autorka chciała w drugim tomie zawrzeć wszystko to, czego nie dopowiedziała w części pierwszej. Jednak czasami, co za dużo, to niezdrowo, a w przypadku tej powieści prawdziwą okazałaby się reguła: mniej znaczy więcej.

Nie sądzę, abym sięgnęła po tom trzeci. Nie ciekawi mnie już, jaki finał wymyśliła Autorka dla związku Cass i Adama/Morfeusza. Szkoda, że historia z takim potencjałem musiała tak się potoczyć. Jeśli chcecie sięgnąć po "Koszmar..." to robicie to tylko na własną odpowiedzialność, bo ja nie polecam.

Sardegna

4 komentarze:

  1. Ja na pewno odpuszczę sobie "Koszmar Morfeusza", ponieważ ledwo przebrnęłam przez pierwszy tom, więc szkoda mi czasu na męczarnię z drugim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie! Jeśli już pierwszy tom Ci się nie podobał, to koniecznie odpuść sobie ten. W drugim jest niestety o wiele gorzej...

      Usuń
  2. W takim razie chyba jednak nie opłaca się sięgać. Pewnie na pierwszy tom także się nie skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie będę Cie namawiać ;) choć tom pierwszy był całkiem okej

      Usuń