Pages

czwartek, czerwca 14, 2018

Jak zwykle z opóźnieniem, czyli o majowej, targowej sobocie w Warszawie

Jeśli dobrze liczę, to były moje 15 targi książki, w których uczestniczyłam, w ciągu 8 lat prowadzenia bloga. I wiecie co? Za każdym razem wracam z TK z innymi wrażeniami, pomysłami i planami na przyszłość. Co zatem przyniosły mi tegoroczne? Spokój. To może zabrzmieć dziwne, ale na sobotniej, książkowej imprezie, a właściwie tuż po niej, uświadomiłam sobie kilka spraw. Przede wszystkim, że warto dalej robić swoje. Usłyszałam kilka bardzo miłych słów pod swoim adresem i adresem bloga, a takie słowa naprawdę są dla mnie wsparciem i motywacją. Po drugie, kolejny raz potwierdziło się to, że nie trzeba ślepo gonić za blogową modą. Niby to nic odkrywczego, ale jednak warto czasami sobie ten fakt przypomnieć. Tegoroczne TK dały mi zatem wyjątkową motywację do działania i poczucie, że jestem na właściwym miejscu we właściwym czasie.


Takim krótkim wpisem podzieliłam się z czytelnikami Książek Sardegny na moim FB tuż po powrocie z targów, bo dokładnie takie słowa przyszły mi na myśl, kiedy wróciłam do domu, a w niedzielę rano wypiłam poranną kawę i przejrzałam targowe zdjęcia. Każde kolejne TK przynoszą mi coś nowego: te zeszłoroczne w Warszawie przyniosły refleksję i trochę smutku, tegoroczne - poczucie, że wszystko jest ok. Ależ to wspaniałe uczucie!


Wracając jednak do samych targów, jechałam do Warszawy bez większych oczekiwań. Planowałam jedynie pójść po autograf do trzech Autorów (Marty Kisiel, Joanny Szarańskiej i Wojtka Miłoszewskiego), pokręcić się na luzie po Stadionie Narodowym, porozmawiać z ze znajomymi blogerami, jeśli uda mi się takowych wypatrzeć w tłumie, przywitać z wydawcami i ulubionymi pisarzami, może kupić coś fajnego w dobrej cenie. I w sumie wszystko to udało mi się zrealizować, nawet z nawiązką. 


Jako jedna z pierwszych, tuż po 10.00, ustawiłam się po podpis w "Dożywociu" do Marty Kisiel, kiedy jeszcze nie była ona oblegana przez tłum fanów. Z "Inwazją" zawitałam do Wojtka Miłoszewskiego, który okazał się bardzo miłym człowiekiem i świetnym rozmówcą. Usłyszałam bardzo wiele miłych słów od pani Marty Guzowskiej i zdobyłam podpis w "Chciwości". Pod koniec targów z "Kłopoty mnie kochają" w dłoni, udało mi się w końcu spotkać oko w oko z Joanną Szarańską, która na żywo jest równie sympatyczną i ciepłą osobą tak, jak w internetach.


A co w międzyczasie? Udało mi się porozmawiać z Martą Matyszczak, zanim usiadła do podpisywania "Zło, czai się na szczycie", czyli swojej nowej powieści, uściskać z Wiolettą Piasecką, przemiłą, energetyczną, przesympatyczną autorką książek dla dzieci, o której jeszcze nie raz usłyszycie na moim blogu, a także w przelocie przywitać z Sylwią Winnik i pogratulować jej wspaniałej książki. Oprócz tego, na stosiku Znaku uściskałam się z Kasią Zyskowską, która na podpisywała swą najnowszą powieść "Historię złych uczynków", w tłumie wypatrzyłam też Magdalenę Kordel i udało mi się zamienić z nią kilka zdań. 

Coś sobie kupiłam, choć nie za wiele, coś dostałam, pogadałam ze znajomymi blogerami, na których udało mi się natrafić w tłumie, wypiłam kawę na stoisku Merlina, przywitałam ze znajomymi wydawcami. Ot, chłonęłam po prostu targową atmosferę.


"Ostatnia arystokratka" Evžen Boček
"Bilet do szczęścia" Beata Majewska
"Ślepy archeolog" Marta Guzowska
"Chciwość" Marta Guzowska
"Faustynka. Opowieści patriotyczne" Wioletta Piasecka

Natomiast końcówkę targowej soboty spędziłam w strefie kryminalnej, gdzie odbywała się gala "Złotego pocisku", czyli podsumowanie pierwszej edycji konkursu "Złoty Pocisk" na Najlepszą powieść kryminalną 2017 w czterech kategoriach. Zwycięzcy prezentowali się następująco:

* najlepszy kryminał historyczny 2017 - Marcin Wroński i Wydawnictwo W.A.B.
* najlepszy kryminał zagraniczny - Chris Carter i Wydawnictwo Sonia Draga
* nagroda publiczności - Remigiusz Mróz i Wydawnictwo FILIA
* najlepsza powieść kryminalna 2017 - Marta Guzowska i Wydawnictwo Marginesy

Zdjęcie niezbyt udane, ale jedyne, jakie udało mi się zrobić w tym ważnym momencie.

Tegoroczne targi będę chyba najmilej wspominać, jeśli chodzi o te, organizowane w stolicy. Naładowana pozytywną, blogową energią mogę działać dalej, a wszystkich, którzy dotarli do końca tego przydługiego wpisu, serdecznie pozdrawiam ze słonecznego Śląska!


Sardegna

2 komentarze:

  1. Co się odwlecze, to nie uciecze, też to zawsze powtarzam, jak siadam do pisania po paru tygodniach :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Nawet po czasie miło poprzypominać sobie targową atmosferę :)

      Usuń