Pages

sobota, września 22, 2018

"Ja, Jonasz i cała reszta" Anti Saar

  
 Wydawnictwo: Widnokrąg
Liczba stron:152
Moja ocena : ?/6


Dzisiaj napiszę parę słów o trochę niezwykłej książce dla dzieci. Dlaczego niezwykłej? Po pierwsze, autorka "Jonasza", jak w skrócie nazywam ten tytuł, pochodzi z Estonii, a ja nie czytałam jeszcze nigdy żadnej książki z tego kraju. Po drugie, nie dość, że to moje pierwsze spotkanie z estońską literaturą, to od razu nagrodzoną tytułem "Rodzynek Roku 2013", przyznawanym najlepszym książkom dla dzieci. 

Oczekiwania miałam więc duże. Nie dość, że chciałam pokazać dzieciom historię odbiegającą od tych, z którymi na co dzień mają do czynienia, to jeszcze sama była ciekawa, jakie opowieści dla najmłodszych tworzą nasi europejscy przyjaciele. 


Będąc jednak po lekturze, mam z nią wielki problem. "Ja, Jonasz i cała reszta" przeznaczony jest dla zdecydowanie młodszych dzieci, niż moi 8 i 10 latkowie. Powiedziałabym, że przedszkolak to naprawdę górna granica wieku odbiorcy tej historii, stąd też całość nie trafiła do nas, jako grupy docelowej. Ktoś może powiedzieć, no dobra, ale chyba czytałam opis i wiedziałam, na co się piszę, zabierając się za książkę. Nie mogę teraz więc mieć pretensji i mówić, że mam za duże dzieci na tą opowieść. I w sumie zgodzę się z tym faktem, ale na swoją obronę mam jednak to, iż spodziewałam się, iż "Jonasz" będzie historią w stylu Pippi, czy "Dzieci z Bullerbyn", które mimo że są dla młodszych dzieci, swą przystępnością, humorem i uniwersalnością zachwycają również starszych. Chciałam tą książką pokazać im coś nowego, coś, co zaciekawi i będzie czymś odkrywczym. 

I tu niestety pojawiły się komplikacje."Jonasz" napisany jest bardzo, ale to bardzo prostym językiem. To znaczy, ja rozumiem ten zabieg, bo narratorem tej historii jest przedszkolak, Tobiasz, brat małego Jonasza, trudno więc, żeby mówił do czytelników poważnymi i skomplikowanymi słowami. Mówi prosto, po dziecięcemu, jednak czasami to wszystko jest aż za bardzo uproszczone. Stąd też mój wniosek, że chyba jedynie przedszkolaki i jeszcze młodsze dzieci odnajdą się w tej opowieści. Przez tą prostotę "Jonasz" staje się też bardzo "hermetyczny" i niestety nieprzystępny dla dzieci nieco starszych. 

Dla przykładu, czytając tę książkę na głos moim dzieciom, sama czułam się nieco komicznie. Na początku chyba nie dowierzały w to, co słyszą, więc obyło się bez komentarza, po pierwszym rozdziale patrzyły na mnie trochę podejrzliwie, po drugim jednak nie wytrzymały i skomentowały: "Mamo, to nie jest książka dla nas. My już jesteśmy na to zdecydowanie za duzi". No i faktycznie. Nawet ja czułam się niesfornie, bowiem opisy przygód Jonasza i Tobiasza są na poziomie opowieści dobrze mówiącego 4 latka. 

Świat z dziecięcego punktu widzenia jest rozczulający i zabawny, ale głównie dla dorosłych odbiorców. Ci bowiem odnajdą w tej książce swoje własne dzieci i związane z nimi, znajome zachowania, będą też lekko uśmiechać się do swoich wspomnień. Nie działa to jednak w żaden sposób na dziecięcych czytelników. 

O czym tak właściwie jest ta książka? Tobiasz i Jonasz wychowują się w estońskiej rodzinie i pokazują innym dzieciom, jak wygląda ich dzień. Starszy z braci opowiada o mamie, tacie, o małym Jonaszu i jego śmiesznym czasami zachowaniu, o tym, jak razem z rodzicami spędzają czas, gdzie mieszkają, co robią razem, jak jedzą posiłki, kto w domu gotuje, jak odpoczywają. Generalnie opowiada o wszystkim, co go codziennie otacza. Czasami w swe historie wplata jakieś dziecięce "złote myśli", obserwacje, czy mówi o zachowaniu dorosłych. Tobiasz zwraca się bezpośrednio do czytelnika, stąd też dziecko może poczuć, jakby rozmawiało z jakimś przyjacielem z zagranicy i miało szansę lepiej go poznać. 

Przy okazji opisywania swojej codzienności, Tobiasz opowiada też o tym, jak jest u nich w Estonii. Wspomina o letnich wieczorach, gdy słońce nie zachodzi, czyli białych nocach, sanatorium w Pärnu, o tym, jak wygląda Wzgórze Katedralne, Plac Ratuszowy, Muzeum Zabawek czy ogród botaniczny w estońskim mieście Tartu (jest to drugie co do wielkości miasto w tym kraju), pisze też o tym, jakim miastem jest Tallin. Ponieważ wszystkie te informacje są przekazywane, jak reszta treści, dziecięcym językiem, w razie potrzeby i chęci zgłębienia tematu, obok danej ciekawostki w książce znajduje się QR kod, który po sprawdzeniu przenosi na odpowiednią stronę internetową zawierającą informacje na temat danego miejsca w Estonii.

I to na pewno jest bardzo pozytywny element tej książki, który oprócz tego, że jest interaktywny, pokazuje małym czytelnikom życie poza granicami naszego kraju. Drugim ciekawym urozmaiceniem "Jonasza" są pewne puste miejsca, w którym dziecko może narysować to, na co ma ochotę. Wiadomo, że maluchy często chcą zaznaczyć swoją obecność w książkach, a jednak dorośli im na to nie pozwalają. W tej książce wolno pisać  rysować, można też kolorować obrazki i to również daje taki pozytywny wydźwięk i sugeruje, że maluchy znacznie lepiej będą bawić się tą lekturą, niż dzieci starsze.

"Ja, Jonasz i cała reszta" nie jest złą książką, po prostu w tym wypadku, nie trafiła na odpowiedniego odbiorcę. Zdecydowanie bardziej ucieszą się nią mniejsze dzieci i ich rodzice, stąd też tej grupie ją polecam. 

Sardegna

2 komentarze:

  1. Świetnie, że recenzujesz na blogu też książki dla najmłodszych. Trzeba rozbudzać i wśród nich czytelnictwo, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te miłe słowa. Staram się to robić od początku prowadzenia bloga :)

      Usuń