Nasze
wieczorne lektury zdominowała seria "Baśniobór", ale nawet najlepsza
wielotomowa historia wymaga przerwy, żeby później móc wrócić do niej z
nową energią. Stąd też w ramach odpoczynku od przygód Kendry i Stana Sorenssonów postanowiliśmy zapoznać się z
nową serią autorstwa Dashe Roberts. "Tajemnica
Wielkiej Stopy" i "Potwór z jeziora Black Hole" to historie mocno pokręcone, przygodowe,
trochę detektywistyczne, a nawet z pogranicza horroru, które spotkają się z największym entuzjazmem młodych miłośników zjawisk paranormalnych.
Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 336/304
Moja ocena : 5/6
Akcja obu części rozgrywa się w małym miasteczku Sticky Pines, często odwiedzanym przez miłośników poszukiwań Wielkiej Stopy i innych zjawisk nadprzyrodzonych, jednakże to, z czego najbardziej słynie, to porastające okolicę drzewa, produkujące bardzo klejącą, intensywną żywicę. Jest ona jednym z najbardziej charakterystycznych słodzików w kraju, stąd też w miasteczku funkcjonuje świetnie prosperująca fabryka słodkości i przekąsek.
Mieszkańcy Sticky Pines żyją sobie spokojnie, nie zważając na dziwne sytuacje, które coraz częściej mają miejsce w miasteczku. Nie wzrusza ich nawet seria zaginięć kilku osób, choć większość mieszkańców angażuje się w poszukiwania zaginionych. Najbardziej przejęta całą sytuacją wydaje się być dwunastoletnia Lucy Slodan, która uważa, że w okolicy naprawdę dzieją się przedziwne rzeczy.
Dziewczyna dąży do tego, aby udokumentować nadnaturalne zjawiska i puścić informację w świat, stąd też stara się znaleźć ślady, które potwierdzą jej teorię, że Sticky Pines nawiedzane jest przez UFO, a w lesie grasuje Wielka Stopa. Lucy nie cofnie się przed niczym, nawet przed samotną wyprawą w środku nocy, żeby zarejestrować dziwne zjawiska, i to właśnie podczas jednej z takich eskapad poznaje Mila Fishera, syna bardzo wpływowego człowieka, a do tego, nowego właściciela fabryki słodkości. Milo staje się sojusznikiem i powiernikiem tajemnic Lucy, bowiem nikt nie wierzy dziewczynie, że to, co mówi i obserwuje, jest prawdą.
Dzieciaki zdobywają coraz to nowe dowody potwierdzające istnienie Wielkiej Stopy, jednakże ktoś wyraźnie nie chce, aby prawda wyszła na jaw, próbuje więc przeszkadzać i zniechęcić ich do poszukiwań. Kiedy w miasteczku znika kolejna osoba - lubiana przez uczniów nauczycielka z lokalnej szkoły, a ilość niepokojących wydarzeń i zbiegów okoliczności przekracza wszelkie normy, Lucy i Milo zrobią wszystko, żeby odkryć, co lub kto stoi za tymi dziwnymi sytuacjami .
Co tak naprawdę dzieje się w Sticky Pines? Czy Lucy ma zbyt wybujałą wyobraźnię, a może w mieście faktycznie dzieje się coś niepokojącego? Determinacja dziewczynki zostanie w końcu nagrodzona i pozna prawdę, ale czy ta wiedza ją wyzwoli? A może wręcz przeciwnie, zamknie jej usta?
Drugi tom, czyli "Potwór z jeziora Black Hole" jest ściśle powiązany z fabułą "Tajemnicy Wielkiej Stopy", więc od razu zaznaczę, że nie należy czytać go odrębnie, bez znajomości początku przygód Lucy i Mila. Po dramatycznych wydarzeniach kończących tom pierwszy, a w wyniku których Lucy odkrywa prawdę o mieszkańcach miasteczka i jest świadkiem wielu, zupełnie nie dających się logicznie wytłumaczyć, wydarzeń, wycofuje się z dalszych poszukiwań i prowadzenia śledztwa. Jest już zmęczona sekretami dorosłych i tajemnicami, których wyjaśnieniem nikt nie chce się z nią podzielić.
Stąd też inicjatorem kolejnej przygody jest Milo, który przez przypadek zauważa coś podejrzanego na miejscowym jeziorze Black Hole. Jezioro to od wielu lat cieszy się złą sławą, ktoś w jego okolicach zaginął bez śladu, krążą też plotki, jakoby nocą były widziane tam dziwne stworzenia. I faktycznie, chłopak wracając z Halloweenowej imprezy, zauważa wynurzający się z głębin, dziwny organizm. Oczywiście postanawia przyjrzeć się mu bliżej i sprawdzić, co kryje się pod postacią długich macek wychylających się ponad taflę jeziora. Milo chętnie podzieliłby się swoją wiedzą z Lucy, świadomy, że potwór z Black Hole ma prawdopodobnie związek ze sprawą, którą ostatnio badali, przyjaciółka wyraźnie go jednak unika.
Na szczęście żyłka detektywistyczna Lucy wygrywa z chwilowym wycofaniem się. Bohaterowie łączą siły, aby ostatecznie rozprawić się z sekretami i rozwikłać wszystkie zagadki Sticky Pines.
Trudno
mi w paru słowach wyjaśnić, co dzieje się w miasteczku, i jaką tajemnicę skrywają jego mieszkańcy, żeby nie
spoilerować. Stąd też mój opis fabuły jest mocno ogólnikowy, choć o wielu wątkach chciałabym wspomnieć, nie zrobię tego, żeby nie zepsuć wrażenia z lektury tej serii. Chciałabym, żeby
czytelnicy sami odkryli, o co w tej historii chodzi, i kto lub co stoi za tajemnicą Wielkiej Stopy oraz potworem z Black Hole. Bałam się trochę, że druga część nie dostarczy czytelnikom wszystkich odpowiedzi i każe czekać na finał, na szczęście tak się nie stało, a mimo iż zakończenie jest w pewien sposób otwarte, to jednak daje czytelnikowi satysfakcję i świadomość, że historia w taki, a nie inny sposób, dobiegła końca.
Młody z umiarkowanym entuzjazmem podszedł do tych książek. Podobały mu się wszystkie wątki, kiedy bohaterowie nie znali jeszcze prawdy i jedynie snuli domysły na jej temat, jednak fragmenty, gdzie sytuacja się klaruje i toczy w kierunku wyjawienia prawdy na szeroką skalę, nie wzbudziła w nim już takiego zainteresowania. Ja niestety, kolejny już raz w przypadku książki dla młodszej młodzieży mam zastrzeżenia, co do języka powieści. Czytanie tej książki na głos, sprawia fizyczny ból! Krótkie, toporne zdania, nienaturalnie brzmiące dialogi, niekoniecznie zrozumiałe nawiązania, naprawdę ciężko przez to przebrnąć. Choć sądzę, że sprawa z książkami Dashe Roberts wygląda podobnie, jak z "Baśnioborem", którego prosty język zupełnie nie przeszkadza dzieciakom czytającym "w myślach", natomiast bardzo "boli" dorosłego.
Na koniec wspomnę jeszcze, że przeczytałam gdzieś, że ilość absurdów w tej
książce przekracza ludzkie pojęcie. I ja oczywiście zgadzam się z tym stwierdzeniem, zupełnie jednak mi to nie przeszkadza, bowiem wiedząc, że jest to seria z wątkami fantasy dla dzieci, trudno żebyśmy racjonalnie tłumaczyli wydarzenia,
które się w niej rozgrywają. A ponieważ faktycznie dzieje się w tej historii od
groma, to jestem przekonana, że młodzi miłośnicy przygody i zjawisk paranormalnych
będą zadowoleni z lektury. Fakt, że ja, jako dorosły czytelnik niekoniecznie
odczuwam tą satysfakcję, nie żałuję czasu poświęconego na jej
przeczytanie, bowiem wychodzę z założenia, że każdej książce należy się
uwaga, jeśli ma ona w jaki sposób kształtować gusta
czytelnicza moich dzieci.
Sardegna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz