Pages

czwartek, września 16, 2021

"Stara zbrodnia nie rdzewieje" Iwona Banach

 
Wydawnictwo: Dragon
Liczba stron: 350
Moja ocena : 5/6
 
Sierpień czytelniczo należał do Iwony Banach, a to dlatego, że przeczytałam wtedy aż dwie książki Jej autorstwa: komedię kryminalną "Gdzie diabeł nie może, tam trupa pośle", czyli trzecią część "serii z trupkiem" oraz powieść "Stara zbrodnia nie rdzewieje", będącą pierwszym tomem nowej serii z papugą Pindą w roli głównej.
 
Nowa seria zapowiada się wielce obiecująco, bowiem poza bohaterami i ich perypetiami, bardzo ważnym jej elementem jest zadziorne ptaszysko widniejące na okładce. Papuga Pinda, ptak o fantazyjnym imieniu, bardzo specyficzny, wręcz wyjątkowy, potrafiący mówić, ale posługujący się właściwie tylko jednym, niecenzuralnym słowem (ale w odpowiednim akcencie zastępuje ono praktycznie wszystkie inne potrzebne), jest "maskotką" fabuły i jej główną atrakcją. Tak poważnie jednak mówiąc, reszta historii, utrzymana w konwencji komedii kryminalnej, też daje radę, choć nie ukrywam, że bardziej przypadła mi do gustu seria "z trupkiem" i tamten humor sytuacyjny.
 
W każdym razie, akcja "Starej zbrodni" rozgrywa się w Głuszynie, urokliwej wiosce, której główną atrakcją jest klimatyczny, choć nieco podupadły, dworek - hotel, owiany złą sławą, ale tylko przez lokalnych mieszkańców, doskonale znających jego historię i perypetie dawnego właściciela. Nowi gospodarze, choć starają się, jak mogą, aby przywrócić świetność hotelowi, również wydają się jacyś pechowi, ale ich los odmienić może pewien konkurs literacki, którego rozstrzygnięcie  zaplanowane jest właśnie w jego wnętrzach. 
 
Do hotelu zjeżdżają więc laureaci konkursu, debiutanci literaccy, aby zawalczyć o główną nagrodę 25 tysięcy złotych. Początkujący pisarze w liczbie ośmiu, każdy będący reprezentantem innego gatunku (począwszy od fantasy, poprzez postapokalipsę, komedię kryminalną, obyczajówkę, horror, romans, kryminał, na erotyku skończywszy) są wyraźnie zestresowani, zastanawiają się bowiem, w jaki sposób z ich grupy zostanie wyłoniony zwycięzca, skoro ich twórczość tak znacząco się od siebie różni i trudno ją porównywać. Wynik wydaje się więc być sprawą mocno dyskusyjną, stąd też każdy z laureatów stara się na własną rękę wyczuć szansę na wygraną. 
 
W dworku dochodzi jednak do nietypowej sytuacji. Jeden z jurorów Marek Radecki zwany Marcusem, zostaje zamordowany, a ponieważ odkrycie ciała denata poprzedzają jakieś dziwne, zwierzęce krzyki, wszyscy obecni w budynku, momentalnie zbiegają się w pokoju jurora, zacierając a nawet niszcząc wszystkie ślady zbrodni, co znacznie utrudni pracę lokalnej policji w składzie aspiranta Andrzeja Balickiego i jego pomocnika, posterunkowego Bartka Krynickiego.
 
Na zadeptanym miejscu zbrodni znajduje się i tak wiele poszlak (z czego damskie majtki, test ciążowy i luksusowy alkohol to tylko część z nich) sugerujących, że właściwie każda z obecnych w hotelu osób mogła przewinąć się przez pokój Marcusa i odwiedzić go przed śmiercią. A ponieważ w dworku oprócz pisarzy przebywają również jurorzy konkursu, obsługa i gospodarze domu, a także właściciele, jak i osoby z zewnątrz, sprawcą zabójstwa może być praktycznie każdy.
 
Do tego okazuje się, że każdy z pisarzy ma na swym koncie jakieś tajemnice, których nie chce ujawniać przed resztą debiutantów. Również sam aspirant Andrzej Balicki ma pewien sekret, bowiem jako stary kawaler, któremu upiorna mamusia układa życie osobiste, w dworku spotyka swoją dawną dziewczynę, co dodatkowo komplikuje mu śledztwo.
 
I tak dwaj funkcjonariusze, zmagając się ze swoimi sprawami osobistymi i całą gromadą niesfornych pisarzy oraz pracowników hotelu, muszą odkryć, kto i dlaczego zabił Marcusa. A ponieważ postaci dramatu jest tutaj cała masa, do tego każda z nich ma swoją historię, a nad wszystkim "czuwa" papuga Pinda, odnalezienie winnego nie będzie wcale takie łatwe, w tym również dla czytelnika. 
  
Mam co do "Starej zbrodni" mieszane uczucia. Na plus na pewno przemawia motyw, na jakim powieść się opiera, czyli coś, co w kryminałach lubię najbardziej: szukania winnego wśród obecnych, bo tylko osoba znajdująca się w danym miejscu, w zamkniętej przestrzeni, mogła dokonać zabójstwa. Bardzo rozbudowana jest również cała gama postaci, z której każda jest charakterystyczna i ciekawa, i to też jest wielkim pozytywem historii. Do tego opowieść ma parę genialnych "momentów", zwłaszcza Pinda robi tutaj sporą robotę, a także wątki z Mietką Racuch, dość specyficzną mieszkanką wsi, która po sąsiedzku wpada do dworku, przy okazji różnych sprawunków, i nieźle w nim miesza.
 
Z drugiej jednak strony, jeśli chodzi o element humorystyczny, to nie do końca mnie on porywa i zdecydowanie bliżej mi do wyżej przez mnie wymienionej serii "z trupkiem". W ostatecznej ocenie jednak, plusy przeważyły nad minusami, stąd też dałam książce 5/6. 
 
Sardegna

3 komentarze:

  1. Wielkie dzięki. To trochę tak, niektórzy uwielbiają Pindę, inni nie (i to bardzo jej nie uwielbiają), jakoś tak wyszło, że te serie są inne. W każdym razie cieszę się, że choć trochę podeszło. Z książkami tak bywa <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podeszło! Wiesz, jak to u mnie jest, ciężko mnie rozśmieszyć. Natomiast seria z trupkiem bawi mnie nieziemsko, Pinda nieco mniej, ale i tak świetnie się bawiłąm podczas lektury :)

      Usuń
  2. A ja, bardzo lubię książki Pani Iwony! I dawno już nie czytałam żadnej, chociaż nie, te trupy chyba mi nie weszły!;) ale to nic, nie każda książka lubianego autora musi być dla nas och i ach, ja tam się nie zraziłam. Muszę się zaopatrzyć w te nowe:) Stara zbrodnia mnie zainteresowała, więc pewnie nabędę!:) I dam znać jak z tą pindą w moim przypadku:)

    OdpowiedzUsuń