Pages

piątek, października 15, 2021

"Fartowny pech" Olga Rudnicka


Wydawnictwo: Prószyński i S-Ka
 Liczba stron: 304
Moja ocena : 2/6
 
Nie mam czasu na słabe książki, które nie wciągają, a wręcz męczą, a co gorsza, w trakcie ich lektury przechodzi mi ochota na jakiekolwiek czytanie. Staram się takich powieści unikać, ale wiadomo, jak jest. Czasami skusi opis okładkowy, czasami nazwisko autora i człowiek bierze się za lekturę. Do tego, ja jestem niereformowalna, jeśli chodzi o doczytywanie wszystkich rozpoczętych książek, do końca. Nawet jeżeli trafia mi się słabizna, mam wewnętrzny przymus przemęczenia jej do ostatniej strony. Nie kończy się to dla mnie zazwyczaj dobrze, ale nie umiem się wyzbyć tego złego nawyku.
 
Moja ostatnia lektura, "Fartowny pech" Olgi Rudnickiej, przyniosła mi właśnie nie tylko zmęczenie, zniechęcenie, ale i poważny kryzys czytelniczy, który tym razem, na szczęście, nie trwał zbyt długo, bowiem trafiłam na wciągający thriller "Winny" Joanny Opiat - Bojarskiej, który mnie z marazmu wyciągnął raz, dwa. Nie zawsze jednak kończy się to w tak pozytywny sposób. 
 
"Fartowny pech" reklamowany jest jako zabawna, kryminalna komedia pomyłek, a ponieważ czytam całkiem sporo tego typu powieści, ciągle szukając żartów sytuacyjnych, które będą mnie bawić, skusiłam się na lekturę. Poza tym, nazwisko autorki zobowiązuje, w końcu czytałam kiedyś "Natalii 5" i byłam zachwycona. Co mogło zatem pójść nie tak? 
 
Niestety "Fartowny pech" zupełnie nie przypadł mi do gustu. Historia braci Dzianych, Krystiana i Gianniego oraz posterunkowego Filipa Nadzianego, w ogóle do mnie nie przemówiła. I choć początek był naprawdę obiecujący, to gdzie po jednej trzeciej lektury zupełnie straciłam nią zainteresowanie. Nie jestem nawet w stanie powiedzieć, jak rozwinął się główny wątek, i jak zakończył. Tyle się w tej książce dzieje, że trudno ogarnąć fabułę, a co gorsza, czytelnik (ja w każdym razie) nawet nie ma większej ochoty na to "ogarnianie" i podążanie za tropem myślenia, który proponuje autorka.
 
W tej powieści mamy dwóch a nawet trzech równoległych, głównych bohaterów. Filip Nadziany, noszący pseudonim Joker, to policjant mający w życiu dużego pecha. Czego się nie złapie, zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym, kończy się źle, kiedy więc w komendzie staje się pośmiewiskiem wszystkich, postanawia zacząć swoje życie od nowa i szukać szczęścia w zupełnie innym zakątku kraju. Przenosi się na prowincję, do małej miejscowości Paszcze, gdzie może zacząć wszystko od początku, bez etykiety pechowego policjanta. 
 
Drugi bohater to Krystian Dziany, również policjant, który po sprawie zakończonej pobiciem przez dwunastolatkę traci dobre imię i honor. Dziany również ma dość swojego życia, z tym, że nie ma w planie nigdzie się przenosić, tylko w ogóle zrezygnować z zawodu i zostać prywatnym detektywem.
 
W ferworze akcji okaże się, że panowie Dziany i Nadziany mają wspólną przeszłość, kończyli bowiem  razem szkołę policyjną. Teraz będą mieli okazję spotkać się po latach, trafiając do tego samego miasteczka na prowincji, ale zanim do tego dojdzie Krystian zwany Krysiem, dostaje swoje pierwsze zlecenie.
 
Pracodawcą niedoświadczonego detektywa jest jego starszy brat, Gianni, trzeci bohater, który na co dzień mieszka we Włoszech. Jest on płatnym zabójcą i współpracuje z mafią, ale Kryś nie ma pojęcia o podwójnym życiu brata, stąd też od razu godzi się na fuchę. 
 
Gianni ma zobowiązania wobec mafijnych szefów, podejmuje się zadania i musi je wykonać (nie pytajcie mnie jednak o szczegóły tej misji, bo nie mam pojęcia na czym polega, taka jest pokręcona), postanawia więc wykorzystać brata do zdobycia pewnych informacji. Krystian ma udać się do Paszcz i zbadać, kto korzysta ze tamtejszej skrytki pocztowej, odbiera i nadaje przesyłki, bardzo istotne dla mafijnej sprawy.
 
Kryś udaje się do miasteczka, tam spotyka dawnego znajomego Filipa Nadzianego, i stara się prześledzić kwestię skrzynki. Jak to jednak bywa na prowincji, obecność dwóch nowych mężczyzn w okolicy wzbudza ciekawość i wielkie emocje mieszkańców, stąd też działania panów nie ujdą niczyjej uwadze. Ci natomiast nie mają pojęcia, że przekraczając granice Paszcz wplątują się w sam środek mafijnych porachunków.

W czasie nieoficjalnego śledztwa Krystiana, Gianni również nie próżnuje. Niestety przypadkowo wplątuje w zaogniony już konflikt, niewinną dziewczynę. Maja odegra jednak ważną rolę w tej sprawie, staje się bowiem kartą przetargową dla zainteresowanych stron.
 
Niby ciekawa fabuła, zabawna wydaje się też zbieżność nazwisk i imion bohaterów, która daje zapowiedź niezłych żartów sytuacyjnych, tak naprawdę jedynie co mogę powiedzieć o tej książce to to, że jest dla mnie niezrozumiała, a przez to nudna. Mafiozi mają ze sobą jakieś dziwne powiązania i porachunki niewiadomego pochodzenia. W to wszystko zmieszane są kobiety, no ale jakby mogło być inaczej, żeby w tak pokręconej fabule zabrakło jeszcze wątku miłosnego.
 
Nie umiem właściwie powiedzieć, jak ta historia się zakończyła. Oczywiście pozytywnie, natomiast to, co działo się pomiędzy początkiem, a finałem jest dla mnie tajemnicą. Nie mój humor, w sumie to nie znalazłam ani jednej sceny, która by mnie rozbawiła. Gdyby nie mój zwyczaj doczytywania książek do końca, podrzuciłabym lekturę "Fartownego pecha" po pięćdziesięciu stronach.
 
Wiem, że Olga Rudnicka ma grono wiernych fanów i na pewno znajdą się osoby, którym lektura powyższej powieści sprawiła radość. Dla mnie jednak stała się ona przyczyną kryzysu czytelniczego i zniechęciła do czytania w ogóle, stąd taka niska nota.
 
Sardegna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz