Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 496
Liczba stron: 496
Moja ocena : 4/6
"Błękitny
dym" Nory Roberts to jedna z takich książek, które od lat są moimi wielkimi wyrzutami sumienia. Powieść dotarła do mnie bodajże w 2015 roku i od tego czasu czekała cierpliwie na swoją kolej. Ale ja mam coś na swoje usprawiedliwienie! Otóż zaczęłam ją czytać praktycznie od razu, jednak po przeczytaniu 1/5 całości utknęłam i za nic w świecie nie mogłam się zmobilizować do dalszej lektury. Kiedy w tym roku postanowiłam się z książką w końcu rozliczyć, musiałam zacząć czytać ją od początku. No więc tak...
Na początek dodam, że nie mogę uznawać się za wielką fankę romansów, z którymi jednak jest kojarzona twórczość Nory Roberts, ale książki autorki mają to do siebie, że oprócz rozbudowanego wątku miłosnego, charakteryzują się również ciekawymi wątkami detektywistycznymi, sensacyjnymi, a czasami nawet paranormalnymi. Takie powieści lubię, stąd też skusiłam się opisem okładkowym "Błękitnego dymu", który
wydał mi się bardzo interesujący i zasugerował, że historia może trzymać w napięciu, jak najlepszy kryminał.
Reene Hale pochodzi z kochającej się, wielodzietnej, włoskiej rodziny, jednak mimo swoich 35 lat jeszcze nie znalazła mężczyzny, z którym chciałaby spędzić resztę życia. Całą swą energię poświęca rodzinie i pracy, w której świetnie się odnajduje, Reene jest bowiem oficerem śledczym do spraw podpaleń, mając niesamowite umiejętności oraz instynkt do odkrywania przyczyn wszelakich pożarów, dlatego też często proszona jest o wykonanie ekspertyzy albo konsultacje przy niejasnych sprawach, aby wyjaśnić, w jaki sposób doszło do katastrofy.
O wyborze nietypowego zawodu u Reene zaważyła sytuacja z dzieciństwa. Gdy miała jedenaście lat, ktoś podpalił pizzerię, od pokoleń prowadzoną przez jej rodzinę, a dziewczyna zafascynowana widokiem ognia, ale też zaciekawiona powodem, który mógł doprowadził do pożaru postanawia zająć się takimi badaniami w przyszłości.
Kobieta jest świetnym specjalistą w swoim fachu, nie ma niestety szczęścia w życiu osobistym. Jej poprzednie związki nie były zbyt poważne, a jedyny chłopak, do którego zaczynała coś czuć, zginął w nieszczęśliwym wypadku, właśnie z powodu pożaru. Reene nie wie jednak, że od lat jest obiektem uczuć pewnego mężczyzny, kiedy więc przypadkowo spotykają się po sąsiedzku, ich relacja niespodziewanie dla niej samej, zaczyna nabierać tempa.
Kiedy życie kobiety powoli się stabilizuje, wokół niej zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Niby nieszczęśliwe wypadki, ale wszystkie związane ze śmiercionośnym żywiołem ognia i niejako nawiązujące do osoby Reene. Do tego, kobieta jest nękana głuchymi telefonami, a także straszona przez nieznanego sprawcę na szereg innych sposobów. Ktoś wyraźnie próbując zwrócić jej uwagę na pewne sytuacje z przeszłości i ukarać ją za dawne krzywdy.
Kim jest tajemniczy prześladowca Reene i dlaczego ma obsesję na jej punkcie? Czy faktycznie mężczyzna może zagrażać bezpieczeństwu kobiety, a także życiu jej bliskich? Bohaterka nie cofnie się przed niczym, aby uratować swoich najbliższych przed szaleńcem, tylko czy zdąży, zanim żywioł pochłonie wszystko to, co kocha?
Niestety
powieść mocno mnie rozczarowała i nie chodzi tutaj o fabułę która sami przyznacie, ma w sobie sporo potencjału. Nie przeszkadza mi też fakt, że
więcej jest tutaj obyczajówki, niż oczekiwanego kryminału, czy nawet
romansu, z którego autorka w końcu słynie. Po prostu nie potrafiłam
wkręcić się w przygody głównej bohaterki, a co ciekawe, Reene nie należy do miałkich postaci, ma charakter i dość ciekawą przeszłość. Wszystko to jednak na nic, kiedy jej losy przedstawione są one w
sposób mocno przegadany, a przez to okropnie nudny.
Książka
ma ponad 400 stron i jest nieco większego formatu, niż tradycyjny
egzemplarz powieści, przez co tekstu na stronę naprawdę jest dużo.
Dlatego tym bardziej ciężko jest przedzierać się przez opisy codziennych
rozważań bohaterki, wspomnień dotyczących jej przeszłości, rodziny, czy
dawnych chłopaków. Niestety, nawet wątek główny, który niejako powinien
być motorem napędowym czytelnika i sprawiać, że chce się poznać
historię do samego końca, okazał się nudnawy i nie zmienia tego nawet
fakt, iż dopiero na ostatnich stronach książki akcja nabiera rozpędu.
Jeśli więc macie ochotę przeczytać jakąś powieść Nory Roberts zdecydowanie bardziej polecam "Noc na bagnach Luizjany". Pochłoniecie ją w jeden wieczór i będziecie autentycznie zadowoleni z lektury. "Błękitny dym" można sobie spokojnie odpuścić.
Sardegna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz