Pages

wtorek, lipca 17, 2018

"Och, Elvis!" Marika Krajniewska


Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 316
Moja ocena : 4/6


Powyższa książa jest idealnym przykładem na to, jak okładka i opis na niej umieszczony, może skrzywdzić daną historię. No bo spójrzcie sami: sympatyczny obrazek i tytuł sugeruje, że "Och, Elvis!" będzie miłą, zabawną, ciepłą opowieścią o sile kobiecej przyjaźni, która przetrwa wszystkie burze, będzie nawet silniejsza niż śmierć. Opis okładkowy również mówi coś podobnego, podobnie, jak rekomendacja Magdy Witkiewicz, trudno się więc dziwić, że spodziewałam się lekkiego czytadła, w sam raz na wakacje. Historii, która będzie bawić, a jej lektura zajmie mi góra jeden - dwa dni. Niestety okazało się zupełnie inaczej. I nie chodzi mi o to, że książka jest zła. Ona faktycznie opowiada o sile przyjaźni, która przetrwa śmierć, ale w zupełnie inny, niż wskazuje na to promocja, sposób. Przez to jednak nie spełnia oczekiwań czytelników, a to już może stanowić pewien problem w jej odbiorze.  

Kojarzyłam już twórczość pani Mariki Krajniewskiej z opowiadania "Klaustrofobia" umieszczonego w zbiorze "Kulminacje" Janusza L. Wiśniewskiego i zupełnie nie pasowała mi opcja lekkiej powiastki, którą miałaby być powyższa książka, ale w pierwszym odruchu dałam się nabrać. "Och, Elvis!" jest bowiem słodko - gorzką obyczajówką, która dotyka trudnych tematów: starości, niespełnionych planów, zawiedzionych nadziei, pogmatwanych relacji, wcale natomiast nie przypomina miłego, wakacyjnego czytadła.

Głównymi bohaterkami tej obyczajówki są trzy staruszki, Alicja, Genowefa i Maria. Przyjaźnią się od lat, a ich znajomość przez ten okres czasu przeszła naprawdę wiele, na początku bowiem, jakieś pięćdziesiąt lat wstecz, ich relacja nie wyglądała dobrze. Powiem więcej, oparta była na wzajemnych pretensjach, żalach, a nawet niechęci. Aktualnie jednak kobiety łączy silna więź, przyjaźń i wsparcie. Alicja jest mieszkanką domu spokojnej starości "Patrycja", spotyka się z Genią i Marią "na mieście", gdzie wspólnie spędzają czas, jaki został im na starość dany.

Wszystko zmienia się w momencie, kiedy Alicja umiera. Przyjaciółki postanawiają spełnić jej ostatnią wolę i zawieźć urnę z prochami na grób Elvisa, ale żeby to zrobić, muszą urnę najpierw ukraść, a potem dojechać na miejsce docelowe, co jak wiadomo, nie będzie łatwe. Ich występek uszedłby może nieuwadze, jednak sprawa komplikuje się w momencie, kiedy kierowniczka domu opieki zaprasza wnuka Alicji na pogrzeb i odebranie urny z prochami babci. Kiedy Joanna, zwana Małą Mi, odkrywa że urna zniknęła, a wraz z nią staruszki, z wnukiem Alicji, Pawłem, człowiekiem sceptycznie nastawionym do życia, ponurym i mającym w sobie wiele żalu, wyruszają na poszukiwanie babć.

Jednak zarówno podróż kobiet do grobu Elvisa, jak i poszukiwania Joanny i Pawła, nie będą zabawnymi perypetiami, ani śmieszną komedią pomyłek. Będzie to gorzki powrót do przeszłości, pełen trudnych wspomnień, zwłaszcza tych ze strony staruszek. Czytelnik będzie bowiem mógł poznać przeszłość kobiet, które połączył kiedyś jeden mężczyzna. Nieudane małżeństwo, pretensje, zdrada, kłamstwa, wzajemne oskarżenia, niechęć, a nawet nienawiść, trudna miłość, wyrzeczenia, porzucenie, odejście i strata. To wszystko kiedyś dzieliło, a teraz łączy, Alicję, Marię i Genowefę. Również Paweł i Joanna mają za sobą trudne doświadczenia. Nie dziwi więc fakt, że mimo młodego wieku są zgorzkniali i oschli.

Ze wspomnień staruszek możemy poznać ich przeszłość oraz to, co determinuje ich teraźniejszość. Nie wszystko bowiem jest już za nimi. Są rzeczy i sytuacje, które jeszcze dają im szansę na zmianę i rewolucję w życiu. Śmierć Alicji coś im uświadamia i choć banalnie to brzmi, jest początkiem czegoś nowego. 

Lektura "Och, Elvis!" przyniosła mi wiele goryczy. Ludzkie losy są nieprzewidywalne, starość sprzyja podsumowaniom i refleksji, to nie ulega wątpliwości. Jednak dla mnie jest to dość trudny temat, na który nie zawsze jestem gotowa. Dlatego nie lubię ot tak, czytać refleksyjnych historii, podsumowań i gorzkich wspomnień. Do takiej lektury muszę się odpowiednio przygotować, a w tym wypadku nie było mi to dane. Stąd też moje zarzuty, co do reklamy tej powieści. Na wyróżnienie jednak zasługuje zakończenie. Fantastyczne. Nieszablonowe. Na pewno zostanie przeze mnie zapamiętane bardzo pozytywnie.

Teraz już, kiedy wiecie, mniej więcej, jaki jest Elvis, sami zadecydujcie, czy chcecie go zabierać na urlop, jako niezobowiązującą książkę, czy może lepiej zostawicie sobie lekturę na późniejszy czas.


Sardegna

8 komentarzy:

  1. Zakończenie mi też bardzo się podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nietypowe. Dla mnie zrobiło całą książkę :)

      Usuń
  2. Rzeczywiście z opisu i rekomendacji Magdy pomyślałabym, że to zupełnie inny typ książki! Dość mylące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak już Ci pisałam. Książka nie jest zła, ale z "opakowania" sugeruje, że będzie to zupełnie inna lektura. Potem czytelnik jest rozczarowany. W każdym razie w moim przypadku tak było

      Usuń
  3. Zostawiam na jesień, może w okolice Wszystkich Świętych?
    Podobają mi się Twoje recenzję, są bardzo przemyślane. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za te miłe słowa! To mnie bardzo motywuje!

      Usuń
  4. Chyba sama muszę sięgnąć po tą książkę, bo ciekawa jestem swoich odczuć....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej samemu ocenić, ja mogę tylko lojalnie uprzedzić zę nie będzie to łatwa lektura

      Usuń