Pages

piątek, września 28, 2018

"Hashtag" Remigiusz Mróz


Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 424
Moja ocena : 4/6

"Hashtag" to najnowsza powieść Remigiusza Mroza, chociaż w momencie, w którym to piszę jestem już trochę do tyłu, bowiem parę dni temu premierę miał "Kontratyp", czyli kolejna część przygód charyzmatycznej prawniczki Joanny Chyłki i jej aplikanta, Kordiana Oryńskiego. 

W każdym razie, staram się być na bieżąco z powieściami Autora, (choć nie zawsze mi to wychodzi, nie dotarłam na przykład do "Behawiorysty", "Nieodnalezionej" czy serii z Wysp Owczych), więc i w przypadku "Hashtaga" przeczytałam go tuż po premierze. Jednak zaraz potem wyjechałam na urlop i nie zdążyłam opisać książki w tamtym momencie. Myślę jednak, że dobrze się stało, bowiem po przeczytaniu tej historii miałam totalny chaos w głowie i nie skleciłabym żadnego sensownego zdania na jej temat, a teraz, kiedy minęło trochę czasu, a ja ochłonęłam, mogę na spokojnie powiedzieć Wam, co tak naprawdę myślę o tej powieści i do jakiej kategorii bym ją zakwalifikowała.

Na początku może napiszę, że postawiłabym "Hashtag" w jednym rzędzie z "Czarną Madonną". I nie mówię tutaj absolutnie o tematyce, która miałaby łączy obie książki, bo tak nie jest (mimo że w pierwszym momencie, kiedy dostałam promocyjne materiały od wydawnictwa, wydawało mi się, że "Hashtag" będzie przypominał "religijny thriller", przez nawiązanie do apsydy, będącą częścią budowli kościoła). Podobieństwo obu historii wynika bardziej z wrażeń, jakie wywierają na czytelniku, a w każdym razie, na mnie. Obie powieści są bardzo pokręcone, obie zapowiadają się naprawdę świetnie, niestety później jest już z nimi znacznie gorzej. 

Początek i parę kolejny rozdziałów "Hashtagu" jest naprawdę na fajnym poziomie. Jest pomysł, który intryguje, jest jakaś tajemnica, zaginione osoby, jest nić powiązania ich z główną bohaterką, to wszystko sprawia, że czytelnik zaczyna się naprawdę emocjonować lekturą. I nie inaczej było w moim przypadku, dlatego tak bardzo chciałam, aby ta opowieść miała ciekawe i logiczne zakończenie. Aby wszystkie tajemnicze sytuacje, którymi zaskakuje na początku Autor, dziwne zbiegi okoliczności, miały sens i ostatecznie dały czytelnikowi odpowiedzi na wszystkie pytania.  Niestety tak się nie stało i to jest smutne, bowiem nie ma chyba nic gorszego, niż zmarnowany pomysł na historię. 

Wydaje mi się, że w "Hashtagu", podobnie, jak w przypadku "Czarnej Madonny" Autor miał super pomysł na fabułę, niestety problemem okazało się samo wykonanie i dokończenie konceptu. Co do "Madonny" miałam także zarzut poruszania wątków dla mnie w jakiś sposób istotnych, w formie, jakiej osobiście nie akceptuję. Natomiast przy okazji "Hashtagu" czepiać się będę o chaos, który w tej powieści dominuje, o zlepek wątków różnych, bez wspólnego mianownika, i o logikę, której niestety tutaj brakuje.

Opisana historia rozgrywa się w dwóch perspektywach czasowych, i to jest bardzo fajne, bowiem czytelnik próbuje poznać ją z dwóch punktów widzenia jednocześnie: z perspektywy głównej bohaterki Tesy i jej dawnego wykładowcy, Strachowskiego. To naprawdę ciekawy zabieg, ale tylko do pewnego momentu. Bo im bliżej końca, tym jest niestety gorzej, a podwójna narracja, która ma coś czytelnikowi wyjaśniać, tylko niepotrzebnie miesza. Zakończenie niby przynosi czytelnikowi jakieś odpowiedzi, daje Autorowi furtkę na "wykorzystanie" postaci bohaterki jeszcze w innych powieściach, ale to wszystko jest takie niejasne, że gdybyście spytali mnie o czym właściwie jest "Hashtag", i do jakiej kategorii bym go zaliczyła, to nie umiałabym odpowiedzieć.

Tesa jest młodą kobietą, która cierpi z powodu swej otyłości. Jej życie jest dość monotonne, depresyjne, a ona sama źle się czuję ze swoją wagą i ze swoim ciałem. Ma lęk przed wychodzeniem z domu, boi się obcych i wszelkich z nimi rozmów, jednak codziennie stara się walczyć ze swoją obsesją. Jej największą ostoją w życiu jest mąż Igor, z którym łączą ją podobne poglądy i sposób spędzania wolnego czasu. Pewnego dnia Tesa otrzymuje smsa, że w paczkomacie czeka na nią przesyłka, którą musi niezwłocznie odebrać. Z tym, że dziewczyna nie kojarzy, żeby cokolwiek zamawiała. Kierowana ciekawością, i mimo tego iż wyjście z domu jest dla niej bardzo stresujące, postanawia udać się do wyznaczonego miejsca i odebrać paczkę. Okazuje się, że w niewielkim pudełku znajduje się mała, ametystowa czaszka i hashtag #apsyda.

Tesa nie ma pojęcia, co ten hashtag właściwie znaczy, więc razem z mężem przeczesują Internet w poszukiwaniu jakiegoś śladu. I faktycznie, hasło zaczyna pojawiać się pod zdjęciami osób, które zaginęły przed laty i głośno było o ich zniknięciu w mediach publicznych. Teraz żywe i szczęśliwe pozują na Instagramie, dlatego też cała sytuacja wydaje się Tesie mocno podejrzana. Kobieta zaczyna się poważnie martwić, co ona ma z tym wszystkim wspólnego, aż do momentu, kiedy hashtag zaczyna prowadzić do jej dawnego profesora Strachowskiego, z którym łączyło ją coś więcej niż tylko relacja wykładowca - studentka.

Tak, jak pisałam powyżej, czytelnik ma możliwość poznania historii z perspektywy Tessy, poznać jej wspomnienia, rozważania na temat tego, co stało się na uczelni przed laty, oraz dowiedzieć się, jak wyglądało to wszystko ze strony wykładowcy Strachowskiego. Obie wersje nieco różnią się od siebie, trzeba będzie więc trochę pokombinować, kto mówi prawdę, a kto kłamie. A może wszystko wyglądało jednak zupełnie inaczej? I do tego momentu naprawdę ta historia jest spoko, jednak kolejne rozdziały, które mają coś już wyjaśniać, prowadzić do jakiegoś finału, niestety nie podołały. Wprowadzają zamęt, momentami wydawało mi się nawet, że kreuje się tutaj jakaś inna opowieść. Wątek główny, co chwilę przerywają dygresje na przeróżne tematy: ekonomiczne, filozoficzne, religijne, czy moralne, a ogrom tego wszystkiego powoduje taki mętlik w głowie, że właściwie nie wiadomo, co się przed paroma chwilami zdarzyło.

Jeśli chodzi o fabułę, to nic więcej nie mogę zdradzić, bo to, co dzieje się później można interpretować na własne sposoby. Ja mam oczywiście swoje przemyślenia na temat zakończenia tej historii, ale one niekoniecznie muszą być zgodne z Waszymi, dlatego nie napiszę, co też według mnie Autor miał na myśli pisząc "Hashtag".

Na koniec jeszcze tylko dodam, iż książkę czyta się bardzo szybko (ale tak chyba jest z każdą powieścią Mroza), opowieść wciąga, a czytelnik przewraca kolejne strony w nadziei, że dostanie satysfakcjonujące zakończenie. Niestety to się nie wydarzy, ale to już inna kwestia. Nie sądzę, aby "Hashtag" stał się jedną z moich ulubionych powieści Autora. Podobnie, jeżeli będę miała okazję polecać książki Remigiusza Mroza czytelnikom, którzy chcą zacząć przygodę z jego twórczością, wtedy też nie wymienię tego tytułu. Bez wahania jednak wspomnę serię o Chyłce, czy tatrzańskie kryminały o Forście, bo te książki w wydaniu Autora są zdecydowanie lepsze.

Sardegna

7 komentarzy:

  1. Dla mnie Hashtag to był koszmar czytelniczy. Jak lubie serię Zordon & Chyłka, tak Hashtag koszmar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Obok "Czarnej Madonny" to najsłabsza książka Autora. Nie oceniłabym jej może, jako koszmar, bo początek mnie mocno wciągnął, ale końcówka tragiczna. Żałuję, bo najgorsze, co może być to zmarnowany pomysł...

      Usuń
  2. Obiecałam, że nie sięgnę, nie i już "Nieodnaleziona" była dla mnie straszną fuszerą, mam już chyba dosyć nowych powieści pana RM, serię z Chyłką dokończę z ciekawości, Forsta odpuściłam, nawet ręka mi nie drży w księgarni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nieodnalezioną" mam na półce, ale na razie odpuszczam. Muszę trochę odsapnąć po serii Frostowej, poza tym czeka na mnie "Testament" i najnowszy "Kontratyp"

      Usuń
  3. Proza Autora wciąż przede mną, ja nadal przedkładam obce kryminały nad polskie. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też dobra taktyka :) a jaki jest Twój ulubiony zagraniczny autor kryminałów? Tak z ciekawości

      Usuń
  4. Chyba zapoznam się z tą książką, to będzie mój początek czytania Mroza.

    OdpowiedzUsuń