Pages

czwartek, listopada 11, 2021

"Femme fatale" Katarzyna Nowakowska

 
Wydawnictwo: Burda
 Liczba stron: 290
Moja ocena : 2/6 

Z powieściami Katarzyny Nowakowskiej piszącej też pod pseudonimem KN Haner mam wielki problem. Na blogach i w mediach społecznościowych obserwuję olbrzymią społeczność, która gromadzi się wokół autorki i zachwyca każdą nową książką, ale jest w blogosferze także całkiem spora grupa przeciwników, odnosząca się do powieści autorki z wielką krytyką. A ponieważ zawsze staram się sama przekonać, czy podzielam zachwyty nad daną serią, to zabrałam się za poznawanie książek K.N. Haner.
 
Zaczęłam od serii o Morfeuszu i choć początek był bardzo obiecujący, to z każdym kolejnym tomem stwierdzałam, że nie czytałam w życiu chyba bardziej niekonsekwentnej i absurdalnej historii, z równie denerwującą główną bohaterką. Żeby nie być gołosłownym, zostawiam Wam linki do moich notek o poszczególnych tomach: "Sny Morfeusza" , "Koszmar Morfeusza" , "Przebudzenie Morfeusza". Później trafiłam na "Ring girl" i tutaj mile się zdziwiłam. Wprawdzie powieść nie powala na kolana swoją fabułą, ale czyta się ją bardzo przyjemnie. Poza tym, takie lekkie, łatwe i przyjemne historie też są czytelniczkom potrzebne. Teraz natomiast przyszedł czas na "Femme fatale"
 
Sięgając po tę historię wiedziałam, że jest to druga część serii, a ja nie znam tomu pierwszego, czyli "Skandalu", ale stwierdziłam, że jakoś sobie poradzę. I faktycznie, spokojnie można zorientować się w fabule opowieści, a to dlatego, że jest ona bardzo uboga, więc już po paru pierwszych stronach mogłabym praktycznie streścić, co działo się w życiu bohaterki wcześniej.
 
Główna bohaterka Julia, po skandalu, który wywołała w Nowym Jorku ze swoim żonatym szefem (o tym opowiada tom pierwszy), przenosi się do Paryża obejmując posadę menadżerki w luksusowym hotelu w samym centrum miasta. Nowe miejsce ma jej dać wytchnienie od źle ulokowanych uczuć i wyleczyć złamane serce. Podejmując pracę u bogatego przedsiębiorcy Gasparda nie przewiduje jednak, że z jednego romansu wplącze się od razu w drugi, a jej nowy szef okaże się przyjacielem starego.
 
I to właściwie na tyle, jeśli chodzi o fabułę. Wiadomo, że "Femme fatale" to romans i erotyk, więc akcja będzie kierowała się w wiadomym kierunku, ja jednak od zawsze powtarzam, że powieść poza scenami seksu musi mieć w sobie jeszcze jakieś tło, musi coś czytelnikowi oferować, a tutaj niestety niczego takiego nie znajdziemy, dostaniemy natomiast irytującą główną bohaterkę, która poza swoją aparycją, nie ma czytelnikowi nic ciekawego do zaprezentowania.

Julia jest właściwie kalką Cassandry, bohaterki trylogii o Morfeuszu. Jest oczywiście piękną, wykwintną kobietą, o czym świadczą eleganckie ubrania od najlepszych projektantów i bogata garderoba. Praktycznie każdy kolejny akapit informuje czytelnika co i w jakich kolorach ma na sobie kobieta, jakie dobiera do outfitu szpilki i makijaż. Wiemy, że jest piękna i właściwie tyle, bo poza tym niewiele sobą reprezentuje. 
 
Jej nowa posada polega na zarządzaniu hotelem, i to nie byle jakim, tylko ekskluzywną miejscówką w centrum Paryża. Tak właściwie nie wiemy jednak co Julia robi w swojej pracy. Niby kieruje jakimś zespołem ludzi, chociaż nie ma do tego żadnych predyspozycji, wybiera jakieś obicia kanap i wiemy, że robi to przez całe osiem godzin, bo potem pada ze zmęczenia. Jedyny moment, kiedy wychodzi z jakąś inicjatywą, to sytuacja, w której proponuje umieszczenie koszy ze słodyczami i lokalnymi przysmakami w pokojach hotelowych dla gości. Odkrywcze, no nie? Ale szef Gaspard rozpływa się w emocjach, radościach i absurdalnych pochwałach dla swojej pracownicy, za tak genialny pomysł.
 
Przez większość czasu Julia zachowuje się tak, jak Cassandra: chodzi z szefem na drinka, imprezę albo kolację, potem ma kaca, którego leczy, więc dostaje wolne, a później ma urlop. Oczywiście w międzyczasie uprawia seks, raz z nowym szefem, raz ze starym. Wszystko to jest tak męczące, przewidywalne i nudne, że 290-stronicową powieść czytałam ponad tydzień, nie mogąc zdzierżyć mnogości absurdów zawartych w jej treści.
 
Ja naprawdę nie mam nic przeciwko romansom i erotykom, wiem, że nie są to powieści o skomplikowanej treści, a ich zadaniem ma być umilenie czasu, odstresowanie i dostarczenie czytelniczej przyjemności. W przypadku "Femme fatale" wszystko jest jednak tak powierzchowne, przewidywalne i płytkie, a przez to nużące, że ostatecznie nie interesowało mnie, którego z mężczyzn wybierze Julia i jakie decyzje podejmie.
 
Ktoś może powiedzieć, po co w takim razie sięgam po książki autorki, jeśli wcześniejsze mi się nie podobały. Jak wspominałam, tak już mam, że zwyczajnie lubię sprawdzać to, czym zachwycają się inni. A skoro autorka ma tak spore grono fanów, to byłam przekonana, że te książki zwyczajnie muszą mieć w sobie „to coś”. Mnie nie udało się jednak „tego” odnaleźć, może komuś innemu się uda? Jeśli tak - koniecznie dajcie znać, co Was zachwyciło, bo ja nie zamierzam już ryzykować i na pewno nie sięgnę po poprzednią, ani kolejną część tej serii. Prawdopodobnie nie sięgnę już po żadną książkę autorki, szkoda mi po prostu na to czasu.
 
Sardegna

4 komentarze:

  1. Sporo już przeczytałaś książek tej autorki, więc jednak coś musi w sobie mieć 😉 Osobiście rzadko sięgam po takie powieści, ale kto wie, może kiedyś nabiorę ochoty 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu sprawdzam, ale tym razem miarka się przebrała ;)

      Usuń
  2. Ja często tak mam, że książki, którymi inni się zachwycają mi po prostu nie przypadają do gustu. Więc ja zazwyczaj ostrożnie podchodzę do wszelkiego rodzaju polecajek.
    Pozdrawiam
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, ja podchodzę raczej z ciekawością. Chcę sama sprawdzić, co i jak. Ale w tym wypadku totalne rozczarowanie...

      Usuń