Wydawnictwo: Kobra
Liczba stron: 222
Moja ocena : 4/6
W życiu bym nie powiedziała, że kiedy wezmę się w końcu za wyczytywanie półek we własnej, przepełnionej biblioteczce, to zacznę od Joanny Chmielewskiej. Nie żebym była jakoś uprzedzona do książek tej autorki, ale miałam do nich kilka podejść i nie wszystkie okazały się udane. Zaczęłam od "Rzezi bezkręgowców" i to była kula w płot. Potem miałam dłuższą przerwę i przełamałam się dopiero chwalonym i polecanym "Lesiem", który faktycznie bardzo mi się podobał i ubawiłam się nim przednio. Później sięgnęłam po kilka słuchowisk nagranych na podstawie powieści autorki ("Całe zdanie nieboszczyka", "Dzikie białko", "Zapalniczka", "Klin", "Krowa niebiańska"), które, choć dość przyjemne, są wersją mocno okrojoną, więc dalej nie było to to, czego oczekiwałam.
Przez lata w mojej biblioteczce zebrało się kilka tytułów Joanny Chmielewskiej, a ponieważ niezbyt orientuję się w ich przynależności do serii, stwierdziłam, że najbezpieczniej będzie zacząć od "Klinu".
Joanna jest nieszczęśliwie zakochana w pewnym panu z pokoju hotelowego o numerze 336 i próbuje się z nim skontaktować, choć właściwie zastanawia się, czy dzwonić, czy jednak tego nie robić, w trosce o swoje zdrowie psychiczne. W podjęciu decyzji pomaga jej przyjaciółka, a także pewna osoba trzecia, która nieoczekiwanie włącza się do rozmowy telefonicznej prowadzonej przez kobiety.
Rozmówcą jest intrygujący pan o miłym głosie, z którym Joannie bardzo fajnie się rozmawia. Co ciekawe, mężczyzna dzwoni do niej jeszcze kilkakrotnie, a ich przypadkowe spotkanie na łączach przeradza się w interesującą znajomość i telefoniczny flirt. Joannie tak miło spędza się czas na pogawędkach z miłym nieznajomym, że przechodzi jej przez myśl, aby tamtą, starą miłość wybić sobie z głowy i zabić klin klinem, co też niezwłocznie robi umawiając się z tajemniczym rozmówcą na spotkanie w realu.
Randka na żywo, choć bardzo krótka, tylko potwierdza ich pokrewieństwo dusz. Niestety mężczyzna bardzo szybko się ulatnia tłumacząc pilnymi obowiązkami i na dłuższy czas znika z życia Joanny. Ponieważ kobieta nie wie nic o swoim telefonicznym znajomym, nie zna nawet jego imienia, postanawia wykorzystać posiadany dryg detektywistyczny, odszukać mężczyznę i utrzeć mu nosa. Nie wyobraża sobie bowiem, że facet mógłby ją ignorować i zostawić bez słowa wyjaśnienia, skoro ona tak mocno zaangażowała się w tą znajomość.
Bohaterka decyduje się zrobić wszystko, aby odkryć tożsamość mężczyzny, co okazuje się niespecjalnie trudne, kiedy jego męski i charakterystyczny głos usłyszy pewnego dnia w radio.
Prawdziwe problemy zaczynają się jednak w momencie, kiedy Joanna zaczyna odbierać serię dziwnych telefonów z zaszyfrowanymi wiadomościami. Początkowo uznaje to za żart i podejmuje grę z rozmówcą, z czasem jednak orientuje się, że to prawdopodobnie nie jest zabawa, tylko grubsza akcja o nielegalnym charakterze, i że zamieszany w nią jest jej nowy znajomy.
Tym oto sposobem, oczywiście zupełnie przypadkowo, Joanna wplątuje się w groźną aferę, której początkowo nie jest świadoma. Z czasem jednak, gdy niebezpieczeństwo stanie się jak najbardziej realne, na reakcję może być już trochę za późno...
Na swój sposób podobał mi się "Klin", choć nie śmieszył tak bardzo, jak "Lesio". Ma jednak parę fajnych momentów i może okazać się miłym, czytelniczym umilaczem. Przeczytanie tej powieści zajęło mi dosłownie dwa wieczory, więc cieszę się, że udało mi się sięgnąć po ten tytuł, zwłaszcza, że czekał na swoją kolej wiele lat na mojej półce.
Dlatego też uważam powrót do prozy Chmielewskiej za raczej udany, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że "Klin" jest mocno specyficzną historią, pokręconą, chaotyczną, w której dużo się dzieje i nie wszystko jest od razu od jasne i zrozumiałe, zwłaszcza na początku. Z czasem jednak, kiedy czytelnik wkręci się w tą opowieść, będzie świetnie bawić się w czasie lektury, bo Chmielewska to mistrzyni żartów sytuacyjnych i gry słownej, a w tej historii żonglerka językowa i związane z nią niedomówienia są bardzo istotne.
Jestem przekonana, że przeczytam jeszcze nie jedną książkę Chmielewskiej, tym bardziej, że dostałam od czytelników bloga kilka podpowiedzi co do tego, który tytuł czytać, jako następny, a który lepiej pominąć.
Sardegna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz