Liczba stron: 265
Moja ocena : 6/6
Kto obserwuje mojego bloga, ten na pewno wie, że "Małe Licho" skradło moje serce od pierwszego momentu, czyli od pierwszego tomu "Tajemnicy Niebożątka", które do mnie przywędrowało w 2018 roku. Cztery tomy później ("Małe Licho i anioł z kamienia", "Małe Licho o lato z diabłem", "Małe Licho i babskie sprawki") moja miłość do bohaterów stworzonych przez Martę Kisiel z uniwersum "Dożywocia" nie maleje, wszystko jednak co dobre, kiedyś się kończy. Przyszedł zatem czas na to, czego obawiałam się najbardziej, czyli ostatnią część serii.
"Małe Licho i krok w nieznane" trafił do mnie w okolicach premiery, na zeszłorocznych Targach Książki w Krakowie. Jak widać, bardzo długo zwlekałam z jego przeczytaniem, właściwie to przeciągałam ten moment najdłużej, jak się dało, a wszystko to za sprawą tego, iż nie mogłam się pogodzić z faktem, że Marta postanowiła zakończyć swoją fenomenalną historię.
Z jednej strony rozumiem, że historia musiała kiedyś dobiec końca. Bożek dorasta, o czym będziemy mogli przeczytać w tym właśnie tomie, jego życie się zmienia, przestaje on być Niebożątkiem, staje się natomiast nastolatkiem, mającym swoje problemy i dylematy, borykającym się z rzeczywistością, która nie przebiega w taki sposób, jakby człowiek tego chciał.
Z drugiej jednak, informacja o zakończeniu serii była dla mnie bardzo trudna. Bohaterowie byli ze mną od lat, najpierw w serii o "Dożywociu" i "Oczach urocznych", później w "Małych Lichu", w którym Bożek jest postacią spajającą obie historie, dlatego też nie wyobrażałam sobie momentu, że może mi tego zabraknąć. Małego anioła Licho, Konrada, wujaszka Turu, anioła Tsadkiela, wszystkich dożywotnich mieszkańców Lichotki, ale także cioci Ody, płatnika Rocha, no i przede wszystkim czorta Bazyla.
Lektura każdego kolejnego tomu sprawiała mi niesamowitą frajdę i nie inaczej było w tym przypadku, choć tym razem radość i ekscytacja mieszała się ze smutkiem, że to już koniec. Autorka zaserwowała także swoim czytelnikom całą gamę emocji związaną z dojrzewaniem bohatera i jego swoistą przemianą. Nie da się więc ukryć, że lektura "Małego Licha i kroków w nieznane" jest niesamowicie poruszająca, wzruszająca, ale też, w myśl całej serii, pouczająca i zabawna.
Zaczyna się nowy rok szkolny, jednak Bożek nie jest do końca przekonany co do tego, czy chce wracać do szkoły. Wiadomo, taka jest kolej rzeczy, nawet po najwspanialszych wakacjach, jednak nowa klasa i szereg zmian, jakie przynosi początek września, zaczynają przerastać chłopaka. Zmienia się wychowawca klasy, najlepszy kumpel Bożka, Witek, wyraźnie się od niego odsuwa, a przyjaciele, Zmyłka i Tomek mają się ku sobie, wolą więc spędzać czas we dwoje, niż z paczką znajomych.
Bohater jest zrozpaczony nową sytuacją, nie lubi zmian, a ponieważ te atakują go z każdej strony, postanawia pożalić się mamie. Ta jednak, niezbyt przejęta problemami syna, dokłada jeszcze swoje trzy grosze, informując go, że właśnie nadszedł idealny moment na wyprowadzkę z domu wujka Konrada.
Tego już jest dla chłopca za wiele. Wszystko bowiem, co do tej pory znał, życie, które kochał, zaczyna burzyć się na jego oczach. Jego poczucie bezpieczeństwa, stabilność, wszystko lega z gruzach, a chłopak nie może się z tym pogodzić. Towarzystwo Dożywotników, anioła Licho, Tsdskiela, choć dziwne, było, jak to tej pory, jedynym znanym mu światem, a teraz ma to zostać mu zabrane. Bożek nie ma zamiaru zgadzać się na to, aby cokolwiek się zmieniło, zarówno w jego życiu szkolnym, jak i domowym, jednak na jakiś czas będzie musiał odłożyć swoje problemy na bok, bowiem wokół niego dzieje się coś naprawdę niedobrego.
Sytuacja, z jaką przyjdzie się Bożkowi zmierzyć, będzie najtrudniejszą z dotychczasowych, a kiedy chłopak pozostawiony z nią sam na sam, zrozpaczony, szuka pomocy, okaże się, że jego najbliżsi nie są w stanie nic zrobić. Dziwny stan, odrętwienie, w którym tkwią sprawia, że zaczynają znikać, rozsypywać się w pył. Jeżeli Bożek czegoś natychmiast nie wymyśli, straci wszystkich, których kocha. Jedyną nadzieję upatruje w aniele Tadskielu, ostatnim, świadomym niebezpieczeństwa, domownikiem. Jednak, czy samotny anioł będzie w stanie uratować świat nastoletniego chłopca?
Ciężko mi żegnać się z Bożkiem i jego bliskimi, czyli najcudowniejszymi bohaterami, jacy tylko mogli powstać w umyśle autorki, ale, jak to w życiu bywa, pewien etap dobiega końca i trzeba się z tym pogodzić. Choć wydawało mi się, że kto, jak kto, ale Bożek zawsze będzie dzieckiem i niesfornym Niebożątkiem, to jednak czas rządzi się swoimi prawami.
Przygody Bożka, anioła Licha, czorta Bzayla, zostaną ze mną na zawsze. Mam szczerą nadzieję, że Marta Kisiel postanowi kiedyś wrócić do ich historii i dopisze dalsze losy Niebożątka. Może już jako dorosłego człowieka?
Sardegna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz