Na Targach Książki w Krakowie byłam trzeci raz z kolei. Za każdym razem robię to samo: czekam niecierpliwie, ekscytuję się przygotowaniami, analizuję program, wybieram książki do podpisu i ... spodziewam się książkowych fajerwerków! A co dostaję? Dostaję to wszystko i jeszcze więcej! Emocje targowe są nie do opisania! To nic, że sporo w tym wszystkim chaosu, przepychania się przez tłum, stania w gigantycznych kolejkach po podpis ulubionego autora, czy zdjęcie. Weekend targowy, mimo że męczący, ładuje akumulatory czytelnika i blogera na bardzo długi czas.
Impreza TK może nie dla wszystkich wydać się atrakcyjna. Zwłaszcza dla czytelników, którzy nie przepadają za tłumem. Cóż miłego bowiem może być przeciskaniu się przez masy innych książkofilów, bądź staniu w kilometrowej kolejce po autograf ulubionego autora? Teoretycznie nic, praktycznie jednak wszystko! Już samo przebywanie w tym książkowym świecie, gdzie przez dwa dni praktycznie nic innego się nie liczy, jest dla mnie największym wydarzeniem roku. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkich to kręci, ale na szczęście są jeszcze tacy, którzy czują podobnie jak ja.
Ameryki nie odkryję stwierdzając, że na niesamowitą atmosferę targową składają się przede wszystkim ludzie. Blogerzy, "starzy znajomi" i ci zupełnie nowo poznani, z którymi mogłabym gadać godzinami, Autorzy, którzy okazują się być przesympatycznymi ludźmi, pracownicy wydawnictw, których znałam do tej pory jedynie z uprzejmej wymiany maili. Wszyscy oni tworzą to, co lubię w targach najbardziej: niesamowita atmosferę książkową, którą żyję później przez kolejne kilka tygodni. Byle do następnych targów...
W tym roku było podobnie. Mimo kilku wpadek, których udam, że nie zauważyłam, uważam targi za bardzo udane. Pozytywem i ukłonem w stronę organizatorów były na pewno wejściówki, otrzymane za wcześniejszą rejestrację blogerów. To udogodnienie pozwoliła nam wejść praktycznie bez kolejki, a nie było to bez znaczenia, widząc dzikie tłumy próbujące przedostać się do kas. Pozytywna była też nowa hala Expo, która w stosunku do starej, pozwalała na swobodne oddychanie, choć miejsca na przejście pomiędzy stoiskami, podobnie, jak w zeszłym roku, nie pozostawiała zbyt wiele.
W każdym razie, ponownie udałam, że problemu nie widzę, bo moją uwagę poświęcały bardziej ogromne ilości bogato zaopatrzonych stoisk, atrakcje wydawnicze i spotkania z autorami.
W tym roku połączono Targi Książki dla dorosłych z Targami Książki dla dzieci, i tutaj niestety mam do organizatorów wielki żal. Moje dzieci uwielbiały coroczne TK dziecięce. Przyjeżdżaliśmy specjalnie na tę imprezę, dzieciaki miały swoje książkowe święto. W tym roku stoiska z książką dziecięcą wciśnięte były pomiędzy inne, a mali czytelnicy musieli raczej uważać, żeby nie zgubić się w tłumie, niż pobawić w literackie zabawy i nacieszyć atrakcjami.
Moje dzieci, na przykład były bardzo nieszczęśliwe z tego powodu, że mama i tata jadą sami do Krakowa. Ale po całej imprezie, wiem, że nie byłby to mile spędzony czas, ani dla Małych, ani dla Dużych.
Wracając jednak do spraw targowych, oferta wydawnicza i plan spotkań z autorami był przebogaty. Każdy mógł wybierać do woli. Sama spędziłam nad listą autorów kilka dni, ograniczając się do minimum. Udało mi się jednak wykonać plan w 100%. i wszystkie podpisy zebrałam. O autorach i autografach napiszę w kolejnym poście, dzisiaj będzie tylko o emocjach ....
Hasając między stoiskami natrafiałam co rusz na znajome twarze blogerów i autorów. Chwila pogawędki a czas zdecydowanie płynął za szybko. Nieco spóźniona trafiłam też na Zjazd Blogerów, gdzie królował przede wszystkim chaos. Tak właściwie to nie wiem, kto odpowiadał za tą organizacyjną wpadkę. Wiem tylko, że na pewno nie były to dziewczyny - blogerki, próbujące spontanicznie wywołać dyskusję, ani Sławek z Granic, który został poproszony o zabranie głosu na dwie minuty przed rozpoczęciem spotkania. Winnych brak. Bywa...
Jednak dla mnie i to nie było problemem, bowiem po spotkaniu udało mi się pogadać ze znajomymi do tej pory wirtualnie, blogerami. Żałuję, że na te pogawędki było tak mało czasu. Zawsze mam niedosyt.
Do godziny 18.00 szalałam po hali, zbierając autografy, gawędząc z kolejnymi znajomymi i zbierając zakładki i gadżety dla dzieci. Z czymś musiałam przecież wrócić do domu!
Nazbierało się tego niemało:
Odwiedziłam też wszystkie zaprzyjaźnione wydawnictwa. W niektórych wrzało jak w ulu z powodu goszczenia polskich i zagranicznych pisarzy, więc porozmawiać na spokojnie udało mi się dopiero w niedzielę. W innych panował pozorny spokój i opanowanie, ale jak wiadomo, to tylko cisza przed burzą. Przywitałam się, pozdrowiłam i podziękowałam za miłą, dotychczasową współpracę.
Z tego miejsca szczególnie dziękuję Naszej Księgarni, Wydawnictwu Literackiemu, Czwartej Stronie, Kojro za miłe przyjęcie mnie w Waszych progach! Dziękuję MG, Wiatrowi od Morza, Galerii Książki, Czarna Owca za sympatyczną rozmowę. Wspaniale było znowu się spotkać. Rozminęłam się z przedstawicielami Skrzata, Znaku i Otwartego, ale może uda się nadrobić rozmowę w przyszłym roku.
A co przywiozłam z TK?
Chattama oczywiście! "Obietnica mroku" kupiona na stoisku Soni Dragi
"Broad Peak. Niebo i piekło" oraz "Ostatnia wola Sonji" otrzymane od Czwartej Strony
"Nie licząc kota" i "Układ nerwowy" prezent od Naszej Księgarni
"Ostatni Lapończyk" wygrana na spotkaniu blogerów
Wspaniałe książki, czyż nie?
Dla dzieciaków przywiozłam:
"Zosia z ulicy Kociej na wiosnę" od NK (już zaczęłyśmy wczoraj ją czytać!)
"Strefa bałaganu" od samej autorki, pani Katarzyny Georgiu, z autografem
"Wilhelmina i aksamitny nosek" od Wydawnictwa Kojro
Dziękuję w imieniu dzieciaków, które oniemiały z zachwytu i cieszyły się bardzo!
Po wszystkich uciechach targowych, udaliśmy się w towarzystwie niezastąpionej Ktryi na spotkanie blogerów na Kazimierzu. Ale to już zupełnie inna historia...
Cdn...
Sardegna