Pages

piątek, marca 13, 2020

"Karpie bijem" Andrzej Pilipiuk


 Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 406
Moja ocena : 4/6

Jestem wielką fanką Andrzeja Pilipiuka, i to na pewno nie będzie zaskoczeniem dla kogoś, kto choć czasami zerka na mojego bloga. Choć faktycznie przyznaję, ostatnimi czasy trochę mi było nie po drodze z powieściami czy zbiorami opowiadań Autora, bo od ostatniej lektury, czyli "Konana Destylatora minęły dokładnie trzy lata.

Z dziewięciu tomów przygód Jakuba Wędrowycza czytałam siedem, jednak im dalej, tym zaczynam odczuwać jakieś znużenie tematem. Żałuję bardzo, bo pierwsze cztery tomy: "Kroniki Jakuba Wędrowycza", "Czarownik Iwanow", "Weźmisz czarno kurę" i "Zagadkę Kuby Rozpruwacza"ogromnie mi się podobały. Przeczytałam je praktycznie jeden za drugim i nie mogłam się zdecydować, który podoba mi się bardziej. Potem miałam przerwę ("Wieszać każdy może"), aż do czasu wydania kolejnego tomu "Homo Bimbrownikusa" - tutaj niestety nie zaiskrzyło. Później znowu przerwa (na "Truciznę") i w roku 2017 przyszedł czas na "Konana Destylatora", który na szczęście przypadł mi do gustu nieco bardziej, niż poprzednik. Natomiast najnowsza część "Karpie bijem", mająca premierę w lipcu 2019, niestety, w moim odczuciu, znowu zaliczyła spadek formy.

Jakuba albo się kocha, albo nienawidzi i ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy, dlatego trochę mi smutno, że kolejne jego przygody nie robią na mnie już takiego wrażenia, jak kiedyś. Nie twierdzę, że wszystkie opowiadania w zbiorze mi się nie podobały, bo było kilka, zwłaszcza tych krótkich z mocną puentą, które mnie rozbawiły i przypomniały, dlaczego tak bardzo lubię Kubę Wędrowycza, jednak większość bawiła mnie zdecydowanie mniej. Stąd też myślę, że "Karpie bijem" z nowymi przygodami wojsławickiego egzorcysty, zasługuje na nie więcej, niż czwórkę. 

Jakub nadal jest sobą, nadal lubi skorzystać z domowej aparatury i łyknąć troszkę bimberku, upolować leśną, nieleśną zwierzynę, spędzać czas ze swoim wieloletnim przyjacielem, kozakiem Semenem, czy zwrócić się dla rozrywki, przeciwko odwiecznemu wrogowi, Bardakowi i jego potomkom. Dzięki swoim nadprzeciętnym zdolnościom lubi też dać nauczkę wszelkiego rodzaju demonom, kosmitom, opętanym zwierzętom, czy komunistom. Choć tradycjonalista, nie stroni od przeżywania nowych przygód, zdobywania nowych doświadczeń, odwiedzin w równoległych wymiarach i konsumowania w nich lokalnych, choć może nieco kontrowersyjnych specjałów.

I tak na przykład możemy poczytać o tym, jak JW nie boi się usunięcia obcego chipa z mózgu przyjaciela (choć sposób przeprowadzenia zabiegu może się wydać niektórym nieco mroczny, ważne, że działa!), jak próbuje oszukać Kostuchę, co by móc dłużej hasać po świecie i korzystać z jego uroków, a także, jak podróżuje w czasie i przestrzeni, aby dać nauczkę podłemu ormowcowi. Jakub ze względu na swoją profesję zmuszony jest czasami odwiedzić świat alternatywny i porozmawiać ze swoim ichniejszym alter ego. Jednak, co Wędrowycz, to Wedrowycz, taka współpraca zawsze daje gwarancję sukcesu i będzie przykładem wspaniałej, międzywymiarowej kolaboracji. Takie podróże zachęcą do skosztowania bekonu z jednorożca i sprawdzenia, czy nada się on, jako zagrycha do samogonu, oraz czy pożyczką pewnych przekąsek z równoległego wymiaru, pomoże rozwiązać egzorcyście pewną trudną sprawę z męczącymi miasto, gołębiami.

JW wykurzy także demona, który wysysa energię z ludzi stojących w kolejkach, odkopie i obudzi swoją żonę, od lat spoczywającą w szklanej trumnie pod oborą, wszystko to oczywiście na potrzeby sytuacji, odszuka złotą kaczkę, stacjonującą w jeziorku ukrytym w podziemiach muzeum Fryderyka Chopina, aby pomóc spłacić dług znajomemu, zrobi też porządek z pewną Babą Jagą, atakującą ludzi z powietrza. Zawalczy też z Bardakami o dobre imię Wojsławic, niszcząc wątpliwej jakości interesy swoich wrogów. Jakub i Semen dostaną też interesujące zlecenie na odnalezienie seryjnego mordercy, który z pewną regularnością od osiemnastu lat, porywa i morduje ludzi, kręcących się nad jeziorem, ale najpierw opowiedzą, jak to brali udział w alternatywnej wersji bitwy pod Grunwaldem.

W trzech opowiadaniach występuje również wnuk Wędrowycza, Piotruś, który raz z dziadkiem wydobywa keczup spod ziemi, raz analizuje kolejki na poczcie, a także pisze wypracowanie zadane, jako pracę domową o tym, co jest w życiu najważniejsze, i jaką cenną lekcję odebrał od swego dziadka.

Podsumowując, Jaki Wędrowycz jest, każdy widzi. Wiem, że nie wszystkim ta postać odpowiada, ja go w każdym razie nadal uwielbiam. Może "Karpie bijem" nie wywróciły mojego czytania do góry nogami, ale i tak pewnie za jakiś czas sięgnę po kolejne przygody najsłynniejszego w kraju, egzorcysty, bimbrownika i wiejskiego filozofa!

Sardegna

6 komentarzy:

  1. Kiedyś czytałam coś... ale było przepełnione alkoholizmem na wskroś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz alkoholizmem. Jakub po prostu lubi sobie troszkę popić, zwłaszcza domowego bimberku ;)

      Usuń
  2. Jestem po lekturze pierwszej części i mam mieszane uczucia:)))Nie wiem czy sięgnę po kolejne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza część jest moim zdaniem najlepsza, ale rozumiem JW jest specyficzny i może nie każdemu przypaść do gustu

      Usuń
  3. No,autor się chyba trochę zmęczył postacią,ale kawałkami ciągle fajne.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to chwilowy spadek formy, bo uwielbiam JW i nie chciałabym, aby jego przygody się skończyły

      Usuń