Wiele
razy pisałam na blogu o tym, że moje dzieci są wielkimi fanami
komiksowych książek, czyli takich tytułów, które na pierwszy rzut oka
przypominają pełnowymiarową książkę, ale wewnątrz są czarno -
białym komiksem, zlepkiem
notatek, zapisków w ramce, mapek mentalnych, czy list tworzonych na
bieżąco przez bohaterów. Całość przypomina raczej dziennik lub notes,
niż "prawdziwą" książkę ze zbitym tekstem, co nie ukrywam bardzo podoba
się młodym czytelnikom, zwłaszcza tym nieprzepadającym za czytaniem. Sam
fakt, że taka książka więcej niż tekstu, ma ilustracji i schematów,
działa pozytywnie na dzieciaki, i ja to szanuję. Choć może nie do końca
jestem zwolennikiem takiej literatury, nie ograniczam jej moim
dzieciom.
Stąd
też na blogu i na naszych półkach króluje cała seria "Dziennika
Cwaniaczka", jej kontynuacja "Teraz Rowley", seria "Domek na drzewie",
"Tomek Łebski", czy wszelkiego rodzaju historie opierające się na
podobnym schemacie.
W
stronę takich komiksowych książek postanowiło pójść też Wydawnictwo RM,
które wydało serię o przygodach dziesięcioletniej Penny Pepper i jej
przyjaciołach, z którymi bohaterka zakłada agencję detektywistyczną, a
autorkami tej historii są niemieckie twórczynie, pisarka Ulrike Rylance
oraz ilustratorka Lisa Hänsch.
Wydawnictwo: RM
Liczba stron: 152/160
Moja ocena : 5/6
Tom pierwszy, czyli "Luzik. Nic się nie stało" jest niejako wprowadzeniem do całej opowieści, bowiem Penny Pepper nie zajmuje się wtedy jeszcze rozwiązywaniem detektywistycznych zagadek. Jest zwykłą dziesięciolatką, uważaną w klasie za dziwaczkę, bowiem jej zainteresowania odbiegają trochę od normy (komuś wyraźnie przeszkadza tutaj robienie notatek o sąsiadach...). Penny pewnego dnia dostaje zaproszenie na urodziny do nielubianej koleżanki Flo i choć nie ma ochoty na nie pójść, bo Flora jest zarozumiała i lubi się przechwalać, ostatecznie jednak dociera na przyjecie. Zabiera ze sobą na wszelki wypadek notes i dyktafon, bo nigdy nie wiadomo, do czego taki sprzęt może się przydać. I faktycznie w samym środku urodzin, po występach klauna i czarodzieja, Flo odkrywa, że zniknął jej ukochany pies Dżastin.
W
pierwszym momencie o kradzież zostaje oskarżona Penny, ale wtedy
dziewczynka może uaktywnić swoje umiejętności detektywistyczne i odkryć,
kto tak naprawdę porwał psa. Pierwszym tropem jest karteczka
pozostawiona przez porywacza z żądaniem okupu, ale Penny odkrywa również
inne ślady,
które mógł zostawić winny zniknięcia Dżastina. Odciski palców, odcisk
buta, pewna spinka do włosów, a także guma do żucia. Zastanawia się
także nad motywami porywacza, czy Flora ma wrogów, czy dostaje dużo kieszonkowego, a może ma kryminalna przeszłość.
Okazuje się, że Penny jest całkiem niezłym obserwatorem i doskonałym
śledczym, a kiedy z pomocą przychodzą jej Ida i Marika, sprawa sama
znajdzie swe rozwiązanie.
Odnalezienie
Dżastina przynosi Penny nową koleżankę. Flo jest bowiem pod wrażeniem
działań detektywki i chce się przyłączyć do dziewczyn razem z pieskiem,
który ma podobne doskonałe umiejętności tropiące. Tym sposobem, tworzy się super grupa detektywistyczna, która może rozwikłać kolejną
sprawę, tym razem związaną z wesołym miasteczkiem, opisaną w części
drugiej.
"Alarm w wesołym miasteczku" to właśnie przygoda, jaka przytrafiła się Penny, Idzie, Marice i Flo, kiedy postanawiają spędzić dzień w wesołym miasteczku i skorzystać z wszystkich atrakcji, jakie to miejsce oferuje. Przy okazji przejażdżki jedną z karuzel, Penny zauważa, że zniknęła jej portmonetka z cenną zawartością. Również Flo i inni koledzy ze szkoły orientują się, że ktoś zabrał ich rzeczy. Grupa detektywistyczna musi więc stawić czoła kieszonkowcowi, który grasuje w wesołym miasteczku. Pierwsze podejrzenie pada na Olafa, kolegę ze starszej klasy, który nie jest zbyt sympatyczny poza tym Penny zawsze uważała, że ten coś ukrywa. Tak naprawdę jednak sprawa kradzieży rozwiązuje się trochę przez przypadek, bo dziewczynkom w śledztwie pomaga Dżastin, super pies tropiący.
Obie książki są bardzo fajnie skonstruowane. Treść przyswaja się praktycznie przy okazji, skupiając raczej na zapiskach Penny, wyrwanych kartkach z notesu, informacjach zapisanych w ramce, wytłuszczonym drukiem, czy wyróżnionych jeszcze w jakiś inny sposób. Po prostu czytając przygody Penny Pepper ma się wrażenie, jakby sięgało się po dziennik detektywki, albo jej notes ze śledztwa. Wszystko to powoduje, że oba tytuły sprawiają dzieciakom nie lada frajdę. Historie są zabawne, trochę pouczające, pokazujące, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie, pozory mogą mylić, a osoby, które na początku wydają się być niemiłe, w rezultacie mogą okazać się naszymi bratnimi duszami.
Jeśli Wasze dzieci naczytały się już "Dziennika Cwaniaczka" i Domków na drzewie, seria o Penny Pepper może okazać się dla nich idealną czytelniczą alternatywą. Bardzo polecam!
Sardegna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz