Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 408
Moja ocena : 5/6
Moją fascynację francuskim autorem thrillerów, Maximem Chattamem, opisywałam na blogu już nie raz. Będąc w bibliotece, zauważyłam na półce powieść, której jeszcze nie czytałam. Więc obowiązkowo przytaszczyłam ją do domu. I pochłonęłam w jeden wieczór.
Na początku powiem, że "Krew czasu" odbiega trochę od konwencji krwawych thrillerów Chattama. Jak pisałam wcześniej w jego trylogii "Otchłań zła" i "Drapieżcach", dużo się działo, było strasznie i krwawo. Tutaj brutalnych przestępstw jest znacznie mniej. Powieść jest utrzymana w klimacie zagadki, jak u Dana Browna. Można też w niej doszukać się niewielkiego podobieństwa z "Imieniem Róży".
Akcja powieści toczy się w dwóch sceneriach. Główny wątek obejmują wydarzenia dziejące się w 2005 roku w Paryżu. Marion, sekretarka w Zakładzie Medycyny Sądowej, przez przypadek staje się świadkiem wydarzenia, które będzie miało wpływ na życie jej rodaków. Na początku jest nieświadoma sytuacji i burzy jaką rozpętała. Dopiero groźby pod jej adresem uświadamiają jej, w jakim jest niebezpieczeństwie. W związku z tym zostaje poddana Programowi Ochrony Świadków, w ramach którego zostaje wywieziona w wielkiej tajemnicy, do klasztoru Mont-Saint-Michel. Tam, wędrując po korytarzach i starych bibliotekach, gmachu, odkrywa kolejną tajemnicę, zawartą w dzienniku pewnego Anglika, z 1923 roku. Okazuje się, że zagadkowy dziennik, poza Marion, interesuje jeszcze kogoś. Dziewczyna jest śledzona a jej życie w klasztornych murach jest w niebezpieczeństwie.
Równolegle z wydarzeniami w klasztorze, poznajemy historię dziennika. Jego akcja toczy się w Kairze z 1923 roku. Wtedy to w mieście doszło do kilku bestialskich mordów. Świadkowie wydarzeń twierdzą, że sprawcą jest ghul, postać z "Księgi tysiąca i jednej nocy". Wyjaśnieniem sprawy zajmuje się autor dziennika, Jeremy Matheson i jego egipski przyjaciel Azim. Sprawa przybierze dramatyczny obrót, kiedy to mężczyźni osobiście napotkają na sprawcę mordów i okaże się, że... to prawdziwy ghul...
Dwie, pozornie niezwiązane ze sobą historie, będą miały wspólny mianownik, a określić go będzie musiała Marion, w czasie swojego pobytu w klasztorze Mont-Saint-Michel.
Ogólnie mówiąc, autor miał fajny pomysł na powieść i pokazał, że sprawdza się w pisaniu historii o nieco innym klimacie, niż mrożące krew w żyłach, thrillery. Miłośnikom zagadek Dana Browna książka powinna przypaść do gustu.
Będę się powtarzać, ale powiem kolejny raz, że autor jest nieznany polskim czytelnikom. A to wielka szkoda. Poza tym Maxime Chattam będzie obecny na Katowickich Targach Książki. Z czego się ogromnie cieszę, bo mam osobistą "Otchłań zła" i stanę sobie w kolejce po autograf. W ogóle nakręcam się strasznie na to wydarzenie. Nie wiem w którą stronę się zwrócę najpierw, co obejrzę, kogo poszukam, co kupię i najważniejsze: czy wyjdę stamtąd przed zmrokiem?! Jeszcze miesiąc. Pozdrawiam weekendowo
Sardegna