Pages

sobota, października 30, 2021

Blogowe podsumowanie miesiąca - październik 2021

Październik był bardzo dobrym miesiącem właściwie w każdej dziedzinie życia. Miałam czas na wszystko, co niesamowicie doceniam. Trochę bimbałam, ale sądzę, że taki czas był mi bardzo potrzebny. Na listopad mam nieco inny plan i mam nadzieję, ze uda mi się go zrealizować.

Lista przeczytanych:
 
 
1. "Srebrna łyżeczka" Magdalena Witkiewicz - 5
2. "Seksualne życie Polaków" Magda Mieśnik, Piotr Mieśnik - ?
3. "Fartowny pech" Olga Rudnicka - 2
4. "Escape Quest. Arsene Lupin rzuca wyzwanie" Cicurel, Dorne, Ulroy - 5
5. "Winny" Joanna Opiat - Bojarska - 5
6. "Chłopcy z Placu Broni"  Ferenc Molnár - 5
7. "Lot 202" Remigiusz Mróz - 6 
8. "Człowiek, który wiedział za dużo" Monika Góra - ? 
9. "Wojna cukierkowa" Brandon Mull - 5
 
Imprezy kulturalne:
 
Październik to przede wszystkim czas Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie. W ogóle nie planowałam się na nie wybrać, ale na kilka dni przed imprezą zmieniłam zdanie i ostatecznie wraz z Karoliną z bloga Tanayah czyta i Agnieszką z Dowolnika dojechałyśmy na targi w sobotę 16.10. Wiadomo, że podczas pandemii impreza ta wyglądała nieco inaczej niż zwykle, jednak wcale nie tak źle, w tej okrojonej formie, jak mogłoby się wydawać. Oczywiście stoisk targowych było nieco mniej, ale dzięki temu przejścia pomiędzy nimi zdecydowanie się zwiększyły. Było też więcej miejsc do odpoczynku i rozmów. Najwięksi wydawcy wprawdzie nie dotarli, ale ci, którzy byli obecni zapewnili naprawdę sporo atrakcji i książkowych promocji. Bardzo fajnie wypadł również towarzyszący targom festiwal książki górskiej, które swoją drogą, uwielbiam. 
 
Jadąc na targi nie miałam planu, powiem więcej, nie czytałam nawet programu targowego. Nie skupiałam się na autorach i wpisach do książek, bo tych mam już naprawdę sporo. Pojechałam poczuć targową atmosferę i porozmawiać ze znajomymi. I to mi się udało. Wyszło bardzo miło i sympatycznie. 

 
20.10 wybrałam się na pierwsze spotkanie klubu poetycko - literackiego w MBP w Łaziskach Górnych. Wprawdzie daleko mi do tworzenia własnych tekstów i aspirowania do bycia pisarzem, ale chciałam posłuchać, jakie tematy zostaną poruszone na takim spotkaniu. Rozmowa okazała się bardzo inspirująca, a nawet wykroczyła poza tematy związane z publikacją własnych tekstów i skupiła się na pogaduszkach książkowych. Lubię takie wydarzenia!

W październiku udało mi się także wypić pyszną kawę w Synergii. To było jedno z moich małych marzeń w czasie lockdownu, które w końcu się ziściło. Wprawdzie do pełni szczęścia brakowało mi znajomych blogerów, ale mam nadzieję, że następnych razem spotkamy się w większym gronie. 
 

Nowości:
 

"Outsider" Stephen King
"Raj" Marta Guzowska
"Reguła nr 1" Marta Guzowska
"Góra Tajget" Anna Dziewitt - Meller
"Lot 202" Remigiusz Mróz
"Berbeka. Życie w cieniu Broad Peak" Kortko Dariusz, Porębski Jerzy
"Przeżyć. Moja historia na Nanga Parbat" Elisabeth Revol
"Ukrainka" Barbara Kosmowska
"Kropla nadziei" Katarzyna Michalak
"Listy pełne marzeń" Magdalena Witkiewicz
"Małe Licho i Babskie Sprawki" Marta Kisiel
"Obca. Apteka pod  Złotym Moździerzem" Lucyna Olejniczak
"Gdzie jest dziewczyna z nutami" Artur Pacuła

Serialowo:
 
W październiku obejrzałam "Kasztanowego ludzika" - duński serial nakręcony na podstawie powieści Sorena Sveistrua o tym samym tytule. Nieco leniwie toczący się kryminał rozgrywający się w otoczeniu pięknych, jesiennych krajobrazów. Policyjny duet, Naia i Mark, tropią seryjnego zabójcę, który morduje kobiety odcinając im kończyny, a na miejscu zostawia kasztanowe ludziki. Ofiary są na pozór zupełnie zwyczajnymi kobietami, matkami, prowadzącymi całkiem normalne życie, dlaczego więc to akurat one zostały zamordowane? Zabójca nie działa jednak przypadkowo, a wybór ofiar ma dla mordercy wielkie znaczenie i wiąże się ze wspomnieniami z przeszłości. Ciekawa produkcja, choć trudno się w nią na początku wkręcić przez powolność akcji i mroczny nastrój, ale kiedy już człowiek się wkręci, trudno przestać, aż do momentu dotarcia do finału.
 
Filmowo:
 
 
W październiku obejrzałam 24 filmy, co daje mi ostatecznie 173 filmów w ciągu 10 miesięcy (styczeń 28 + luty 3 + marzec 18 + kwiecień 18 + maj 17 + czerwiec 16 + lipiec 16  + sierpień  9 + wrzesień 24 + październik 24  = 173)
 
1. "Domek w górach" reż. Severin Fiala, Veronika Franz -  leniwie się toczący horror/thriller. Kiedy mąż proponuje żonie rozwód, kobieta z rozpaczy zostawia dwójkę swych dzieci i popełnia samobójstwo. Pół roku później mężczyzna zaczyna spotykać się z nową kobietą, którą zaprasza, aby spędziła z jego dziećmi święta w domku w górach. Grace ma za sobą trudną przeszłość, jako jedyna ocalała ze zbiorowego samobójstwa w sekcie. Kiedy zostaje sam na sam z dziećmi, demony przeszłości do niej wracają.
 
2. "Pitbull. Nowe porządki" reż. Patryk Vega - kolejna produkcja Vegi dostępna na Netflixie. Policjant z irokezem (Piotr Stramowski) próbuje rozbić zorganizowaną grupę przestępczą działającą na Mokotowie, wyłudzającą haracze od lokalnych przedsiębiorców iporywającą dla okupu krewnych majętnych mieszkańców stolicy.
 
3. "Winni" reż. Antoine Fuqua - detektyw zostaje karnie przeniesiony do dyspozytorni i pracuje na telefonie numeru alarmowego. Kiedy jednak odbiera połączenie od porwanej kobiety, a później od jej córki, mocno angażuje się w sprawę, upatrując w niej możliwość powrotu do pracy.
 
4. "Jądro ziemi" reż. Jon Amiel - film katastroficzny sprzed paru lat, mocno naiwny i z nie najlepszymi efektami specjalnymi. Grupa naukowców wędruje wgłąb Ziemi, aby "naprawić" jądro i uchronić planetę przed zniszczeniem. Generalnie nie polecam, ale ponieważ oglądam wszystkie filmy tego typu, nie mogłam i tego nie obejrzeć.
 
5. "Oszustki" reż. Chris Addison -  świetna komedia, która autentycznie mnie rozbawiła. Drobna oszustka, która oskubuje naiwnych facetów na drobne sumy zaczyna współpracować z inną specjalistką w tej dziedzinie, zgarniającą nawet do miliona dolarów na raz. Między kobietami dochodzi jednak do starcia, którego rozwiązanie ma przynieść pewien zakład. Genialne żarty sytuacyjne i świetna rola Rebel Wilson oraz Anne Hathaway.

6. "Ktoś jest w twoim domu" reż. Patrick Brice - horror z gatunku młodzieżowych, ale niespecjalnie przypadł mi do gustu. Ktoś morduje nastolatków i ujawnia ich wstydliwe tajemnice, rozsyłając kompromitujące nagrania kolegom ze szkoły. Kiedy giną kolejne osoby, paczka znajomych zaczyna martwić się o swoje bezpieczeństwo, bowiem ich sekrety są mocno kontrowersyjne.
 
7. "Wybuchowa para" reż. James Mangold - tajny agent Roy Miller (Tom Cruise) mający do wykonania zadanie specjalne, wplątuje w swą sprawę niczego nieświadomą June (Cameron Diaz). Dziewczyna chcąc nie chcąc zostaje partnerem agenta w zbrodni.

8. "Magic Mike XXL" reż. Gregory Jacobs - zabawna komedia obyczajowa z nutka pikanterii, choć nie takiej, jak sugeruje tytuł. Grupa striptizerów Kings of Tampa planuje zakończyć karierę spektakularnym występem, stąd też zaprasza do ostatniej akcji legendarnego Mika, świetnego tancerza, który od trzech lat już z nimi nie występuje. Spotkanie po latach sprawia, że sptiptizerzy zaczynają wymyślać nowy program występu, przy okazji podsumowują przeszłość.

9. "Nikt nie ujdzie z życiem" reż. Santiago Menghini - horror bazujący na niedopowiedzeniach i tajemnicy starego domu. Kluczowa scena nie do końca mnie usatysfakcjonowała, ale film ma parę momentów. Ambar, imigrantka z Meksyku, po śmierci mamy przekracza nielegalnie granicę i zaczyna pracę, marząc o nowym życiu w Stanach. Na początek stać ją tylko na tani pensjonat, który nawet na pierwszy rzut oka nie wygląda dobrze, dziewczyna nie ma jednak wyboru. Po zakwaterowaniu Ambar zaczyna doświadczać dziwnych wizji, które ostatecznie doprowadzają do tragicznego finału.

[zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb] 


10. "Nie uciekniesz od miłości" reż. Steven K. Tsuchida - komedia romantyczna rozgrywająca się w pięknej scenerii Malediwów, gdzie do sezonowej pracy, jako piosenkarka w kurorcie, przyjeżdża Erica lecząc złamane serce po zerwanych zaręczynach. Na miejscu okazuje się, że jej zadaniem będzie także śpiewanie na weselach. Dziewczyna zgadza się, choć mocno przeżywa swój niedoszły ślub, jednak kiedy parą weselników jest jej były chłopak i jego nowa miłość, miarka się przebiera.
 
11. "Killer under the bed" reż.Jeff Hare - horror z gatunku młodzieżowych. Nastolatka wchodzi w posiadanie lalki vodoo, za pomocą której chce dać nauczkę kilku nieprzychylnym jej osobom. Z czasem jednak siły zła wymykają się spod kontroli.
 
12. "Hiacynt" reż. Piotr Domalewski - thriller rozgrywający się w latach 80-tych. Młody, ambitny milicjant zajmuje się sprawą morderstw gejów. Coraz bardziej wchodzi w sprawę, mimo niezadowolenia zwierzchników, którzy jak najszybciej zamknęliby śledztwo, poznaje młodego homoseksualistę Arka. Początkowo chce potraktować go, jako swego informatora, z czasem jednak zaczyna łączyć go z nim coś więcej. 

13. "Złe dni" reż. Tommy Wirkola - norweski film akcji, który początkowo wydawał mi się czarną komedią, jednak im dalej, tym bardziej okazywał się thrillerem, a nawet horrorem. Małżonkowie, Lars i Lisa nie są ze sobą szczęśliwi. Jadą na weekend w górach, każdy z planem zamordowania współmałżonka. Okazuje się jednak, że na miejscu czeka na nich niebezpieczeństwo o wiele większe, niż morderczo nastawiony współmałżonek. Para będzie musiała stawić czoło trzem zbiegłym z więzienia psychopatom.
 
14. "Idealnie dobrani" reż. Bille Woodruff - komedia romantyczna, Charlie jest kobieciarzem, który spotyka się z dziesiątkami kobiet bez zobowiązań. Pewnego dnia zakłada się z przyjaciółmi, że da radę umawiać się tylko z jedną dziewczyną przez miesiąc. Idealną kandydatką do tego eksperymentu wydaje się nowo poznana Eva, która do tej pory za mocno angażowała się w związki, teraz chce tylko przygody bez zobowiązań. Kiedy jednak Charlie dostaje to czego chce, zaczyna zmieniać zdanie o miłości i stałych związkach.

15. "Lustra" reż. Alexandre Aja - horror dość makabryczny, z Kieferem Sutherlandem w roli głównej. Były policjant walczący z alkoholizmem zatrudnia się jako ochroniarz w ruinach spalonego centrum handlowego. Pozornie spokojna praca przeradza się w koszmar, bowiem w lustrach budynku mieszkają upiory oczekujące od mężczyzny konkretnego zachowania. Kiedy nie robi, czego oczekują, zaczynają mordować jego bliskich.

16. "Ninja zabójca" reż. James McTeigue - film akcji, z krwią lejącą się strumieniami, w którym główną rolę gra zbuntowany ninja zabójca, mający śmiałość sprzeciwić się swojemu klanowi. Sierota Raizo, wychowywany na wyszkolonego zabójcę, w surowym klasztorze mnichów, po wykonaniu swojej pierwszej misji postanawia żyć na własny rachunek. Ukrywa się przed swoimi pracodawcami, a wszystko w momencie, kiedy berlińska policja wpada na trop zabójstw na zlecenie wykonywanych przez tajemniczych ninja. Młoda policjantka chce wyjaśnić tą sprawę nie wiedząc, że Raizo podąża jej śladem. 

17. "Nocne kły" reż. Adam Randall  - Benny zastępuje brata w pracy kierowcy. Dostaje zlecenie na odwiezienie dwóch dziewczyn na ekskluzywną imprezę. Przypadkowo zauważa coś, a później bierze udział w czymś, czego absolutnie nie powinien doświadczyć i zostaje wplątany w sam środek porachunków wampirów oraz wiszącego na włosku sojuszu z ludzką populacją. Ciekawa wampirza historia, ale to, co zwróciło mą uwagę to energetyczna muzyka i barwne kadry. Dobrze się ogląda.

18. "Ja, ty, my, oni" reż. Florian von Bornstädt / Florian Gottschick - z założenia komedia romantyczna, ale mnie niespecjalnie śmieszyła. Jest to bardziej gorzka obyczajówka, niż zabawna historia. Dwie pary zamieniają się partnerami na cztery tygodnie, chcąc sprawdzić, czy monogamia jest w ich przypadku w ogóle możliwa. Po czasie spotykają się w domku letniskowym, żeby sprawdzić efekty eksperymentu, okazuje się jednak, że zabawa wymknęła się im spod kontroli.

[zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]  
 
19. "Niewierna" reż. Adrian Lyne - świetny film, na pewno znajdzie się w moim zestawieniu najlepszych filmów obejrzanych w 2021 roku. Connie i Paul Summerowie od jedenastu lat są zgodnym małżeństwem z przedmieścia. Pewnego dnia Connie ulega drobnemu wypadkowi a pomocy udziela jej przystojny, młody antykwariusz. Niewinna znajomość przeradza się jednak w fascynację, a później gorący romans. W pewnym momencie mąż dowiaduje się o kochanku, a wtedy całe dotychczasowe życie małżonków lega w gruzach.
 
20. "Gorący pościg" reż. Anne Fletcher - ambitna, ale pechowa policjantka dostaje zlecenie asekurowania wdowy po narkotykowym bossie, jako świadka na rozprawę przeciwko kartelowi. Na wdowę polują jednak dwie ekipy zabójców, które chcą zlikwidować ją przed dotarciem do sądu. Kobiety zmuszone są uciekać i ukrywać się na własną rękę.
 
21. "W jak morderstwo" reż. Piotr Mularuk - polska komedia kryminalna, całkiem w porządku. Gospodyni domowa zafascynowana kryminalnymi powieściami, pomaga lokalnemu stróżowi prawa, a przy okazji koledze z dzieciństwa, w rozwiązaniu zagadki śmierci młodej kobiety znalezionej w parku. Sprawa zabójstwa wiąże się też w jakiś sposób z jej dawno zaginioną przyjaciółką, a to co łączy obie panie, jest nietypowy wisiorek z literką W.

22. "Zimowy romans" reż. Michael Lockshin - romans rozgrywający się w pięknej scenerii zimowego Sankt Petersburga. Pomiędzy drobnym złodziejaszkiem, który przemierza miasto na łyżwach, a córką arystokraty nawiązuje się gorący romans. Co wygra, miłość, czy oczekiwania społeczne?

23. "Co za życie" reż. Stephen Herek - film z 2002 roku z Angeliną Jolie, przypominającą wyglądem Marlin Monroe, w roli głównej. Dziennikarka nastawiona na sukces i karierę dowiaduje się od bezdomnego jasnowidza, że za parę dni umrze. Choć początkowo nie wierzy w przepowiednię, kiedy inne zdarzenia wygłoszone przez wizjonera się spełniają, zaczyna ogarniać ją panika.

24.  "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2" reż. Bartosz Kowalski - najgorszy film, jaki w życiu widziałam, a mam za sobą kilka naprawdę słabych. Kontynuacja polskiego horroru z Julią Wieniawą, jako nastolatką, która cudem uniknęła masakry w lesie na szkolnym obozie. Powiedzieć, że to jest horror klasy B, to nic nie powiedzieć. Dno i dwa metry mułu...

[zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]  

Muzycznie

W październiku odkryłam kawałek Zayna Malika i Taylor Swift "I don't wanna live forever". Powstał on wprawdzie kilka lat temu, ale lepiej późno, niż wcale:
 
 
Drugim kawałkiem jest pochodzący sprzed dwudziestu lat "Alexander" grupy Myslovitz. Wspaniałe wspomnienie:


A jak Wam minął październik?

Sardegna

wtorek, października 26, 2021

"Winny" Joanna Opiat - Bojarska


Wydawnictwo: Słowne Mroczne
Liczba stron: 378
Moja ocena : 5/6
 
"Winny" Joanny Opiat - Bojarskiej okazał się doskonałym lekarstwem na mój kryzys czytelniczy. W akcie desperacji, kiedy nie mogłam skupić się na żadnej historii, sięgnęłam po pierwszą książkę, która znalazła się w zasięgu mojej ręki, ale na szczęście, bardzo dobrze trafiłam, bo był to właśnie powyższy "Winny", wciągający thriller o niesamowicie ciekawych rozwiązaniach fabularnych.
 
Zanim jednak przejdę do konkretów, muszę nadmienić, że jest to książka dość specyficzna i trudno pisać o niej wprost, bez spojlerów, stąd moja notka może wydać się nieco chaotyczna.
 
Historię Marcina Rybackiego poznajemy od końca, czyli od momentu, kiedy mężczyzna przeprowadził się do Inowrocławia z postanowieniem rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Bohater jest człowiekiem zamkniętym w sobie, wyraźnie ma jakąś tajemnicę, która leży mu na sercu i ma prawdopodobnie związek z jego przeszłością. Każdy kolejny rozdział będzie odsłaniał przed czytelnikami jakieś fakty z jego życia, zarówno osobistego, jak i rodzinnego, co będzie pozwalało na lepszy ogląd sytuacji. Zanim jednak do tego dojdzie, czytelnik poczyni pewne kroki i prawdopodobnie, kierując się pierwszym wrażeniem, dokona oceny bohatera, a uprzedzam, to może okazać się jednym wielkim nieporozumieniem. 
 
Marcin, kiedy miał 16 lat, został oskarżony o zabójstwo młodszego kolegi na obozie harcerskim. Ponieważ był wtedy niepełnoletni, kolejne siedem lat spędził w poprawczaku, gdzie oczywiście czekała go prawdziwa szkoła przetrwania. Chłopak swoje tam przeżył, jednak po wyjściu udało mu się w miarę odbudować swą codzienność i założyć rodzinę. Z jakiś powodów jednak samotnie przeprowadza się do nowego miasta, gdzie po przyjeździe pierwsze kroki kieruje do dawnego znajomego o ksywie Słonina, który miał być mu wsparciem w ważnej sprawie, w jakiś sposób łączącej się z leżącym mu na sercu sekretem. 
 
Niestety, Rybackiemu nie udaje się porozmawiać ze swoim przyjacielem, ten bowiem zostaje znaleziony martwy. Słonina prawdopodobnie popełnił samobójstwo, pewne ślady sugerują jednak, że ktoś mu pomógł zejść z tego świata. Marcin obawia się (i słusznie), że to za jego sprawą przyjaciel został zamordowany.
 
Na początku, czytelnik nie wie, co łączy obu mężczyzn i czego szukał na zlecenie Marcina, Słonina. Kolejne rozdziały odsłonią jednak nieco więcej na ten temat (nie będę zdradzała szczegółów, to czytelnik musi sam odkryć, żeby nie zepsuć sobie wrażeń z lektury).
 
Bohater, jako były recydywista, zostaje oczywiście wplątany w sprawę zabójstwa Słoniny, na szczęście może liczyć na wsparcie bardzo przyjacielskich sąsiadów: Bartka i Joli oraz swego brata Kostka, z którym łączy go wprawdzie relacja mocno sprzeczna, bowiem z jednej strony Kostek bardzo mocno pomaga Marcinowi w odbudowaniu życia po poprawczaku, z drugiej, wyraźnie jednak bratem manipuluje.
 
Powyższy opis może sugerować, że cała fabuła książki kręcić się będzie wokół zabójstwa Słoniny, nie to jednak jest istotą tej historii. To tajemnica Marcina, i nie będzie chyba spojlerem z mojej strony, kiedy dodam, że związana z obozem harcerskim sprzed dziesięciu lat i tamtym zabójstwem, wysunie się na pierwszy plan powieści. To w przeszłości leży klucz do teraźniejszości, a podając nam fragmentarycznie historię bohatera, pani Joanna Opiat - Bojarska stawia przed czytelnikami nie lada wyzwanie. Miesza odbiorcom w głowach, którzy właściwie od pierwszych stron wydają opinie i wyrabiają sobie zdanie. Kolejne rozdziały sprawiają jednak, że nasz punkt widzenia musi zostać skorygowany, a stereotypowe myślenie odłożone na bok. Nawet się nie zorientujemy, kiedy wejdziemy w grę z autorką i damy się porwać tej nieszablonowej historii. Bardzo polecam!
 
 
Sardegna

sobota, października 23, 2021

"Gdzie diabeł nie może, tam trupa pośle" Iwona Banach


Wydawnictwo: Dragon
Liczba stron: 346
Moja ocena : 6/6
 
"Gdzie diabeł nie może, tam trupa pośle" to trzeci tom komedii kryminalnej autorstwa Iwony Banach, który opowiada o losach bohaterów znanych nam już z części poprzednich ("Niedaleko pada trup od denata" oraz "Głodnemu trup na myśli"). Ja czytałam wprawdzie tylko tom drugi, ale ponieważ wspólnym mianownikiem tych powieści jest ta sama grupa postaci, można zorientować się w fabule sięgając po poszczególne części nawet wybiórczo.
 
Jeśli chodzi o bohaterów, mamy tutaj Magdę, niedoszłą, przyszłą panią detektyw, czekającą na wydanie licencji, Mikołaja, jej aktualnego chłopaka policjanta, oraz ex chłopaka - Pawła, wścibskiego dziennikarza. Już sama ta trójka zapewnia czytelnikom atrakcji co niemiara, jednak najbarwniejsza postacią w tej historii jest ciotka Emilia Gałązka, kobieta nietuzinkowa o nietypowym hobby, od lat skrupulatnie przygotowująca się na koniec świata, gromadząca odpowiedni ekwipunek i zdobywająca potrzebne doświadczenie.
 
To właśnie wokół Emilii, a właściwie jej przyjaciółki Reginy, skupiają się wydarzenia z trzeciego tomu. U Reginy bowiem w telewizorze zamieszkał Szatan, a ponieważ kobieta wie, że jej przyjaciółka zna się na wszelkich zjawiskach nadprzyrodzonych, kosmitach, zombiakach i innych cudakach, na Lucyfera też pewnie znajdzie jakiś sposób. Obecność Szatana w odbiorniku, który komentuje rzeczywistość i odzywa się w najmniej oczekiwanych momentach jest dla Reginy mocno uciążliwa, stąd też prosi ona o pomoc Emilię. Gałązka jest gotowa na wszelkiego rodzaju nietypowe akcje, w końcu przygotowuje się do nich całe życie, kiedy więc otrzymuje telefon od przyjaciółki, w te pędy rusza z odsieczą do Sławna, przy okazji służąc wsparciem w zbliżającym się deszczu meteorytów, który ma zniszczyć planetę w najbliższy piątek.
 
Jednocześnie do miasteczka trafia też Paweł, który podążając za dziennikarskim newsem, wpada w sam środek afery. Zostaje pobity i uwięziony w piwnicy jednej z kamienic, bez świadomości, kto go zaatakował, wie tylko, że niebezpieczeństwo spotkało go na ulicy Leśnej. Na ratunek Pawłowi wyrusza oczywiście Magda z Mikołajem, a kiedy już wszyscy bohaterowie spotkają się na miejscu, drama będzie mogła rozpocząć się na dobre.

W piwnicy, w której uwięziono dziennikarza zostają znalezione zwłoki. Denatem okazuje się być kurier i lokalny przedsiębiorca, który nie do końca legalnie handlował przeróżnymi specyfikami, ale też nietypowymi przedmiotami, usługami i przede wszystkim informacjami, stąd też jego śmierć mogła być na rękę wielu osobom. 
 
Ulica Leśna jest dość specyficzną miejscówką, hermetycznym i zamkniętym środowiskiem, z jednej strony przypominająca sielankową osadę, z drugiej jednak bliżej jej do śmietniska, mimo wszystko nie wydaje się jednak, aby któryś z mieszkańców mógł dopuścić się morderstwa. Chaos sprawia jednak, że sąsiedzi przestają sobie ufać i łypią na siebie podejrzliwym okiem.
 
Oliwy do ognia dolewa jeszcze Szatan w telewizorze. Okazuje się bowiem, że oprócz Reginy, głos z zaświatów pojawia się jeszcze u sąsiadów, z tym, że każdemu mówi co innego. Ludzi zaczyna ogarniać panika, włączają się w nich najgorsze instynkty, a co gorsza, zaczynają faktycznie (z pomocą Emilii) szykować się na koniec świata. 
 
Każdy mieszkaniec ulicy Leśnej jest wyjątkowy i może być odpowiedzialny za zamordowanie kuriera. Magda, Mikołaj i Paweł będą próbowali rozwikłać sprawę kryminalną, jednak zabójstwo kuriera wyraźnie odsunie się na drugi plan, kiedy w ogrodzie Reginy pojawi się tajemnicza budowla pochodząca na bank z kosmosu, miejscowa pisarka niechcący podpali swoje mieszkanie, lokalna "piękność" suplementuje się podejrzanymi medykamentami, para zakochańców manifestuje swoje uczucia, włączając przy okazji w swe dramy pół osiedla, a staruszka, w piwnicy której znaleziono zwłoki, wyraźnie skrywa jakiś sekret, a trzymać fason pomaga jej pies przypominający szczura.
 
"Gdzie diabeł nie może, tam trupa pośle" rozśmieszył mnie, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej, niż tomy poprzednie. W niektórych momentach nie umiałam opanować śmiechu na głos, a kiedy mąż pytał, co mnie tak bawi, odczytywałam mu poszczególne fragmenty. Wiecie, że takie akcje rzadko mi się zdarzają, kiedy jednak czytałam, jak Paweł leczył się internetowo, albo Ada smarowała się specyfikami, płakałam ze śmiechu. Bardzo gratuluję Iwonie Banach kolejnej świetnej książki, która nie jest komedią tylko z nazwy. Genialna robota!

Sardegna

czwartek, października 21, 2021

"Srebrna łyżeczka" Magdalena Witkiewicz

 
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 350
Moja ocena : 5/6
 
Staram się być na bieżąco, jeśli chodzi o powieści moich ulubionych autorów. I choć nie zawsze mi się to udaje, bo ich nowe książki pojawiają się na rynku, jak świeże bułeczki, a ja czasami nie zdążę zapoznać się z nimi w okolicach premiery, to staram się później nadrobić wszystkie zaległości.
 
Jeśli chodzi o książki Magdy Witkiewicz, to jestem w miarę w temacie (wyjątkiem są powieści świąteczne, ale i te mam w najbliższych planach). Moim ostatnim nabytkiem była "Srebrna łyżeczka", historia nawiązująca w opisie okładkowym do japońskiej techniki Kintsugi, czyli sztuki naprawy porcelany, łączenia jej połamanych elementów w taki sposób, aby mogła być ona użyteczna jeszcze przez wiele lat. Takie nawiązanie sugeruje czytelnikom, iż w książce poruszona będzie historia bohaterów, których relacja uległa zniszczeniu, ale udało się ją w jakiś sposób naprawić, i faktycznie, wokół takiego wątku kręcić się będzie fabuła "Srebrnej łyżeczki".
 
Akcja powieści toczy się dwutorowo: współcześnie, a także w przeszłości, którą poznajemy za pomocą retrospekcji. Nie jest to jednak rozbudowana historia w stylu "Jeszcze się kiedyś spotkamy", gdzie przeszłość bohaterów mogłaby stanowić właściwie osobną powieść. Tutaj wspomnienia sprzed lat są uzupełnieniem teraźniejszości i dają na bieżąco czytelnikowi odpowiedź, co do tego, jak potoczyły się losy głównych postaci, iż znajdują się aktualnie w takim, a nie innym miejscu w życiu. 
 
Elementem spajającym obie przestrzenie czasowe jest tytułowa srebrna łyżeczka z monogramem litery L, w której główna bohaterka, Lidia upatruje wyjaśnienie swojego pochodzenia. Wbrew pozorom jednak, to nie wątek rodzinny dominuje w fabule. Na pierwszy plan wysuwa się relacja uczuciowa pomiędzy Lidią i Konradem, a historia ich związku ma swój początek przed dziesięcioma laty, stąd te retrospekcje. 
 
Lidia to niesamowicie poukładana i zorganizowana osoba. Prowadzi firmę sprzątającą, jest bardzo dokładna i wymagająca wobec swoich pracowników, wie bowiem, że nic w życiu nie przychodzi łatwo, a na sukces trzeba ciężko pracować, nierzadko z wieloma wyrzeczeniami. Lidka od dziesięciu lat pracuje na własny rachunek, ojca bowiem nigdy nie poznała, a matka zmarła, kiedy dziewczyna była w klasie maturalnej. 
 
Jednak to nie śmierć mamy zapoczątkowała u Lidki życiowe zmiany. One zaczęły się już wiele lat wcześniej, kiedy to nastolatka musiała sama się zorganizować i oprócz nauki ogarniać także cały dom oraz matkę alkoholiczkę. Śmierć kobiety sprawiła tylko, że 18-letka została na świecie całkiem sama.  
 
W tamtym trudnym momencie, wsparcia udziela Lidce młody lekarz, który zajmuje się jej mamą. Konrad, o dwanaście lat starszy mężczyzna, postanawia pomóc dziewczynie, która została na świecie całkiem sama, i choć na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się to niestosowne, albo intencjonalne, robi to zupełnie szczerze. Początkowo pomaga jej załatwić różne sprawy organizacyjno domowe, z czasem angażuje się także w jej sprawy osobiste. Pomiędzy bohaterami zaczyna rodzić się uczucie nie zważające na różnicę wieku, i choć pozornie ich związek wydaje się nie mieć racji bytu, Lidka ma tylko 18 lat, a Konrad 30, to jednak wiele ich łączy, a ich codzienność układa się nad wyraz dobrze. 

Bohaterowie dość szybko biorą ślub, zakochani, zafascynowani nowym uczuciem mają świadomość, że trafiła im się miłość, jak z bajki. A potem przychodzi szara rzeczywistość...
 
Jak można się domyślić, różnica wieku nie okaże się dla Lidii i Konrada bez znaczenia. W tym momencie życia, w jakim każde z nich się znajduje, niemożliwe będzie wspólne życie. Ale czy miłość, która tak pięknie się zaczęła, a potem tak nagle skończyła, nie będzie już nigdy miała szansy bytu?  Wielkie uczucie trudno wymazać z życiorysu, tylko, czy po latach bohaterom uda się naprawić tak potłuczoną relację? 
 
Gdzie w tym wszystkim srebrna łyżeczka, spytacie? Otóż właśnie, w historii Lidki pojawi się także wątek rodzinny, a będzie on powiązany właśnie z tym przedmiotem, a także z tajemniczym listem,  zawierającym informacje o jej zmarłym ojcu, który dziewczyna otrzyma od nieznanego nadawcy.
 
Przeszłość spotka się z teraźniejszością, i to nie tylko na gruncie rodzinnym, ale także uczuciowym. Wiedząc, że Magda Witkiewicz to specjalistka od szczęśliwych zakończeń, możemy domyślać się finału tej historii, co nie zmienia faktu, że zanim go poznamy, będziemy mogli poczuć emocje bohaterów i śledzić, jakie życiowe decyzje podejmą. 
 
"Srebrną łyżeczkę" czyta się ekspresowo, ale jak dla mnie historia jest nieco za krótka. Chętnie poczytałabym jeszcze coś o młodości Lidki, przeszłości ojca, albo historii rodziców bohaterki. Relacja głównych bohaterów też mogłaby być nieco bardziej rozwinięta. Mam niedosyt, bo uważam, że nie da się historii z tak rozbudowaną fabułą przedstawić wyczerpująco za pomocą 350 stron. 
 
Oczywiście, jak to u Magdy bywa, i ta powieść niesie ze sobą życiową prawdę, przesłanie, o którym nie możemy zapominać. Niektórych rzeczy nie warto odkładać na później, bowiem może nie starczyć nam albo naszym bliskim, czasu, aby je zrealizować. Nigdy też nie jest za późno na wybaczanie, odbudowanie przyjaźni, czy zapewnienie o swoim uczuciu. Każda chwila jest dobra, aby powiedzieć komuś "kocham cię". Nie zapominajmy o tym. 
 
Sardegna

wtorek, października 19, 2021

"Księga Etty" Meg Elison

 
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 355
Moja ocena : 6/6
 
 
Pamiętacie książki, które czytałam na urlopie? Otóż zostały mi jeszcze do opisania dokładnie trzy z nich, a co ciekawe, to właśnie je umieściłabym na podium, jako najlepsze. Nie umiem po prostu zabrać się za pisanie o świetnych książkach. Zawsze mam z tym problem, wydaje mi się bowiem, że cokolwiek napiszę, nie odda wyjątkowości danej historii. 
 
Nie inaczej jest z "Księgą Etty", czyli drugim tomem trylogii Meg Elison, "Droga donikąd", powieści postapokaliptycznej, której początek mogliśmy poznać w "Księdze Bezimiennej Akuszerki".  "Akuszerka" została przez mnie wyróżniona w rankingu najlepszej książki przeczytanej w roku 2020, stąd też kiedy trafiła do mnie kontynuacja tamtej historii, dość długo zwlekałam z przeczytaniem, obawiając się, że moje wrażenia z lektury nie będą już takie spektakularne. 
 
Niepotrzebnie jednak się stresowałam, bowiem "Księga Etty" utrzymana jest w identycznym klimacie, jak "Akuszerka" i dostarcza czytelnikowi takich samych, o ile nie większych, emocji, wzruszeń, wstrząsów i przemyśleń.
 
Świat po apokalipsie, którą sprawiła tajemnicza choroba, atakująca głównie kobiety, nadal nie doszedł do siebie. Kobiety ciągle są w mniejszości i nadal umierają przy porodzie, stąd też każda z nich jest dla ludzkości na wagę złota. Niestety brutalna rzeczywistość rządzi się swoimi prawami, dlatego dla większości ocalałych mężczyzn kobiety są towarem luksusowym, którym świetnie się handluje i używa do własnych celów. Na szczęście na Ziemi są jeszcze miejsca, gdzie płeć żeńska może żyć spokojnie i w bezpiecznych warunkach próbować rodzić zdrowe dzieci. 
 
Jednym z takich miejsc jest Nowhere, osada, do której przed laty przybyła Bezimienna Akuszerka. Jej mieszkańcy zbudowali sobie całkiem sprawnie działająca infrastrukturę, ale przede wszystkim wprowadzili zasady społeczne chroniące kobiety, a wszystko w myśl zapisków Bezimiennej. Kobietom z Nowhere udało się też urodzić kilka zdrowych dzieci, a tym, które tego dokonały, należy się dozgonny szacunek i cześć. 
 
Jedną z naturalnie urodzonych jest Etta, młoda kobieta, która nie bardzo chce przyjąć rolę, jaką jej w osadzie wyznaczono. Jej marzeniem jest zostać szabrowniczką, czyli wychodzić poza osadę, w ruinach opuszczonych miast szukać potrzebnych wiosce przedmiotów, bądź reliktów z przeszłości, a także, w miarę możliwości, ratować z rąk handlarzy wszystkie dziewczynki i kobiety. Plany Etty nie spotykają się ze wsparciem matki i innych mieszkańców osady, dziewczyna stawia jednak na swoim, wiedząc, że jest świetna w tym szabrowniczym fachu. Zdaje sobie sprawę jednak, że wychodzenie poza osadę jest dla niej ogromnie niebezpieczne, stąd też przebiera się za mężczyznę, każde nazywać Eddie'm i w takiej postaci rusza na szaber.
 
Etta uważa, że świat należy oczyścić z mężczyzn dominatorów, którzy grabią, gwałcą, handlują kobietami, zabierają im wszelkie prawa i wolność. Za punkt honoru stawia więc sobie zniszczenia ich gniazda, którym jest miasto Estiel, podporządkowane groźnemu i bezwzględnemu przywódcy, Lwowi, który z pomocą swych żołnierzy, a także dzikich zwierząt, terroryzuje okolicę. 
 
Szabrowniczka przeczesuje okolicę, natrafia na różne osady, w których panują odmienne od Nowhere prawa i obrzędy. Stara się je zrozumieć, zaakceptować, ale też jak najwięcej zapamiętać, by później przekazać informacje swoim pobratymcom. W miarę możliwości pomaga sąsiadom, ale czasami jej zaangażowanie zostaje nie najlepiej odebrane, stąd też dziewczynie zdarza się wpadać w tarapaty. Bezwiednie jednak kieruje swe kroki w stronę Estiel, stąd też konfrontacja z handlarzami wydaje się być nieunikniona. 
 
Szabrownicczka zdaje sobie sprawę, że w pojedynkę takiej wojny nie wygra. Szuka więc sojuszników i natrafia na osadę, gdzie ilość kobiet jest powalająca. Nie umierają one w czasie porodu, wydają się być zdrowe, spokojne i szczęśliwe. Etta zaczyna się czuć w ich towarzystwie naprawdę dobrze, stąd też, kiedy starszyzna osady składa jej pewną propozycję, zaczyna zastanawiać się, czy nie zmienić przypadkiem swoich życiowych planów.
 
A planów na przyszłość Etta ma wiele i wiążą się one z pewną tajemnicą, a właściwie dwoma. Jedna z nich związana jest z okrutnym miastem Estiel, a jego wspomnienie dziewczyna chowa nawet przed samą sobą. Druga tajemnica dotyczy pewnego dylematu, z jakim boryka się Etta, z każdym kolejnym dniem bowiem uświadamia sobie, że bliżej jej do mężczyzny, niż kobiety. 
 
Ettcie trudno to zrozumieć i ten fakt zaakceptować. Sam nie wie, czy jej świadomość przynależności do innej płci wynika  z wydarzeń, w których kiedyś brała udział, czy jest to coś, z czym przyszła na świat. Próbuje zrozumieć, dlaczego społeczeństwo nie akceptuje jej inności, zabraniając bycia sobą. Zadaje też sobie najtrudniejsze pytanie, dlaczego odrzuca kobiecą "świętość" i wyjątkowość płci, a także wszystko, co wiąże się z naturalną możliwością posiadania potomstwa, na rzecz bycia "zwyczajnym" mężczyzną.
 
Drugi tom trylogii Meg Elison okazał się dla mnie równie przejmujący, co pierwszy. Ciężko czytać o  kataklizmie, nieznanej chorobie, a później o losach świata po apokalipsie, bo brzmi to aż nadto znajomo. Podobnie, jak wizja rzeczywistości już po, kiedy to światem rządzą mężczyźni, a kobiety, bez praw i wolności, sprowadzone są do roli towaru. "Księga Etty" pokazuje czytelnikowi w miarę ustabilizowaną sytuację, gdzie społeczeństwo ocalałych zajmuje się budowaniem nowej rzeczywistości. Jednak niektóre rzeczy są w niej niezmienne, i aż za bardzo przypominają zasady panujące w starym świecie. Jakby ludzkość niczego się nie nauczyła... przerażające.
 
Historia Etty to nie tylko wizja postapokaliptycznego świata z całą jego brutalnością i sposobami na przetrwanie. Bardzo istotne jest skupienie się na wewnętrznym życiu bohaterki, rozdartej między swoją płciowością i nieodkrytą tożsamością. Pod przykrywką powieści postapo otrzymujemy więc mądrą lekcję akceptacji, tolerancji, łamania stereotypów, rezygnowania z narzucanych ról społecznych i przyjmowania ról płciowych. A ja nie mogę doczekać się ostatniego tomu trylogii!
 
Sardegna

piątek, października 15, 2021

"Fartowny pech" Olga Rudnicka


Wydawnictwo: Prószyński i S-Ka
 Liczba stron: 304
Moja ocena : 2/6
 
Nie mam czasu na słabe książki, które nie wciągają, a wręcz męczą, a co gorsza, w trakcie ich lektury przechodzi mi ochota na jakiekolwiek czytanie. Staram się takich powieści unikać, ale wiadomo, jak jest. Czasami skusi opis okładkowy, czasami nazwisko autora i człowiek bierze się za lekturę. Do tego, ja jestem niereformowalna, jeśli chodzi o doczytywanie wszystkich rozpoczętych książek, do końca. Nawet jeżeli trafia mi się słabizna, mam wewnętrzny przymus przemęczenia jej do ostatniej strony. Nie kończy się to dla mnie zazwyczaj dobrze, ale nie umiem się wyzbyć tego złego nawyku.
 
Moja ostatnia lektura, "Fartowny pech" Olgi Rudnickiej, przyniosła mi właśnie nie tylko zmęczenie, zniechęcenie, ale i poważny kryzys czytelniczy, który tym razem, na szczęście, nie trwał zbyt długo, bowiem trafiłam na wciągający thriller "Winny" Joanny Opiat - Bojarskiej, który mnie z marazmu wyciągnął raz, dwa. Nie zawsze jednak kończy się to w tak pozytywny sposób. 
 
"Fartowny pech" reklamowany jest jako zabawna, kryminalna komedia pomyłek, a ponieważ czytam całkiem sporo tego typu powieści, ciągle szukając żartów sytuacyjnych, które będą mnie bawić, skusiłam się na lekturę. Poza tym, nazwisko autorki zobowiązuje, w końcu czytałam kiedyś "Natalii 5" i byłam zachwycona. Co mogło zatem pójść nie tak? 
 
Niestety "Fartowny pech" zupełnie nie przypadł mi do gustu. Historia braci Dzianych, Krystiana i Gianniego oraz posterunkowego Filipa Nadzianego, w ogóle do mnie nie przemówiła. I choć początek był naprawdę obiecujący, to gdzie po jednej trzeciej lektury zupełnie straciłam nią zainteresowanie. Nie jestem nawet w stanie powiedzieć, jak rozwinął się główny wątek, i jak zakończył. Tyle się w tej książce dzieje, że trudno ogarnąć fabułę, a co gorsza, czytelnik (ja w każdym razie) nawet nie ma większej ochoty na to "ogarnianie" i podążanie za tropem myślenia, który proponuje autorka.
 
W tej powieści mamy dwóch a nawet trzech równoległych, głównych bohaterów. Filip Nadziany, noszący pseudonim Joker, to policjant mający w życiu dużego pecha. Czego się nie złapie, zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym, kończy się źle, kiedy więc w komendzie staje się pośmiewiskiem wszystkich, postanawia zacząć swoje życie od nowa i szukać szczęścia w zupełnie innym zakątku kraju. Przenosi się na prowincję, do małej miejscowości Paszcze, gdzie może zacząć wszystko od początku, bez etykiety pechowego policjanta. 
 
Drugi bohater to Krystian Dziany, również policjant, który po sprawie zakończonej pobiciem przez dwunastolatkę traci dobre imię i honor. Dziany również ma dość swojego życia, z tym, że nie ma w planie nigdzie się przenosić, tylko w ogóle zrezygnować z zawodu i zostać prywatnym detektywem.
 
W ferworze akcji okaże się, że panowie Dziany i Nadziany mają wspólną przeszłość, kończyli bowiem  razem szkołę policyjną. Teraz będą mieli okazję spotkać się po latach, trafiając do tego samego miasteczka na prowincji, ale zanim do tego dojdzie Krystian zwany Krysiem, dostaje swoje pierwsze zlecenie.
 
Pracodawcą niedoświadczonego detektywa jest jego starszy brat, Gianni, trzeci bohater, który na co dzień mieszka we Włoszech. Jest on płatnym zabójcą i współpracuje z mafią, ale Kryś nie ma pojęcia o podwójnym życiu brata, stąd też od razu godzi się na fuchę. 
 
Gianni ma zobowiązania wobec mafijnych szefów, podejmuje się zadania i musi je wykonać (nie pytajcie mnie jednak o szczegóły tej misji, bo nie mam pojęcia na czym polega, taka jest pokręcona), postanawia więc wykorzystać brata do zdobycia pewnych informacji. Krystian ma udać się do Paszcz i zbadać, kto korzysta ze tamtejszej skrytki pocztowej, odbiera i nadaje przesyłki, bardzo istotne dla mafijnej sprawy.
 
Kryś udaje się do miasteczka, tam spotyka dawnego znajomego Filipa Nadzianego, i stara się prześledzić kwestię skrzynki. Jak to jednak bywa na prowincji, obecność dwóch nowych mężczyzn w okolicy wzbudza ciekawość i wielkie emocje mieszkańców, stąd też działania panów nie ujdą niczyjej uwadze. Ci natomiast nie mają pojęcia, że przekraczając granice Paszcz wplątują się w sam środek mafijnych porachunków.

W czasie nieoficjalnego śledztwa Krystiana, Gianni również nie próżnuje. Niestety przypadkowo wplątuje w zaogniony już konflikt, niewinną dziewczynę. Maja odegra jednak ważną rolę w tej sprawie, staje się bowiem kartą przetargową dla zainteresowanych stron.
 
Niby ciekawa fabuła, zabawna wydaje się też zbieżność nazwisk i imion bohaterów, która daje zapowiedź niezłych żartów sytuacyjnych, tak naprawdę jedynie co mogę powiedzieć o tej książce to to, że jest dla mnie niezrozumiała, a przez to nudna. Mafiozi mają ze sobą jakieś dziwne powiązania i porachunki niewiadomego pochodzenia. W to wszystko zmieszane są kobiety, no ale jakby mogło być inaczej, żeby w tak pokręconej fabule zabrakło jeszcze wątku miłosnego.
 
Nie umiem właściwie powiedzieć, jak ta historia się zakończyła. Oczywiście pozytywnie, natomiast to, co działo się pomiędzy początkiem, a finałem jest dla mnie tajemnicą. Nie mój humor, w sumie to nie znalazłam ani jednej sceny, która by mnie rozbawiła. Gdyby nie mój zwyczaj doczytywania książek do końca, podrzuciłabym lekturę "Fartownego pecha" po pięćdziesięciu stronach.
 
Wiem, że Olga Rudnicka ma grono wiernych fanów i na pewno znajdą się osoby, którym lektura powyższej powieści sprawiła radość. Dla mnie jednak stała się ona przyczyną kryzysu czytelniczego i zniechęciła do czytania w ogóle, stąd taka niska nota.
 
Sardegna

poniedziałek, października 11, 2021

"Biały pył. Piekło na K2" Krzysztof Koziołek

 
Wydawnictwo: Agora
 Liczba stron: 390
Moja ocena : 6/6
 
Uwielbiam książki wysokogórskie opisujące zmagania wspinaczy z najwyższymi szczytami świata. Drogę, jaką muszą przejść, aby zapisać się w historii himalaizmu, i to nie tylko tą fizyczną, ale przede wszystkim psychiczną, walcząc z własnymi słabościami i ograniczeniami organizmu. Książek o górach przeczytałam całkiem sporo, mam też w domu niezłą kolekcję tytułów i to nie tylko z gatunku literatury faktu, ale także beletrystki, nawiązującej do tematyki gór wysokich, albo takich, gdzie akcja toczy się właśnie w takim środowisku (choć tych drugich w mojej biblioteczce jest zdecydowanie mniej).
 
Kiedy więc zobaczyłam zapowiedź nowej książki Krzysztofa Koziołka, człowieka obeznanego z górami, który w 2019 roku za swą powieść "Nad Śnieżnymi Kotłami" otrzymał nagrodę "Książka Górska Roku" w kategorii "Górska fikcja literacka i poezja", stwierdziłam od razu, że to jest to! "Biały pył" to thriller, którego wątek główny kręci się wokół zimowej wyprawy na K2. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że historia powstała na bazie autentycznych wydarzeń, wszystko bowiem, co zostało opisane w książce, mogłoby zdarzyć się naprawdę. W rzeczywistości jednak zimowa wyprawa na K2 powstała w umyśle autora i nie ma odniesienia do autentycznych postaci.
 
W bazie pod drugim, co do wielkości na świecie, ośmiotysięcznikiem, gromadzi się liczna ekipa wspinaczy, która pod dowództwem kierownika wyprawy, Pawła Bochenka, jako pierwsza na świecie szykuje się do zimowego zdobycia K2.
 
Skład wyprawy jest bardzo różnorodny, a wspinacze szykujący się do zdobycia ośmiotysięcznika to ludzie z tak odmiennymi osobowościami i doświadczeniem, że środowisko himalaistów dziwi się, na podstawie jakich założeń i wytycznych kierownik ułożył taki, a nie inny skład ekipy. Większość himalaistów to profesjonaliści, osoby, które naprawdę znają się na wspinaczce i mają spore doświadczenie, ale w grupie jest także amator, dziennikarz sportowy Krzysztof Garda, jadący w Himalaje, aby napisać artykuł o próbie zdobycia K2 zimą. Garda jest jednak człowiekiem wysportowanym i wytrwałym, dostaje więc szansę przyłączenia się do zespołu, pójścia w górę i wsparcia w przygotowaniu poszczególnych obozów i zaporęczowania trasy.
 
Oprócz Krzysztofa, który traktuje wyprawę raczej luźno, bardziej jako przygodę życia, niż kwestię: być albo nie być, reszta wpinaczy jest mocno zdeterminowana i rządna sukcesu. Najbardziej nastawiony na znalezienie się w zespole atakującym szczyt jest Rafał Brzóska, młody, prężny wspinacz, dla którego bardzo ważne są social media, relacja na żywo z bazy i całodobowy kontakt z fanami. Ma on swoją mini ekipę, dwóch kolegów po fachu, podzielających jego pomysły, podejście do sprawy, będących wsparciem w czasie wspinaczki. Oprócz młodych i niepokornych, w skał ekipy wchodzi także grupa tradycjonalistów, himalaistów ze "starej szkoły"", dla których ważna jest sama idea wspinania i "kontakt" z górą, a także kilku indywidualistów, nastawionych bardziej na własny sukces, niż współpracę z grupą.
 
Barwną osobowością jest także jedyna kobieta w ekipie, Zuza Niska, bardzo doświadczona, zadziorna, pewna swoich umiejętności himalaistka. Zuza ma jednak pewną tajemnicę, związaną z tym, co wydarzyło się na jej poprzedniej wyprawie. Sprawa jest ściśle tajna, kobieta nie wie jednak, że w bazie pod K2 jest ktoś, kto zna jej sekret, a do tego nie pała do niej sympatią
 
Kierownik wyprawy planuje zdobywanie poszczególnych obozów, kompletuje zespoły, czeka na okno pogodowe, jednak z każdym kolejnym wyjściem ludzi z bazy, zdaje sobie sprawę, że w ekipie panuje olbrzymia rywalizacja, wyścig o pierwsze zimowe wejście, a on sam traci nad tym kontrolę. Stworzenie zespołów partnerów z tak niepokornych osobowości, ludzi nastawionych na indywidualny sukces, nie może skończyć się dobrze.
 
Tak, jak pisałam "Biały pył"  to wytwór wyobraźni autora, wszystkie nazwiska wspinaczy są fikcyjne i nie mają odniesień do autentycznych postaci. W tej historii, w rozmowach bohaterów, przewijają się jednak prawdziwe nazwiska himalaistów i wydarzenia, które tylko wzmacniają w czytelniku poczucie, że opisana w książce wyprawa na K2, choć wymyślona, to właściwie mogłaby zdarzyć się naprawdę. Wszelkie opisy zimowego wejścia, zmagania z górą, własnym organizmem, budowanie obozów, a także trudne decyzje, podejmowane na krytycznej wysokości, wsparcie partnerów, gorączka szczytowa, walka o przetrwanie, są bardzo realistyczne, właściwie niczym nie różniące się od literatury faktu.

"Biały pył" trzyma w napięciu, jak zresztą wszystkie książki wysokogórskie opisujące autentyczne wyprawy w Himalaje, z tą różnicą, że tutaj nie znamy zakończenia, a bohaterom wszystko może się jeszcze przydarzyć. Czytając o prawdziwych wyprawach, znamy zazwyczaj ich finał, i choć mocno trzymamy kciuki za powodzenie akcji, nie zawsze są one pomocne. 

Bardzo polecam powieść pana Koziołka. Dla miłośników literatury górskiej będzie ona idealna (na okładce znajdziemy nawet polecankę polskiego himalaisty, Leszka Cichego, który potwierdza, że klimat powieści bardzo przypomina to, co dzieje się podczas prawdziwej wyprawy), natomiast czytelnicy niekoniecznie interesujący się górami również powinni być zadowoleni. W książce jest bowiem wszystko to, co ma dobry thriller: zagadkę do rozwiązania i napięcie do ostatniej strony. Świetna książka!
 
Sardegna

sobota, października 09, 2021

"M jak morderca. Karol Kot - wampir z Krakowa" Przemysław Semczuk

 
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 290
Moja ocena : ?/6
 
Będąc jeszcze w temacie literatury faktu, we wrześniu, oprócz "Kryminalnego Wrocławia" przeczytałam także drugą książkę utrzymaną w podobnym klimacie. "M jak morderca. Karol Kot - wampir z Krakowa", autorstwa Przemysława Semczuka to wstrząsający reportaż na temat seryjnego zabójcy działającego na terenie Krakowa w latach 60-tych XX wieku, który zamordował dwie osoby, w tym jedno dziecko, napadł i próbował zabić kolejnych dziesięć osób, dokonał także kilku prób podpaleń. Najbardziej przerażający w tej historii jest fakt, iż winnym zbrodni okazał się Karol Kot, nastolatek, świeżo upieczony maturzysta, który doskonale ukrywał swe mroczne instynkty i dla osób postronnych wydawał się być zupełnie nieszkodliwy. 
 
Miałam już kiedyś okazję czytać inną książkę Przemysława Semczuka, opowiadającego o seryjnym zabójcy i śledztwie, jakie przeprowadzono w jego sprawie. "Kryptonim Frankenstein", czyli historia Wampira z Zagłębia, atakującego kobiety na terenie Dąbrowy Górniczej i jej okolic, w latach 60 - 70 tych XX wieku, to również poruszający reportaż, niosący jednak za sobą pewne wątpliwości. Sprawa Marchwickiego, choć bogata w materiały dowodowe, zgromadzone w czasie śledztwa, do dzisiaj wzbudza wiele kontrowersji. Czy na pewno oskarżony i skazany na karę śmierci był tym, kogo szukało całe Zagłębie i Śląsk? 
 
Natomiast sprawa Karola Kota nie wzbudza w czytelnikach takich wątpliwości. Odnalezienie winnego napaści i zabójstwa, podejrzanego młodego mężczyzny, wydaje się kwestią czasu. I faktycznie Kot, człowiek o psychopatycznej osobowości, nie odczuwający skruchy, żalu, dokonujący zbrodni z ciekawości i zaspokojenia "wewnętrznej potrzeby", zostaje bardzo szybko posądzony i oskarżony o popełnione czyny. Zadaniem śledczych będzie potwierdzenie podejrzenia i znalezienie świadków napaści, a także tych, którzy doświadczyli psychopatycznych skłonności chłopaka.
 
Na początku trudno było połączyć młodego mężczyznę, który właśnie skończył technikum i zdał maturę, wybierał się do szkoły wojskowej, gdzie chciał kontynuować naukę, pochodzącego ze zwyczajnej rodziny, mającego świetny kontakt z młodszą siostrą i rodzicami angażującymi się w jego wychowanie, z tymi brutalnymi napaściami, paraliżującymi Kraków. Kiedy jednak śledczy zaczęli przyglądać się Kotowi, okazało się, że nie jest on do końca takim zwyczajnym chłopakiem, jakim zdawał się być. Zafascynowany bronią, a zwłaszcza nożami, chętnie dręczył, upokarzał, krzywdził psychicznie i zadawał ból słabszym kolegom, przed niektórymi z nich odkrywał swe chore fantazje, co do morderczych orgii, w których chciałby brać udział, zachowywał się też agresywnie w stosunku do znajomych mu dziewczyn.
 
Samo mówienie o zbrodni w pewnym momencie przestało mu jednak wystarczać, stąd też postanowił napaść na przypadkową osobę, która wyda mu się odpowiednią ofiarą, stąd też jego pierwszym zrywem było zaatakowanie nożem bezbronnej staruszki. Później poszło już lawinowo, Kot atakował zarówno przypadkowe osoby dorosłe, wszystkie jednak wyraźnie słabsze od niego, jak i dzieci, które po prostu znalazły się na jego drodze w nieodpowiednim dla siebie miejscu i czasie. Najtragiczniejszą w skutkach i najgłośniejszą sprawą w Krakowie, była napaść na jedenastoletniego chłopca, który zmarł na skutek odniesionych ran.
 
Prowadzone śledztwo i aresztowanie Karola Kota potwierdziło, że miał on na swoim koncie znacznie więcej ataków, niż dwa, zakończone śmiercią ofiar. Na szczęście, po hospitalizacji, pozostałe osoby udało się uratować. Oskarżony przyznał się też do kilku prób otrucia i podpaleń, jednak nie wszystkie potwierdzono, co może sugerować, że mordercy rzeczywistość zaczęła mieszać się z chorą fantazją. W trakcie oskarżenia Kot nie ukrywał w żaden sposób swoich czynów, wręcz przeciwnie, opowiadał o nich ze szczegółami, a okazanie, podczas wizji lokalnej, sprawiało mu wyraźną radość.
 
Sardegna