Pages

niedziela, listopada 29, 2015

# Nowości w mojej biblioteczce - listopad

Ludzie święci! Świat się kończy, mówię Wam! Jak dług żyję, jeszcze czegoś takiego nie miałam! Cztery książki, tak, słownie: cztery. Przybyły do mnie w listopadzie.

"Oman" Marka Pindral, od samego Autora


oraz zestaw trzech książeczek, wygranych w konkursie Wydawnictwa Prószyński:

"Dlaczego rekiny nie chodzą do dentysty?" Petra Maria Schmitt, Christian Dreller
"Zapomniane" Cat Patrick
"Z innej bajki" Jodi Picoult i Samantha Van Leer

Tak po prawdzie, to po ilości książek przybyłych we wrześniu i październiku, to jest naprawdę wyjątkowa sytuacja. Pierwszy też raz, po tegorocznych TK w Krakowie i Katowicach, oraz naszej ŚBKowej wymianie, zdarzyło mi się, że autentycznie nie miałam gdzie wsadzić nowych książek. Na razie książki leżakują na górze regału, część na stoliku, na którym docelowo ma stać choinka, dlatego nie wiem, co będzie dalej z tym brakiem miejsca, ale muszę do świąt to jakoś ogarnąć. Do końca roku planuję trochę spauzować i nic nie kupować. Na szczęście ten zakaz nie obowiązuje moich domowników, którzy absolutnie mogą kupić mi pod choinkę jakiś mały książkowy prezencik (mąż już wie, co i jak i jutro złoży zamówienie).

Zauważyłam, że u mnie ilość nowych książek wcale nie przekłada się na ilość przeczytanych tytułów. Dlatego w zeszłym miesiącu przeczytałam bardzo mało, a w tym, wyjątkowo dużo. To chyba podświadomość mówi mi: "czytaj, nie marudź!"

Korzystając z okazji,  przypomnę o konkursie z Wajrakiem (notka informacyjna i konkursowa) oraz o kolejnej akcji, jaką organizują ŚBKi. 5 grudnia odbędzie się Mikołajkowa Wymiana Książkowa, a kto na takim wydarzeniu był te wie, że zdobyć można na własność prawdziwe perełki. Zapraszam do Piekar Śląskich i na stronę wydarzenia:


Sardegna

czwartek, listopada 26, 2015

Adam Wajrak i jego "Wilki" w Katowicach

Zaproszenie na spotkanie z Wajrakiem

Katowice są pierwszym miastem tournee Adama Wajraka po Polsce promującego jego najnowszą książkę "Wilki" - 1 grudnia odbędą się dwa spotkania z autorem.

Adam Wajrak, ulubiony dziennikarz przyrodnik Polaków, mieszkaniec Puszczy Białowieskiej, w swojej najnowszej książce zatytułowanej "Wilki" opowiada o latach tropienia wilków i przyjaźni z tymi najbardziej fascynującymi drapieżnikami Europy. 

Zapraszamy do śledzenia wydarzenia na FB - tutaj
oraz zapoznania się z wywiadem z Autorem na  stronie Gazety Wyborczej - tutaj

 A oto, co sam Autor mówi na temat "Wilków":
"Wiem, że wśród moich czytelników jest wielu ludzi młodych, przez co niezwykle wrażliwych. Muszę was ostrzec. Gdyby ta książka była tylko o wilkach, nie zawracałbym wam głowy, bo przecież wiecie, że przyroda potrafi być brutalna. Ta książka jest jednak również o tym, jak okropne rzeczy ludzie robili i robią wilkom, jednym z najbardziej prześladowanych dużych ssaków. Dlatego poproście rodziców, żeby tę książkę przejrzeli, zanim weźmiecie ją do ręki, albo przeczytali ją razem z wami."

Fragment książki:

Nagle coś wielkiego i szarego wystrzeliło, zawróciło, rozpędziło się i ani się obejrzałem, jak wilczysko skoczyło i ogromnymi łapami trzepnęło mnie w klatkę piersiową. Cios był potężny. Zachwiałem się na nogach i tylko cudem nie runąłem na ziemię. Nie był to koniec wystawiania mnie na próbę. Nie zdążyłem jeszcze wyjść z szoku po uderzeniu, gdy wilk stanął przy moim boku i poczułem na dłoni jego wielkie ostre zębiska. Trzymał ją spokojnie, ale bardzo stanowczo. Trzymał i patrzył mi w oczy swoimi brązowymi ślepiami, jakby chciał zapytać: „I co teraz, koleżko?”.
Spotkania z Adamem Wajrakiem w KATOWICACH inaugurujące trasę promocyjną "Wilków":
  • 1 grudnia (wtorek) godz. 10:00 w Filii nr 3 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach, ul. Gliwicka 93 - spotkanie z młodzieżą
  • 1 grudnia (wtorek) godz. 17:00 w Filii nr 12 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach, ul. Witosa 18 b - spotkanie z dorosłymi
***
Za jakiś czas będziecie mogli przeczytać moją opinię o "Wilkach", ale póki co, zapraszam na spotkania.

Sardegna

środa, listopada 25, 2015

Konkurs z Wajrakiem

Pamiętacie cykl łańcuszkowych konkursów organizowanych przez ŚBK? Jeśli tak, to się dobrze składa, bo właśnie chciałam Was zaprosić na kolejny. Jeśli nie, to nic straconego. Zapraszam do zapoznania się z poniższym wpisem, który wyjaśnia zasady zabawy i do dzieła! Ale to dopiero jutro...

"Konkurs z Wajrakiem"

Dzisiaj na kilkunastu blogach ŚBK ukazał się podobny post z zapowiedzią konkursu. Zapamiętajcie dobrze te blogi, bo to na tych stronach JUTRO musicie szukać wskazówek do odgadnięcia konkursowego hasła.

Ale po kolei:
Konkurs Śląskich Blogerów Książkowych rozpocznie się 26.11.2015, ale dzisiaj zaprezentuję jego przebieg i zasady, na jakich będzie się opierał.
"Konkurs  z Wajrakiem" będzie polegał na tym, aby odnaleźć w ZAMIESZCZONYCH JUTRO wpisach, na blogach ŚBK słowa - klucze, które ułożą się w hasło konkursowe.

Hasło to trzeba będzie wysłać na adres mailowy ŚBK: silesiabook@onet.pl

Nie powiemy Wam, jakich słów trzeba szukać, nie martwcie się jednak, słowo - klucz będzie bardzo wyraźnie zaznaczone i łatwe do znalezienia. Idąc po śladach, klikając na odpowiednie słowa, będziecie przechodzić od bloga do bloga, aż w końcu traficie na fanpage Śląskich Blogerów Książkowych na FB. To będzie dla Was sygnał, że ułożyliście całe hasło. Następnym krokiem będzie wysłanie hasła na adres mailowy podany wyżej. Dla ułatwienia konkursu, proponujemy zacząć poszukiwania na blogu Agnes, potem powinno pójść Wam jak z płatka.

Regulamin
1. Konkurs z Wajrakiem organizowany jest przez grupę ŚBK
2. Sponsorem nagród jest Wydawnictwo Agora
3. Nagrodą w konkursie jest książka "Wilki" Adama Wajraka
4. Konkurs trwa od 26.11.2015 do 01.12.2015.
5. Wyniki zostaną ogłoszone dnia następnego, czyli 02.12.2015.
6. Odpowiedzi na zadania konkursowe proszę wysyłać na adres:silesiabook@onet.pl
7. O wygranej w konkursie decyduje kolejność zgłoszeń. Wygrywa DWUNASTA od KOŃCA osoba.
8. Pod uwagę brane będą tylko prawidłowe odpowiedzi wysłane drogą mailową, sygnowane własnym imieniem i nazwiskiem
9. Nagroda zostanie przesłana na adres podany przez zwycięzcę. W przypadku nieodebrania nagrody organizatorzy konkursu mogą wyłonić innego zwycięzcę lub przeznaczyć nagrodę na inne cele.
10. Biorąc udział w konkursie, zgadzają się Państwo na przetwarzanie podanych przez siebie danych osobowych przez organizatora Grupę ŚBK oraz Wydawnictwo Agora, zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 29 sierpnia 1997 r (Dz. U. nr 133 poz. 883) - które zostaną wykorzystane jednorazowo.
11. Wysyłka tylko na terenie Polski

Zadanie konkursowe:
Ze słów - kluczy podanych na blogach ŚBK ułóż hasło konkursowe.
***

Do dzieła więc! Zapraszam do zabawy i śledzenia blogów ŚBKów już JUTRO!

Sardegna

niedziela, listopada 22, 2015

"Wyspa łza" Joanna Bator


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 302
Moja ocena : 2/6

Przykro mi. Bardzo mi przykro, ale mi się nie podobało... 

Spróbuję uzasadnić swoją opinię najlepiej, jak potrafię, ale wszystkim zainteresowanym, proponuję skonfrontować się osobiście z książką, bo może tylko ja mam takie, a nie inne wrażenia. Czuję się niegodna, aby krytykować powieść pani Joanny Bator, dlatego tego się absolutnie nie podejmę. Napiszę tylko, dlaczego mi osobiście się nie podobało. Przykro mi, ale muszę.

Tak sobie myślę, że moje wrażenia po lekturze spowodowane są oczekiwaniami. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Powieści obyczajowej, kryminalnej, sama nie wiem - historii poszukiwawczej. W zamian tego dostałam reportaż. Nie żebym była jakąś przeciwniczką tegoż gatunku, reportaż śledczy też chętnie bym przeczytała, ale w tym konkretnym przypadku zgubiłam zupełnie motyw przewodni tej historii. Tak, jak zgubiła się postać wydawałoby się, kluczowa, Sandra Valentine, której śladem wyrusza Joanna Bator, tak i ja pogubiłam się zupełnie w domysłach, o czym właściwie jest "Wyspa łza".

Miało być o poszukiwaniach Sandry Valentine. Kobiety, która w 1989 roku w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła na Sri Lance, a której historia zniknięcia zafascynowała na tyle Autorkę, że ta w towarzystwie fotografa Adama Golec, w 2014 roku, wyruszyła na wyspę jej śladem. Miało być o Sandrze, było o samej Autorce. Poszukiwania zaginionej kobiety bardzo szybko przeszły w przeróżne rozważania, których tłem, a może istotą stała się sama wyspa.

I wszystko byłoby okej, przecież "Rekin z Parku Yoyogi" to też zbiór reportaży o Japonii, ale poprzeplatany dygresjami, wydającymi się pozornie nie na temat, będącymi jednak trafnymi rozważaniami na temat ówczesnej rzeczywistości. Dlaczego więc przemyślenia Autorki, czynione przy okazji fascynującej podróży na egzotyczną wyspę mnie nie urzekły? Sama nie wiem. Może dlatego, że było ich tak wiele, że właściwie nie mogłam odnaleźć w nich sensu, odróżnić gdzie się zaczynają, a gdzie kończą.

Próbowałam skonfrontować swoje wrażenia z wrażeniami innych czytelników, którzy pisali, że przeżyli fascynującą podróż wgłąb siebie w trakcie lektury, wrócili do czasów swojego dzieciństwa,  przeżywali z Autorką życiowe sukcesy i porażki. Przykro mi, ale ja nic takiego nie czułam. Przedzierałam się ciężko przez każdą kolejną stronę, szukając (bo naprawdę się starałam) fenomenu, albo przynajmniej czegoś, co da mi jakiś punkt odniesienia. Nie wyszło...

Zawsze szukam pozytywów, dlatego to, co najbardziej zapadło mi w pamięć podczas lektury "Wyspy łza" to fragmenty dotyczące samej Sri Lanki. Do tego zdjęcia, wcale nie bajkowo piękne, ale interesujące i wyjątkowo niepokojące. Myślę, że dla miłośników prozy Joanny Bator książka i tak będzie bardzo ważna, bez względu na opinie czytelników takich, jak ja, którym podobało się nieco mniej.
Sardegna

środa, listopada 18, 2015

"Prowincja pełna złudzeń" Katarzyna Enerlich


Wydawnictwo: mg
Liczba stron: 254
Moja ocena : 5/6

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Po ośmiu tomach Prowincji, Katarzyna Enerlich dała Ludmile, bohaterce swojego cyklu. upragnione szczęście i spokój.  Droga do tego szczęścia była wyboista i trudna, pełna niespodziewanych, zarówno dobrych, jak i tych  złych, wydarzeń. Ale tak to przecież w życiu bywa: nie zawsze jest miło i bezpiecznie. Czasami los daje nam niezłego kopa i tylko od nas samych zależy, czy podniesiemy się po nim, czy utkniemy w marazmie.

Ludmiła miała w swym życiu dobre i złe chwile. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że więcej było w nim tych tragicznych momentów. Nic jednak mylnego. Kiedy człowiek potrafi czerpać garściami z każdej chwili dnia, cieszy się  nawet najmniejszymi drobiazgami, żyje w zgodzie z naturą i samym sobą, nie może być nieszczęśliwy.

Ostatni tom Prowincji jest kontynuacją tomu poprzedniego "Prowincji pełnej snów." Nie polecam czytać go indywidualnie, nie zaznajamiając się z poprzednimi częściami. Tylko lektura w odpowiedniej kolejności daje czytelnikowi odpowiedni obraz (powiedziała to ta, która zaczynała czytać od części czwartej). W każdym razie, ta odsłona Prowincji kończy pewne wątki, porozpoczynane wcześniej, daje też zakończenie całej historii, nie radzę więc zaczynać od "wisienki na torcie" całej opowieści.

Ludmiła znowu ma trudne, życiowe zadanie. Po okresie stabilizacji i tej uczuciowej i zawodowej, znowu dopada ją osobisty dramat. Jej ukochany, Zygmunt Kremer, bratnia dusza, człowiek który bardzo wspierał ją po śmierci męża, okazuje się być uzależnionym od alkoholu. Bohaterka, mimo że jej uczucie jest prawdziwe, musi określić, czy chce dalej zagłębiać się w ten związek, czy jest to dla niej za trudne.
Sprawę komplikują jeszcze pewne niezałatwione sprawy z przeszłości Kremera i jego nagłe zniknięcie z życia Ludmiły.

Kobieta będzie próbowała na nowo ułożyć sobie życie po rozstaniu. Na szczęście ma swoją ukochaną córkę, przyjaciół, pracę w Baba Jodze, ogród, sport, spotkania z czytelniczkami i całą gamę innych zajęć, więc i czasu na rozpaczanie po nieudanej relacji damsko - męskiej nie będzie. Jednak, czy to wystarczy Ludmile do szczęścia?

Nie zdradzę zakończenia, ale powiem tylko, że bohaterka ośmiotomowej serii osiągnie wreszcie święty spokój. Znajdzie się w takim momencie życia, którego niejedna z czytelniczek może jej pozazdrościć. I ja chyba tez trochę zazdroszczę, zwłaszcza jeśli chodzi o własne miejsce na ziemi i świadomość, że wszystko jest poukładane w najlepszy z możliwych sposobów.

Już przy okazji poprzednich tomów nadmieniałam, że dla mnie serii o Prowincji ma szczególne znaczenie. Każdy z tomów czytałam w takim momencie życia, który był dla mnie w jakiś sposób trudny. Nie mogłam poradzić sobie z zamartwianiem się i stresem o coś, na co nie miałam wpływu. Lektura powieści Kasi Enerlich zawsze mi coś uświadamia, mianowicie to, że trzeba szukać pozytywów we wszystkim, co nas w życiu spotyka, trzeba umieć cieszyć się z rzeczy błahych, oraz, że warto otaczać się pozytywnymi ludźmi.  

Prowincja pokazuje także, jak ważna w życiu człowieka jest pasja. Kiedy za wszelką cenę nie staramy się naśladować innych, nie podążamy ślepo za aktualną modą, możemy skupić się na innych wartościach i wtedy rozwijać swoją osobowość.  

Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że Prowincja to powieść obyczajowa, jakich wiele. Nic bardziej mylnego. Poza opowieścią Ludmiły znajdziemy w książce nawiązania do historii, wierzeń i tradycji Mazur (a w ostatnim tomie znajdzie się nawet element śląski), przepisy kulinarne na dania wegetariańskie, rozważania na temat natury ludzkiej, na temat wpływu sportu czy odpowiedniej diety. Jest to taki poradnik szczęśliwego życia w pigułce, z którego każdy może czerpać według potrzeb. Zachęcam więc i myślę, że ten wpis będzie z mojej strony wystarczającą rekomendacją.

Sardegna

wtorek, listopada 17, 2015

"Powiedz panno, gdzie ty śpisz" M.J. Arlidge


Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 432
Moja ocena : 6/6

"Powiedz panno, gdzie ty śpisz" to kontynuacja przygód inspektor Helen Grace, bohaterki tomu pierwszego "Ene, due, śmierć", autorstwa M.J.Arlidge. Mimo, że w tomie drugim mamy zupełnie nową zagadkę kryminalną, to jednak wiele treść ściśle wiąże się z poprzednią opowieścią, w której pani inspektor grała główną rolę. Dlatego polecam jednak zacząć przygodę z tą serią od początku, żeby mieć pełen obraz sytuacji.

Powiem Wam też, że w tym konkretnym przypadku, tom drugi zdecydowanie przewyższa tom pierwszy, a nie jest to łatwe, kiedy już początek całej historii wciąga i zaskakuje czytelnika. Wydaje się nam wtedy, że autor nie będzie w stanie niczym ciekawszym nas zaskoczyć, a tu niespodzianka!

Podobnie, jak w części pierwszej, sprawa kryminalna dotyczy Southampton, gdzie Helen Grace dochodzi do siebie po ostatnich wydarzeniach, które dotknęły jej życia prywatnego. Zresztą poprzednia sprawa pochłonęła zdrowie psychiczne kilku innych osób z ekipy policyjnej, kiedy więc w mieście dochodzi do kolejnej serii zabójstw, nastroje osób zaangażowanych w śledztwo, są wyjątkowo podłe.

Szereg zabójstw, dokonywanych wyłącznie na mężczyznach, w podejrzanej okolicy, słynącej z urzędowania kobiet lekkich obyczajów, nasuwa myśl, że mordercą jest jakaś żądna zemsty kobieta (nie martwcie się, że zdradzam za dużo fabuły, ten fakt nie jest w powieści żadną tajemnicą). Co jednak skłoniło ją do takiego postępowania? I najważniejsze, jak ją odnaleźć, zanim popełni kolejną zbrodnię?

Zagłębiając się w lekturę wkraczamy do świata prostytucji. Kobiecej rzeczywistości pełnej upokorzeń i walki o przetrwanie. Będzie mrocznie i brutalnie, choć trzeba przyznać, że autor oszczędził czytelnikom tych najbardziej makabrycznych szczegółów. Jednak dla osób wrażliwych powieść może okazać się zbyt ciężka, a niedomówienia, które proponuje autor, mogą okazać się niewystarczające. Choćby fakt, że morderczyni wycina swym ofiarom serce i przesyła je w paczce rodzinie zabitego ... także sami rozumiecie.

Jeśli chodzi o mnie, część druga podobała mi się bardziej, właśnie za sprawą "mniejszej dosłowności". W "Ene, due, śmierć", autor bardziej dosadnie przedstawiał całą sytuację i obraz zbrodni. Tutaj pozostawia większe pole do popisu czytelnikom, dzięki temu historia nie ocieka krwią, ale jednocześnie trzyma w napięciu, serwując odpowiednie emocje.

Poza tym, że czytelnik dostaje niepokojący thriller i niespotykany motyw zbrodni, to jeszcze może śledzić postać zabójcy, która w sumie od początku jest znana (choć jej tożsamość poznajemy na końcu) i obserwować jej złamaną psychikę. To interesujące, kiedy autor daje czytelnikom możliwość oceny, a nie podaje na tacy czarny charakter o morderczych skłonnościach.

Kolejną zaletą książki są krótkie rozdziały, które stopniują napięcie i nie pozwalają czytelnikowi znudzić się wątkami pobocznymi, których też jest w powieści całkiem sporo. Tradycyjnie wkraczamy do życia prywatnego Helen Grace, śledzimy relacje policji z dziennikarzami, a właściwie z jedną z pań dziennikarek, która dąży do swego celu po trupach. Podglądamy też kryzys małżeński jednej z policjantek, która bardzo ucierpiała w poprzedniej akcji kryminalnej. Poprzeplatane wątki łączą się w końcu w jeden obraz, dając bardzo intrygująca książkę.

Dlatego szczerze polecam powieść miłośnikom gatunku, a także osobom, które znają część pierwszą. Podobnie zresztą, jak fanom Czwartej Strony, którzy wiedzą, że każda książka wydana w tym wydawnictwie jest godna uwagi i warta przeczytania.
 
Sardegna

poniedziałek, listopada 16, 2015

"Zamieć śnieżna i woń migdałów" Camilla Läckberg


Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 143
Moja ocena : 5/6

Camilla Läckberg jest autorką kryminalnej serii o Fjällbacke. Mam na półce cały ośmioksiąg i w sumie brakuje mi tylko najnowszego "Pogromcy lwów", co oczywiście nie znaczy, że wszystkie części przeczytałam. O nie. Znam  "Kaznodzieję", "Niemieckiego bękarta", "Syrenkę", "Fabrykantkę aniołków" i "Latarnika". W roku 2012, przez Czarną Owcę, został wydany także dodatek do serii, mini powieść kryminalna "Zmieć śnieżna i woń migdałów", mająca miejsce w czasie świąt Bożego Narodzenia. Wspólnym mianownikiem pomiędzy książką a całą serią jest postać Martina Mohlin, który jest młodszym kolegą z pracy, komisarza Patrika Hedstroma.

Martin wraz ze swoją dziewczyną Lisette, spędza święta na wyspie Valon. Mimo iż czuje, że jego relacja  nie jest jeszcze w fazie poważnego związku, daje się namówić na poznanie rodziny Lisette. Po dotarciu na miejsce, okazuje się, że z powodu śnieżycy wyspa zostaje odcięta od reszty Fjällbacki, a czas, który miał być miłym, świątecznym relaksem, będzie słowną przepychanką członków rodziny z nestorem rodu, jednym z najbogatszych przedsiębiorców w mieście. Rodzina dziewczyny sprawia wrażenie zadufanych w sobie samolubów, liczących tylko na majątek dziadka i czyhających na potknięcie krewnych w drodze do spadku.

Kiedy przy kolacji dziadek dostaje spazmów i pada martwy na ziemię, tuż po wypiciu wody o charakterystycznym zapachu migdałów, sprawa jego zabójstwa staje się oczywista. Potencjalnych morderców jest aż nadto, każdy z nich ma motyw, każdy z nich patrzy podejrzliwie na krewnych.

Martin, jako jedyny kompetentny i niezwiązany z denatem, człowiek, bierze się za śledztwo. Trochę amatorsko, ale w końcu młody jest, uczy się dopiero, więc i parę śladów przegapi. Da się też podejść odpowiedzialnemu za zabójstwo, ale na szczęście doprowadzi sprawę do końca, zanim śnieżyca się skończy.

I wszystko jest w książce ładnie, pięknie, tylko zdecydowanie za krótko! Przeczytałam tę opowieść w parę chwil i mam wyraźny niedosyt. Co do samej fabuły, nie jest zbyt oryginalna. Przywodzi mi na myśl "Dziesięciu murzynków" Agathy Christie, kiedy to również grupa ludzi, została zamknięta na małej przestrzeni i szukała pośród siebie, zabójcy. Daleko jednak Camilli  Läckberg do Agathy Christie, więc i ta historia nie powala na kolana tak, jak powieść słynnej pisarki. Nie znaczy oczywiście, że "Zmieć..." jest zła. Jest to po prostu ciekawe opowiadanie kryminalne, w sam raz na zbliżające się zimowe wieczory. Coś dla fanów szwedzkiej pisarki, bądź na urozmaicenie aktualnie czytanej lektury.

Sardegna

niedziela, listopada 15, 2015

"Stuhrmówka" Maciej Stuhr w rozmowie z Dorotą Nowicką


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 380
Moja ocena : 6/6

Wiem, jak to teraz zabrzmi, ale kocham Maćka Stuhra! I kocham Go już miłością niezmienną prawie dziewiętnaście lat, bowiem pierwszy raz obejrzałam Jego występ, wraz z Kabaretem "Po Żarcie" w siódmej klasie szkoły podstawowej, a było to dokładnie w roku 1996 (ło matko!).
Szukam i szukam tego archiwalnego nagrania na YT, ale nijak nie potrafię go znaleźć. Pamiętam jednak, że skecz był parodią wiadomości telewizyjnych, prowadzonych przez dziennikarza, Mariusza Maxa Kolonko, a ja sama obejrzałam go nieskończoną ilość razy, wpatrując się w piękne oczy pana Maćka. Może nawet bardziej (zdecydowanie bardziej!) podobała mi się Jego postać, niż sam skecz, w każdym razie, od tego czasu młody Stuhr (bo tak często Go nazywam, a z tego co zauważyłam, nie jestem w tym osamotniona), jest na moim pierwszym miejscu, w rankingu polskich aktorów.

Najpierw, czytając "Stuhrmówkę", uświadomiłam sobie, że właściwie to żadna ze mnie fanka pana Maćka, skoro nie widziałam połowy filmów, w których wystąpił, żadnej sztuki teatralnej z Jego udziałem, a występów Kabaretu "Po Żarcie", chyba też w większości nie poznałam. Nie interesuję się zbytnio Jego życiem osobistym i poza faktem, że jest synem Jerzego Stuhra, nic więcej na Jego temat nie wiem. Ale potem uznałam, że mogę przecież lubić samą Jego postać, człowieka przesympatycznego, ciepłego, zabawnego, ale przede wszystkim inteligentnego, i z chęcią oglądać jakąkolwiek kreację, jaką zaproponuje.
W wykonaniu Macieja Stuhra nawet biografia (gatunek, za którym nie przepadam), może okazać się fascynującą i wciągającą lekturą. Wywiad rzeka, przeprowadzony przez panią Dorotę Nowicką pokazuje pana Maćka w różnych, życiowych rolach. Począwszy od roli małego dziecka, syna swego Ojca i Matki, brata, przyjaciela, Ojca swej Córki, poprzez rolę ucznia szkoły podstawowej, ucznia renomowanego, krakowskiego liceum studenta psychologii a potem WST. Kolejno młodego chłopaka, próbującego swych sił w kabarecie, aktora teatralnego, filmowego czy konferansjera.
I powiem Wam, choć moja sympatia do pana Maćka zaczęła się w  Jego czasach młodzieńczych, to o wiele bardziej lubię tego obecnego, "dojrzałego Stuhra", który z wiekiem nabrał doświadczenia życiowego i uroku osobistego.

Jak to w życiu, bywają lepsze i gorsze momenty, i z większością z nich, w pewien sposób pan Maciej się w książce rozlicza. Wszystko robi jednak z charakterystyczną dla siebie swobodą i naturalnością. Nie tłumaczy się, nie usprawiedliwia, nie ocenia, nie chwali. Po prostu opowiada. A czytelnik chłonie wszystko, bo od takiej strony młodego Stuhra nie znał.
Wszystkie refleksje aktora, te bardziej, i te mniej poważne, przeplatane są wypowiedziami znajomych pana Maćka na Jego temat. Kilka słów powie Agnieszka Holland, Krzysztof Warlikowski, Maja Ostaszewska, Robert Więckiewicz, Magda Umer, Kuba Wojewódzki czy Jacek Poniedziałek.

I ja biorę Macieja Stuhra w pakiecie. Z wszystkimi jego doświadczeniami życiowymi, sukcesami i porażkami. I tak, jak napisałam na początku, pamiętam Go z pracy w kabarecie, potem z kolejnych filmowych ról, i dla mnie zawsze jest tym samym młodym Stuhrem, nie ważne, że zbliżającym się do okrągłej liczby urodzin (któż z nas się do niej nie zbliża), który poza tym, że jest świetnym aktorem, który wyrobił sobie własną markę, jest wyrazistą i zapamiętywalną postacią, z wielkim wdziękiem i urokiem osobistym. Jest osobą, której chętnie się słucha i chce się ją oglądać na wizji. Jest po prostu super! 

Sardegna

sobota, listopada 14, 2015

"Zapomniane" Cat Patrick

Chwaliłam się już na FB, że wzięłam udział w konkursie organizowanych przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka i zostałam jedną z trzech nagrodzonych osób! Ucieszyłam się niezmiernie z tego faktu, bo to jednak miłe wyróżnienie. W nagrodę mogłam wybrać sobie trzy książki dziecięco - młodzieżowe z oferty wydawnictwa. Z Siedmiolatką dokonałyśmy wyboru i oto, co przybyło do nas niemalże następnego dnia:


I wiecie co? Tak mi się jakoś zachciało młodzieżówki, że od razu zabrałam się za "Zapomniane" i przeczytałam je w jeden wieczór! Siedmiolatka nie była zadowolona: "Mamo, ale przecież to miała być moja książka, którą będę czytać, kiedy dorosnę!" No tak... ale nie znaczy to, że stara matka nie może wrócić myślą do czasów, kiedy ma się 15 lat i świat wokół jest wtedy tak cudownie prosty ... No może nie do końca prosty, bowiem bohaterka powieści ma swoje problemy ... ale, ale ... zaraz Wam wszystko opowiem!


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 312
Moja ocena : 5/6

London to zwyczajna nastolatka, która musi radzić sobie w trudnej dla jej rówieśników, rzeczywistości amerykańskiego liceum. Nie jest szkolną gwiazdą, ma nieco ekscentryczną przyjaciółkę i w sumie uważana jest za szkolne dziwadło.

Nieco dziwne zachowanie dziewczyny wynika jednak z faktu, że cierpi ona na nietypowy przypadek amnezji. Pamięta tylko to, co robiła danego dnia, a gdzieś w okolicy godziny 4.00 jej mózg resetuje wszystkie wspomnienia. 
Zamiast przeszłości, London "pamięta" jednak urywki przyszłości. Wie, jak potoczą się losy jej przyjaciółki, co wydarzy się w życiu jej szkolnych kolegów, jakie miejsca przyjdzie jej odwiedzić w dorosłym życiu. Ni w ząb nie potrafi jednak przypomnieć sobie, co i z kim, robiła wczoraj. 

Taka egzystencja nie jest łatwa, ale London jakoś sobie radzi, głównie z pomocą mamy i przyjaciółki, która zna jej sekret. Codziennie wieczorem dziewczyna robi też notatki, z którymi zapoznaje się od razu po przebudzeniu. Każdego dnia dziewczyna wciąż od nowa próbuje ogarnąć swoje życie. Niby wszystko toczy się dość gładko, z wyjątkiem pewnego elementu, który zupełnie nie pasuje do reszty: przystojniaka, który twierdzi, że jest chłopakiem London, a ona zupełnie nie pamięta (to akurat nie jest dziwne), ale też nie kojarzy go ze swej przyszłości.

Do tego, dziewczyna zaczyna rejestrować dziwne migawki ze swojego życia, które chyba nie do końca pochodzą z przyszłości, albo w każdym razie z jej przyszłości. Jaka tajemnica stoi za amnezją London? Czy jej chłopak jest wobec niej uczciwy? Jaki sekret skrywa mama nastolatki? I gdzie w tym wszystkim miejsce na pierwszą, młodzieńczą miłość?

Powiem Wam, że ta cała opowieść o przyszłości i przeszłości, o nastoletnim uczuciu i bolesnej tajemnicy rodzinnej, była bardzo ciekawa. Pochłonęłam książkę w jeden wieczór, przypominając sobie, że lubię bardzo nieskomplikowane młodzieżówki. Chociaż może określenie "nieskomplikowane" byłoby krzywdzące w stosunku do fabuły powieści, kiedy to wątek dramatu, w rodzinie London, porusza dość trudną tematykę. Niestety motyw ten został potraktowany przez autorkę bardzo powierzchownie, niemal lekceważąco.

Nie chciałaby, zdradzać, czego dotyczy ów wątek, jednakże powinien on wzbudzać w czytelnikach (nieważne czy nastoletnich, czy dorosłych) wielkie emocje, a tak się nie stało. Przeczytałam o wielkiej tragedii bohaterów, nie czując zupełnie żadnych emocji. Zakładam więc, że według autorki miało być lekko, łatwo i przyjemnie. No i w sumie tak wyszło, tylko, czy nastoletni czytelnicy też nie mają prawa do emocjonującej lektury, która wynika nie tylko z dylematów miłosnych pary bohaterów? Nie wiem... wiem natomiast, że lektura była całkiem przyjemna, a ja może niepotrzebnie się czepiam.

Lubię takie spontaniczne lektury "bez kolejki", a "Zapomniane" mogę polecić dorosłym, którzy chcą wyjątkowo odpocząć podczas czytania.  Do dzieła!

Sardegna

czwartek, listopada 12, 2015

"Mgiełka, porzucona kotka" i inne dziecięce atrakcje

Dawno już nie było u mnie postu zbiorczego na temat dziecięcych lektur. A przecież czytam je na bieżąco, po fragmencie, praktycznie każdego wieczoru. Ostatnio zrobiłam dzieciakom dłuższą sobie przerwę od króciutkich opowiastek, na rzecz "Pippi Pończoszanki" i "Pinokia", który niestety okazał się strasznie straszną bajką, więc na razie odłożyłam ją wysoko na półkę.

W każdym razie, do łask wróciła seria zwierzakowa, a wszystko za sprawą biblioteki szkolnej, do której zapisała się Siedmiolatka. Tak więc przeczytałam "Mgiełkę, porzuconą kotkę" Holly Webb. Do tego, za namową Młodego, zapoznałam dzieciaki z "Iniemamocnymi", których w prawdzie znają z kreskówki, ale bajka okazała się zupełnie inna od filmu (choć to być może tylko moje zdanie). Dodatkowo, przeczytałam także "Scooby - Doo i fałszywą wróżkę", czyli opowieść detektywistyczną dla najmłodszych. Scooby tez jest znany dzieciakom z kreskówki i chyba jednak obraz wypada lepiej na tle książki, bowiem mimo moich starań i modulacji głosu, nie potrafiłam być Scooby'm i Kudłatym, takimi, jakimi powinni być.

Ale po kolei:

"Mgiełka, porzucona kotka" Holly Webb
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Liczba stron: 128
Moja ocena : 4/6

To kolejna książeczka z serii "Zaopiekuj się mną". Zdawało mi się, że znam już wszystkie tomy, Siedmiolatka wygrzebała ze szkolnej biblioteki nieznany jeszcze tytuł. Kotka Mgiełka, a właściwie Czarnusia, czuje się odrzucona przez swoją opiekunkę. Leciwa pani Janicka przenosi się wraz z kotką do domu swej córki, w którym rządzi już inny pupil, syjamczyk Cezar. Kocur straszy Czarnusię i wyjada jedzenie z jej miski, a nikt z domowników tego nie zauważa. Koteczka postanawia poszukać dla siebie lepszego lokum i nieoczekiwanie znajduje je po sąsiedzku, w domku na drzewie samotnej dziewczynki, Amelki.

Opowiastka bardzo w stylu Holly Webb, grająca na uczuciach małych dziewczynek, pragnących posiadać własne zwierzątko. Jak dla mnie standardowo 4, dla Siedmiolatki, fascynująca opowieść na 6.

"Iniemamocni" Disney/tekst : Annie Auerbach
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 66
Moja ocena : 5/6

Historia przeczytana na prośbę Pięciolatka, który przeżywa fascynację robotami i superbohaterami. Opowieść różniąca się  nieco fabułą od kreskówki, ale zamysł jest podobny: pozornie zwyczajna rodzina okazuje się super familią, o nadprzyrodzonych umiejętnościach. Tata Iniemamocny, mama Elastyna, siostra Wiola, braciszek Jack Jack i Maks - główna postać i jednocześnie narrator całej opowieści.
Rodzinka walczy z podłym Syndromem, który planuje zwojować świat i zniszczyć miasto. Misja Iniemamocnych uda się tylko wtedy, kiedy cała rodzinka będzie ze sobą zgodnie współpracować. 
Historyjka całkiem w porządku, nie ukrywam, że bardziej chłopięca, bowiem Siedmiolatka większych emocji podczas słuchania lektury nie wykazywała.

"Scooby - Doo i fałszywa wróżka" James Gelsey
Wydawnictwo: Siedmioróg
Liczba stron: 62
Moja ocena : 5/6

Detektywistyczna historia ze Scooby - Doo w roli głównej,  też została przyjęta pozytywnie. Książeczka to jedna z wielu opowiastek, które można oglądać w postaci kreskówki, chętnie oglądanej przez moje dzieciaki. Siedmiolatka doskonale podążała za zagadką zniknięcia klejnotu z tajemniczą zawartością, orientując się nawet w zagranicznych nazwiskach bohaterów. Pięciolatek może mniej podjął temat. 
Jak już mówiłam, Scooby wypada lepiej w TV niż w książeczce, bowiem mimo starań, nie potrafiłam oddać charakteru szalonego psiaka i równie zakręconego Kudłatego. A te postacie są jednak wyjątkowo ważne i bardzo charakterystyczne i bez nich zagadka detektywistyczna Scooby'ego nie jest taka, jaka powinna być.
***

Na biurku dzieciaków leżą kolejne lektury. Część z nich czytam ja, część czyta Siedmiolatka (inny tutuł do czytania własnego "po cichu", inny - do czytania na głos), dlatego spodziewajcie się kolejnych postów zbiorczych o dziecięcych książeczkach, bo mamy ich w zanadrzu bardzo wiele.

Sardegna

środa, listopada 11, 2015

Śląskie Targi Książki - jest moc!

Powiem Wam szczerze: nie spodziewałam się tego. Żadnego szału, tak sobie myślałam. Zresztą możecie sami się przekonać o moim dość "skromnym" nastawieniu, czytając TEN wpis. Potraktowałam nasze lokalne targi z przymrużeniem okiem, na zupełnym luzie, nie spodziewając się niczego, co mogłoby mnie w jakiś sposób zaskoczyć pozytywnie, bądź negatywnie. Nieco wykończona po krakowskim, targowym maratonie, nie zdążyłam się nawet nakręcić na kolejną książkową imprezę, ale podjęłam temat. I powiem Wam, zdziwiłam się i to przeogromnie!
 

 [fot.mąż]

Nowy organizator dał radę! Nowe miejsce targów (nie żeby Spodek był zły, ale jednak przestronne i klimatyzowane wnętrza Międzynarodowego Centrum Kongresowego okazało się do tego wydarzenia idealne), darmowe wejście, darmowa i bezkolejkowa szatnia - same plusy i to już na wstępnie. Sama targowa hala też miło zaskoczyła, bowiem stoisk było całkiem sporo, jak na moje oko tak 1/3 krakowskich, do tego fajne promocje i spotkania autorskie. Sama nastawiałam się na spotkanie z panią Agnieszką Gil i panem Szczepanem Twardochem, planując poprosić Autorów o wpis, jednakże w ferworze sytuacji udało mi się tylko spokojnie porozmawiać z Panią Agnieszką (podpis na "Układzie nerwowym").

[fot.mąż]
 

Do Szczepana Twarodocha niestety nie udało mi się już dotrzeć, ze względu na sprawy rodzinne, ale z tego co wiem, było bardzo ciekawie i tłoczno (choć na pewno spokojniej niż w Krakowie). W każdym razie działo się niemało, wiadomo że nie tak spektakularnie, jak w Kraku, ale dzięki temu spokojniej i na luzie.
Poza stoiskami, w oddzielnych salach odbywały się oczywiście prelekcje tematyczne, na które jednak nie dotarłam z przyczyn różnych, ale z tego co wiem, cieszyły się wielkim zainteresowaniem (o panelach na Śląskich TK możecie przeczytać na blogu Ani Recenzentka.blox).

Można było się nieźle obłowić na stoiskach z promocjami, których było o wiele więcej niż w Krakowie, a do tego wymienić się ogromem książek na naszym stoisku ŚBKów. Nieskromnie powiem, że cieszyło się ono ogromną popularnością, a w ciągu trzech dni targowych wymieniliśmy około 740 książek!
Sama też wymieniłam co nieco, zwłaszcza z literatury młodzieżowo - dziecięcej. Zaszalałam, bo po pierwsze, było w czym wybierać, a po drugie, Siedmiolatka ma własne zdanie na ten temat wybierania książek i wolała dokonać przeglądu stoiska sama. Przytargałam więc do domu sporo wymiankowych pozycji i o dziwo, nawet nic nie kupiłam.


Oto efekty ŚBKowej wymiany książek dla dorosłych:
"Prawda o Ruby Valentine" Alison Bond
"Kołysanka dla mordercy" Mariusz Czubaj
"Jutro zaświeci słońce" Joanna Sykat
"Siostrzyczka" Dariusz Rekosz - skorzystałam z okazji, że Autor był obecny na stoisku Granic.pl i od razu poprosiłam go wpis:


"Sąd ostateczny" Anna Klejzerowicz
"Subtelny nos Lilly Steinbeck" Heinrich Steinfest
"Dama w opałach" Karen Doornebos
"Jedyna prawda" Olle Lonnaeus


A to zacny stos literatury młodzieżowo - dziecięcej:
Martynka - wyszperana osobiście przez Siedmiolatkę
"Ani słowa o Zosi" Zuzanna Orlińska
"Jaśki" Jean Phiippe
"Jego wysokość Longin" Marcin Prokop
"Dynastia Niziołków" Joanna Olech
"Czarny Maciek i tunel grozy" Dariusz Rekosz

Wspaniałe prawda? Nie wspomnę o tej tonie innych, genialnych tytułów, które łypały na mnie okiem ze stosika, niestety wymieniłam już wszystko, co ze sobą przywiozłam do Katowic, musiałam więc się powstrzymać.

Po sobotnim dniu targowym spotkaliśmy się w tradycyjnie w restauracji City Rock, gdzie już na luzie omawialiśmy wszystkie blogowo - książkowe sprawy i nie tylko. Jak zwykle, było interesująco, wesoło i gorąco! Poczucie humoru blogerów książkowych jest bardzo zbliżone, tematów do rozmów poważnych i nieco mniej poważnych, nie brakowało, więc spędziliśmy przemiły wieczór. Agnieszka rozlosowała pozostałe po Krakowie prezenty dla blogerów i udało mi się nawet wygrać coś fajnego:


"Stigmata" Beatrix Gurian
"Niezbędnik obserwatorów gwiazd" Matther Quick
"Listy do Małgosi" Artur Cieślar
"Pierwsze kroki wśród ludzi" Hanna Olechnowicz
"Toń" Anya Lipska

Podsumowując, Śląskie Targi Książki bardzo mile mnie zaskoczyły. Lubię takie pozytywne akcje, zwłaszcza wtedy, gdy się ich nie spodziewam. ŚBKi w tym roku skupili się na wymianie książkowej, ale kto wie, co zaplanujemy za rok!

Sardegna

wtorek, listopada 10, 2015

"Pippi Pończoszanka" Astrid Lindgren


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 192
Moja ocena : 6/6

Może trochę wstyd się przyznać, ale właśnie przeczytałam pierwszy raz w swoim życiu "Pippi Pończoszankę". W prawdzie była to lektura szkolna w mojej podstawówce, ale z tego, co pamiętam, pani czytała nam książkę we fragmentach, a te nijak nie zapadły i w pamięć. Poza tym, oglądałam też film - ten, który chyba wszyscy znają, z tą najbardziej rozpoznawalną dziewczynką, w roli Pippi. I to tyle. Na tym kończy się właściwie moja przygoda z tą szalona bohaterką. Również moje dzieciaki nie poznały jeszcze ani Pippi, ani jej perypetii. Jakoś nie było okazji...

Jednakże rok 2015 jest wyjątkowy dla fanów Astrid Lindgren. Po pierwsze, Autorka 14 listopada obchodziłaby swoje setne urodziny, dlatego i w bibliotekach szkolnych i publicznych organizuje się jubileuszowe konkursy, związane w jej twórczością. Po drugie, w roku tym przypadają także symboliczne "70 urodziny Pippi". Czy można więc zignorować to święto i nie zapoznać się w końcu z "Pippi Pończoszanką"? Również Nasza Księgarnia postanowiła uczcić jubileusz Astrid Lindgren i wydała pierwszy tom przygód Pippi w pięknym, kolekcjonerskim wdzianku. Cudowne jest to wydanie! Malutkie, podręczne, z genialnymi ilustracjami. Sprawia radość i dzieciom i rodzicom. O tak! Uwierzcie mi na słowo!

Pippi to szalona dziewczynka z olbrzymią wyobraźnią. Odważna, nieziemsko silna, zabawna, mądra i opiekuńcza. Mieszka w Willi Śmiesznotce z małpką Panem Nilsonem i koniem, sama sobie jest sterem, żaglem i okrętem. Nie marnuje czasu i ciągle uczy się nowych rzeczy, mimo że nie uczęszcza do szkoły. Ale po co chodzić do szkoły, jeśli wokoło tyle się dzieje! Sąsiedztwo Willi zamieszkuje rodzeństwo: Annika i Tommy. Dzieciaki zaprzyjaźniają się z szaloną dziewczynką, zafascynowane sposobami tak kreatywnie spędzonego wolnego czasu. Bo Pippi to bardzo kreatywna postać! Jej pomysły momentami przechodzą same siebie, ale czy to ważne, skoro tak świetnie bawić się w jej towarzystwie?

Pippi zagniata ciasto na podłodze, robiąc pierniczki na skalę masową, uczy tańczyć polkę Pana Nilsona, rysuje po ścianie, śpi w łóżku z nogami na poduszce, sama sobie wyznacza burę za nieumycie uszu i pielęgnuje funkcję Poszukiwacza Rzeczy. W swoje ekscesy wkręca Annikę i Tommy'ego, którzy z ochotą podejmują wszelkie zabawowe wyzwania.

Natomiast dorośli nie są zachwyceni Pippi, która na ich nieszczęście jest bezpośrednia, zawsze mówi to, co myśli, niezbyt dba o dobre maniery i często kłamie. Dla dzieci jednak, jest najlepszą towarzyszką zabaw i gwarantuję Wam, że czytanie o jej perypetiach dostarczy Wam niemałych emocji i wypieków na twarzy, ze śmiechu oczywiście.

Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby moje dzieci tak śmiały się podczas słuchania czytanej lektury. Kiedy dotarłam do momentu "tabliczki schorzenia" bądź historyjki ze złodziejami, Siedmiolatka pokładała się ze śmiechu, tarzając się po łóżku. Spodziewałam się emocji, ale żeby aż takich?

Pippi miała też swój "moment" w naszej szkolnej bibliotece, kiedy pani bibliotekarka opowiadała mojej klasie III historię powstania książki, a dzieciaki miały okazję obejrzeć fragment filmu. Idąc za ciosem, przeczytałam moim podopiecznym rozdział drugi "Pippi jest Poszukiwaczką Rzeczy i wdaje się w bójkę" i powiem Wam, bardzo im się spodobał. Śmiali się serdecznie w co lepszych momentach, dając mi nadzieję na to, że po klasowym czytaniu, sami sięgną po książkę, zapoznając się z kolejnymi rozdziałami.

Sardegna

sobota, listopada 07, 2015

Targowy urodzaj - Śląskie Targi Książki już w weekend

Kiedy będziecie czytać ten wpis, ja będę na imprezie. Książkowej imprezie. Bowiem po raz kolejny dane nam będzie w Katowicach, świętować to wielkie wydarzenie, a nowy organizator daje nadzieję, że będzie ono bardziej atrakcyjnie niż w zeszłym roku. Oczywiście mówię o wystawcach i imprezach towarzyszących targom, bowiem osobiście wspominam ubiegłoroczną imprezę bardzo pozytywnie. Wtedy to udało się ŚBKom całkiem miło ugościć odwiedzających Śląsk, blogerów. Dwoiliśmy się i troiliśmy, żeby było sympatycznie i twórczo. I chyba było. W tym roku ze strony ŚBKów proponujemy wymianę książkową, ale o tym za moment.

Tegoroczne Śląskie Targi Książki odbędą się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym. miejsce to jest usytuowane bardzo blisko Spodka, więc przyjezdni nie będą musieli się martwić, że nie trafią. Organizatorzy pozytywnie zaskoczyli odwiedzających bezpłatnymi wejściówkami. Można więc kursować po targach do woli a przy okazji krążyć po Katowicach, bez zamartwiania się o bilety. Wszelkie informacje o dokładnej lokalizacji, programie, rozmieszczeniu stanowisk i innych wydarzeń towarzyszących, znajdują się na stronie organizatora TUTAJ.

Jeśli chodzi o mnie, planuję oczywiście wycisnąć z imprezy ile się da, jednakże nie wiem, czy sprawy osobiste pozwolą mi na przebywanie na Śląskich Targach Książki przez cały weekend. Na Krakowskich TK miałam zupełnie wolną rękę, teraz mam sporo obowiązków i przeziębione dzieci. W każdym razie coś sobie zaplanowałam i mam nadzieję, że uda mi się zrealizować.

SOBOTA:
16.15-16.45 Spotkanie z Agnieszką Gil - Wydawnictwo Nasza Księgarnia

NIEDZIELA:
10.00-11.00 Prof. Jerzy Bralczyk
10.00-18.00 Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach - kiermasz taniej książki antykwarycznej oraz do zmierzenia się z Tytułomanią – konkursem literackim dla moli książkowych.
 15.00-15.50 Spotkanie ze Szczepanem Twardochem

Skromnie w sumie, ale na spotkaniach z innymi autorami, obecnymi na TK już byłam i podpisy też zebrałam. Najbardziej się cieszę na spotkanie ze Szczepanem Twardochem, bowiem nie chciałam brać "Morfiny" do Krakowa, ze względu na jej masę. A do Katowic spokojnie sobie zabiorę.

Poza tym i w sobotę i w niedzielę Śląscy Blogerzy Książkowi organizują wymianę książkową (z roczników 2000 - 2015), która trwać będzie w godzinach 11.00 - 15.00.  Zapraszam wszystkich zainteresowanych do naszego stoiska, gdzie będzie okazja do spokojnej rozmowy i zapoznania się.


Mam nadzieję, że Śląskie Targi Książki okażą się sympatyczną imprezą i uda mi się spotkać z kilkorgiem z Was.

Sardegna

piątek, listopada 06, 2015

Sposób na tabliczkę mnożenia - można? A i owszem!


"Na tabliczkę sposób nowy, sama wchodzi  ci do głowy" Adrian Markowski
ilustracje Dariusz Wojcik

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena : 5/6

Wiecie, że moja Siedmiolatka jest z książkami za pan brat. Lubi też uczyć się nowych rzeczy i słuchać o rzeczach, które związane są raczej z edukacją nieco starszych od niej, uczniów. Tym sposobem, całkiem nieźle radzi sobie z dodawaniem i odejmowaniem w zakresie 30 z przekroczeniem progu dziesiątkowego. Ogarnia nawet niektóre przykłady w zakresie 50. Zachęcona jej "umiejętnościami", których w sumie jakoś specjalnie nie ćwiczymy (robimy natomiast coś w stylu "a teraz zagadka" podczas jazdy samochodem), postanowiłam pójść krok dalej i wprowadzić ją w podstawy tabliczki mnożenia.

Propozycja Wydawnictwa Prószyński i S-ka, czyli barwnie ilustrowana książeczka z rymowankami i sporymi ilustracjami, autorstwa pana Adriana Markowskiego, miała mi w tym pomóc. A wszystko zgodnie z akcją #WyzwanieTabliczkiMnozenia (szukajcie na FB), zaproponowanej przez Wydawnictwo, mającej na celu spędzanie codziennie 15 minut z rymowankami, a nauka tabliczki mnożenia będzie miła, łatwa i przyjemna. 

Zasiedliśmy więc z książeczką (nie tylko Siedmiolatka, ale i Pięciolatek się zainteresował) i zaczęliśmy czytać. Oczywiście nie wszystko na raz. Postanowiłam skupić się na działaniach do 25 - 30, żeby nie wprowadzić niepotrzebnego zamętu w głowie mojego dziecka. I powiem Wam, że zapamiętywanie wierszyków szło nam całkiem nieźle. Tylko pojawił się problem zrozumienia tematu. Owszem, moja córka świetnie zapamiętała rymowankę, nie potrafiła jednak ogarnąć jej sensu. Zupełnie niezrozumiałe było dla niej, że te działania to nie jest dodawanie. O ile w przypadku 2x2 nie było żadnego problemu, to już przy 3x2, 4x4, 2x8 pojawił się pytający wzrok. "Ale Mamo! Przecież 8 i 2 to 10 a nie 16!". Przy tym pojawiły się też moje wątpliwości: czy brnąć dalej w temat, czy może dać jej jeszcze trochę czasu. Postawiłam na to drugie i powtarzanie wierszyków zakończyliśmy na 16 : "Osiem bawołów ma po dwa rogi, szesnaście rogów - zejdę im z drogi"



W tej matematycznej zabawie nie skupiałam się zbytnio na Pięciolatku, który jednakże mile mnie zaskoczył i przy okazji przyswoił kilka wierszyków ("Kotek cztery łapki ma, cztery to dwa razy dwa", "Ile pierogów chcesz zjeść? Dwa razy trzy to sześć")


Jakie więc wrażenia nasuwają mi się po tym wyzwaniu tabliczki mnożenia? To świetna sprawa dla starszych dzieci, uczniów klasy II i III, które już dobrze radzą sobie z obliczeniami matematycznymi. Moje dzieciaki, mimo że jednak trochę za małe, też na całej akcji skorzystały: poćwiczyły pamięć i wytworzyły skojarzenia, które na pewno przydadzą się w przyszłości, kiedy to do książki obowiązkowo wrócimy. Siedmiolatka już za rok skorzysta z niej ponownie, a Młody pewnie za jakieś dwa, trzy lata. 


Poza tym, że książka jest świetną pomocą edukacyjną, jest także pięknie wydana, więc doskonale nadaje się na prezent. Gładki papier, twarda okładka, sympatyczna grafika, podoba się dzieciom, które lubią nawet ot, tak sobie, ją przeglądać. Polecam rodzicom uczniów młodszych klas, nauczycielom edukacji wczesnoszkolnej. Tabliczkowe rymowanki na pewno pomogą utrwalić tą matematyczną wiedzę.



Sardegna

niedziela, listopada 01, 2015

To mi sie chyba nigdy nie znudzi! Czyli o tym, co działo sie w Krakowie.

Relacji po tegorocznych TK w Krakowie pojawiło się w blogosferze mnóstwo. Sama też chciałam jak najszybciej ją napisać, żeby zawrzeć w niej emocje, których na targowych imprezach nigdy nie brakuje. Jednakże powrót do codzienności po tak książkowym weekendzie nie był łatwy. Pierwszeństwo miały obowiązki, więc i moja relacja odwlekła się w czasie. Mam jednak nadzieję, że choć minimalnie uda mi się oddać atmosferę targową i pokazać, jak wspaniały to był czas.

Powtórzę się, ale nie ma innej możliwości: Targi Książki to dla mnie przede wszystkim LUDZIE. I owszem, ksiażki są fajne, nawet bardzo fajne, są niezbędne wręcz do życia, ale nie zastąpią kontaktu z ludźmi. To dla ludzi przyjeżdżam co roku do Krakowa, a po zakończeniu targów odliczam czas do następnego, książkowego wydarzenia. Znajomi, zaprzyjaźnieni autorzy, blogerzy znani do tej pory tylko z internetów, stają się postaciami realnymi, dzięki którym czytane na blogach teksty nabierają zupełnie nowego znaczenia.
Dzięki energii, jaka krąży między spotykanymi pomiędzy stoiskami książkoholikami, którzy są zapatrzeni w literaturę podobnie, jak ty sam, targi stają się niemalże najważniejszą imprezą książkową roku. Nieważne, że ścisk, że opóźnienie, że długa kolejka. Ważne, że przez dwa dni czujesz się częścią niesamowitej wspólnoty, ludzi kochających książki i jest ci z tym dobrze.

 [foto. mąż]

Mam tak przed każdymi targami, w trakcie ich trwania i tuż po. Co roku czuję się tak samo naładowana pozytywną energią, chęcią tworzenia, dzielenia się, czytania. Uwielbiam ten stan i oby trwał, jak najdłużej! Bowiem codzienne obowiązki mogą zabić nawet największy entuzjazm, także chwilo trwaj!

W tym roku, z racji obowiązków czekających mnie przy współorganizacji spotkania blogerów na hali targowej oraz paneli dyskusyjnych, nie nastawiałam się na szaleńcze bieganie po targach i zbieranie wpisów do książek. Ograniczyłam je więc do minimum, podobnie, jak wydarzenia na stoiskach, mając na uwadze ograniczony czas. Naszykowałam 9 książek  (4 na sobotę i 5 na niedzielę) i we wszystkich, na spokojnie udało mi się zebrać podpisy. Pierwszy też raz, odkąd jeżdżę na targi książki, spokojnie przechadzałam się po hali. Bez pośpiechu i latania w kółko bez celu. Być może na tyle wiem już, czego mogę się po targach spodziewać, że potrafię dobrze zaplanować czas i mało co jest mnie w stanie zaskoczyć. W każdym razie podobał mi się ten mój spokój. Dzięki temu obejrzałam na spokojnie wszystkie stoiska, porozmawiałam z Autorami, z którymi chciałam się przywitać i zebrałam wszystkie podpisy. Do tego wzięłam udział w zaplanowanych spotkaniach blogerów i dwóch panelach dyskusyjnych. 

Było pracowicie, ale też niesamowicie satysfakcjonująco. Mam nadzieję, że zaplanowane przez ŚBKów i Granice.pl spotkanie Wam się podobało i spędziliście mile czas. A oto co znalazłam w paczce niespodziance od Granic:


A to prezenty targowe: "Stacja Jagodno" od Czwartej Strony, "Zimowa opowieść" od Publicat, a kubek od Męża (wspaniały, no nie? Mąż, nie kubek - choć ten też niczego sobie)


Jeśli chodzi o Autorów, z którymi udało mi się spotkać, i których książki przywiozłam z domu do podpisu, byli to:
pan Janusz L. Wiśniewski, który powiedział, ze kojarzy mojego bloga! Szok! Bardzo się ucieszyłam.
[fot. mąż]
 

pani Agnieszka Tomczyszyn - autorka wspaniałego "Ezotero"

[fot. mąż]


pani Manuela Gretkowska (której niestety mąż nie zdążył zrobić zdjęcia) podpisała mi się na mojej ukochanej "Polce"


pan Łukasz Orbitowski

[fot. mąż]


pani Lucyna Olejniczak

[fot. mąż]


Pani Magdalena Kordel podpisała się na świetnym "Uroczysku"

[fot. mąż]


 pan Marek Pindral na "Chinach od góry do dołu"

[fot. mąż]


oraz Magda Witkiewicz, z którą spotykam się zawsze i wszędzie, a nasze spotkania na targach książki to już tradycja (podpis na "Po prosu bądź", a zdjęcie z paniami: Nataszą Sochą i Lilianą Fabisińską)

 [fot. mąż]


Z panią Małgorzatą Warda i Marią Nurowską niestety nie udało mi się porozmawiać, bowiem gonił mnie czas i podpis pierwszej pani zdobył mój mąż, a drugiej - nowo poznana blogerka z książkowe.love, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam!

[fot. mąż]


[fot. mąż]

Poza tym udało mi się porozmawiać i poprosić o wpis panią Karolinę Wilczyńską:

[fot. mąż]


oraz naszą koleżanką blogerkę, Ulę Witkowską, autorkę książki dla dzieci "Czytuś odkrywa tajemnice. Skąd się biorą książki?", która podarowała moim dzieciakom jeden egzemplarz. Dzięki Kochana!



Ula wraz z Wiktorią prowadzą Pocztę Książkową, czyli serwis, na którym można zamówic dowolną książkę, a dziewczyny pięknie ją zapakują i prześlą pod wskazany adres. Widzicie te cudne opakowania? Już teraz zapraszam na stronę Poczty Książkowej, a wkrótce napiszę na ten temat nieco więcej.

Na targach miałam jeszcze okazję przywitać się bądź zamienić parę słów z autorami, których poznałam już wcześniej, przy okazji innych TK: Katarzynę Zyskowską - Ignaciak, Ewę Bauer, Martę Kisiel, pana Andrzeja Pilipiuka, pana Waldemara Cichoń, a także spotkać tych, których nie miałam jeszcze okazji poznać "na żywo": panią Agnieszkę Walczak - Chojecką i pana Zygmunta Miloszewskiego. Chciałam jeszcze przywitać się z Remigiuszem Mrozem, ale tłum fanek mi no to nie pozwolił, a nie miałam serca (ani odwagi) wpychać się bez kolejki.

 [foto. mąż]


[foto. mąż]

Wspaniale było także porozmawiać ze znajomymi wydawcami i podziękować za współpracę. Za to też między innymi lubię targi. Kontakt mailowy nie jest wtedy anonimowy, tylko bardziej personalny. Odwiedziłam wszystkie moje ulubione stoiska wydawnicze, kupiłam dzieciakom prezenciki pod tytułem lego Ninjago i lego Friends, zebrałam kilka zakładek (bardzo mało, w porównaniu z zeszłym rokiem) i bardzo szczęśliwa wróciłam do domu.

Za nim jednak to nastąpiło, w sobotę wieczorem udaliśmy się z mężem do Smakołyków, miejsca, gdzie Janek z Tramwaju nr 4 zorganizował spotkanie potargowe dla blogerów. Cóż tam się działo! Ilość osób była porażająca, a mnie niestety nie udało się ze wszystkimi przywitać. Poznałam nowe osoby, znane do tej pory tylko z bloga. utrwaliłam stare znajomości, poplotkowałam, pośmiałam się, podyskutowałam i wygrałam niesamowite nagrody, które Janek i Agnieszka z Dowolnika, zorganizowali od zaprzyjaźnionych wydawców. Mam nadzieję, że poniższe zdjęcia oddają klimat owego spotkania:


[foto. mąż]

A oto moje nagrody:


Część z nich wygrałam osobiście, część wygrał mąż (nie ukrywam, że jego dobra passa była zdecydowanie lepsza od mojej- Twardoch, Gregory, koszulka Jo Nesbo i mój ukochany Everest, na który szkoda mi było  kasy na TK, gdyż nie był w cenie promocyjnej, to właśnie jego wygrane). Uwielbiam takie spotkania, a to było z wyjątkowym rozmachem. Janku dzięki za zorganizowanie tej świetnej imprezy i wszystkie upominki! 

Spędziłam wspaniały weekend - intensywny, taki, po którym ani ja ani mój dom właściwie nie doszedł jeszcze do siebie. Ale warto było. Bo targi zawsze są świetną okazją do spotkania i niekończących się rozmów o książkach. A tego, jak wiadomo, nigdy nie jest za wiele.
Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że tegoroczne Targi Książki w Krakowie były niezapomniane! Do zobaczenia za rok!
Sardegna