Pages

piątek, maja 31, 2019

Blogowe podsumowanie miesiąca - maj

W maju nie byłam dobrym blogerem, a to wszystko przez... nie, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Kiedy skończył się weekend majowy straciłam po prostu resztkę energii, której z ledwością mi zostało po kwietniowych zawirowaniach w pracy. Skończyło się na tym, że po raz pierwszy w tym roku nie udało mi się utrzymać systematyczności i tendencji publikowania wpisów co dwa dni. Smutno mi trochę, ale z drugiej strony, nic na siłę. Lepiej podarować sobie parę notek, niż puścić w świat słabe teksty. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej!

Na szczęście z czytaniem nie było tak źle. Udało mi się przeczytać aż 15 książek. Ale spokojnie! 10 z nich to pierwsze tomy Sagi o Ludziach Lodu, którą postanowiłam sobie po latach przypomnieć.

Lista lektur


1. "Odmieniec" Philippa Gregory - 4
2. "Czarne jeziora" Dorota Suwalska - 5
3. "Saga o Ludziach Lodu. Zauroczenie" tom 1 - Margit Sandemo - 6
4. "Saga o Ludziach Lodu. Polowanie na czarownice" tom 2 - Margit Sandemo - 6
5. "Saga o Ludziach Lodu. Otchłań" tom 3 - Margit Sandemo -5
6. "Saga o Ludziach Lodu. Tęsknota" tom 4 - Margit Sandemo -5
7. "Saga o Ludziach Lodu. Grzech śmiertelny" tom 5 - Margit Sandemo -5
8. "Saga o Ludziach Lodu. Dziedzictwo zła" tom 6 - Margit Sandemo -5
9. "Saga o Ludziach Lodu. Zamek duchów" tom 7 - Margit Sandemo - 4
10. "Saga o Ludziach Lodu. Córka hycla" tom 8 - Margit Sandemo - 5
11. "Saga o Ludziach Lodu. Samotny" tom 9 - Margit Sandemo - 4
12. "Saga o Ludziach Lodu. Zimowa zawierucha" tom 10 - Margit Sandemo - 5
13. "Miasteczko zbrodni" Monika Góra - ?
14. "Oszukana" Magda Stachula - 6
15. "Poczet królowych polskich" Anna Kaszuba - Dębska - 5


Imprezy kulturalne

Jeżeli chodzi o imprezy kulturalne, w maju dwa razy byłam w Teatrze Miejskim w Gliwicach, raz na przedstawieniu dla dzieci "Chłopiec z Gliwic" (o którym przeczytacie TUTAJ), drugi raz na "Wieczorze kawalerskim", czyli spektaklu dla dorosłych. Oprócz tego, w tym miesiącu odbywały się oczywiście Warszawskie Targi Książki. Na więcej aktywności nie starczyło mi ani czasu, ani energii.

Nowości


"Miasteczko zbrodni" Monika Góra
"Zawód położna" Leah Hozard
"Trąf, trąf, misia bela" Dagmara Andryka
"Poza granicą lodu" Douglas Preston, Lincoln Child
"Zastępcza miłość" Beata Majewska
"Zabójczy pocisk. Polska krew" antologia
"Miłość i inne nieszczęścia" Agata Przybyłek
"Cisza między dźwiękami" Karolina Wilczyńska

"Tomek Łebski. Rodzina, kumple i futrzaki" Liz Pichon
"Tomek Łebski. Jazda bez trzymanki" Liz Pichon
"Pisklak" Zuzanna Orlińska
"Nie wszystko złoto, co złote" Dorota Suwalska
"Wymiatasz"  Matthew Syed
"Frigel i Fluffy" Frigiel - Nicolas Digard

"Uciekinier" Ele Fountain
"Papierowe serca" Elisa Puricelli Guerra
"Księżycowy medalion", "Nakręceni"  Peter Bunzl

Filmowo i serialowo

Nudno u mnie i monotonnie. Nic nie oglądam. Nie mam nawet czasu dokończyć ostatniego sezonu GoT. Urlopie! Gdzie jesteś?

Muzycznie

Maj brzmiał mi piękną, nastrojową balladą "Shallow", Lady Gagi i Bradleya Coopera. Urocza piosenka, naprawdę wpada w ucho. Aż mam ochotę obejrzeć film "A Star is born".
 

Drugim kawałkiem maja jest energetyczne "Happy" Pharrella Williamsa.


A jak Wam minął maj?
Sardegna

niedziela, maja 26, 2019

8 lat blogowania - 19 Targi Ksiażki

To będzie bardzo krótka relacja targowa, bo co nowego można napisać po 8 latach blogowania i 18 odwiedzinach Targów Książki w  przeróżnych miastach. Wydaje się, że po takim czasie nic nie będzie w stanie mnie poruszyć. A jednak! Za każdym razem wyjazd na TK staje się dla mnie swoistym świętem, dniem, w którym mogę pobyć w gronie zakręconych na punkcie książek i wszystkiego, co z nimi związane, ludzi podobnych do mnie. 

Na Targach w Warszawie byłam już po raz czwarty, stąd też sama ich organizacja nie zaskoczyła mnie w żaden sposób. Bardzo chwali się to, iż na tym wydarzeniu jest przewiewnie, przestronnie, można odpocząć na trybunach, widać też, że organizatorzy wyciągają wnioski z wpadek z poprzednich lat. W tym roku naprawdę zauważalne było to, iż zaplanowane spotkania z poczytnymi autorami odbywały się w miejscu nieblokującym przejście. W czasie całego dnia odczułam tylko jeden moment ścisku, co w porównaniu z poprzednimi latami jest bardzo na plus. Wydaje mi się także, że stoiska największych wydawców były nieco większe, co dawało przestrzeń i przy oglądaniu oferty, jak i oczekiwaniu na ulubionych pisarzy.

Niektóre stoiska zaskakiwały ciekawymi dekoracjami, zachęcały, żeby zajrzeć do nich na dłużej. Plusem tegorocznych targów były też ceny - naprawdę bardzo przystępne. Poza tym, widziałam sporo promocji na gry planszowe, a także książki dla dzieci, z czego skwapliwie skorzystałam. Takie rzeczy się ceni!

Jeśli chodzi o targowe atrakcje, w tym roku wybrałam się do stolicy zupełnie nieprzygotowana. Bez programu i konkretnego planu, z jedną książką do podpisu, postawiłam na absolutną spontaniczność.  I powiem Wam, że takie nastawienie sprawiło, iż było super! Bez stresu, pośpiechu, przechadzaliśmy się spokojnie z Patrykiem, zaprzyjaźnionym ŚBKiem po płycie stadionu, zachodząc do stosik, które aktualnie nas zainteresowały. Tradycyjnie, udało się porozmawiać z zaprzyjaźnionymi wydawcami, a także pogawędzić chwilę ze znajomymi blogerami. Zdobyłam trzy autografy, porozmawiałam chwilkę z ulubionymi Autorami (paniami Magdą Witkiewicz, Małgorzatą Strękowską - Zaręba, Dorotą Suwalską, Zuzanną Orlińską, Joanną Jagiełło, panem Arturem Urbanowiczem), wypiłam pyszną kawę na stoisku Storytel, pobawiłam się w Grę Miejską, zorganizowaną przez Natalię i Magdę, czego wynikiem były dwie znalezione książki, parę książek otrzymałam, coś też kupiłam sobie i dzieciom. Ogólnie spędziłam bardzo miłą, targową sobotę. 



Kolejny też raz doszłam do wniosku, że jestem już "wiekowym" blogerem, i nie dla mnie kamery, vlogi, ani relacje na żywo. Wolę przeżyć coś tu i teraz, a później ewentualnie o tym napisać i działać w danym momencie. Ale dobrze mi z tym. Jestem tradycjonalistką, która kocha to, co robi, i tego się trzymam!


  Sardegna

czwartek, maja 23, 2019

Spektakl "Chłopiec z Gliwic" w Teatrze Miejskim w Gliwicach

W maju wybraliśmy się do Teatru Miejskiego w Gliwicach, na przedstawienie o znamiennym tytule "Chłopiec z Gliwic". Tym razem na spektakl poszliśmy w trójkę, a to dlatego, że moje dzieci tak bardzo polubiły ten sposób spędzania wolnego czasu, i tak miło wspominały naszą pierwszą i drugą wizytę w teatrze, że nie miałam serca któremuś z nich odmówić, i wybrać, które z nich pojedzie ze mną na następny spektakl.

"Chłopiec z Gliwic" okazał się dla moich dzieci zupełnie nowym doświadczeniem, jednak na pierwszy rzut oka zdawało się, że nie spełnił do końca ich oczekiwań. Faktycznie, przedstawienie skierowane jest raczej dla młodszych odbiorców, i to nie tylko przekazem, ale też i formą, stąd komentarze moich dzieci po zakończeniu spektaklu były raczej oschłe. Musiałam na początek przypomnieć im, jak to jest w teatrze, wytłumaczyć, że każde przedstawienie jest inne, jedno bardziej poważne i refleksyjne, jak "Mała Syrena", inne bardziej rozrywkowe i zabawne, jak "Dzieci z Bullerbyn", a jeszcze inne opowiada pewną autentyczną historię, tylko w nieco nietypowy sposób.

Kiedy po moich tłumaczeniach spojrzeli w końcu na "Chłopca z Gliwic" bardziej przychylnym okiem, nagle okazało się, że w sumie to było fajnie! Dowiedziałam się więc, że były śmieszne momenty, piosenka finałowa wpadła w ucho, fortel z kaszą był zaskakujący, ale w sumie sprytny i przemyślany, a Królowa Mrówek była ekstra skarpetką (Młody nie dał się przekonać, że być może była czymś innym, nie wnikam...)

[Fot. Krzysztof Krzemiński]


Przedstawienie "Chłopiec z Gliwic" inspirowane jest prawdziwymi wydarzeniami z historii miasta, które miały miejsce w XVII wieku. Wtedy to duński hrabia Ernest von Mansfeld wraz ze swym wojskiem stanął pod murami miasta i zażądał poddania się Gliwic. Choć wróg miał oczywistą przewagę, gliwiczanie nie poddali się bez walki, a na czele obrońców miasta stanął dzielny szewczyk Przemko i jego ukochana, choć nieosiągalna dla niego, Jadwiga, córka burmistrza. Bohaterowie spektaklu, tak, jak kiedyś dzielni mieszkańcy Gliwic, stają do walki z groźnym Mansfeldem i z pomocą małych przyjaciół - mrówek, ratują miasto przed najeźdźcą.

[Fot. Krzysztof Krzemiński]
 
Przygody Przemka i Jadwigi zaprezentowane są przez czterech aktorów, którzy przyjmując rolę błaznów, popisują się trochę przed publicznością. Wykonują niezliczone harce, a przy okazji opowiadają powyższą historię. W swej interpretacji posiłkują się kukiełkami przedstawiającymi najważniejsze postacie dramatu (Przemko, Jagwiga, burmistrz, Masfeld, Królowa Mrówek).  Są jednocześnie narratorami tej opowieści, jak i występującymi. I to jest na pewno ciekawe doświadczenie, zwłaszcza dla dzieci, które rzadko mają do czynienia ze spektaklami w takiej formie, a jeżeli już, to na pewno nie na tak wysokim poziomie. Okazuje się bowiem, że historia opowiedziana kukiełkami, również może być interesująca i coś nowego odbiorcom zaprezentować.

[Fot. Krzysztof Krzemiński] 

Nie wyobrażacie sobie nawet, jak fajnie było mi obserwować, jak moje dzieci odbierają tą różnorodność przekazu, formy i treści, zawartych w poszczególnych spektaklach. Jak każde kolejne przedstawienie dostarcza im nowych emocji, przynosi inne przemyślenia i ... pozwala na naturalne kształtowanie się ich gustu. Nawet, jeśli coś nie do końca im się w spektaklu podoba, to potrafią to przeanalizować i uargumentować swoje zdanie. Myślę, że taka umiejętność również jest bardzo cenna.

Spektakl "Chłopiec z Gliwic" trwa 60 minut i przeznaczony jest dla dzieci 5 +. Faktycznie w tym przypadku najmłodsi odbiorcy są, jak najbardziej właściwą grupą docelową. Również interakcja aktorów z publicznością nastawiona jest raczej na najmłodszych. Tak, jak pisałam wcześniej, moje 10 i 8 letnie dzieci były jednymi z najstarszych widzów, odczuli więc to, że forma przekazu bardziej przemawia do ich młodszych kolegów, niż do nich samych. 

Myślę jednak, że warto mieć świadomość, iż Teatr Miejski w Gliwicach oferuje również coś dla młodszych widzów. Oprócz powyższego spektaklu na afiszu jest również spektakl "W kole" (3-5 lat), a także "Powitanie", czyli teatr dla najmłodszych - maluszków od 6 miesiąca życia, do 3 lat. Każdy rodzic znajdzie więc w ofercie coś dla swoich pociech.

"Chłopiec z Gliwic"
  • autor: Grzegorz Krawczyk
  • reżyseria: Ireneusz Maciejewski
  • scenografia: Dariusz Panas
  • muzyka: Michał Kowalczyk
  • obsada: Rafał Derkacz, Mateusz Trzmiel, Natalia Dzierżawiec, Paulina Moś, /Teatr PAPAHEMA/
Sardegna

wtorek, maja 21, 2019

ŚBK: "W czasie deszczu dzieci się nudzą, czyli co małe ŚBKi porabiały w czasie niepogody"

To będzie banalny początek, ale tak szybko mija mi ostatnio dzień za dniem, że wydaje mi się, iż ledwo co wczoraj pisałam kwietniowy post tematyczny, związany z najstraszniejszą książką, jaką w życiu czytałam, a już przyszedł czas, aby zająć się nowym tematem, który wraz z ŚBKami zaplanowaliśmy. Majowy post dotyczyć ma dzieciństwa, a dokładnie tego, co małe ŚBKusie robiły w wolnym czasie, kiedy były małe.
Temat trochę nawiązuje do deszczowej pogody, która ostatnio nas nie rozpieszczała, ale także do zbliżającego się wielkimi krokami, Dnia Dziecka. Stąd też zapraszam do przeczytania, czym 30 lat temu zajmowała się mała Sardegna.


Jeśli chodzi o moje dzieciństwo, to było ono bardzo spokojne i szczęśliwe, a ja sama nie byłam jakimś dzieckiem przesadnie rozrywkowym, ani aktywnym, w odróżnieniu do mojej szalonej, o 5 lat młodszej siostry.  Miałam swoje zainteresowania, swoje tematy, którymi lubiłam się zajmować i nie będzie to pewnie dla nikogo zaskoczeniem, jeśli powiem, że od najmłodszych lat uwielbiam czytać. Z opowiadań rodziców wiem, że będąc maluchem, uwielbiam słuchać czytanych na głos książeczek i pewnego dnia zaskoczyłam ich oboje, recytując z pamięci wierszyk "Dwa koguty" nie  mając wtedy nawet dwóch lat. 

Nie pamiętam wprawdzie, jaka książka była moją pierwszą, samodzielnie przeczytaną, pamiętam natomiast tytuły mi bliskie, które stały na honorowym miejscu na mojej półce i czytane były wielokrotnie. Wśród nich na pewno znajdowały się: "Puc, Bursztyn i goście" Jana Grabowskiego, "Słoneczko" Marii Buyno - Arctowej, "kwadratowa" seria książeczek "Poczytaj mi Mamo!", a nieco później cała seria "Ani z Zielonego Wzgórza", "Mała księżniczka" i "Tajemniczy ogród" Frances Burnett oraz "Przez dziurkę od klucza" Krystyny Siesickiej. Wszystkie te książki przywędrowały ze mną do mojego "dorosłego domu, z czego Puca i Bursztyna już moim dzieciom przeczytałam na głos, a Ani podsunęłam "Małą księżniczkę" w tym ukochanym, starym, wysłużonym wydaniu. Historię Sary pokochała chyba tak mocno, jak ja kiedyś.

Oprócz książek miałam też inne zainteresowania, a ponieważ nie byłam dzieckiem zbyt usportowionym i nie miałam natury aktywnej, były one raczej stacjonarne. Od dziecka lubiłam gry planszowe i karciane, a ponieważ w latach 90-tych nie było zbyt wielkiego wyboru, rozgrywałam z siostrą niezliczone partyjki w Eurobiznes oraz w grę Domek, która zupełnie nie przypominała dzisiejszej wersji gry, była raczej rozbudowaną opcją tradycyjnego Chińczyka. Uwielbiam też grać w karty (zwłaszcza kiedy rodzice dawali się namówić na wspólne rozegranie partyjki Tysiąca czy Remika), układać puzzle, czy grać w szachy. Choć mój epizod szachowy był raczej krótki, bowiem moim pierwszym, i jak do tej pory jedynym, nauczycielem był Dziadek, który niestety bardzo wcześniej zmarł, nie zdążył więc nauczyć mnie bardziej rozbudowanej taktyki. Stąd też mój poziom zaawansowania gry w szachy do dzisiaj jest raczej podstawowy, ale myślę, że na ówczesne czasy, jako dziecko pięcio - sześcioletnie, radziłam sobie całkiem nieźle. 


Pamiętam także, kiedy w młodszych klasach szkoły podstawowej bardzo aktywnie uczestniczyłam w wszelkiego rodzaju kółkach teatralnych. Nie wiem skąd mi się to wtedy wzięło, bo dzisiaj staram się unikać występów publicznych i wolę raczej stać za kurtyną, jako organizator wydarzenia, niż osoba występująca, ale 30 lat temu byłam takim dzieckiem, które było wszędzie tam, gdzie trzeba było wystąpić. Bardzo lubiłam także spotykać się ze swoją najlepszą przyjaciółką. Spędzałyśmy wspólnie niezliczone godziny po szkole i nigdy nie narzekałyśmy na nudę. Zresztą nasza przyjaźń trwała bardzo długo, a nasze drogi rozeszły się dopiero na studiach. 


Pisząc ten tekst wyszło na to, że byłam raczej nudnawym, siedzącym w domu dzieckiem, ale mnie to naprawdę odpowiadało i świetnie się wtedy bawiłam!


  Sardegna

niedziela, maja 19, 2019

Co będziemy czytać w czerwcowej Trójce e-pik?

Maj zbliża się ku końcowi, wybierzmy zatem, co będziemy czytać w czerwcu. Tradycyjnie w komentarzach poniżej, a także w naszej grupie Trójkowej pod TYM linkiem możecie proponować trzecią kategorię wyzwania, którą chcecie czytać w czerwcu. Od razu przypomnę, że nie powtarzamy opcji, które już wcześniej był wykorzystane (dla pewności TUTAJ znajdziecie zestawienie wszystkich Trójkowych kategorii, jakie do tej pory się pojawiły). Biorę pod uwagę pierwszych 10 kategorii, a później w ankiecie na blogu i w grupie na Facebooku będziecie mogli wybrać swojego faworyta. Przypominam, że każdy uczestnik może oddać maksymalnie 3 głosy. Zapraszam do zabawy i proponowania swoich opcji.

AKTUALIZACJA

Poniżej znajduje się dziesięć Waszych propozycji. Na wybraną kategorię można oddać maksymalnie 3 głosy. Można głosować tutaj, albo na naszej grupie FB (nie trzeba robić tego w dwóch miejscach). Zapraszam do zabawy!

książka z kontynentem w tytule
powieść graficzna
biografia/autobiografia
książka z więcej niż trzema wyrazami w tytule
książka napisana w oryginale w nietypowym języku (nie po polsku, angielsku, niemiecku, francusku i rosyjsku)
książka z motywem cesarstwa
koniec świata po polsku, czyli postapo w polskich realiach
całym zdaniem - czyli tytuł w formie zdania
drzewo w tytule (do wyboru słowo "drzewo" albo buk,dąb...)
książkowy powrót do dzieciństwa

 
Sardegna

piątek, maja 17, 2019

"104 piętrowy domek na drzewie" Andy Griffiths, Terry Denton


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 358
Moja ocena : 5/6

Moim skromnym zdaniem, przygody chłopaków, Andy'ego i Terry'ego, bohaterów serii o "Domku na drzewie" wymknęły się już trochę spod kontroli. Co tam się dzieje! Wdawało mi się, że poprzednie części weszły już na najwyższy poziom chaosu i "dziwności", ale jednak nie. 104 - piętrowy, nowy domek na drzewie, jeszcze bardziej rozwala system. 

Fenomen popularności tej serii niezmiennie mnie fascynuje i ciągle zastanawiam się, co dzieci w tej historii widzą. Nie pytajcie mnie, o czym ona jest, bo nie mam pojęcia. Wiem tylko, że tego, co się w tej książce dzieje, nie zrozumie żaden dorosły. Nikt powyżej 12 lat, nie znajdzie sensu w tej historyjce, powiem więcej, będzie nawet miał problem z doszukaniem się ciągu przyczynowo - skutkowego. Ale czy to ważne, kiedy młodsze dzieciaki niesamowicie ekscytują się tą serią? Kiedy zaczytują się w przygodach bohaterów, śmiejąc w głos? Jeżeli "Domki na drzewie" mają być książkami, po które dzieci sięgają bez przymusu i z wielka ochotą, to ja również je biorę z całym dobrodziejstwem inwentarza!

Ponieważ jest to już 8 tom serii, nie będę się rozpisywała na temat samej formy książek, przypomnę tylko, że "Domek na drzewie" to mieszanka komiksu z pełnowymiarową książką, będącą tak właściwie zlepkiem ilustracji z krótkimi dialogami i komentarzem narracji.

Andy i Terry mieszkają już w 104 - piętrowym domku na drzewie, który ma jeszcze więcej pokojów i pięter, niż ostatnio. Z nowości, jest piętro głupich kapeluszy, maszyny do robienia pieniędzy i miodu, niekończące się schody, sklep "Wszystko za 2 $", sklep "Wszystko za 2 miliony $", poligon lodówkowy, poligon bułkobojowy, Mont Everest, bank beknięć, poplątane piętro, pokój głębokich rozważań, warowna warownia wzmocniona super mocnym utwardzaczem oraz piękna słoneczna łąka pełna kaczeńców,ptaszeńców, motyleńców i pomyleńców. Chłopcy oczywiście, jak zwykle piszą kolejną książkę, ale mając tak wiele atrakcji wokół siebie, czują się trochę przytłoczeni i nieco im to wszystko w pisaniu przeszkadza. Do tego Andy'ego boli ząb, co skłania Terry'ego do tego, aby rozweselić przyjaciela. Na szczęście, mieszkając w takim, a nie innym miejscu, wymyślenie czegoś ciekawego do roboty nie będzie wcale trudne!

Poniżej krótki tekst o książce napisała Ania. Standardowo, poprawiłam tylko błędy interpunkcyjne. 


***

Czytając wstęp "104-piętrowego domku na drzewie" możemy przypomnieć sobie dwóch bohaterów tej serii: Andy’ego i Terry’ego, którzy już od samego początku, na każdej (dosłownie) stronie, mają śmieszne teksty. 


Wszystko zaczyna się od ich wejścia do sklepu "Wszystko za 2$". Niby można tam znaleźć wszystko, ale jednak nigdy nie ma tego, czego najbardziej się potrzebuje. W progu wita chłopaków Skąpy Szczypan wołając: „Promocja”. Chłopcy przyjechali po Żartopis 2000, czyli ołówek, które zawsze pisze zabawne opowiadania i ma humor nawet wtedy, gdy ty go nie masz, lecz na pytanie, czy dostaną ten ołówek, nie otrzymują zwyczajnej odpowiedzi. Skąpy Szczypan słynął z ciągłego śpiewania, co można stwierdzić już przed progiem sklepu, i odpowiada śpiewająco „-Nie!”. Terry, jak zwykle w tym czasie, zdążył już obejrzeć milion innych przedmiotów w sklepie: odrzutowe pisaki, zakreślacze z uszami, pióro dla szpiegów, żelopis z wiatraczkiem, dlatego Andy postanawia sam podjąć decyzję i poszukać Żartopisu w sklepie "Wszystko za dwa miliony $". Tym razem, w progu wita ich Szczupak Szpaner i potwierdza, że u niego można kupić wymarzony długopis. Chłopcy jednak nie posiadają tyle pieniędzy, postanawiają więc trochę dorobić sobie na piętrze z maszyną do robienia pieniędzy i miodu. pieniędzy. W mgnieniu oka narobili pieniędzy, ale niemądry Terry włączył także wajchę z napisem MIÓD, stąd też w domku na drzewie zebrało się mnóstwo niedźwiedzi. 

Andy bał się, co się stanie, kiedy miśkom zabraknie miodu, Terry uspokoił go mówiąc, że niedźwiedzie są też bułko żerne, więc zabrał ich na poligon bułkobojowy. I tak rozpoczął się bułko bój na sto niedźwiedzi. W powietrzu zaroiło się od najróżniejszych wypieków: bułek paryskich, bułek wrocławskich, bułek z budyniem, budyniu z bułkami, kajzerek, bułek hamburgerowych, hotdogowych, bułek lodówkowych…. zaraz, BUŁEK LODOWKOWYCH?!

I tak rozpoczęła się bułkowo-lodówkowa wojna. Na szczęście, na pomoc wyruszyła Jill, dogadała się z niedźwiadkami, obiecała, że poczyta im "104 piętrowy domek na drzewie", jeśli obiecają, że z bitwą KONIEC. Oczywiście miśki się zgodziły.
Po bojce chłopcy mieli czas na przeliczenie pieniędzy. Wyszło im dokładnie tyle ile miał kosztować Żartopis, a więc mogli wyruszyć w stronę sklepu "Wszystko za 2 miliony $". Ale czy dotarli na miejsce? Wszystkiego dowiecie się z najnowszej części „Domku na drzewie”.
Oczywiście książka bardzo mi się podobała, choć inne części chyba bardziej przypadły mi do gustu. Za to super pomysłem autorów było umieszczenie na dole każdej strony żartów. Uśmiałam się!


Ania lat 11

***
Czytelnikom zainteresowanym poprzednimi tomami "Domków na drzewie",  poniżej zotawiam odpowiednie odnośniki:


Sardegna

niedziela, maja 12, 2019

"Tabletki na dorosłość" Dorota Suwalska


Wydawnictwo: Adamada
Liczba stron: 306
Moja ocena : 5/6

Mam ostatnią fazę na książki młodzieżowe i dziecięce, w tym roku przeczytałam ich już naprawdę sporo, i ciągle trafiają mi się nowe, interesujące tytuły. Książką, po którą sięgnęłam ostatnimi czasy, były "Tabletki na dorosłość" Doroty Suwalskiej. Skąd pomysł na przeczytanie tej właśnie powieści? W mojej lokalnej bibliotece miejskiej, odbywają się cykliczne spotkania "Literatury z psychologią". Staram się regularnie brać w nich udział, dostarczają mi bowiem nowych inspiracji czytelniczych, ale też pozwalają spojrzeć na książki z innego punktu widzenia. Mogę wtedy patrzeć na nie, nie tylko z perspektywy dorosłego czytelnika, czy nawet czytelnika - mamy, ale bardziej od strony psychologicznej, analizując głębszy przekaz treści.

Na jednym ze spotkań omawialiśmy powieść "Jak ziarnka piasku" Joanny Jagiełło i to właśnie wtedy padło hasło o "Tabletkach na dorosłość", których jeszcze nie czytałam. Kiedy więc tylko nadarzyła się okazja, natychmiast skorzystałam, żeby być w temacie.

"Tabletki na dorosłość" to naprawdę fajna i mądra opowieść o dojrzewaniu, łącząca w sobie wątki realne, z fantastycznymi. Bohaterem tej historii jest Marek Starski, który jest dość niski i szczuły, jak na swój wiek, wyglądem przypomina raczej niezbyt wyrośniętego 10-latka niż 13-latka, którym faktycznie jest. Marek bardzo źle się czuję w swojej skórze, ma dość docinków kolegów, które ciągle słyszy w klasie, nie cierpi swojego przezwiska Mikrob, oraz faktu, że dziewczyna, która mu się podoba, zupełnie nie zwraca na niego uwagi.

Do tego, Marek  musi zmagać się z ojcem - Goniem Starskim, który paręnaście lat temu był wielką gwiazdą muzyki rockowej, i choć aktualnie jego sława nieco przygasła, będąc nadal w formie, uważa się za buntownika, którego nie obowiązują żadne normy. Pewny siebie, cały czas czuje się, jak nastolatek, a nie jak faktyczny ojciec nastolatka, często wspomina swoją zbuntowaną młodość, namawiając syna do większego luzu, a swym stylem bycia denerwuje żonę, która dość ma spędzania życia w towarzystwie niedojrzałego dzieciaka, zamiast odpowiedzialnego męża. 

Marek nie umie znaleźć wspólnego języka z wyluzowanym ojcem, ani wiecznie spiętą matką, wsparcie ma jedynie w koledze z klasy, Fastfoodzie, ten jednak nie traktuje rozterek przyjaciela poważnie, głównie je bagatelizując. Frustracja Marka osiąga już taki poziom, że postanawia on zacząć pisać bloga, żeby w jakiś sposób wyładować swoją złość. Pewnego dnia pod swoim tekstem znajduje dziwne komentarze. Użytkownik o ksywce Magik, umie dotrzeć do nieopublikowanych tekstów i wydaje się znać najskrytsze myśli chłopaka. Namawia Marka do zażycia specyfiku - tabletek na dorosłość, które mają rozwiązać jego problemy i stać się antidotum na wszystkie bolączki. 

Nastolatek loguje się w podanym miejscu, zakupuje preparat, zażywa go i z niecierpliwością oczekuje rezultatów. Te jednak okazują się być co najmniej zaskakujące. Tabletki wprawdzie czasowo zmieniają wygląd Marka, który z 13-latka staje się przystojnym 30-latkiem, co wydaje się niwelować chwilowo problem chłopaka z wyglądem, nie są jednak rozwiązaniem na stałe. Kiedy okazuje się, że mają one także działania uboczne, z którymi nastolatek zaczyna sobie nie radzić, problemy sprzed zażycia lekarstwa wydają się Markowi dziecięcą igraszką. Bycie dorosłym niesie ze sobą wiele problemów, wielką odpowiedzialność i pewne niebezpieczeństwo. Czy Marek jest na to gotowy?

Tabletki na dorosłość, które mają zlikwidować problemy chłopaka, inicjują sytuacje, które przerastają go emocjonalnie. Pojawiają się problemy natury społecznej i prawnej, na rozwiązanie których, Marek absolutnie nie jest gotowy. Powrót do sytuacji sprzed ich zażycia będzie wymagał od chłopaka wykonania pewnych "zadań". Ich realizacja automatycznie zmusi bohatera, aby dojrzał, ale tego dojdzie już w zupełnie innych okolicznościach.

Powieść, choć niewielkich rozmiarów, niesie ze sobą sporo ciekawych treści i ważne przesłanie. Przede wszystkim pokazuje, jak skomplikowane jest życie nastolatka, nieradzącego sobie z własnymi emocjami, stojącego na progu dojrzewania. Kiedy do tego dodamy jeszcze skomplikowane relacje z rodzicami i rówieśnikami, mamy tutaj naprawdę poważny problem, który dotyka wielu młodych ludzi. Oprócz punktu widzenia nastolatka, otrzymujemy także obraz postaw rodzicielskich: niedojrzałego do swej roli, ojca, czy próbującą ogarnąć, w jak najlepszy sposób, rzeczywistość, matkę. Ich "dojrzewanie" do swej roli także będzie dane nam obserwować. Psychiczne dorastanie Marka, do którego paradoksalnie dochodzi, kiedy chłopak wraca do swojej nastoletniej postaci, jest ciekawym, i chyba najważniejszym wątkiem tej powieści.

Książka to mieszanina zapisków Marka na blogu, komentarzy na temat jego wpisów (to również ciekawy motyw, zwłaszcza pokazanie, że pisanie własnych tekstów może być sposobem na radzenie sobie ze złymi emocjami), a także historii chłopka widzianymi oczami narratora z zewnątrz. I tutaj mam poważny zarzut, co do sposobu narracji. Autorka dość często wtrąca hasło "nasz bohater", stosując je zamiennie ze słowami: chłopak, Marek, czy nastolatek. W tekście, w którym narrator jest biernym obserwatorem, relacjonuje tylko poszczególne wydarzenia, wtrącenia typu "nasz bohater" są, jak kubeł zimnej wody dla czytelnika. Poza tym, że to mocno kłuje w oczy, to jeszcze daje poczucie, że odbiorca traktowany jest, jak małe dziecko, któremu tłumaczy się, że Marek to "ten główny bohater książki". No, bez żartów...

Poza tym jednym elementem, nie mam innych zastrzeżeń, co do książki. Porusza ciekawy temat, może być zaczątkiem do przeprowadzenia fajnej dyskusji z nastolatkami, napisana w fajny, przystępny sposób. Same pozytywy! "Tabletki na dorosłość" to ciekawe studium psychologiczne młodego człowieka, które warto sprawdzić osobiście, i to nie tylko w przypadku bycia nastolatkiem, czy jego rodzicem.

Sardegna

czwartek, maja 09, 2019

"Junior Chef. Światła, kamery, gotujemy!" Charise Mericle Harper

Czy Wasze dzieci lubią oglądać Master Chefa? Moje uwielbiają! Tego dorosłego, ale przede wszystkim edycję dziecięcą. Nie ominęli chyba do tej pory żadnego z odcinków i ciągle zagadują, kiedy pozwolę im pójść na casting, choć z gotowaniem mają mocno na bakier. 

Kiedy Ania zobaczyła w zapowiedziach Wydawnictwa Wilga książkę "Junior Chef" dosłownie oszalała. Bardzo chciała przeczytać książkową wersję ulubionego programu, tym bardziej, że opis na okładce sugeruje, że jest to "książka dla miłośników gotowania, jedzenia i magicznego świata telewizji", czyli innymi słowy, w sam raz dla fana najbardziej znanego, kulinarnego programu dla dzieci. 

Czwórka bohaterów zmaga się w kulinarnych potyczkach o tytuł "Junior Chefa", na oczach miliona telewidzów. Dzieciaki są zdolne, mają niemałe doświadczenie, choć ich wiek nie przekracza 12 lat. Fabuła książki z grubsza przypomina program, tylko od kulis, opisuje emocje towarzyszące dzieciakom w czasie trwania konkursu, sukcesy i porażki w trakcie wykonywania zadań, przepisy, współzawodnictwo, ale też porozumienie, a nawet przyjaźń.

Wszystko wydaje się być idealne, a jednak coś nie wyszło... Lektura zajęła mojej Córce bardzo dużo czasu, co się niezmiernie rzadko zdarza, a już w ogóle w przypadku, kiedy książka jest tak wyczekiwaną i chcianą.  Odkładała ją niezliczoną ilość razy, nawet kiedy zostało jej parę stron do końca, nie czuła potrzeby poznania zakończenia. Poniżej znajduje się jej opinia. Przeczytajcie, czemu nie zaiskrzyło.

****

Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 185
Moja ocena : 4/6


Książka opisuje program telewizyjny, w którym bierze udział czterech uczestników: Caroline, Oliver, Tate i Rae. To młodzi, utalentowani kucharze, którzy muszą zmierzyć się z wielkim wyzwaniem, biorą udział w kulinarnym programie i walczą o tytuł "Junior Chefa". Cała akcja toczy się na Porter Farm, gdzie dzieci przeżywają różne przygody. Jeden odcinek kręcenia programu trwa cały tydzień, a nagrywanie zaczęło się w piątek.

W sobotę było już pierwsze mini zadanie, które mogę Wam zdradzić w tajemnicy, polegało na odnalezieniu w spiżarni dziesięciu dziwnych składników. Odbyły się trzy rundy „Buszowania w spiżarni”, które zakończyło się tym, że Oliver zdobył szatkownicę i palnik cukierniczy, a Rae - wagę kuchenną, ze ściany gadżetów. W niedzielę i poniedziałek odbyły się kolejne mini zadania, we wtorek - wycieczka, a w środę dzień z niespodzianką. W czwartek natomiast, mały miejsce eliminacje z udziałem jurorów. 

Z tej książki możecie się dowiedzieć, co tak naprawdę robi się w takim programie, ile wymaga to poświęcenia ze strony dzieci, i jak wygląda praca jurorów. Książka pokazuje, jakie dzieci w nich występują, i jak potrafią się zmienić w trakcie trwania konkursu. Historia przypomina „kulisy” naszego Master Chefa. Co ugotują młodzi kucharze, by wygrać kulinarną potyczkę? Jak poradzą sobie z tremą przed kamerami? Kto okaże się najlepszy, a kto straci swój fartuch? Tego dowiecie się właśnie, czytając tę historię!

Książka zapowiadała się dosyć fajnie, ale bardzo mi się dłużyła, zwłaszcza opisy mini zadań, bo ja chciałam poznać już, kto wygrał tytuł "Junior Chefa". Po każdej kolejnej stronie nie chciało mi się jej czytać dalej. Ale o gustach się nie dyskutuje, więc może akurat Wam ta historia przypadnie do gustu.


Ania lat 10

***

Sądzę, że nasza przygoda z książkowym Master Chefem zakończy się na pierwszym odcinku. Trochę szkoda, ale, no cóż, tak też bywa. Dziecko wyrabia sobie gust czytelniczy i trzeba się z tym liczyć. Zostaje nam więc oglądanie popisów kulinarnych na małym ekranie, ewentualnie testowaniu niezbyt wyszukanych przepisów na pozostałych członkach rodziny.

Sardegna

wtorek, maja 07, 2019

"Igrzyska śmierci" Suzanne Collins


Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron:  352
Moja ocena : 5/6

Któż z nas nie zna "Igrzysk śmierci", czyli kultowej, trzytomowej serii Suzanne Collins, która od niemal dziesięciu lat wzbudza w młodych czytelnikach wiele emocji? Dystopiczna trylogia doczekała się ekranizacji, w której główną rolę otrzymała wtedy nikomu nieznana aktorka młodego pokolenia, Jennifer Lawrence. Ekranizacja spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem widzów, i to w głównej mierze dzięki niej "Igrzyska..." stały się jednym z najpopularniejszych tytułów, wymienianych przez nastolatków, jako ulubione. Młodzież z całego świata zakochała się w filmowej Katniss Everdreen i z zapartym tchem śledziła jej walkę z innymi wybrańcami na arenie, podczas Głodowych Igrzysk.

Osobiście nie emocjonowałam się może tak bardzo tą historią, a z czterech filmów (ostatnia część podzielona jest na dwie) widziałam tylko ekranizację tomu pierwszego, jednak daleko mi do grupy docelowej tej serii, stąd też może wynika mój mniejszy entuzjazm. Trochę jednak uległam modzie na serię książkową i na fali jej popularności zakupiłam sobie całą trylogię, w cudnym wydaniu z twardą obwolutą. Powieści te musiały jednak bardzo długo czekać na swoją kolej, bo dopiero teraz, w ramach nadrabiania zaległości udało mi się przeczytać tom pierwszy i zaliczyć go do wyzwania Z półki 2019). 

Nie ma chyba osoby, która z grubsza nie orientowałaby się, o czym są "Igrzyska śmierci". Rzecz dzieje się w postapokaliptycznym państwie Panem, które powstało na terenie Ameryki Północnej po bliżej nieokreślonej zagładzie ludzkości i niezliczonych katastrofach naturalnych. Panem podzielone jest na Dystrykty, z których każdy pracuje dla stolicy, czyli Kapitolu, umieszczonego gdzieś w Górach Skalistych. Historia mówi, że któregoś dnia Dystrykty zbudowały się przeciwko swojemu władcy, jednak bunt szybko opanowano, a inicjatorów ukarano. Na pamiątkę tamtego zdarzenia, aby mieszkańcy nie zapomnieli, kto tu rządzi, raz w roku organizowane są kultowe Głodowe Igrzyska, w których bierze udział dwójka nastolatków z każdego Dystryktu. Dzieciaki zebrane w jednym miejscu, wystawione na arenie przypominającej naturalne środowisko, muszą walczyć między sobą na śmierć i życie. Wygrać może tylko jeden z nich, ten który przetrwa. 

Do udziału w tegorocznych Igrzyskach zgłasza się dobrowolnie Katniss Everdeen, mieszkanka 12 Dystryktu, która występuje na ochotnika w ramach zastąpienia swojej młodszej siostry, Prim. Drugą osobą wytypowaną do udziału zostaje Peeta Mellark, syn piekarza. Jako że Dystrykt 12 należy do najbiedniejszej części kraju i na pewno nie jest faworytem tych zawodów, nikt nie daje zbyt wielkich szans na wygraną dla Katniss i Peety. Dziewczyna jest jednak ale obdarzona wielkim hartem ducha, niezłomnością, odwagą, sprytem i bezkompromisowością, ale także dobrym sercem, i z każdym kolejnym dniem na arenie, wydaje się mieć coraz większe szanse na zwycięstwo.

Jednak, czy odwaga, uczciwość i sprawiedliwość to cechy pożądane na arenie Głodowych Igrzysk, kiedy trzeba bezdusznie eliminować konkurencję? Czy uczciwe zwycięstwo jest w ogóle możliwe, kiedy w grę wchodzi polityka i nierówny układ sił pomiędzy władzą, a ludem? Katniss ma moralny problem z pozbywaniem się przeciwników, a do tego dochodzi jeszcze jej lojalność do kolegi z 12 Dystryktu. Dziewczyna nie wie, czy może mu zaufać, i czy to nie Peeta stanie się jej największym przeciwnikiem na arenie Igrzysk. 

Obserwowanie poczynań młodzieży na arenie staje się niemalże narodową rozrywką. Nikomu zdaje się nie przeszkadzać, że młodzi ludzie zabijają się wzajemnie w najwymyślniejszy sposób, ku uciesze gawiedzi. Katniss, swoją postawą zdaje się przeczyć wszystkiemu, co przyświeca Igrzyskom, jednak, czy szczera dziewczyna z biednego Dystryktu jest w stanie zmienić mentalność tłumu? Czy jej walka na arenie może stać się podstawą do zmiany życia w Panem? 

Postapokaliptyczna wizja świata po niezidentyfikowanych katastrofach nie jest zbyt optymistyczna. Kraj podzielony na lepsze i gorsze rejony, z biedą, głodem, wydzielaniem żywności, prześladowaniem, pełnym podporządkowaniem władzy na porządku dziennym. Do tego dochodzi jeszcze "składanie ofiar" z młodych ludzi i zmuszanie ich do udziału w Głodowych Igrzyskach, w formie najlepszej rozrywki dla tłumów. Obraz mocno niepokojący, ale i dający przyczynek do dyskusji z młodzieżą. Książkę można omawiać na wielu płaszczyznach, a dzięki temu, że "Igrzyska śmierci" wzbudzają tak wielkie emocje, możemy poznać punkt widzenia młodego czytelnika, zupełnie inny, niż nasz własny (sprawdziłam w gronie oczytanych siódmo i ósmoklasistów).

Rodzicom, którzy są zaniepokojeni, czy ich dzieci powinny czytać ową serię, mogę powiedzieć, że opisy walki na arenie nie są jakieś super brutalne, choć mają też kilka "mocnych" momentów, może niekoniecznie odpowiednich dla co wrażliwszych, młodych czytelników. W ogólnej ocenie uważam jednak, że młodzież gorsze rzeczy ogląda na co dzień w Internecie, nie sądzę więc, aby to "Igrzyska..." miały zniszczyć ich "niewinność" literacką.


Sardegna

niedziela, maja 05, 2019

"Coś tu nie gra" Joanna Szarańska



Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 350
Moja ocena : 5/6

"Coś tu nie gra" to trzeci tom przygód szalonej i charyzmatycznej Zojki, bohaterki "Kroniki pechowych wypadków", autorstwa Joanny Szarańskiej. O perypetiach niesfornej dziennikarki pisałam już przy okazji tomu pierwszego - "Kłopoty mnie kochają" oraz drugiego - "Do zakochania jeden rok" i szczerze powiem, byłam przekonana, że na trzecim zakończy się ta seria (swoją drogą, bardzo spójna wizualnie i bardzo ładnie prezentująca się w komplecie). Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy lektura wcale nie zakończyła się tak, jak się spodziewałam, dając możliwość kontynuowania wątków w następnych tomach, a na skrzydełkach okładki zauważyłam już zapowiedź kolejnej części o znamiennym tytule: "Złość piękności szkodzi". Ciekawe, co jeszcze wymyśli bohaterom Joanna Szarańska, ale znając jej poczucie humoru i przewrotność, to na pewno będzie coś ekstra!


Trzecia część przygód Zojki nadal trzyma poziom. Jest zabawnie, dynamicznie, dziennikarka absolutnie nie spuszcza z tonu, powiem więcej, rozkręca się jeszcze bardziej! Jak to ma w zwyczaju, wpada w szereg kłopotów, oczywiście zupełnie niechcący, ale obowiązkowo robi to ze swoim wrodzonym wdziękiem i urokiem osobistym.

Tym razem kłopoty dziennikarki związane są z występem amatorskiej grupy teatralnej, która ma dać swój występ w Lipówce. Inicjatywa jest pomysłem proboszcza Seweryna i lokalnego przedsiębiorcy, Piotra Jedynaka, a do castingu obsadzającego główne role w przedstawieniu może przystąpić każdy mieszkaniec wsi, stąd cała sprawa budzie wielkie emocje okolicznej ludności. Zojka również interesuje się tym wydarzeniem, ale głównie z czystej ciekawości, sytuacja zmienia się jednak w momencie, kiedy aktorka grająca główną rolę ulega nieszczęśliwemu wypadkowi. Patrycja spada ze schodów starej plebani, gdzie odbywają się próby, przeświadczona o fakcie, że ktoś ją zepchnął, bo wyraźnie nie chce, aby to ona zagrała rolę Calineczki. 

Po wypadku jej funkcję w przedstawieniu przejmuje Zojka, jednak i ją zaczyna prześladować jeszcze większy pech, niż zwykle. Dziwnych sytuacji nie brakuje, zakapturzona postać próbuje nastraszyć bohaterkę i czyha na jej bezpieczeństwo. Dziewczyna oczywiście walczy z niewidzialnym wrogiem, z godnym dla siebie wdziękiem i urokiem, wspierana przez nie mniej od niej szaloną babunię Łyczakową, która ma akurat inne problemy na głowie, szykuje się bowiem do ślubu swojej drugiej wnuczki, Zosi. Babunia nie chce wyjść na leciwą staruszkę, stąd też sen z powiek spędza jej odpowiednia kreacja na wesele. 

Zojka może też liczyć na pomoc niezastąpionego aspiranta Chochołka, który przeżywa akurat swoje pierwsze uniesienia miłosne (o początkach których mogliśmy poczytać w poprzednim tomie TUTAJ). Chochołek spotykał się aktualnie z młodą bibliotekarką Klarą, ale w tej nowej dla niego sytuacji czuje się mocno nieswojo, nie zna się bowiem zbyt dobrze na relacjach damsko-męskich. Do tego dochodzi jeszcze przyszła teściowa, która bada aspiranta pod względem przydatności do potencjalnego małżeństwa. Można się więc domyślić, że kłopotów wyjdzie z tego co niemiara!

Dziennikarka może też liczyć oczywiście na pomoc redaktora Marcina Kordeckiego, z którym łączą ją mocno skomplikowane relacje. W tym przypadku powiedzenie, że nienawiść i miłość dzieli cienka linia,  jest jak najbardziej trafione. Od początkowej niechęci i perypetii, które mocno poróżniły bohaterów, do porozumienia, a nawet nieznacznego zbliżenia się ku sobie. Szczerze powiem, że myślałam iż Autorka pójdzie w wiadomym kierunku, jeśli chodzi o relację między Zojką a Marcinem. Okazuje się jednak, że Joanna Szarańska ma inną wizję tego związku i nie daje czytelnikom niczego na tacy w tej kwestii. 

Przygody szalonej i sympatycznej Zojki, która nie martwi się opinią innych, to bardzo przyjemna seria, która idealnie odzwierciedla styl Autorki. Jest zabawna, świeża i pełna pozytywnej energii, dokładnie taka, jak Joanna Szarańska, którą miałam okazje spotkać osobiście na TK w Warszawie w zeszłym roku.  Polecam "Kronikę pechowych wypadków" miłośniczkom lekkich, zabawnych książek kobiecych. Jeśli chcecie się pośmiać miło spędzić wieczór, Zojka Wam to na pewno umożliwi!

Sardegna

piątek, maja 03, 2019

"Lalkarz z Krakowa" R.M.Romero


Wydawnictwo: Galeria Książki
Liczba stron: 292
Moja ocena : 4/6


Czasami na rynku pojawiają się książki, o których bardzo głośno się mówi. Mają świetną promocję, zazwyczaj piękną szatę graficzną, wizualnie prezentują się wspaniale, przez co jeszcze dodatkowo przyciągają oko potencjalnego czytelnika. Miałam taki epizod z "Lalkarzem z Krakowa" R.M.Romero. Gdzie nie spojrzałam, tam zerkała na mnie piękna okładka i sam tytuł, bardzo intensywnie promowany. 

No ale spójrzcie, czyż okładka nie jest urzekająca? Poza tym, informacja, że historię rozgrywającą się w Krakowie napisała Autorka, która nie jest Polką i w naszym kraju była zaledwie dwa razy, sama w sobie jest intrygująca. Człowiek ma wielką ochotę sprawdzić, jak wyszła ta opowieść i czy faktycznie ktoś, kto nie ma zbyt wiele wspólnego z Polską jest w stanie napisać wartościową książkę na jej temat, a do tego jeszcze skierowaną do dzieci i młodzieży. Przyznajcie sami, ochota na lekturę jest wielka!

Zatem, będąc już po lekturze "Lalkarza z Krakowa" mogę potwierdzić, iż spełnił on moje oczekiwania? Czy okazał się trafem w dziesiątkę, czy raczej niecelnym, literackim strzałem? Jestem rozdarta, bo w moim odczuciu bliżej mu chyba do pudła, niż celnego trafienia. Dlaczego? Postaram się to wytłumaczyć poniżej, ale najpierw parę słów o fabule.

Główną bohaterką jest drewniana lalka Karolina, która została w magiczny sposób ożywiona przez Cyryla Brzezika, tytułowego Lalkarza z Krakowa. Karolina przenosi się ze swojego świata lalek, który wbrew pozorom nie jest krainą mlekiem i miodem płynącą, tylko smutnym miejscem terroryzowanym przez panoszące się w nim Szczury, do pięknego polskiego miasta, niestety w dość niefortunnym momencie. 1939 rok jest bowiem dla Polski bardzo ciężkim czasem, kiedy w kraju rozpoczyna się wojna. Lalkarz Cyryl, mimo trudnej rzeczywistości, stara się jednak pracować normalnie i nadal prowadzi swój sklep z zabawkami. Przez to jednak, że jest człowiekiem mocno nieśmiałym, nie ma zbyt dobrych relacji z ludźmi, zaprzyjaźnia się natomiast z Karoliną, która staje się mu tak bliska, jakby od zawsze była częścią jego życia. Dzięki wesołej i otwartej na świat lalce poznaje także sympatyczną rodzinę pana Józefa, z którą spędza coraz więcej czasu.

Realia wojny są jednak bezlitosne. Żydzi zaczynają być prześladowani, stąd też i rodzina pana Józefa musi opuścić centrum miasta. Czy Cyryl i Karolina będą się temu biernie przyglądać?

Pomysł na fabułę "Lalkarza z Krakowa" jest jak najbardziej trafiony. Autorce udało się w "delikatny" i subtelny sposób pokazać młodym czytelnikom niełatwy w literaturze, temat wojny i Holokaustu. Lalka Karolina cały czas towarzyszy swojemu opiekunowi, jest mimowolnym obserwatorem historycznych wydarzeń, więc jak można się domyślać opowieść nie będzie wolna od wzruszających i chwytających za serce, momentów. Widać, że Autorce tematyka wojny i zagłady Żydów nie jest jej obojętna, przeżywa to, o czym pisze i wkłada w nie wiele emocji. 

Również opisy "prawdziwego" Krakowa, stojącego w obliczu wojny oraz bajkowej krainy lalek - ojczyzny Karoliny, robią wrażenie. Nie są one mocno brutalne, raczej sugestywne, a czytelnik, nawet ten młodszy, znajdzie sporo podobieństw w obu historiach. Niebezpieczny najeźdźca, stłamszony lud i próby walki z wrogiem, choć dotyczą zupełnie innych realiów, mają ze sobą wiele wspólnego.

Skąd więc moje nie do końca pozytywne wrażenia z lektury? Żebyście mnie dobrze zrozumieli, nie mam problemu z tym, że Autorka niewiele ma wspólnego z Polską, jak sama zresztą napisała w posłowiu, w naszym kraju była dwa razy, a na pomysł napisania książki wpadła w 2005 roku, kiedy to z wycieczką odwiedziła obóz Auschwitz - Birkenau. W swym postanowieniu napisania historii o okrucieństwie wojny i tym, co mało miejsce w obozie koncentracyjnym, utwierdziła się kilka lat później, przyjeżdżając do Oświęcimia, jako wolontariuszka, aby pomóc przy renowacji starego żydowskiego cmentarza. I to naprawdę jest godne podziwu. Podoba mi się takie podejście Autorki i zainteresowanie tematem poniekąd dla niej obcym. Jestem pewna, że pani Romero dowiedziała się na temat Holokaustu więcej, niż wie aktualnie niejeden z moich rodaków. 

Stąd też absolutnie nie mam zastrzeżeń, co do części "historycznej" książki, jako że skierowanej do młodych czytelników, pokazanej w bardzo przystępny, a jednocześnie emocjonalny sposób, ani też z fabułą, która jest naprawdę interesująca. Problem mam raczej z formą, bowiem dla mnie książka napisana jest w jakiś taki nieuchwytnie "niewygodny" sposób. Próbowałam zrzucić to na karb tego, że skierowana jest do młodych czytelników, stąd też ma prosty, przystępny język. Z drugiej jednak strony, czytam dość sporo młodzieżówek i nie miałam nigdy takiego poczucia sztuczności, jak w przypadku "Lalkarza...". Książka ma w sobie coś takiego, nie wiem, może w sposobie narracji, może w tej "prostocie" i naiwności lalki Karoliny, że jej czytanie jest po prostu męczące. O ile w części "rzeczywistej" rozgrywającej się w czasie wojny, nie jest to jeszcze aż tak bardzo rażące, to rozdziały "fantastyczne", opisujące życie w krainie lalek autentycznie męczą i frustrują. Trudno mi jest to wyjaśnić, bo na pierwszy rzut oka, nie ma się do czego przyczepić, jednak skoro mnie, dorosłemu, czytanie sprawiało aż taką trudność, to obawiam się, że dzieciakom może być tylko gorzej...

W każdym razie, mam co do tej książki mocno mieszane uczucia, może wynikające po prostu ze zbyt wielkich oczekiwań. Liczyłam na tytuł roku pod względem treści, na chwilę obecną mogę ją jednak tylko wyróżnić w kategorii najpiękniejszej okładki. Oprócz cudownej strony wizualnej, wewnątrz również można znaleźć wiele smaczków, jak choćby brzegi stron przypominające regionalną, łowicką wycinankę. Jednak, jak wiadomo, wygląd to nie wszystko, stąd też "Lalkarz z Krakowa" dostaje tylko 4/6.

Sardegna

środa, maja 01, 2019

Trójka e-pik - maj 2019. Podsumowanie kwietnia

Po dość wymagającej Trójce marcowej, przyszedł czas na nieco lżejszą Trójkę kwietniową. Czy aby jednak na pewno? Kategorie kwietniowego wyzwania również przysporzyły uczestnikom nieco kłopotów, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo! Jak wyzwanie, to wyzwanie, zmęczyć się trochę trzeba! W kwietniu w zabawie wzięło udział 28 osób, z czego 18 wypełniło całe zadanie, 9 zrealizowało je w 2/3, a 1 w 1/3.

Poniżej, tradycyjnie, znajduje się zestawienie wyników z ostatniego miesiąca. Na podium w kwietniu stanęły: Boż Enas, Oszka oraz Kasia, które ukończyły wyzwanie kolejno 7, 10 i 12.04. Gratuluję dziewczyny i oczywiście dziękuję wszystkim za zaangażowanie!

Kwietniowa finałowa Trójka e-pik wygląda tak:

 Boż Enas - "Tu mieszka miłość"
  • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Ręka" Henning Mankell
  • książka z motywem sztuki - "To ja byłem Vermeerem" Frank Wynne
  • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Szóste okno" RacheleAbbott
Oszka - nie prowadzi bloga
  • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Oczy uroczne" Marta Kisiel
  • książka z motywem sztuki - "Smak kwiatów pomarańczy" Agnieszka Drotkiewicz i Tessa Capponi-Borawskiej
  • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Nawiedzony dom na wzgórzu" Shirley Jackson
  Kasia - Przekładaniec kulturalny
  • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Człowiek o fasetkowych oczach" - Wu Ming-yi, Pracowite nerki" Andre Giordan
  • książka z motywem sztuki - "Czekaj, mrugaj" Gunnhild Øyehaug, "Interpretacje dzieła filmowego" Antologia - red. Wiesław Godzic, "Pałac. Biografia intymna" - Beata Chomątowska
  • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "27 pięter" - Bradley Somer
Tuż za podium ustawiły się:

Els81 - nie prowadzi bloga
  • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - Bartosz Szczygielski 'Aorta'
  • książka z motywem sztuki - Tracy Chevalier 'Girl with a Pearl Earring'
  • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - Stefan Darda 'Nowy dom na Wyrębach'
Maryla Lentowicz - nie prowadzi bloga
  • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Inne umysły: Ośmiornice i prapoczątki świadomości" Peter Godfrey-Smith
  • książka z motywem sztuki - "444" Maciej Siembieda
  • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Dom tęsknot" Piotr Adamczyk
Natanna - Moje zaczytanie
  • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Twarze w wodzie" - Janet Frame
  • książka z motywem sztuki -"Sześć pięter luksusu" Cezary łazarewicz
  • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Dom z witrażem" - Żanna Słoniowska
El - Inny czas
Anutek - Królowa Matka i Banda Czworga 
  • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Ucho od śledzia w śmietanie" Alan Bradley
  • książka z motywem sztuki - "Dama z jednorożcem" Tracy Chevalier
  • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Tajemnica dworu w Stornham" F.H. Burnett i "Dom nad Wodą" Daphne du Maurier
Aine - Czytanie przy kominku
  • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - Marta Kisiel "Oczy uroczne", M.C. Beaton "Agatha Raisin i krew Anglika", Rafał Kosik "Amelia i Kuba. Stuoki potwór"
  • książka z motywem sztuki - Zygmunt Miłoszewski "Bezcenny"
  • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Nowy dom na Wyrębach" Stefan Darda
Małgorzata Nowak - nie prowadzi bloga
iwona w - nie prowadzi bloga
    Dobromiła - E - czytam 
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - Marta Kisiel "Oczy uroczne"
    • książka z motywem sztuki - Jacek Szczerba, Jerzy Hoffman "Po mnie choćby "Potop"
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - Terry Pratchett "Dywan"
     anek7 -Lektury wiejskiej nauczycielki
     Matka wkurzająca - Nie wieje nam nudą
    Olape - nie prowadzi bloga
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - Marta Kisiel "Oczy uroczne"
    • książka z motywem sztuki -"Arystokratka i fala przestępstw na zamku Kostka" Evžen Boček
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Śledztwo od kuchni,czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie,zakonnicy i psie (z podtekstem kulinarnym)" Karolina Morawiecka
    Dowolnik
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule)  - "Okup krwi" Marcin Jamiołkowski
    • książka z motywem sztuki -"Z biegiem sztuki" Ivana i Gradimir Smudja
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Dom Jedwabny" Anthony Horowitz
    Mięta - Zapiski poplątane
    •  ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule)  -  "Upiorna dłoń" Jonathan Carroll
    •  książka z motywem sztuki -"Pasja życia" Irving Stone
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Pokój nr 10" Ake Edwardson

    2/3 w kwietniu wykonały:
     
     Jenny - Jenny Dawid
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Dwie głowy i jedna noga" Joanna Chmielewska
    • książka z motywem sztuki - "Kopia doskonała" Małgorzata Rogala
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule ----
     Monotema - 52 tygodnie czytania
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Ręka" Henning Mankell
    • książka z motywem sztuki ---
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Kto mieszka za ścianą" Cary Hunter
    Blanka - Kulturazja
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Człowiek o fasetkowych oczach" - Wu Ming-yi
    • książka z motywem sztuki - "Kotka i Generał" Nino Haratischwili
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule ---
     Agnesto - Agnestariusz
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Jak działa pamięć" Hilda  Østby i Ylva Østby
    • książka z motywem sztuki ---
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Śledztwo od kuchni, czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie(z podtekstem kulinarnym)" Karolina Morawiecka
     Paulina Głuszko - nie prowadzi bloga
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Łapy precz od żartów" - Abelard Giza, Jacek Stramik
    • książka z motywem sztuki - "Villas" Iza Michalewicz, Jerzy Danilewicz
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule ---
    Angelika Borucka - Yzoja
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Kości mojej siostry" Kate Rafter
    • książka z motywem sztuki ---
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Czwarty Schowek" (Five Nights at Freddy's) Cawthon Scott
    Magda  - Maniaczytania 
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) - "Zęby smoka" Margit Sandemo
    • książka z motywem sztuki ---
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - motyw domowy - "Dom upiorów" Margit Sandemo, "Dom grozy" Kazimierz Korkozowicz
     Viv - Krakowskie Czytanie 
    • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) ---
    • książka z motywem sztuki - "Sprawa Hoffmanowej" Katarzyna Zyskowska
    • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Tajemnica domu Helclów" Maryla Szymiczkowa
    monwegZwyczajnie i szaro?
      Urszula Zimoląg - nie prowadzi bloga
      • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule) ---
      • książka z motywem sztuki - "Sztuka powieści. Wywiady z pisarkami" opracowanie zbiorowe
      • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule - "Droga do domu" Yaa Gyasi

      Z 1/3 wyzwania poradziły sobie:
         Karolina Sosnowska - Tanayah czyta
        Na moje wyzwanie, wykonane w całości złożyły się:
        Zaległości nadrobiły:

        Magda - Maniaczytania  
        • książka z motywem katastroficznym - "Kometa nad Doliną Muminków" Tove Jansson
        monwegZwyczajnie i szaro?
        Zapraszam do majowej Trójki e-pik:

        Cel:

        Celem wyzwania będzie zapoznanie się z nieznanymi lub omijanymi przez nas szerokim łukiem, gatunkami powieści.

        Zasady: 

        *  wyzwanie trwa miesiąc kalendarzowy
        *  w zabawie wziąć udział może każdy bloger oraz każda osoba nie posiadająca bloga, która ma ochotę przyłączyć się do zabawy. Przyłączyć się można w dowolnym momencie
        *  wyzwanie będzie polegało na przeczytaniu trzech książek z trzech wybranych gatunków.
        *  dwa z tych gatunków zostaną zaproponowane przeze mnie, wybór trzeciego będzie zależał od Was
        *  w pierwszym tygodniu miesiąca umieszczę post, pod którym będziecie mogli zaproponować dowolne gatunki czy kategorie lektur. O wyborze zadecyduje ankieta.
        *  wybór książki, kwalifikującej się do podanego gatunku, jest zupełnie dowolny i zależeć będzie tylko od Was
        * osoby posiadające bloga, po napisaniu opinii, na temat wybranej książki, proszone są o wpisanie informacji, że książka została przeczytana w ramach wyzwania "Trójka e-pik" i podanie linka do TEGO posta.
        *  w podsumowaniu, które nastąpi pod koniec miesiąca wystarczy, aby osoby które wzięły udział w wyzwaniu, w komentarzach pod postem tematycznym, podały trzy linki do swoich opinii.
        * miło będzie, jeśli podlinkujecie poniższy plakat moim blogiem, jako organizatorem wyzwania

        ***

        Moja propozycja na maj 2019 to:

        List do Ciebie
        poczet królowych polskich/europejskich
        książka z liczbą w tytule




        I jakie wrażenia? Mam nadzieję, że spodobał się Wam pomysł listu i pocztu. Obie kategorie dają spore pole do popisu. Jeśli chodzi o trzecią kategorię, na maj wybraliście książkę z liczbą w tytule. To również może być ciekawe doświadczenie, a wyszukiwanie pasujących tytułów - świetna zabawa. Przypominam, że do wyzwania można przyłączyć się w dowolnym momencie. Jeśli ktoś korzysta z FB, zapraszam do naszej grupy Trójkowej TUTAJ. Proszę o podmienienie banera na aktualny, zachęcam do zgłaszania się, nie trzeba mieć bloga, nie trzeba pisać notek na temat przeczytanych książek. Do dzieła!

        Sardegna