Pages

środa, lipca 05, 2023

10 książek, które mrożą krew w żyłach

Jako miłośniczka wszelkiego rodzaju podsumowań, zestawień i statystyk, wymyśliłam owego czasu cykl blogowy o wspólnym tytule "10 książek, które...". Jak do tej pory, na moim blogu pojawiło się siedem takich wpisów, a ostatni z nich opublikowałam w kwietniu 2021 roku:

Co ciekawe, zestawienia te są bardzo chętnie czytane, nawet po tak długim czasie, postanowiłam więc do nich wrócić i przedstawić kolejne10 książek, które... tym razem mrożą krew w żyłach. Oczywiście jest to mój subiektywny ranking, ale może ktoś się zainspiruje i w wymienionych przeze mnie tytułach znajdzie coś dla siebie. 

Jeśli chodzi o książki mrożące krew w żyłach, to w moim wypadku są to zazwyczaj takie historie, które przerażają mnie swoją realnością, czyli po prostu mogą zdarzyć się dosłownie tu i teraz, po sąsiedzku. Nie są to horrory związane z postaciami fikcyjnymi, wymyślną fabułą, tylko zwyczajne opowieści rozgrywające się


"Inkub" Artur Urbanowicz 

To jedna z lepszych książek, jakie w życiu czytałam. Akcja dzieje się na Suwalszczyźnie w opuszczonej przez Boga i ludzi wiosce Jodoziory, zamieszkałej dosłownie przez kilka osób, w której w jednej z chat przebywała kiedyś potężna czarownica. "Inkub" to powieść wielowątkowa, a cała zawarta w niej groza i przerażająca otoczka opiera się na niedomówieniach i specyficznej, mrocznej, klaustrofobicznej atmosferze miejsca. Powieść jest straszną, ale jednocześnie tak niesamowita, że nie można jej ot tak sobie, bezkarnie odłożyć na później. Skupia na sobie całą uwagę czytelnika, który nie może myśleć o niczym innym, tylko o poznaniu dalszego ciągu tej historii. Jest to taki typ literatury grozy, jaką lubię najbardziej, czyli bardzo rzeczywista opowieść, która praktycznie mogłaby się wydarzyć tuż obok nas, w sąsiedniej wiosce. To poczucie realności wzmaga tylko niepokojące posłowie Autora, które zamiast ostudzić wrażenia z lektury, tylko je podkręca, sugerując, jakoby część opisanych sytuacji była oparta na autentycznych wydarzeniach.

"Droga" Cormac McCarthy

Rzecz dzieje się w Ameryce Północnej, w bliżej nieokreślonym miejscu i czasie. Po kataklizmie, który nawiedził naszą planetę, Ziemia pogrążyła się w ciemności, pyle, chłodzie i wielkim chaosie. Wielka chmura pyłu i smogu, ogranicza dostęp światła, temperatura powietrza spada, powietrze jest strasznie zanieczyszczone, brak pitnej wody i pożywienia, to tylko niektóre z porażających skutków katastrofy. W tym świecie, który w zagładzie pogrążony jest już jakiś czas, egzystują ludzkie niedobitki. Właściwie bestie, nie ludzie. Katastrofa spowodowała, że na światło dzienne wyszły ich najbardziej przerażające skłonności i instynkty. Apokaliptyczną krainę przemierza dwójka wędrowców: ojciec z małoletnim synem. Ich ostatnim celem jest dojście do wybrzeża. Świadomi bliskiego końca, ostatkiem sił, walczą z martwym światem i ukrywają się przed bandą kanibali. Dwie osoby, przemierzają pokonaną Ziemię. Otoczeni pustką, chłodem, brutalnością i wszechobecną śmiercią, przepełnieni są ogromnym uczuciem wzajemnej miłości. Mimo, że pozbawieni nadziei, nie tracą swego człowieczeństwa i starają się czynić dobro. Takie postapokaliptyczne historie przerażają mnie najmocniej, chyba właśnie dlatego, że mam świadomość, że mogą wydarzyć się naprawdę...


"Księga bezimiennej akuszerki" bardzo podobna jest do "Drogi" McCarthy'ego. Obie historie są powieściami pisanymi z perspektywy jednego bohatera w czasie wielotygodniowej wędrówki po świecie postapokaliptycznym. Obie ukazują ogrom brutalności i zezwierzęcenia człowieka, który w sytuacji zagrożenia i chaosu jest w stanie myśleć tylko o sobie, poświęcając najwyższe wartości i dobro drugiego. Obie pokazują, co dzieje się w głowie bohatera zmagającego się ze strachem, walką o przetrwanie, samotnością i tęsknotą. Obraz postapokaliptycznego świata w tej historii jest niewyobrażalnie przerażający, głównie przez to, że wydaje się być, jak najbardziej realny. To nie jest świat po najeździe obcej cywilizacji i walka z wymyślonym wrogiem, o której czyta się z przymrużeniem oka. Tutaj spustoszenie powoduje nieznany wirus, a wymykające się z pod kontroli konsekwencje pandemii doprowadzają świat do ruiny. Niestety brzmi to niepokojąco znajomo i ten fakt najbardziej działa na wyobraźnię czytelnika. 

"Dom na Wyrębach" Stefan Darda 

Powieść utrzymana jest w atmosferze grozy, niepokoju i ciągłego napięcia. Mimo że nie jest to historia krwawa, brutalna czy bardzo ostra, cały klimat oparty jest na niedomówieniach, na tym, co czytelnik sobie wyobraża, przeświadczeniu, co mogłoby się zdarzyć, co się już zdarzyło, ale wcale nie zostało w książce opisane. Marek, typowy mieszczuch, kupuje wymarzony dom na odludziu.  Bohater jest  tak zachwycony swoim nowym siedliskiem, że nie przejmuje się w ogóle odizolowaniem i obecnością ekscentrycznego sąsiada. Z czasem jednak pojawiają się pierwsze oznaki niepokoju. Marka dochodzą słuchy, że jego sąsiad ma niechlubną przeszłość, poza tym wydaje się nigdy nie sypiać. Do tego, ktoś włamuje się do domu Leśniewskiego, pod jego nieobecność, a on sam zaczyna miewać koszmary senne, które zwiastuje pohukiwanie sowy. Poważne problemy mają jednak dopiero nadejść... Mężczyzna nie jest przygotowany na to, co czai się w Wyrębach, zaczyna tracić zmysły, bo nie wie już, co jest prawdą, a co wytworem jego wyobraźni. Co czai się we wsi? Kto jest prawdziwym wrogiem Marka, a kto jego sprzymierzeńcem? Gwarantuję, że odkrywanie tych tajemnic będzie dla czytelnika bardzo emocjonujące! Takie historie, które nie są zbyt dosłowne i pozostawiają wiele samej wyobraźni czytelnika, lubię najbardziej. A jeżeli do tego są bardzo realne, dziejące się tuż obok nas, to już w ogóle niesamowicie to na mnie działa. Rzadko kiedy, aż tak poddaję się atmosferze strachu wykreowanej w powieści, czujecie więc już, jaka musi to być klimatyczna książka? 

"Otchłań zła", "W ciemnościach strachu", "Diabelskie zaklęcia" Maxime Chattam

Mocne, brutalne historie, których lektura zawsze wypompowuje mnie emocjonalnie. Zresztą pisałam nie raz, że do dziś nie mogę ogarnąć faktu, jak w takiej ładnej głowie autora mogą gromadzić się tak makabryczne pomysły. Jako przykład najmocniejszej powieści podałam "W ciemnościach strachu", czyli drugi tom "Trylogii zła", ale tak naprawdę mogłaby to być dowolna książka Maxime Chattama, bo one ogólnie przeznaczone są dla czytelników o mocnych nerwach. 

"Lśnienie" Stephen King

Któż nie zna kultowego horroru "Lśnienie", w wersji adaptacji filmowej, której reżyserem jest Stanley Kubrick? Mimo że film powstał w roku 1980, jego specyficzny klimat, atmosfera grozy, a także niezapomniana, genialna rola Jacka Nicholsona, powodują, że do dziś adaptacja ta umieszczana jest w rankingu najlepszych horrorów wszechczasów. Książka jest zdecydowanie bardziej rozbudowana, od filmu, bardziej rozwinięty jest wątek rodziny Torrance'ów, która przybywa do opuszczonego po sezonie Hotelu Panorama, jak i samego hotelu. Wszystkie opisy przewidzeń, majaków, duchów widzianych przez Jacka i Danny'ego są genialnie opisane, pozwalają one wczuć w atmosferę i powoli wkręcać w klimat grozy. Popychają czytelnika małymi kroczkami naprzód, do momentu kulminacyjnego, kiedy opętany Jack próbuję zrobić to, o czym wszyscy wiemy. Niesamowity klimat tej historii wzmaga jeszcze forma słuchowiska, które miałam okazję przesłuchać. Wyjątkowe doświadczenie! 

"Ostatni pasażer" Manel Loureiro 

Powieść ta jest naprawdę emocjonującą lekturą, z pogranicza horroru i thrillera z motywem przerażającego statku widmo. Jeżeli lubicie film o takim tytule, albo jakieś niepokojące historie z duchami w tle, to ta książka na stówę przypadnie Wam do gustu. Podczas czytania miałam momenty autentycznego lęku i udzielał mi się dreszczyk emocji, a że w sumie rzadko mi się taka sytuacja zdarza przy lekturze horrorów czy thrillerów, uważam to za wielki plus książki Manela Loureiro.

"Upiór południa. Czerń" Maja Lidia Kossakowska

To jedna z najmocniejszych książek, z jaką miałam do czynienia. Nie jestem jakoś specjalnie lękliwa jeśli chodzi o wątki grozy, w każdym razie, historia opisana przez Autorkę, rozgrywająca się na granicy jawy i wewnętrznego szaleństwa głównego bohatera, jest zdecydowanie nie na moje nerwy. Już samo przedzieranie się przez demony wojny, zamieszkujące umysł narratora jest wyczerpujące emocjonalnie, a kiedy do tego dochodzą opisy zamieszek zbrojnych w Nigerii, a są to bardzo dokładne, krwawe relacje, to ja już w ogóle odpadam. Przerażają mnie takie historie, a świadomość, że takie sytuacje miały miejsce naprawdę i to nie w odległej przeszłości, tylko zaledwie kilka lat temu, jest straszna. Dlatego trochę nieświadomie zabrałam się za "Czerń", gdybym wiedziała, co mnie czeka, raczej bym się nie zdecydowała.

"Rytuał" Graham Masterton

W przypadku tego tytułu nie chodzi o strach, czy atmosferę niepokoju podczas czytania, tylko raczej o fakt obrzydliwości. Nie chcę spoilerować fabuły, ale opisy tytułowego rytuału są tak ohydne i tak obrzydliwe, że autentycznie miałam odruch wymiotny podczas lektury i od tamtej pory, kiedy czytałam tę książkę pierwszy raz (a było to z dobrych 15 lat temu) nie odważyłam się sięgnąć po nią ponownie, choć mam ją na swojej półce.

Na koniec zostawiłam jeszcze jedną książkę:


"Terror" Dan Simmons

"Terror" nie jest to typowa powieść grozy tylko mieszanka wątków historycznych, marinistycznych i horroru. To powieść, która przytłacza, wyciska z czytelnika ogrom emocji, zamraża na kość, ale jednocześnie wciąga, pochłania i hipnotyzuje. Jest to sfabularyzowany zapis wydarzeń, które miały miejsce w maju 1845 roku, kiedy to dwa okręty HMS Terror i HMS Erebus pod dowództwem kapitana Franklina i kapitana Croziera wyruszyły w stronę Przejścia Północno - Zachodniego. Dan Simmons dodał jednak wątek fantastyczny, związany z mitologią Inuitów, wprowadzając postać "potwora", lodowego/zwierzęcego demona, czającego się na lodowej pustyni wokół okrętów. Motyw ten powoduje, że opowieść marinistyczna staje się opowieścią grozy, najlepszym horrorem, trzymającym w napięciu i wzbudzającym wielkie emocje. Koniec wyprawy Terroru i Erebusa musiał okazać się tragiczny. I choć czytelnik zdaje sobie z tego sprawę praktycznie już od początku książki, ciągle kibicuje bohaterom i wierzy podskórnie, że znajdzie się dla nich ratunek. Emocjonalna to książka, wymagająca, zaborcza, ale warta każdej poświęconej minuty i zarwanej nocy.

Sardegna

2 komentarze:

  1. Z tego zestawienia znam tylko -Lśnienie - S.Kinga.
    Kiedyś, dawno temu, jeszcze w szkole średniej to przeraziła mnie książka Mastertona - Manitou.
    Tego "Inkuba" poszukam, może w bibliotece mają. Pozdrawiam serdecznie 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Ci bardzo, a co do Manitou, słyszałam właśnie, że warto. Muszę przeszukać półki, bo nie wykluczone, że go mam :)

      Usuń