Pages

sobota, sierpnia 30, 2014

# Nowości w mojej biblioteczce - sierpień

Sierpień minął mi w mgnieniu oka. W pierwszej połowie miesiąca wróciliśmy z wakacji, więc ogarnianie rodziny i mieszkania po powrocie trochę mi zajęło. Nowe książki zostały odstawione trochę na boczny tor, a ja skupiłam się na opisywaniu wakacyjnych lektur (chociaż zaległości wcale mi nie ubywa, bowiem pięć książek czeka na opisanie). Druga połowa miesiąca upłynęła mi pod hasłem zawirowań rodzinnych i przygotowań do pracy. Zrezygnowałam więc z większości proponowanych nowości, zdecydowałam się na kilka książek, które mają dotrzeć do mnie dopiero na przełomie września i października. Stos, który dzisiaj zamieściłam jest wyjątkowo niewielki.

"Dawca" Lois Lowry od Galerii Książki, czekał nam nie po powrocie z urlopu
"Walizki hipochondryka" Mariusza Sieniewicza - nieplanowana przesyłka od Znaku
"Lokator do wynajęcia" Iwony Banach i "Mikołajek" w nowej szacie graficznej - od Naszej Księgarni

Do tego:
"Korespondent" Grażyny Jagielskiej  audiobook od Biblioteki Akustycznej i kryminał "Zagadki przeszłości" Kate Atkinson od Czarnej Owcy. Za wszystkie książki bardzo dziękuję.


I to praktycznie byłoby na tyle. Nie licząc oczywiście trzech pokaźnych stosów zdobytych w czasie "Niedzieli z książką" w Tychach. 

Sierpień kończę z sześcioma nowościami, dołączającymi do mojej biblioteczki. Chyba pierwszy raz od niepamiętnych czasów bilans książek przeczytanych do nowości w biblioteczce jest dodatni. Pozdrawiam weekendowo

Sardegna

środa, sierpnia 27, 2014

"Rekin z parku Yoyogi" Joanna Bator

Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
audiobook: czas trwania 7 godzin i 17 minut   
Moja ocena : 5/6
lektor: Anna Dereszowska


Ależ żałuję, że dopiero teraz udało mi się przeczytać, a właściwie przesłuchać, coś autorstwa Joanny Bator! Żałuję, że tak późno, bo mam wrażenie, że coś bezpowrotnie straciłam i powinnam przeczytać najpierw „Ciemno, prawie noc”, a później dopiero zająć się felietonami  „Rekina z parku Yoyogi”.

Nie wiem, czym Wy kierujecie się w wyborze kolejnej książki do czytania, bądź przesłuchania, ale do mnie książki zawsze muszą "przemówić". Z „Rekinem z parku Yoyogi” było podobnie, właśnie tak: czytałam sobie powieść „Troje” i natrafiłam tam na  wątek lasu Aokigahara, u podnóży góry Fuji, miejsca niezwykle popularnego wśród japońskich samobójców. Zainteresował mnie ten motyw na tyle, że postanowiłam poszukać o nim dodatkowych informacji.
Tym sposobem trafiłam na wywiad z Joanną Bator, która promowała swoją najnowsza książkę, a był nim właśnie "Rekin...". Co ma zatem wspólnego tajemniczy las samobójców i zbiór felietonów autorki? Otóż, w jednym z nich poruszony jest właśnie temat lasu Aokigahara, który staje się punktem wyjścia autorki do rozważań o współczesnym świecie. Jak widzicie, książka sama mnie znalazła i przemówiła bardzo wyraźnym głosem.

Cały zbiór 45 felietonów, zawartych w książce, dotyczy kultury, sztuki, społeczeństwa współczesnej Japonii, co tak naprawdę jest tylko pretekstem do wyrażenia przemyśleń zupełnie z Japonią nie związanych. Na jednym z blogów przeczytałam stwierdzenie, że Joanna Bator jest "autorką opisującą rzeczywistość polsko - niepolską". Spodobało mi się bardzo to wyrażenie, bowiem pisarka ma niesamowitą zdolność płynnego przechodzenia z opisywania tematyki i realiów japońskich, w rzeczywistość polską. Łączy obie kultury ponadczasowymi prawdami, porównaniem wyznawanych wartości, nawiązywaniem do zachowań obu społeczeństw.

Robi to tak płynnie, że dzieje się to wszystko jakby poza czytelnikiem, który swoim tempem wdraża się w prezentowany temat, wsiąka w japoński klimat i nagle zostaje, w niemalże niezauważony sposób, przeniesiony na teren "własnego podwórka". Do tego dostaje zadanie domowe w postaci filozoficznych przemyśleń, kwestii do rozważenia czy połączenia tego czy innego faktu w całość. Lektura staje się fascynującą przygodą, nietuzinkową i bardzo oryginalną.

Autorka spędziła w Japonii spory okres czasu. Zespoliła się z kulturą i społeczeństwem na tyle, że w swych felietonach swobodnie porusza się w świecie japońskich niuansów, które dla zwykłego turysty bądź biernego obserwatora, niekoniecznie zainteresowanego Krajem Kwitnącej Wiśni (mówię o sobie), są tak bardzo oryginalne i obce, że przez to stają się zupełnie niezrozumiałe. "Rekin z parku Yoyogi" oswaja i rozjaśnia tą obcość. Razem z autorką odkrywamy urok Japonii, tej nowej, zupełnie nieznanej, czytamy Murakamiego czy analizujemy kulturę otaku. Każdy kolejny felieton staje się swoistym wyzwaniem dla czytelnika, który stara się nadążać za pisarką i sprostać powierzonemu zadaniu.

Co do audiobooka, mam same pozytywne wrażenia. Na uwagę na pewno zasługuje lektorka - Anna Dereszowska, która wspaniale interpretowała treść, a do tego pochwaliła się świetną dykcją i wymową trudnych, japońskich wyrazów. Podsumowując, sprawdźcie sami, czy "Rekin..." wywrze na Was takie samo pozytywne wrażenie, jak na mnie, i podzielcie się opiniami. Zapraszam!

Sardegna

wtorek, sierpnia 26, 2014

"Makatka" Katarzyna Grochola, Dorota Szelągowska


Wydawnictwo:Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 376
Moja ocena : 6/6

Przeczytałam już całą masę książek autorstwa Katarzyny Grocholi, i jako fanka, śledząca od lat nowości wychodzące spod jej ręki, myślałam, że nic nie jest stanie mnie zaskoczyć. A tu proszę, taka niespodzianka!
"Makatka" książka napisana przez autorkę wraz z córką, Dorotą Szelągowską bardzo mile mnie zaskoczyła i dała bardzo pozytywnego kopa. Niby wszystko w książce jest "po staremu", charakterystyczny styl pani Grocholi, zabarwiony sporą dawką pozytywnej energii, nutką ironii i dystansem do otaczającego świata, jest taki, jak zwykle. Jednak owa książka to coś zupełnie innego i świeżego.

Tak jak tytuł sugeruje, książka będzie zlepkiem wielu elementów. Będzie rok z życia Matki i Córki, od września do września (ten miesiąc ma bowiem dla oby pań szczególne znaczenie), spisany w postaci krótkich artykułów, opisujących te same wydarzenia, z punktu widzenia obu pań.
Będą poważne i mniej poważne tematy, komentowane na bieżąco, w charakterystyczny sposób (styl dobrze znany u Katarzyny Grocholi, nowo przeze mnie odkryty u Doroty Szelągowskiej), z "pazurem", humorem i wielkim dystansem.  
Będzie połączenie dwóch światów, dwóch pokoleń, tak różnych, a jednocześnie bardzo podobnych. Zauważanie rzeczy ważnych, ignorowanie tych mniej ważnych, czerpanie z życia pełnymi garściami, cieszenie się z drobnostek, niezauważanie niedoskonałości. Obserwowanie świata przez pryzmat bycia matką (tą starszą i tą młodszą), córką, babcią.
Felietony Doroty Szelągowskiej, przeplatające się z felietonami Mamy nadają książce nowy wymiar. Jakiś powiew świeżości, coś równie pozytywnego i zakręconego, do czego przyzwyczaiła nas Katarzyna Grochola.

W ogóle "Makatka" ma tak wiele pozytywów w sobie, że chyba nie jestem w stanie wszystkich wymienić, ale tak sobie myślę, że ten mój nieco chaotyczny opis dobrze odda formę książki, gdzie "w tym całym szaleństwie jest metoda!"

"Makatka" powinna być zapisywana jak antydepresant, bowiem obie panie potrafią pisać o kłopotliwych sytuacjach z tak dużą dawką humoru, że odbieramy te trudne momenty, jako najbardziej niesamowitą przygodę. Poza tym fajnie wyobrażać sobie, jak musi wyglądać taki szalony dzień Matki z Córką. Pozytywna energia rozsadza chyba pomieszczenie! 

Jednak poważnie mówiąc, największym walorem książki jest opisana relacja, istniejąca pomiędzy Matką i Córką. Silne więzy, które łączą obie kobiety, wzajemne zaufanie, miłość, poświęcenie. Wszystko to czytelnik odbiera automatycznie, jakby między wierszami pisanych felietonów i uśmiechając się do siebie kiwa głową na znak potwierdzenia.
 
Książki pisane przez matki, skierowane dla matek, albo o perypetiach matek, mają dla mnie szczególne znaczenie. Bardzo emocjonalnie do nich podchodzę i doszukuję się w nich siebie, relacji z własną Mamą czy własną Córką. Trudno pisać mi później o tych tytułach (dlatego tak zwlekam z opisaniem przeczytanej w czerwcu książki "Jeszcze jeden dzień"). W każdym razie, chciałabym mieć takie umiejętności, jak panie Grochola i Szelągowska, żeby stworzyć razem z własną Mamą bądź razem z dorosłą, kiedyś Córką, tak niesamowitą, ciepłą historię, opisującą fragment naszego wspólnego życia.

Sardegna

poniedziałek, sierpnia 25, 2014

"Niedziela z książką" w Tychach

Dokładnie rok temu pisałam o świetnym wydarzeniu, które miało miejsce w mojej okolicy.  Mam oczywiście na myśli tyską imprezę "Sobota z książką", a zainteresowanych odsyłam do tego wpisu. Rewelacyjna inicjatywa Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tychach, polegająca na propagowaniu literatury wśród mieszkańców miasta, spotkała się z bardzo miłym przyjęciem. Ja również z całą rodziną uczestniczyłam czynnie i przywiozłam do domu kilkanaście egzemplarzy darmowych książek, rozdawanych w ramach tej imprezy. Moje dzieci, jak się można domyśleć, także świetnie się bawiły, przeszukując kosze z literaturą dziecięcą, malując twarze i zbierając książkowe gadżety.

W tym roku tyska MBP ponownie podjęła temat tej książkowej imprezy, zapraszając tym razem, mieszkańców miasta na "Niedzielę z książką". Podobnie jak w zeszłym roku, na Placu Baczyńskiego w centrum Tychów ustawił się charakterystyczny, niebieski namiot MBP, gdzie od godziny 16 do 18 wystawione były darmowe egzemplarze książek do zabrania.
Jako że stawiliśmy się na miejscu wyjątkowo punktualnie, znaleźliśmy się wśród osób, które jako pierwsze mogły znaleźć coś dla siebie, w ofercie wystawionych książek.


Z każdą minutą zainteresowanych przybywało, więc i moja "konkurencja" rosła, ale na szczęście, spokojnie udało mi się wyłuskać ze stosów interesujące tytuły. A było w czym wybierać, uwierzycie, że biblioteka oddała aż 700 tytułów? Niektóre książki zostały wycofane z biblioteki, mają w prawdzie pieczątki, ale mi akurat to w niczym nie przeszkadza, inne pochodzą z tzw. "darów" i są praktycznie nowe.



Poza głównym stoiskiem znalazło się też miejsce dla dzieci, gdzie panie bibliotekarki przygotowały książkowe atrakcje dla najmłodszych. Moje pociechy oczywiście momentalnie odnalazły się w temacie, wzięły udział w konkursie znajomości bajkowych bohaterów, w loterii fantowej, poczęstowały się okołoksiążkowymi gadżetami i przeszukały dokładnie ofertę literatury dziecięcej, znajdując coś dla siebie.


Ja w tym czasie oczywiście buszowałam w wystawionych egzemplarzach, hamując co chwilę okrzyk radości i zdumienia, że aż takie rewelacyjne tytuły MBP daruje chętnym czytelnikom. Panie bibliotekarki dokładały co chwilę nowe egzemplarze, a także zakładki, żeby zadowolić wszystkich zainteresowanych. Nie wiem, jak inni uczestnicy, ale ja opuściłam imprezę wyjątkowo zadowolona, a jakże!





Poza książkami, tradycyjnie przywiozłam zakładki:


Żeby nie było, że pazernie pozbierałam książki nic nie dając w zamian, przywiozłam do Tychów sporą torbę książek do oddania i ulokowania na stoisku. Panie bibliotekarki nie miały nic przeciwko, zresztą inni uczestnicy też donosili książki własne. Miłe to uczucie, kiedy widziałam znajome, chomikowane na wymianę tytuły, znajdujące nowych właścicieli.

Sześciolatka również wybrała dla siebie i brata kilka pozycji m.in. album dinozaurów, motyli, samolotów, "Kłamczuchę i inne wiersze", "Lenkę i Bobika", baśnie tureckie, ale nie zdążyłam ich sfotografować, bo zostały natychmiast skonfiskowane i ulokowane w dziecięcym pokoju. Czuję, ze moje dzieci połknęły książkowego bakcyla. W sumie wiedziałam o tym wcześniej, ale dziś tylko moje przypuszczenia potwierdziło hasło usłyszane pod koniec imprezy: "No to co teraz Mamo, możemy spokojnie jechać na Targi Książki do Krakowa, no nie? A tak w ogóle, to za ile to dni?"

Organizatorom "Niedzieli z książką" w Tychach, czyli MBP oraz obecnym na miejscu paniom bibliotekarkom, należą się podziękowania i słowa uznania za świetną inicjatywę. Do zobaczenia za rok!

Sardegna

niedziela, sierpnia 24, 2014

"Sto imion" Cecelia Ahern


Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 446
Moja ocena : 5/6

Trochę wstyd się przyznać, ale nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej książki autorstwa Ceceli Ahern. Mam w biblioteczce „P.S. Kocham Cię”, z okładką "filmową", ale oczywiście zawsze jakiś inny tytuł miał pierwszeństwo i do książki jeszcze nie dotarłam.

„Sto imion” jest więc moim czytelniczym debiutem, jeśli chodzi o autorkę, a po lekturze mogę z pełną świadomością stwierdzić, że bardzo, ale to bardzo udanym.
Nie wiem, jak z innymi powieściami Ceceli Ahern, ale po obejrzeniu filmu „P.S. Kocham Cię” i przeczytaniu powyższej książki, wiem już, że znakiem rozpoznawczym autorki jest bombardowanie odbiorców całym wachlarzem szczerych emocji. Zabierając się za czytanie możecie się spodziewać prawdziwej historii. I nie mówię tutaj o opowieści opartej na faktach. Mam raczej na myśli prawdę, którą nasycona jest historia i szczere emocje, które wydzierają się z każdego rozdziału.

Kitty Logan jest wziętą dziennikarką, pnącą się po szczeblach kariery. Jej artykuły do gazety, a później reportaże telewizyjne, cieszą się wielką popularnością, a ona sama staje się coraz bardziej pewna siebie i coraz mniej, w stosunku do siebie krytyczna. Niestety, podczas pracy nad kolejnym reportażem Kitty podejmuje nieoczekiwaną decyzję. Złe podejście do tematu, niesprawdzenie informacji i rzucenie fałszywego oskarżenia na niewinnego człowieka, rujnują jej dziennikarską karierę. 
Kitty musi zaczynać swoją pracę praktycznie od początku, odbić się od dna i zacząć budować swoją pozycję od nowa. A jak powszechnie wiadomo, w sytuacji kryzysowej mało wokół przychylnych ludzi ...

Osobą, która wyciąga do Kitty rękę jest jej przełożona Constance, która zmaga się ze śmiertelną chorobą. Podsuwa przyjaciółce pomysł na nowy reportaż, który ma pomóc jej wrócić na dziennikarskie tory, jednak przed śmiercią, nie zdąży przekazać szczegółów. I tak Kitty, wbrew ludziom z redakcji i wbrew zdrowemu rozsądkowi, zabiera się za pracę nad nieznanym tematem, którego wspólnym mianownikiem jest lista stu osób, zebranych przez Constance.

Dziennikarka rozpoczyna prywatne śledztwo i próbuje odkryć, jakaż to historia łączy owe osoby, a co za tym idzie, jaki to temat na artykuł chciała podsunąć jej zmarła przyjaciółka. Wdraża się w życiorysy przypadkowych osób z listy i szuka ...
Rezultaty poszukiwań zaskoczą wszystkich, a najbardziej samą Kitty.

Nie zdradzę, co łączy ową setkę ludzi, powiem tylko, że temat przygotowany przez Constance okazał się strzałem w dziesiątkę, który daje Kitty coś znacznie ważniejszego niż nową pracę.

Powieść "Sto imion" ma jedną podstawową zaletę; jest genialna w swej prostocie. Autorka odkrywa przed nami przepis na szczęście, a my po lekturze dochodzimy do wniosku, że przecież jest on nam doskonale znajomy. Raz na jakiś czas warto więc sięgnąć po taką "oczywistą oczywistość", żeby uświadomić sobie, co jest w życiu ważne i o co trzeba walczyć.
Sardegna

piątek, sierpnia 22, 2014

"Zatoka tajemnic" Rosanna Ley

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 512
Moja ocena : 6/6

Raz na jakiś czas trafia mi się książka, którą pochłaniam na raz. Nie zraża mnie jej objętość czy mała czcionka, po prostu siadam i dwie, trzy godziny później, otrząsam się z czytelniczego amoku zamykając ostatnią stronę, zdziwiona że to już koniec.

Taki stan przydarza mi się okazjonalnie, aż żałuję, że tak rzadko, wracając jednak do tematu "Zatoka tajemnic" wprowadziła mnie właśnie w taki przyjemny, czytelniczy amok. Mimo że książka do najcieńszych nie należy, przeczytanie zawartej w niej fascynującej opowieści, zajęło mi dokładnie 3 godziny. Wieczorem postanowiłam sprawdzić, o czym właściwie jest ta nowa powieść Rosanny Lay, autorki rewelacyjnego "Domu na Sycylii" i ogarnęłam się przed północą, doczytując, z wypiekami na twarzy, zakończenie historii.

Jedną z najważniejszych zalet obu książek autorki, jest ich niesamowity, wakacyjny klimat. Wspaniale czyta się o interesujących, intensywnych wydarzeniach, dziejących się w upalnych, przepełnionych słońcem, miejscach, na Sycylii, czy tak, jak w powyższej książce, na Wyspach Kanaryjskich.
Mimo że "Zatoka tajemnic" to książka poruszająca tematykę wykraczającą poza wakacyjne czytadło, to według mnie powinna znaleźć się w rankingu najlepszej książki na lato.

Akcja powieści rozgrywa się dwutorowo (ostatnio mam szczęście do takich właśnie lektur), po to, aby w finale spleść losy bohaterów obu dramatów i dać czytelnikowi satysfakcjonujące zakończenie. Napisałam dramatu, bowiem głównym wątkiem "Zatoki tajemnic" jest nielegalna adopcja, a więc temat trudny i bolesny. Obie historie, i ta współczesna i ta z przeszłości, niosą ze sobą spory ładunek, nie zawsze pozytywnych emocji. Poza tym w historii aż kipi od niewygodnych sekretów, niedomówień i prób zacierania śladów po przestępstwie. Nie jest więc lekko, łatwo i przyjemnie...

Współczesną bohaterką powieści jest Ruby, trzydziestoletnia Angielka, która właśnie przeżywa osobisty dramat. W wypadku motocyklowym giną jej rodzice, a wraz z ich śmiercią, życie kobiety zupełnie się rozpada. Ruby próbuje ogarnąć rzeczywistość i uporządkować sprawy związane z majątkiem rodziców. A kiedy w domu rodzinnym przypadkowo znajduje pudełko z dziwną zawartością, dającą do myślenia, Ruby dochodzi do wniosku, że rodzice coś przed nią ukrywali.
Natomiast bohaterką z przeszłości jest Julia, hiszpańska nastolatka, której przyszło żyć w trudnej rzeczywistości II Wojny Światowej. Rodzice dziewczyny podejmują dramatyczną decyzję i umieszczają ją w zakonie, który ma zapewnić bezpieczeństwo w czasie zawieruchy wojennej.
Julia zostaje zaangażowana do pracy, jako położna w przyklasztornym szpitalu. Niestety, wydarzenia, jakie tam mają miejsce, dalekie są od spokojnej i bezpiecznej idei życia zakonnego. Początkowo Julia nieświadomie angażuje się w pewien nieludzki proceder, a kiedy już nabiera pewności co do jego złych intencji, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.

Te zupełnie różne od siebie sprawy, które dzieli ponad sześćdziesiąt lat, okażą się być ze sobą połączone.
Losy obu kobiet splotą się w finale opowieści, a wszystkie tajemnice i niedomówienia ujrzą światło dzienne.

Widzicie już potencjał tej książki? Mimo że poruszany temat nie jest łatwy, a niektóre opisy poruszają do głębi, gwarantuję, że od lektury nie będziecie mogli się oderwać. Wątek miłosny, który jest nienachalny i na pewno nie wyróżniający się na tle pozostałych wydarzeń, nadaje książce pozytywny wydźwięk, zresztą podobnie jak i zakończenie opowieści, oraz kreacje głównych bohaterek. Dzięki temu, mimo że książka tematycznie nie należy do najłatwiejszych, lektura dostarcza pozytywnych wrażeń i emocji.

"Zatoka tajemnic" to świetna książka, a jeżeli podobał się Wam "Dom na Sycylii" to i ta pozycja wpasuje się w Wasze gusta. Polecam.
Sardegna

środa, sierpnia 20, 2014

PRZEDPREMIEROWO "Jeżynowa zima" Sarah Jio


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 320
Moja ocena : 6/6

Chyba pokuszę się o stwierdzenie, że Sarah Jio staje się jedną z moich ulubionych autorek. Jej obyczajowe powieści, związane z porami roku robią na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Właściwie to z każda kolejna książka jest lepsza od poprzedniej. Wiosenne "Marcowe fiołki", letni "Dom na plaży", a teraz pozornie zimowa "Jeżynowa zima". Zostało mi już tylko wypatrywać powieści autorki z jesiennym akcentem. A może już takowa jest?

Napisałam, że powyższa książka jest pozornie zimowa, bowiem jej akcja dzieje się w maju, ale ma silny akcent zimowy - nietypową anomalię pogodową, wynikającą z nagłego ochłodzenia powietrza i sporych opadów śniegu. W środku wiosny miasto zostaje sparaliżowane śnieżycą, ale jak się później okaże, nie pierwszy raz. Taka anomalia pojawia się bowiem w Seattle raz na kilkadziesiąt lat i jest traktowana jako swoista sensacja. Nic więc dziwnego, że zostaje tematem numer jeden w lokalnym czasopiśmie.

Clarie, stała współpracownica pisma, związana też z gazetą więzami rodzinnymi, zostaje wytypowana do napisania artykułu o tej przedziwnej śnieżycy w środku maja. Kobieta w poszukiwaniu materiałów związanych z tematem, trafia na wzmiankę o podobnej anomalii, mającej miejsce w 1933 roku. Owego roku, również w maju, zgłoszono w mieście zaginięcie małego chłopca, Daniela Raya, którego nigdy później nie odnaleziono.

Clarie postanawia zagłębić się w temat i na własną rękę odkryć, co stało się z owym małym chłopczykiem.
Zaangażowanie dziennikarki nie jest przypadkowe. Zmaga się ona bowiem z własnym dramatem i problemami małżeńskimi, a poszukiwanie materiałów do artykułu pomaga jej oderwać się od trudnych spraw osobistych. 

Akcja powieści toczy się więc dwutorowo, zarówno z perspektywy Clarie i jej współczesnych poszukiwań, oraz z perspektywy Very Ray, mamy Daniela, która fragmentarycznie przekazywać będzie wydarzenia i dramat, jaki przyszło jej przeżyć. Obie opowieści, choć dzieli je osiemdziesiąt lat, splotą się w jedną przejmującą historię, mówiącą głosem zrozpaczonych matek, borykających się z utratą dzieci.

Każda czytelniczka - matka może zatem sobie wyobrazić, jakie emocje będą towarzyszyły lekturze. Nie obejdzie się bez wzruszeń i zadawania trudnych pytań, na które lepiej nie znać odpowiedzi...

Mimo że książka porusza trudny temat, nie jest on jedyny w całej tej opowieści. W "Jeżynowej zimie" jest też miejsce na rodzące się, a także odradzające się uczucie, siłę przyjaźni, ale przede wszystkim, moc matczynej, niegasnącej miłości.

Nie mam wyjścia, muszę polecić Wam tę książkę, podobnie zresztą jak dwie poprzednie, autorstwa Sarah Jio. W jej o wieściach jest coś tak niesamowitego, że nie będziecie mogli przestać o tych książkach myśleć. Czy to wystarczająca rekomendacja?

Sardegna

poniedziałek, sierpnia 18, 2014

"Prowincja pełna szeptów" Katarzyna Enerlich


Wydawnictwo: mg
Liczba stron: 266
Moja ocena : 5/6

Wspominałam już nie raz, że powieści Kasi Enerlich z serii Prowincji, działają na mnie wyjątkowo uspokajająco i relaksująco. Nie miałam jeszcze okazji przeczytać całości, ale z sześciu tomów przeczytałam trzy, w prawdzie te ostatnie, ale można powiedzieć, że półmetek osiągnęłam. Jako że całą kolekcję mam na półce, więc i tak nadrobię zaległości prędzej czy później, a o poprzednich tomach możecie przeczytać tu: "Prowincja pełna smaków" i "Prowincja pełna czarów".

"Prowincja pełna szeptów" to kontynuacja tomu poprzedniego, i o ile inne części można czytać oddzielnie, orientując się w fabule, ten tom ma jednak ścisły związek z "Prowincją pełną czarów".

Po tragedii, jaka dotyka Ludmiłę, kobieta próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Nie jest to łatwe, bowiem śmierć ukochanego jest traumatycznym przeżyciem, rujnującym rzeczywistość. Ludmiła na kilka tygodni odcina się od świata, córki, przyjaciół, pracy i swojego domostwa. Zaszywa się w pokoju niezdolna do żadnej aktywności. Na szczęście, z pomocą przychodzą jej sąsiadki, były mąż i ...  teść, ojciec Wojtka, który wprowadzając się na Prowincję, postanawia wspomóc synową w prowadzeniu gospodarstwa. 

Ludmiła powoli odzyskuje równowagę, odnajdując spokój w codziennych czynnościach, smakach, jodze i rytuałach. Nieoczekiwanie jednak, w życiu kobiety pojawia się mężczyzna, przybywający z "pośmiertnym prezentem" od Wojtka dla żony. Upominek ten staje się dla Ludmiły impulsem do dokonania zmian w życiu, powrotu do normalności, a nawet stworzenia czegoś nowego. 

Kiedy już wszystko wraca w życiu bohaterki do normy, los stawia przed nią kolejne wyzwanie. W domu Ludmiły pojawia się ktoś, mający ścisły związek z Wojtkiem i jego życiem sprzed wypadku. Z czym ponownie będzie musiała się zmierzyć Ludmiła?

Podobnie, jak miało to miejsce w poprzednich dwóch tomach, lektura książki Kasi Enerlich dostarczyła mi bardzo pozytywnych emocji, ale głównie wyciszyła i uspokoiła. Wydaje mi się, że to chyba główna zaleta serii - pokazać, że w zwyczajnych, codziennych sprawach można znaleźć źródło prawdziwego szczęścia i spokoju. Mimo, że ten akurat tom był nieco bardziej tragiczny i refleksyjny od poprzednich, to jednak niesie pozytywny wydźwięk i daje pewne wskazówki, jak ogarnąć swoją codzienność w obliczu wielkiej tragedii.

Serię o Prowincji powinno zalecać się na poprawę złego humoru, podły nastrój albo depresję, związaną z aktualnymi niepowodzeniami. Nic tak nie nastraja pozytywnie i przywraca życiową harmonię, jak opowieści Kasi Enerlich.

  Sardegna

niedziela, sierpnia 17, 2014

"Zemsta" Małgorzata Maciejewska


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 480
Moja ocena : 4/6


Uwielbiam Toruń! I to tytułem wstępu, bowiem niedawno wróciliśmy z wakacji i tradycyjnie, jak to już od trzech lat ma miejsce, zrobiliśmy postój w Toruniu. Ależ to wspaniałe miasto! Po trzech wizytach orientuję się już mniej więcej w topografii rynku i za każdym razem jestem coraz bardziej zachwycona. Dlaczego o tym piszę? Bowiem jedną z moich wakacyjnych lektur była „Zemsta” Małgorzaty Maciejewskiej, której akcja dzieje się właśnie w Toruniu. 

Książkę wybrałam do stosu urlopowych książek zupełnie nieświadomie, że owo miasto odegra w nim tak ważną rolę. Jakież było zatem moje zaskoczenie, kiedy w trakcie lektury okazało się, że rzecz dzieje się właśnie tam. Wspaniale było czytać o znanych mi ze spaceru, miejscach, uliczkach czy zabytkach. Uwielbiam takie „znajome” miejsca w książkach!

Wracając jednak do „Zemsty” (mąż się śmiał, że klasykę zabrałam na wakacje), mimo że wydaje się ona być lekką i przyjemną lekturą, w końcu należy do serii Naszej Księgarni, Babie Lato, nie do końca taką jest. Mimo zapewnień opisu na okładce i lekkiego tonu pierwszych stron, z każdym kolejnym rozdziałem przekonywałam się, że z banalną, wakacyjną opowieścią książka ma raczej mało wspólnego.

Głównymi bohaterkami opowieści są Magda, Ewa, Ania, Kasia i Agata – pięć przyjaciółek w wieku średnim, z poukładanym życiem osobistym i zawodowym. Kobiety spotykają się raz na jakiś czas na ploteczki przy kawie, zakupy bądź inaczej spędzają wolny czas. Wspierają się w codziennych trudnościach, znają swoje sekrety. 
Pewne nieoczekiwane wydarzenie zupełnie niszczy ich poukładany świat: jedna z kobiet, Agata, popełnia samobójstwo. Dziewczyny są w totalnym szoku, żadna z nich nie ma pojęcia, co mogło stać za tym desperackim krokiem Agi. Wyjaśnienie sytuacji przychodzi od zupełnie nieoczekiwanej strony. W życie przyjaciółek wkracza tajemnicza para – Irka i Staszek, nieznani dotąd przyjaciele Agaty, którzy wyjaśniają dziewczynom istotę problemu – małżeńską zdradę.
Od tej pory życiem kobiet zaczyna rządzić chęć zemsty. Postanawiają za wszelką cenę dać nauczkę
niewiernemu mężowi Agaty i jego kochance. Plan zemsty jest iście szatański. Wymaga jedynie pełnego zaangażowania przyjaciółek, a to może być nieco trudne, bowiem okazuje się, że każda z nich ma też swoje skrywane, osobiste problemy i rodzinne dylematy.

I tak zaczyna się opowieść, która pozornie mówi o zemście, a tak naprawdę jest zapisem zmagań przyjaciółek z codziennością. Każda z kobiet, mimo że osiągnęła sukces na gruncie zawodowym bądź osobistym, walczy się z kompleksami, problemami, niepowodzeniami i … zazdrością o lepsze życie przyjaciółek. Siła przyjaźni ma jednak ogromną moc i wszystkie dziewczyny, odkładając własne sprawy na później, angażują się w wiadomej sprawie, a przy okazji, odkrywają parę nieznanych faktów z życia Agaty.

„Zemsta” tak po prawdzie nie ma w sobie odkrywczej fabuły, Powyższy opis bowiem mógłby dotyczyć wielu kobiecych książek: wiek średni, przyjaciółki, małżeńska zdrada, życie po zdradzie. Ten tytuł jednak różni się nieco od innych, podobnych („Trzy panie w samochodzie" czy „Scenariusz z życia”), nie jest tak optymistyczny, raczej bardziej refleksyjny i dający do myślenia w kwestii porzucania ustabilizowanego życia dla paru chwil szaleństwa.

Tym oto sposobem, w czasie urlopu, zamiast zabawnej i lekkiej książki, trafiła mi się nieco refleksyjna opowieść. Chociaż nie powiem, niektóre chwyty, zastosowane w akcie zemsty, były całkiem, całkiem i uśmiechałam się pod nosem, to w ogólnym rozrachunku, „Zemsta” bardziej jest obyczajówką niż wakacyjnym czytadłem.

Uzupełniłam moją kolekcję Babiego Lata o kolejny tytuł. W prawdzie trochę nietypowy, również objętościowo, bowiem książka ma aż 480 stron, ale czas poświęcony na lekturę na pewno nie był stracony.

Sardegna

środa, sierpnia 13, 2014

"Wesele" Paulina Ptasińska


Wydawnictwo: NovaeRes
Liczba stron:335
Moja ocena : 3/6

Też tak macie, że kiedy zaczynacie czytać książkę, liczy się dla Was pierwsze wrażenie? Staram się nie poddawać temu odczuciu, bo czasami jest ono mylne i zaburza ostateczną ocenę książki. Jednak czasami jest tak silne, że dominuje przez cały czas czytania i nic nie jestem w stanie z nim zrobić. Nie wiem, czy wrażenie, jakie towarzyszyło mi podczas lektury „Wesela” pomogło ocenie książki i wyszło jej na dobre, czy raczej niekoniecznie, w każdym razie nie mogłam zignorować moich skojarzeń i o nich nie napisać.

Wyobraźcie sobie, że czytacie „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Wycinacie sceny seksu, zmieniacie imię bohatera z Christiana na Wiktora, imię bohaterki z Anastazji na Alicję i przenosicie akcję z USA na krakowską prowincję. Do tego delikatnie zmieniacie szczegóły poznania owych postaci, sytuację rodzinną, dodajecie bohaterce krztę charakteru i wklejacie wątek przygotowania do ślubu. Tym sposobem otrzymujecie „Wesele”, ot co.

Nic nie mogę na to poradzić, że fabuła książki strasznie kojarzyła mi się z przytoczonym powyżej bestsellerem. Może nie aż tak dosłownie, bo jak wspomniałam, z powieścią erotyczną książka nie ma nic wspólnego. Chodzi mi raczej o relację między bohaterami, ich postawę i styl bycia. Chociaż nie powiem, zdarzyło się, że główna bohaterka w relacji intymnej „rozleci się na małe kawałeczki”, więc sami widzicie, skojarzenie narzuca się samo ...

Ale po kolei. Atrakcyjna singielka, Alicja, niespełniona prawniczka, nieustannie walczy z uwagami matki o jej staropanieństwie. Na szczęście, wiadomość o ślubie najmłodszej siostry, Karoliny, odciąga uwagę rodzicielki od szukania męża dla średniej córki. Ślub i wesele ma być wystawne i tradycyjne, co by pokazać przyszłym teściom, mieszkającym na co dzień w Stanach, jak bawią się Polacy. Przygotowania idą pełną parą, a rodzinie Alicji do szczęścia brakuje tylko zapoznania z rodziną pana młodego. 
I tak w życie Alicji wkracza Wiktor – przyszły szwagier Karoliny. Milioner, zarządzający ogromną spółką zagraniczną, nieustannie kursujący pomiędzy Stanami, Francją a Polską, właściciel sieci Cold Hotel, super przystojny, męski, inteligentny, pewny siebie i ... a jakże, samotny.

Na Wiktora parol zagięła już niejedna panna, ten jednak jest oporny na wszelkie wdzięki, bowiem skrywa jakąś mroczną tajemnicę sprzed lat. Flirt, który rozgrywa się między nim a Alicją też nie przypomina zwyczajnego budowania relacji. Wszystko opiera się na podrywie a'la Grey: Wiktor żąda, a Alicja ma się poddać jego woli. Wiktor na każdym kroku kontroluje dziewczynę, a ta, niby chce być niezależna, ale oczywiście zafascynowana mroczną osobowością Colda, zgadza się na wszystko. W ich związku ważną rolę odgrywa wymiana maili (czy coś Wam to przypomina?) i gra w kotka i myszkę, czyli jednej stronie bardzo zależy, drugiej niekoniecznie. I odwrotnie.

No cóż, myślę, że napisałam już wszystko. „Wesele” umiliło mi jeden wakacyjny dzień. Dosłownie jeden, bowiem udało mi się w pierwszym tygodniu urlopu przeczytać siedem książek. Poplażowałam z książką w ręku, nie musiałam się skupiać za bardzo na fabule, i odpoczęłam aż miło. Teraz, kiedy już wiecie, czego można się po „Weselu” spodziewać, sami zdecydujcie, czy macie na książkę ochotę.

Sardegna

poniedziałek, sierpnia 11, 2014

"Uśpienie" Marta Zaborowska


Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 476
Moja ocena : 4/6

Kojarzycie kryminał „Uśpienie” od Czarnej Owcy? Książka premierę miała już dość dawno temu, ale ja dopiero teraz poczułam impuls do jej przeczytania. I nawet wiem dlaczego dopiero teraz się za książkę zabrałam. W sieci owego czasu krążyły o książce nie najlepsze opinie. Zraziłam się trochę, a sami wiecie, jak to jest z tym pierwszym wrażeniem. Na szczęście, zabrałam ze sobą „Uśpienie” na urlop i bardzo dobrze zrobiłam, bowiem pochłonęłam książkę w jeden dzień i teraz mam o niej bardzo dobre zdanie. Końcowa ocena to w prawdzie czwórka, ale zaraz wyjaśnię dlaczego.

Największą zaletą książki jest moim zdaniem, niesamowity klimat. Nie dość, że rzecz dzieje się w podwarszawskim szpitalu psychiatrycznym, który sam w sobie jest już miejscem przytłaczającym, to jeszcze wszechogarniającą „ponurość”, wynikająca z pory roku, dusznej i niepokojącej atmosfery i szarych domostw, tylko potęguje wrażenie. Już samo tło wydarzeń daje niesamowity efekt, a jeżeli do tego dodamy jeszcze intrygującą sprawę kryminalną, to napięcie w czasie czytania mamy gwarantowane!

W wyżej wymienionego szpitala psychiatrycznego ucieka pacjent. Nie jest to jednak zwyczajny pacjent, tylko skierowany na badania psychiatryczne, groźny przestępca, Jan Lasota, którego zbrodnie mogłaby konkurować z tymi z powieści Chattama. Ucieczka więźnia stawia na nogi cały personel i miejscową policję, poszukiwania nie dają jednak większych rezultatów. Sprawa nawet pogarsza się z dnia na dzień, ktoś bowiem morduje na terenie szpitala, młodą lekarkę, zaangażowaną w terapię uciekiniera. Oskarżenia padają na wiadomą osobę, jednak policja nie jest w stanie posunąć się w śledztwie ani o krok.

Aby ożywić zespół świeżym umysłem i ruszyć śladem Lasoty, komendant sprowadza młodą, ale znaną już w środowisku policjantkę, Julię Krawiec. Kobieta wpada na trop rodziny Lasoty, a co za tym idzie, pozna przeszłość przestępcy i odkryje o nim przerażającą prawdę. Za nim jednak do tego dojdzie, w szpitalu wydarzą się niepokojące rzeczy, okaże się bowiem, że w historię Jana Lasoty zaangażowanych jest więcej osób, niż mogłoby się komukolwiek wydawać.

W prowadzeniu śledztwa, tego oficjalnego i nieoficjalnego, Julii pomaga ordynator oddziału psychiatrycznego, Artur Maciejewski. Duet, choć pozornie zupełnie do siebie niepasujący, świetnie się dogaduje. Partnerzy będą też mogli przetestować wzajemną lojalność, w przypadku wyjścia na jaw niewygodnych sekretów o uzależnieniu Julii i romansie Artura. Ważny choć dramatyczny, udział w całej sprawie, będzie miała też pięcioletnia córeczka Julii, Sylwia. Jaki związek ma dziewczynka z psychopatycznym mordercą?

Zagłębiałam się jak szalona, w tej, sami przyznacie, intrygującej, historii kryminalnej. Z napięciem wczytywałam się w kolejne strony, moja wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach i … kiedy przyszedł czas na zakończenie, coś nie zagrało... Szkoda wielka, że tak to się skończyło. Zakończenie nie było w prawdzie z gatunku tych najgorszych i absurdalnych, jednakże do zwieńczenia tak wciągającej opowieści przydałoby się jednak coś bardziej wiarygodnego. Stąd moja ostateczna ocena: 4/6.

Po skończeniu całej lektury naszła mnie jednak refleksja: skąd takie niskie oceny książki? Może ktoś z Was czytał i wypowie się w tej kwestii. Dla mnie „Uśpienie” to całkiem interesujący debiut i mroczny, polski kryminał. Dajcie mu szansę!

Sardegna

sobota, sierpnia 02, 2014

#7 Nowości w mojej biblioteczce - lipiec

Kiedy będziecie czytać ten post, ja będę już odpoczywać pełną parą, w miejscu, gdzie dostęp do Internetu będzie mocno ograniczony. Raz w roku taki przymusowy odwyk od bloga dobrze robi, i mimo że zawsze wyobrażam sobie, jak to ciężko mi będzie bez Książek Sardegny i bez nowin z blogosfery, w rzeczywistości nie sprawia mi to najmniejszego problemu. Myślę, że moje największe "blogowe uzależnienie" minęło i całkiem dobrze mi z tym.

Wracając jednak do moich lipcowych zdobyczy, poniżej zdjęcia książek, które dotarły do mnie w tym miesiącu. Mam nadzieję, że o żadnej nie zapomniałam, bo w ferworze niedawno ukończonego remontu nie ogarnęłam jeszcze dokładnie mojej biblioteczki.


"Zbrodnia na festynie" Agatha Christie
"Za minutę pierwsza miłość" Hanna Ożogowska - obie z Targu Staroci
"Związek do remontu" Romuald Pawlak i "Zemsta" Małgorzata Maciejewska - od Naszej Księgarni
"Szept wiatru" Elizabeth Haran od Wydawnictwa Akurat
"Odette i inne historie miłosne" E.E. Schmitt oraz "Marina" C.R. Zafon - zakup z wyprzedaży blogowej
"Góra śpiących węży" Hanna Kowalewska
"Wampir Lestat" Anna Rice - obie z Targu Staroci


"Sieroce pociągi" Christina Baker Kline - od Czarnej Owcy
"Dziewczyna #9" Tami Hoag - od Harlequin/Mira

"Rekin z Parku Yoyogi" Joanna Bator - audiobook od Biblioteki Akustycznej
"Nie lubię kotów" Katarzyna Zyskowska - Ignaciak - od Naszej Księgarni
"Matka wszystkich matek", "Zupa z ryb fugu", "Anioł w kapeluszu" - Monika Szwaja - prezent od Magdy ze Stulecia Literatury - szaleństwo, czyż nie?

Wspaniałe tytuły! Lipiec kończę więc z 16 nowościami. Część już przeczytałam, kilka pojechało ze mną na wakacje. Książek zabrałam ze sobą całkiem sporo, bowiem w zeszłym roku udało mi się przeczytać naprawdę dużo. Liczę, że i w tym roku nie będę próżnować. Pozdrawiam Was znad jeziora, nad którym prawdopodobnie teraz się wyleguję. Do napisania!
Sardegna