Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 384
Moja ocena : 6/6
Jestem w rozsypce. Wczoraj przeczytałam dwie genialne książki:
„Sieroce pociągi” Christiny Baker Kline oraz „Nie lubię kotów” Katarzyny Zyskowskiej - Ignaciak. Dwie zupełnie
różne od siebie, ale bardzo emocjonalne powieści. Każda wyjątkowa
na swój sposób. Każda przejmująca. I teraz trudno mi napisać
cokolwiek. Bardzo chciałam wczoraj, na gorąco, opisać książkę Kasi
Zyskowskiej – Ignaciak, żeby notka pojawiła się w dniu premiery, nie dałam jednak rady. Książkowe emocje mnie wykończyły.
Podejmuję temat dzisiaj, nie obiecuję jednak, że moja opinia
rozjaśni Wam w głowach. Tę książkę trzeba poczuć i przeżyć
na własnej skórze, we własnej głowie, na swój sposób.
Historia, a właściwie historie (bo jest ich sześć),
przedstawione w „Nie lubię kotów”, są mi bardzo bliskie i
dalekie jednocześnie. Czułam, że mimowolnie jestem połączona z
całą tą opowieścią, chociaż daleko mi do problemów, opisanych w książce.
To moje połączenie ma związek z głównym bohaterem powieści, czyli pokoleniem
trzydziestolatków, do którego sama należę. Reprezentantami tego pokolenia są ludzie, którzy w swej dojrzałości i dorosłym życiu, które od paru lat
prowadzą, w małżeństwie, ciążach, wychowywaniu dzieci, predszkolach, szkołach, pracach, podatkach, urlopach, remontach, dorosłych decyzjach, czują się zagubieni,
jak małe dzieci.
Ludzi, którzy osiągnęli sukces, gromadzą majątek, tworzą
rodziny, ale gdzieś w tym wszystkim są nieszczęśliwi i zamknięci
w błędnym kole obowiązków, nakazów i konwenansów.
Bliski to dla mnie temat, a jednocześnie bardzo daleki. Nie
identyfikuję się raczej z bohaterami książki, którzy są w
większości majętnymi, pracującymi na wysokich stanowiskach,
ludźmi, zabijającymi czas białym proszkiem na imprezach i
romansami w pracy.
Bliski natomiast jest mi głos pokolenia. Jestem w stanie zrozumieć tok myślenia bohaterów i powody, jakimi się
kierują, w podejmowaniu decyzji. Rozumiem ich poczucie osamotnienia,
mimo że wokoło pełno ludzi, rozumiem osaczenie i przeładowanie
głowy tymi wszystkimi „dorosłymi' sprawami. Rozumiem chęć
rzucenia wszystkiego "w cholerę” i pozostawienia od teraz, za
sobą.
Tylko, o ile ja rozumiem takie sytuacje, czasami nawet sama się
czuję podobnie i mam chęć na ucieczkę, albo powrót do domu
rodzinnego i pozostawienie wszystkiego, co do tej pory osiągnęłam,
to nie znaczy, że tak robię. Dorosłość ma swoje prawa. Pociesza
mnie myśl, ze nie jestem w tym osamotniona, i chociaż czasami bywa ciężko,
nie chciałabym powrócić wstecz, do czasów kiedy byłam wolna
dwudziestolatką bez większych obowiązków. Na wszystko jest czas i
miejsce. Wszystko przecież musi mieć szczęśliwy koniec.
I tak to właśnie jest z tymi bohaterami powieści, ludźmi, którzy borykają się z własną tożsamością, pragnieniami a codziennością. Szóstka postaci pozornie szczęśliwych trzydziestolatków, z
poukładanym życiem osobistym, rodzinnym i zawodowym, tak naprawdę jest strzępkiem samych siebie sprzed lat. Tkwią w nieudanych związkach, żyją w wyidealizowanej rzeczywistości,
pokazywanej później na fb czy Instagramie, nie potrafią cieszyć
się z sukcesów, mentalnie siedzą gdzieś w rzeczywistości sprzed
dziesięciu lat, kiedy to nie mieli żadnych obowiązków, zobowiązań, tylko
niejasną wizję przyszłości.
I nikt nie jest tym, kim się wydaje. Wszyscy odgrywają narzucone
role społeczne, wizję siebie taką, jaką chcieliby oglądać inni. Obraz, który można, a nawet
trzeba pokazać w sieci, wirtualnym znajomym.
Malina i Wojtek, pozornie szczęśliwe małżeństwo, rodzice małego Piotrusia. Bardzo dobrze powodzi się im finansowo, przez
to, że Wojtek pracuje w niemieckiej korporacji. Wszyscy zazdroszczą
im pięknego domu, ale przede wszystkim tej wspaniałej miłości i
zaufania, jakimi Malina obdarzyła męża, który cały tydzień
spędza w pracy w Niemczech, a w domu pojawia się tylko w weekendy.
Mało kto domyśla się, co tak naprawdę dzieje się między
małżonkami i jakie problemy ma Malina, która żyje w idealnych
wnętrzach i czas zajmuje sobie zakupami oraz prowadzeniem bloga.
Daniel i Karolina – przyjaciele powyższej pary.
Rodzeństwo, z których każdy odniósł zawodowy sukces. Daniel jest
wziętym prawnikiem, kobieciarzem, ma piękne mieszkanie i wianuszek
kobiet wokół siebie. Karolina jest redaktor naczelną znanego
pisma, singielką, trochę roztrzepaną, ale bardzo lubianą wśród
znajomych.
Po godzinach pracy każde z nich zmaga sięze śmiertelną choroba ojca. Karolina
nie może pogodzić się z utrata ukochanego tatusia, dla którego zawsze była oczkiem w głowie. Daniel nie może wybaczyć ojcu, że zawsze faworyzowal siostrę.
Do tego każde z nich lokuje uczucia w niewłaściwej osobie, co
prowadzi do jeszcze większego dramatu.
Kolejnym bohaterem jest Konrad, znany w mieście playboy, syn
szefa wielkiego wydawnictwa, który żyje jak chce i ma wszystko czego
zapragnie. Jednak pod przykrywka idealnego życia on tez skrywa swoje
problemy. Nadużywanie narkotyków to tylko jeden z nich, właściwie
efekt wszystkich innych niepowodzeń.
Ostatnią postacią jest Dagmara. Trochę na uboczu, nie należy
do grupki nowobogackich przyjaciół. Debiutująca pisarka powieści
dla kobiet, która została bardzo dobrze przyjęta przez środowisko.
Życie Dagi nie przypomina jednak tego, opisanego w napisanej przez
niej książce. Dziewczyna przyjechała do Warszawy za pracą, jednak po początkowym sukcesie,
niespodziewana ciąża i kryzys w firmie rujnują jej wszystkie plany.
Samotne wychowywanie dziecka i zmagania z życiem dają się jej we znaki.
Wszyscy bohaterowie balansują między dwoma życiami - tym jednym na pokaz i
drugim dla siebie. Źle się z tym czują, ale nie bardzo potrafią
coś zmienić. Współczuję im szczerze, bo najgorszą opcją ze wszystkich to być
nieszczęśliwym w swojej rzeczywistości.
„Nie lubię kotów” to trudna książka, nie mająca nic
wspólnego z domowymi pupilami czy lekką literaturą kobiecą. Po
genialnej serii "Upalne lato...", w którym autorka czarowała pięknym
językiem i emocjami, przyszedł czas na zupełnie inną powieść,
która daje psychicznego kopa wszystkim trzydziestolatkom, ale chyba
nie tylko im...
Sardegna
Już się boję.... ale chcę przeczytać! :)
OdpowiedzUsuńNie ma się czego bać :) ale kopa książka daje i to mocnego!
UsuńAle ładnie napisałaś!
OdpowiedzUsuńO, dziękuję :)
UsuńWspaniała recenzja
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło mi :)
UsuńJuż wiem, że chcę przeczytać...
OdpowiedzUsuńCiesze się, że mogłam pomóc w wyborze :)
UsuńMoże kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńZachęcam :)
UsuńO, to o moim pokoleniu! Chętnie przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że przekaz tej książki najlepiej trafia do naszego pokolenia właśnie.
Usuńnapewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię koty ;) Raczej nie skuszę się na tę książkę, z uwagi na trudną tematykę.
OdpowiedzUsuńAle wiesz, że z kotami książka ma niewiele wspólnego? ;)
UsuńCzyli Katarzyna Zyskowska-Ignaciak najpierw prowokuje tytułem, a potem daje nam coś zupełnie innego, niż nas przyzwyczaiła?
OdpowiedzUsuńDokładnie. "Nie lubię kotów" to coś zupełnie innego niż nas autorka przyzwyczaiła
UsuńSardegna masz rację, książka daje kopa i mieli emocjonalnie, ja wciąż się nie mogę pozbierać
OdpowiedzUsuńKiedy opiszesz swoje wrażenia? Czuj się motywowana do napisania!
Usuń