Archive for października 2020

Blogowe podsumowanie miesiąca - październik


posted by Sardegna on

2 comments

Dzień dobry w ostatnich dniach października. Jak Wasze zdrowie i nastroje? Mam nadzieję, że wszystko u Was w porządku i spędziliście mijający miesiąc w dobrej formie i w miarę przyjemnej atmosferze. Aktualna sytuacja nie sprzyja dobremu humorowi, ale człowiek musi czasami pomyśleć i pogadać o czymś zwyczajnym i przyjemnym, bo w przeciwnym razie zostaje tylko szaleństwo. 
 
Mój październik nie był najgorszy. Coś przeczytałam, choć nie za wiele, sporo obejrzałam. Nadrobiłam za to kilka wpisów zalegających w folderze "robocze".

Lista lektur:
 

1. "Tam, gdzie czekał anioł" Dorota Schrammek - 4  
2. "Kepler 62. Odliczanie" Timo Parvela, Bjørn Sortland, Pasi Pitkänen - 5 
3. "Ja, anielica" Katarzyna Berenika Miszczuk - 4  
4.  "Obsesja" Adrian Bednarek - 5 
5.  "Czarna Wołga" Przemysław Semczuk - 5 
6. "W paszczy lwa" Melisa Bel - 6 
7. "Hej, Jędrek! Znowu pod górkę?" Rafał Skarżycki, Tomasz Lew Leśniak - 5
 
 
 
Imprezy kulturalne:
 
Tutaj sytuacja bez zmian.

Nowości:
 
 
"Mokradła"  Philippa Gregory
"Ja, ocalona" Katarzyna Berenika Miszczuk
"W paszczy lwa" Melisa Bel

Serialowo:
 
W październiku obejrzałam 2 sezon mini serialu "Niewyjaśnione tajemnice", opisujący kolejnych 6 spraw, które nie doczekały się rozwiązania. Śmierć współpracownika Białego Domu, upozorowane samobójstwo nieznanej kobiety w samym centrum Oslo, ucieczka z więzienia groźnego przestępcy, paranormalne zjawiska w Japonii po olbrzymim tsunami z 2011 roku, zaginięcie sympatycznej kobiety, która nie miała wrogów oraz seryjne porwania maluchów z placu zabaw. Wstrząsające, bo prawdziwe.

 [zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]
 
Filmowo:
 
W październiku obejrzałam  17 filmów, co daje mi 178 filmów w tym roku (styczeń 14 + luty 17 + marzec 23 + kwiecień 22 + maj 14 + czerwiec 15 + lipiec 24 + sierpień 14+ wrzesień 18 + październik 17)

1. "Day of the Dead: Bloodline" reż. Hèctor Hernández Vicens - horror z gatunku apokalipsy zombie. Grupa ocalałych ze studentką medycyny na czele, walczy o przetrwanie i wytworzenie szczepionki z krwi jednego z zarażonych. Film taki sobie, z oglądałam produkcje w podobnym klimacie, które zrobiły na mnie większe wrażenie.

2. "Morderstwo po Amerykańsku. Zwyczajna rodzina" reż. Jenny Popplewell - dokument opierający się głównie na nagraniach z social mediów, tych pochodzących z prywatnego archiwum rodziny, albo z nagrań podczas dokonywania śledztwa. Jest to produkcja, która wstrząsnęła całą Ameryką, dotyczy on bowiem głośnej sprawy związanej z zaginięciem ciężarnej kobiety i dwóch jej małych córeczek. Najpierw kobieta znika bez śladu, później jednak okazuje się że została zamordowana. O zabójstwo zostaje podejrzany jej mąż, który absolutnie nie przyznaje się do winy. Przerażający dokument, głównie dlatego, że w 100% prawdziwy...

3. "Notatnik śmierci" reż. Adam Wingard - horror młodzieżowy, ale powiedziałabym, że to taka produkcja klasy B. Bardzo inteligentny, ale jednocześnie samotny licealista znajduje pewien notatnik, który ma tajemnicza moc, iż po zapisaniu w niej imienia i nazwiska dowolnej osoby, sprawia, że ten człowiek ginie. Chłopak początkowo jest zaszokowany odkryciem, jednak z każdym kolejnym wpisanymi nazwiskiem nabiera większej pewności siebie, postanawia więc zabawić się w zbawcę ludzkości i usuwać ze świata zbrodniarzy i wszelkiego rodzaju przestępców. Sprawa jednak zaczyna wymykać mu się spod kontroli. Film o fajnym pomyśle, niestety mocno średnim wykonaniu. 
 
4. "Escape room" reż. Adam Robitel - najlepszy film obejrzany w październiku. Grupa nieznajomych dostaje zaproszenie do wzięcia udziału w popularnej grze w luksusowym escape roomie. Uczestnicy nie wiedza jednak, że w zamknięciu czeka ich walka na śmierć i życie, a podjętych decyzji nie będzie można cofnąć, bo pułapki są iście piekielne. Bałam się trochę, że będzie to film z rodzaju krwawej "Piły", ale na szczęście bardziej przypomina swą fabułą stary film "Cube" (o którym piszę poniżej)

5.  "Piątek 13go" reż. Marcus Nispel -  to także jest taki horror młodzieżowy, ale powiem Wam, że robi wrażenie! To  znaczy, nie jest jakąś superprodukcją, chodzi mi tutaj bardziej o trzymanie napięcia i wzbudzanie w odbiorcy dreszczyku emocji. Ten film ma momenty, choć w sumie jest oparty na horrorowych schematach i remake'u z lat 80 tych. Grupa nastolatków trafia do tego samego lasu, gdzie owego czasu rozegrała się tragedia, nie dziwi więc, że po kolei zaczynają ginąć. Po paru dniach, na miejsce przybywa kolejna ekipa młodych ludzi, wśród której jest brat zaginionej, szukający po niej śladu. 
 
6.  "Cube" reż. Vincenzo Natali - horror z roku 1997, który już kiedyś widziałam, ale postanowiłam go sobie odświeżyć, gdy zauważyłam go na Netflixie, bo po "Escape roomie" chciałam wrócić do klasyki gatunku. Sześciu nieznajomych zostaje zamkniętych w dziwnej konstrukcji, przypominającej swą budową olbrzymią kostkę rubika. W poszczególnych pokojach czyhają na nich śmiertelne pułapki, stąd też ludzie muszą odkryć, jakie zasady rządzą tymi pomieszczeniami i spróbować się z nich wydostać. Fajna produkcja, którą dobrze ogląda się nawet po dwudziestu latach od premiery.

7. "Sugar Mountains" reż. Richard Gray - thriller, który bardziej przypomina mi dramat obyczajowy, niz trzymająca w napięciu historię. Bracia, którzy stoją na skraju bankructwa, a ich łódź - jedyne źródło utrzymania - ma zostać zlicytowana za długi, postanawiają zrobić przekręt, aby wymusić na ubezpieczycielu spore odszkodowanie. Pozorują kłótnię, po której rozdzielają się w górach. Jeden z braci znika i cudem ma się odnaleźć po tygodniu. Niestety natura jest nieprzewidywalna i sprawia, że kontrolowane zniknięcie rpzeradza się w autentyczną walkę o przetrwanie. 

8. "Lot" reż. Robert Zemeckis - skusiłam się na ten film, bo wydawał się katastroficznym, w rezultacie jest jednak dość gorzkim dramatem. Samolot pilotowany przez dość kontrowersyjnego pilota, nieunikającego używek i hulaszczego trybu życia, w przestworzach ulega poważnej awarii. Pilot jednak, mimo swojego prywatnego chaosu, jest świetnym specjalistą, więc udaje mu się w miarę bezpiecznie sprowadzić samolot na ziemię. Po katastrofie sprawę bada jednak komisja śledcza, która za awarię chce obarczyć właśnie pilota 

9. "Pandora" reż. Park Jung - woo - koreański film katastroficzny, pokazujący, co dzieje się w małym mieście, po awarii i wybuchu ulokowanej po sąsiedzku, elektrowni atomowej. Jeden z pracowników, będzie musiał postawić wszystko na jedną kartę, aby uratować nie tylko swych najbliższych, ale również kraj, przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. Jak na standardy koreańskich filmów apokaliptycznych, ten jest raczej średni.

[zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]

10. "Miłość na zamówienie" reż. Tom Dey - sympatyczna komedia romantyczna w gwiazdorskiej obsadzie. Wieczny kawaler (Matthew McConaughey) ciągle mieszka z rodzicami, czym sprawia, że ci są już wyczerpani życiem towarzyskim syna lekkoducha. Postanawiają więc wynająć profesjonalistkę (Sarah Jessica Parker), która będzie miała za zadanie uwieść i rozkochać w sobie ich syna, a ostatecznie nakłonić do wyprowadzki od rodziców. Niestety, z miłością nie ma żartów, a uczucie, które miało być tylko efektem transakcji handlowej, zaczęło żyć własnym życiem. 

11. "Wytańcz to" reż. Laura Terruso - młodzieżówka z gatunku "Możesz wszystko", o dość standardowej fabule, jednak ze wszystkich filmów, w których nastolatka uczy się tańczyć/ćwiczy do konkursu tanecznego/ zbiera ekipę amatorskich tancerzy/pokonuje profesjonalną konkurencję/zdobywa miłość/przyjaźń, ten wydaje się najfajniejszy. W przypadku tej produkcji, zdolna nastolatka, która poświęca się głównie nauce, aby dostać się na wymarzone studia, musi nauczyć się tańczyć. Bardzo fajnie się to ogląda, do tego sympatyczna, energetyczna muzyka i miła dla oka choreografia.

12. "Enola Holmes" reż. Harry Bradbeer - jedna z najbardziej wyczekiwanych premier na Netflixie. Enola to młodsza siostra Sherlocka i Mycrofta Holmsów. Wychowywana przez matkę, na samodzielną, pewną siebie i wszechstronnie wykształconą młodą kobietę, charakteryzuje się silną osobowością i niezłym temperamentem. W momencie, kiedy jej mama nagle znika, Enola od razu wyrusza na jej poszukiwania. Ukrywając się przed braćmi, nie chce być bowiem od nich zależna, wpada w niezłe tarapaty, ratując od niechybnej śmierci pewnego młodego lorda. Przy okazji wplątuje się w aferę, która może wpłynąć na dalsze losy całego kraju. Bardzo fajny film, choć to bardziej młodzieżówka, niż kryminał, czy Sherlockowy serial. Niemniej jednak, świetnie się go ogląda, a Millie Bobby Brown, czyli Jedenastka ze Stranger Things wydaje się być stworzona do tej roli.

13. "Mission Imposible II" reż. John Woo - druga część znanej sensacyjnej serii z Tomem Cruisem w roli głównej. Tym razem agent specjalny tajnej jednostki, Ethan Hunt walczy z szajką przestępczą o przejęcie śmiercionośnego wirusa, który zabija ofiary w ciągu 20 godzin. Tym razem Ethanowi pomaga piękna złodziejka o wyjątkowych umiejętnościach, z którą zaczyna go łączyć coś więcej, niż tylko praca. Standardowo, jest dynamicznie, głośno, a efekty specjalne robią wrażenie. Scena wyjątkowo zapadająca w pamięć, to wspinanie się Toma Cruisa na czerwoną ścianę w Wielkim Kanionie.

14. "Czego pragną mężczyźni" reż. Adam Shankman - zabawna komedia romantyczna, w której ambitna i pracowita agentka sportowa, na skutek wypadku zaczyna słyszeć myśli mężczyzn. Postanawia wykorzystać swoją umiejętność do otrzymania awansu i zdobycia mężczyzny, który jej się podoba. Jednak w pewnym momencie zdolności te wymykają się jej spod kontroli.
 
15. "Na krańcu świata" reż. McG - kolejny film o ratowaniu świata, ale będący bardziej młodzieżówką. Tym razem Ziemię musi uratować czwórka dzieciaków, która znajduje się akurat na wakacyjnym obozie, kiedy to planetę atakują kosmicie. Nastolatki przypadkowo wchodzą w posiadanie ważnego klucza, który może pomóc w obronie przed Obcymi. Dzieciaki muszą go jak najszybciej dostarczyć do bazy, po drodze pokonując swoje największe lęki. Fajna historyjka, z myślą przewodnią, że jak chcesz, to możesz wszystko.  

16. "Battleship. Bitwa o Ziemię" reż. Peter Berg - super produkcja, która gdzieś tam umknęła mi w natłoku Netflixowskich filmów, a szkoda, bo to jeden z fajniejszych filmów, jakie widziałam ostatnio. Ziemię atakuje obca cywilizacja, a przeciwstawić się jej mogą tylko okręty wojenne z całego świata, które zebrały się akurat na międzynarodowe manewry w okolicach Hawajów. Taylor Kitsch w roli głównej to oczywiście najmocniejszy punkt filmu, ale na uwagę zasługują też świetne efekty specjalne.
 
17. "Super 8" reż.  - grupa dzieciaków nakręca amatorski film i przypadkowo nagrywa tragiczną katastrofę kolejową przewożącą tajemniczy ładunek. Choć małolaty uciekają z miejsca wypadku, ktoś wyraźnie nie chce, aby ktokolwiek był świadkiem owego zdarzenia. Pociąg transportował bowiem coś przerażającego, coś, co nie powinno wymknąć się spod kontroli.

 [zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]

Muzycznie:

Pierwszym kawałkiem, który dobrze brzmiał mi w październiku był utwór Imagine Dragons "Whatever It Takes". Mam jakąś dziwną słabość do tej kapeli, choć nowa, kojarzy mi się z czasami liceum i muzyką, jaką wtedy słuchałam. 


Drugi kawałek to Eminem i "Sing for the moment", czyli przeróbka utworu Aerosmith. Kocham obie wersje, ale tą Eminemową chyba bardziej.


A jak Wam minął październik?

Sardegna

"W paszczy lwa" Melisa Bel


posted by Sardegna on , , , , ,

1 comment


Wydawnictwo: Melisa Bel
Liczba stron: 403
Moja ocena : 6/6
 
Od razu się przyznam: zawaliłam na całej linii.  Kiedy parę miesięcy temu Autorka, Melisa Bel, zaproponowała mi lekturę "Diabelskiego hrabiego", czyli pierwszego tomu serii "Niepokorni", zagapiłam się i spóźniłam ze swoim zgłoszeniem. Bardzo szybko uświadomiłam sobie, jaki błąd popełniłam, ale było już za późno. Przegapiłam premierę super debiutu, a potem, czytając pozytywne opinie na blogach, żałowałam jeszcze bardziej. Czułam bowiem, że książka ta nie jest zwykłym romansem historycznym, tylko świetną historią, która może zapaść w mojej pamięci na dłużej.
 
Na szczęście przy okazji premiery tomu drugiego, czyli "W paszczy lwa" mogłam już nadrobić swoje niedopatrzenie, nie wahałam się więc ani chwili, otrzymując propozycję recenzencką, i od razu wzięłam się za czytanie. Podskórnie czułam, że ta seria będzie petardą i to się w stu procentach sprawdziło. Dawno nie czytałam takiej fajnej historii, która do tego jeszcze, w tych dość trudnych czasach sprawiła mi niekłamaną radość. 
 
"W paszczy lwa" to bardzo dobrze napisany romans, wykreowany z wielką dbałością o historyczne detale. Język jest może nieco bardziej współczesny, niż mogłaby sugerować epoka, ale mi to akurat nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie nadawało opowieści dynamizmu i pewnej żywiołowości. Na wielką pochwałę zasługuje natomiast kreacja głównych bohaterów, którzy są barwnymi postaciami z charakterem, charyzmą i bogatą osobowością, a także humor sytuacyjny i zabawne dialogi.
 
Będąc po kilku lekturach, w których to bohaterki są miałkie, niedojrzałe, byle jakie i infantylne, kreacja Catherine Williams jest naprawdę miłą odmianą. Jest to postać bardzo soczysta, charakterna, z własnym zdaniem,  poglądami, trochę bezkompromisowa, niezależna, znacznie wyprzedzająca swoją epokę, w której to, skądinąd, mężczyźni decydowali o losach swojej kobiety, a jej zadaniem było tylko być posłuszną mężowi. W dzisiejszej sytuacji każda książka pokazująca niezależność kobiety jest na wagę złota, nawet jeżeli ma to być lektura niezobowiązującego romansu czytanego dla rozrywki

Wracając jednak do samej bohaterki, Catherine jest taką postacią, jaką lubię najbardziej (i to zarówno w powieściach, ale też w życiu codziennym). Na początku kobieta, właściwie nastolatka, która jest niepewna siebie i nieśmiała, wiecznie też porównuje się ze starszą, stawianą jej za wzór, siostrą, z czasem nabiera pewności siebie, wyostrza język i dąży różnymi sposobami do osiągnięcia celu, jakie sobie wyznaczyła. A ponieważ "W paszczy lwa" to romans, celem Cat, jak można się domyślać, jest zdobycie mężczyzny, który wpadł jej w oko. 
 
Jej wybrankiem zostaje lord Nicolas Devon, najprzystojniejszy w towarzystwie, kawaler do wzięcia. Lord Devon, nie dość że jest atrakcyjnym dżentelmenem, to jeszcze jest dobrze sytuowany, nie dziwi więc fakt, że interesuje się nim całkiem spora grupa panien, a Nicolas żadnej damie nie odmawia. Mężczyzna określany jest mianem kobieciarza i bawidamka, trudnego do usidlenia, tak naprawdę jednak przyjmuje on postawę, która zabezpiecza go przed odsłonieniem swoich sekretów przed ewentualną wybranką serca. 
 
Cathrine od wieku nastoletniego podkochuje się o wiele starszym od niej, lordzie Devonie, dość natarczywie okazuje też mu swoje zainteresowanie, ten natomiast traktuje młoda dziewczynę, jak natrętną adoratorkę, a nieco później, kiedy poznaje ją trochę lepiej, jako młodszą siostrę. Młoda dama nie poddaje się jednak, postanawia za wszelką cenę zdobyć serce Nicolasa. Podglądając sztukę flirtu u popularnych w towarzystwie pań, zastawia na lorda pułapkę, a ten, nie orientując się nawet kiedy, wpada prosto w jej sidła. Najbardziej zatwardziały kawaler zakochuje się w młodej dziewczynie, która choć pozornie niedoświadczona, okręca go sobie wokół palca.
 
Fabuła powieści na pierwszy rzut oka nie wydaje się jakaś super oryginalna, powiem Wam jednak, że droga, która doprowadzi bohaterów do szczęśliwego finału jest tak fajna, przewrotna, pełna niespodziewanych zwrotów akcji, genialnych dialogów i żartów sytuacyjnych, że aż na samą myśl się uśmiecham. Misterny plan, jaki opracowała Cathrine, aby usidlić Nicolasa to prawdziwa gratka dla wszystkich miłośniczek dynamicznych romansów. 
 
Na koniec, jeszcze raz wspomnę o super kreacji głównych bohaterów. Zarówno Catherine, jak i Nicolas, ale też postacie drugoplanowe, rodzice Cat, jej przyjaciółka Charlotte, przyjaciele lorda, czy inni znajomi tej pary, mają swój charakter, osobowość, praktycznie o każdym z nich może powstać osobna powieść (co też niejako będzie miało miejsce w kolejnych częściach serii "Niepokorni"). 
 
Choć "Diabelskiego hrabiego" ostatecznie nie przeczytałam (może kiedyś uda się nadrobić) to mam nieodparte wrażenie, że będzie on utrzymany w podobnym tonie, jak "W paszczy lwa". Oba tomy, choć zupełnie odrębne, spaja wątek pewnej przyjaźni. Otóż parą bohaterów części pierwszej są Jocelyn i hrabia Charles Winston, bliski przyjaciel Nicolasa, natomiast w trzeciej części opisana będzie relacja pomiędzy Charlotte Summers, przyjaciółką Catherine a lordem Jamesem Hamiltonem, kolejnym bliskim znajomym Devina. Ta ostatnia znajomość zaczęła już delikatnie się rozwijać pod koniec tomu drugiego, coś czuję, że będzie równie burzliwa, co relacja Cat i Nicolasa, a może nawet i bardziej.


Sardegna

"Szczęście all inclusive" Krystyna Mirek


posted by Sardegna on , , , , , ,

1 comment


Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 400
Moja ocena : 5/6
Fajnie jest sobie przypomnieć o ciepłej, słonecznej powieści, kiedy za oknem ponuro i chłodno. "Szczęście all inclusive" pani Krystyny Mirek to właśnie taka pozytywna, wakacyjna lektura, którą zabrałam ze sobą na sierpniowy urlop. Jednocześnie, jest to też jedna z pierwszych książek Autorki, a mnie udało się ją znaleźć w katowickiej księgarni Tak Czytam. Kiedy tylko zobaczyłam ją na półce, stwierdziłam, że nic lepiej nie wprowadzi człowieka w urlopowy nastrój, niż historia rozgrywającą się w ciepłym, śródziemnomorskim klimacie, w  słonecznej Grecji z opcją all inclusive w pakiecie.

Ta powieść ma kilku głównych bohaterów, jednak centralne miejsce zajmuje historia Beaty, którą od jakiegoś czasu prześladuje prawdziwy pech. Nie umie nigdzie zagrzać miejsca na dłużej, traci kolejną pracę i szansę na premię, pragnie stabilizacji, a niestety coraz częściej zaczyna dostrzegać mankamenty swojego wieloletniego związku. Choć jej relacja na pierwszy rzut oka wydaje się być udana, a Kacper, wysoko aspirujący dziennikarz, zdaje się być mężczyzną idealnym, tak naprawdę jednak jest to związek mocno toksyczny. Mężczyzna - wieczny chłopiec - wszystkie obowiązki dnia codziennego, łącznie z utrzymaniem domu, zrzuca na barki Beaty.
 
Nie dziwi więc, że kiedy kolejny raz przyszłość i bezpieczeństwo finansowe bohaterki stają pod znakiem zapytania, a Kacper nie wykazuje inicjatywy, aby swej ukochanej pomóc, Beata postanawia postawić wszystko na jedną kartę i dokonać mocnych zmian w życiu. Na początek organizuje wyjazd do sezonowej pracy za granicę, a dokładnie do Grecji, gdzie czeka na nią posada pokojówki. Początkowo pojawia się także pomysł, aby Kacper pojechał razem z nią, jednak kiedy ten wzbrania się, stwierdzając, że taka praca jest poniżej jego godności, dziewczyna utwierdza się w przekonaniu, że z tym mężczyzną przyszłości nie uda jej się zbudować. 
 
Beata rusza na południe, a na miejscu okazuje się, że jej decyzja o wyjeździe do Grecji byłą bardzo trafiona. Nie dość, że jej hotel ulokowany jest w cudnej greckiej miejscowości, to jeszcze praktycznie od razu natrafia na sympatycznych i pomocnych jej ludzi. Najlepiej dogaduje się z Agnieszką, wesołą i energiczną rodaczką, która w fachu pokojówki nie ma sobie równych. Świetnie rozumie się także z grecką szefową kuchni i jej synem, przystojnym Kostasem.

Kobieta wprawia się w pracy, odpoczywa, trochę flirtuje, jak to na wakacjach, i spędza czas z Agą i Kostasem, który swoją charyzmą i orientalną urodą zrzesza sobie uwagę wielu turystek. Dla trójki przyjaciół beztroski, wakacyjny czas, okaże się paradoksalnie przełomowym momentem w życiu. Kiedy turnus dobiega końca, każdy z bohaterów będzie musiał podjąć pewne decyzje. Ktoś znajdzie bratnią duszę, ktoś przekona się, że to, co robił do tej pory, nie jest tym, co chciałby kontynuować, ktoś zmieni swoje zdanie, co do rodzinnych tradycji i oczekiwań bliskich, ktoś inny pomyli przyjaźń z miłością, a jeszcze ktoś zakocha się w najmniej odpowiedniej osobie.

Oprócz wyżej wymienionej trójki, ważną postacią okaże się jeszcze jeden bohater, który pojawia się w Grecji pewny tego, że jego los jest już przesądzony i nic nowego w życiu go nie czeka. Na szczęście, los pisze przedziwne scenariusze i czasami daje nam w pakiecie prawdziwą opcję all inclusive, jeśli tylko uwierzymy, że na nią zasługujemy. 
 
"Szczęście all inclusive" to bardzo sympatyczna historia, która idealnie nadaje się na lekturę wakacyjną, ale właściwie można ją przeczytać w dowolnym momencie roku, naładowana jest bowiem pozytywną energią i dobrymi emocjami. Jest to jedna z moich ulubionych powieści Autorki, a przeczytałam ich już naprawdę sporo. Porównując także serie wychodzące spod ręki pani Krystyny Mirek, a powieści indywidualne, zdecydowanie wolę te drugie. 

Miłośniczek literatury kobiecej i fajnych, wakacyjnych historii z romansem w tle, nie będę musiała zapewne do tej książki namawiać. Podobnie, jak fanek twórczości pani Mirek. W tym roku na Targach Książki się z Autorką nie spotkamy, zostaje więc mile spędzony czas przy jej powieściach. I tego Wam serdecznie  życzę!  

Sardegna

"Hej, Jędrek! Znowu pod górkę? Rafał Skarżycki, Tomasz Lew Leśniak


posted by Sardegna on , , , , ,

No comments



Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 223
Moja ocena : 5/6

Seria o Jędrku to jedna z kolekcji Naszej Księgarni, którą kochają moje dzieci. Ania przeczytała komplet, Młody natomiast podszedł do tematu wybiórczo i przeczytał wybiórczo ze trzy tomy. Seria liczy sobie aktualnie siedem części: "Hej, Jędrek! Przepraszam, czy tu borują?", "Hej, Jędrek! Gdzie moja forsa?" "Hej, Jędrek! Kto tu rządzi?" "Hej, Jędrek! Masz cykora?", "Hej, Jędrek! Szukasz guza?", "Hej, Jędrek! Kłopoty z dziewczynami?" oraz powyższy "Hej, Jędrek! Znowu pod górkę?", natomiast na blogu znajdziecie wpisy na temat trzech ostatnich części.

Kolejny tom przygód szalonego bohatera jest utrzymany w podobnym klimacie, jak poprzednie. Jędrek nieustannie wpada w jakieś tarapaty, choć wcale tego nie chce. Na przykład w poniższym tomie jedzie na zwykły obóz karate. Jednak z wakacji, które miały być zupełnie zwyczajne, wychodzi przygoda życia! Trochę niebezpieczna, trochę męcząca, ale za to bardzo zabawna i pokręcona.

Jędrek kończy właśnie czwartą klasę i szykuje się spędzenia super wakacji w gronie przyjaciół. Wraz z ekipą, czyli Karolą i Witkiem jadą razem na obóz karate. Dzieciaki bardzo by chciały, żeby dołączył do nich również Gruby, ten jednak jest ze sportem na bakier, przyjaciele muszą więc wykazać się niezłym sprytem, żeby przekonać senseia Patryka do przyjęcia nowego członka grupy karateków. Jędrek tak się poświęca dla przyjaciela, że nawet gotowy jest poddać się karze zabrania telefonu i dobrowolnej pogadanki z dyrektorem.

Bohater w ogóle ma wielkie plany wobec nadchodzącego obozu. Ponieważ cała trójka trenuje już drugi rok, Jędrek ma zamiar zdobyć zielony pas. Do tego, obóz ma być ulokowany nad malowniczym Jeziorem Smęty w osadzie Smęty Wielkie. Na miejscu jednak okazuje się, że malowniczy hotel all inclusive to jednak nie ich miejscówka. Obóz ma bowiem swoją lokalizację po drugiej stronie jeziora, w wiosce Smęty Małe, w agroturystycznym gospodarstwie przypominającym skądinąd, stodołę.
 
Dzieciaki, zgodnie z hasłem przewodnim obozu "co cię nie zabije, to cię wzmocni", szukają pozytywów sytuacji. Siano wydaje się całkiem spoko miejscem do spania, okolica malownicza, można udać się na spacer, nawet woda, choć lodowata, w końcu nadaje się do kąpieli.
 
Kiedy jednak sensei Patryk ulega wypadkowi, sprawy przybierają nieoczekiwany obrót. Opiekunem młodych karateków zostaje pan Janek gospodarz, a ma on dość nietypowe podejście do spędzania wolnego czasu na obozie. Trzeba naprawić płot, pomalować stodołę, przynieść wody do kąpieli, posprzątać podwórko, atrakcji więc nie brakuje. Mile spędzony czas zakłóca jednak dziwna sprawa, ktoś kradnie cenną kurę z zagrody pana Janka. Ekipa Jędrka podejmuje się śledztwa, przy okazji odkrywając pewne fakty z młodzieńczego życia swego nowego opiekuna. 
 
Jakby tego było mało, Jędrek poniekąd zupełnie niechcący (jak zwykle zresztą), popada w konflikt z lokalsami, a kiedy w jego obronie staje pan Janek, historia zatoczy koło i doprowadzi do ostatecznego starcia pomiędzy odwiecznymi wrogami: Małymi i Wielkimi Smętami.

"Hej, Jedrek! Znowu pod górkę?" czyta się świetnie, a dzięki temu, że książka ma formułę komiksową, lektura nie zajmie dzieciakom wiele czasu, a sprawi prawdziwą frajdę.

Sardegna

Co będziemy czytać w listopadowej Trójce e-pik?


posted by Sardegna on

No comments

Dzień dobry! Czas zdecydować, co będziemy czytać w listopadowej Trójce. Nie wiem, jak Wy, ale ja mam ostatnio jakiś spadek energii. W sumie, w zaistniałej sytuacji nie powinno to być dziwne, mam jednak nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja.

W komentarzach poniżej zostawiajcie propozycje kategorii, które chcielibyście przeczytać w listopadzie. Przypominam, że nie powtarzamy opcji, które już wcześniej był wykorzystane (dla pewności TUTAJ znajdziecie zestawienie wszystkich Trójkowych kategorii, jakie do tej pory się pojawiły). Biorę pod uwagę pierwszych 10 opcji, a później w ankiecie na blogu i w grupie na Facebooku będziecie mogli wybrać swojego faworyta. Przypominam, że każdy uczestnik może oddać maksymalnie 3 głosy. Zapraszam do zabawy i proponowania swoich kategorii.
 
***
 
AKTUALIZACJA. Poniżej znajduje się dziesięć propozycji, wybieracie trzy z nich. Jeżeli ktoś oddał głosy w fb grupie, nie musi tego robić tutaj, albo odwrotnie. Zachęcam do przyłączania się nowych osób. Nasza Trójka e-pik to fajna sprawa. Nie trzeba pisać notek, sami dobieracie sobie lektury. U nas liczy się tylko dobra zabawa! Zapraszam serdecznie

American Dream
Przeterminowana nowość, czyli książka wydana w 2019
Dokończyć rozpoczęte
Książkowa terapia
Kobieta w tytule
Tematyka żywdowska
Książka popularnonaukowa o zwierzętach
Miejska dżungla
4 pory roku
Halloween w tytule 

Sardegna

"Tam, gdzie czekał anioł" Dorota Schrammek


posted by Sardegna on , , , , ,

No comments


Wydawnictwo: Szara Godzina
Liczba stron: 272
Moja ocena : 4/6
 
 
W tym roku sukcesywnie realizuję swój przeczytania jak największej ilości książek "Z półki", czyli tych, zalegających w mojej biblioteczce od co najmniej roku. Kilka takich zaległych lektur wzięłam ze sobą na urlop, a od września, idąc za ciosem, postanowiłam tą tendencję jeszcze trochę utrzymać.
 
Na początku września wzięłam się za powieść Doroty Schrammek, "Tam, gdzie czekał anioł". Książkę znalazłam w pakiecie przeznaczonym dla blogerów, przy okazji którychś z Targów Książki, a tak się akurat złożyło, że Autorkę kojarzyłam z dość dużej aktywności na Facebooku, stwierdziłam więc, że lepszej okazji na poznanie jej twórczości, nie będzie.
 
Powyższa książka to całkiem ciekawa opowieść, która wbrew oczekiwaniom, nie jest głupiutkim czytadłem, tylko słodko-gorzka obyczajówką, poruszająca różne problemy i dylematy dojrzałej kobiety, pracującej za granicą. Beata decyduje się na tak radykalny krok, nie ma bowiem zbyt wielu zobowiązań w Warszawie. Jej dzieci są już dorosłe, mają swoje sprawy, a z mężem nie układa jej się najlepiej, kobieta postanawia zmienić trochę otoczenie, przy okazji co nieco zarobić. Beata odpowiada więc na ofertę pracy, która polegać ma na zajmowaniem się starszym małżeństwem zamieszkującym małe niemieckie miasteczko Ueckermünde, leżące blisko polskiej granicy. Jej zadaniem będzie opiekowanie się państwem Muller, towarzyszenie im w codziennych sprawach, a w razie czego pomoc w załatwianiu sprawunków na mieście. 
 
I choć początkowo kobieta niepewnie odnosi się do perspektywy nowej pracy, spotyka się także z wyraźnym sprzeciwem męża i teściowej, co do swoich planów, jest też pełna obaw o to, jak będą układać się jej relacje z pracodawcą, czyli Andreasem, synem starszego małżeństwa, ostatecznie stawia na swoim i niezwłocznie jedzie do Niemiec.
 
Na miejscu okazuje się, że większość jej obaw jest bezpodstawna. Wprawdzie społeczność Ueckermünde, składająca się z Niemców i Polaków, którzy albo mieszkają za granicą już jakiś czas, albo dojeżdżają  do niemieckiej pracy, jest dość specyficzna, ale ludzie są jej przyjaźni i chętnie służą pomocą. Codzienność w Niemczech, choć tak podobna do polskiej, różni się bardzo mentalnie. Zachodni sąsiedzi cechują się zupełnie innym stylem bycia, wartościami i podejściem do pewnych spraw. To co w Polsce wydaje się być ważne i to jest oczywiste, niekoniecznie takie jest w Niemczech. I odwrotnie, rzeczy które zupełnie nie mają znaczenia w naszym kraju, dla sąsiada są wyjątkowo istotne.
 
Początkowo Beata nie potrafi się w tym odnaleźć i poradzić sobie z obcą jej mentalnością, ale z każdym kolejnym tygodniem coraz bardziej przyzwyczaja się do swoich pracodawców, do Andreasa, który jest bardzo pomocnym człowiekiem, do mieszkańców Ueckermünde, ich dziwactw i czasami niespotykanych pomysłów. To właśnie za granicą, z dala od domu, Beata uświadomi sobie pewne prawdy o samej sobie, a także o swojej rodzinie.
 
Co ciekawe, oprócz wątku głównego, związanego z historią Beaty, sporo miejsca w książce poświęcono, aby ukazać życie naszych rodaków za granicą. Niektóre z opisanych sytuacji pokazują pobudki, dzięki którymi Polacy zdecydowali się na wyjazd do Niemiec, inne, w jaki sposób odnajdują się w tej, skądinąd, obcej rzeczywistości.
 
Jednym słowem, "Tam, gdzie czekał anioł"  to całkiem w porządku opowieść, mam jednak co do niej parę uwag. Rozumiem zamysł Autorki, która chciała w jak najbardziej dokładny sposób przedstawić życie kobiety na obczyźnie, rozdartej między dwoma krajami (z tego co kojarzę, to również sama Autorka po części takie życie prowadzi, więc temat jest jej bliski), jak dla mnie jednak ta powieść zawiera zbyt wielu bohaterów drugoplanowych, towarzyszących głównej bohaterce, ale niewiele wnoszących do fabuły. Podobnie sprawa wygląda z wieloma wątkami pobocznymi, które nie.zostały rozwinięte, albo pojawiły się na moment, nie wpływając właściwie na tok wydarzeń. Największy problem miałam jednak z rozwlekłymi, zupełnie zbędnymi opisami prozaicznych czynności - to zawsze bardzo mnie męczy w polskich powieściach.
 
Jeżeli jednak nie zrażacie się powyższymi uwagami i macie ochotę na polsko - niemiecką powieść, lektura książki pai Doroty Schrammek powinna być dla Was satysfakcjonująca. 
 

  Sardegna

"Opowieści z Narnii. Ostatnia bitwa" C.S.Lewis


posted by Sardegna on , , , , , , ,

No comments


Wydawnictwo
: Media Rodzina
Liczba stron:  198
Moja ocena : 5/6
 
I stało się. Seria "Opowieści z Narnii" właśnie dobiegła końca, a ja będę musiała się teraz nieźle namęczyć, aby sprostać wymaganiom Młodego i zapewnić mu na tyle atrakcyjną historię, żeby dała mu choć namiastkę Narnii i spełniła jego czytelnicze oczekiwania.
 
Zanim przejdę do konkretów i podsumowania ostatniego tomu całej serii, muszę nadmienić, że jeżeli potraktowalibyśmy "Ostatnią bitwę", jako indywidualny tom i porównali go z poprzednimi częściami, to poza zakończeniem, które faktycznie jest genialne i świetnie kończy cały cykl, fabuła nie należy do najciekawszych. Zanim historia doprowadzi czytelnika do końca, będzie mocno rozwlekła i nieźle pokręcona, ale w sumie, jakież to ma znaczenie, kiedy w ten sposób zbliżamy się do podsumowania całości?
 
Wybaczamy więc z dzieciakami wszystkie niedociągnięcia tego tomu i cieszymy się, że mogliśmy być czytelnikami tak niezwykłej serii, rozbudzającej wyobraźnię i wzbudzającej tak ogromne emocje.
 
Chronologicznie "Ostatnia bitwa" faktycznie jest ostatnią z przygód w Narnii. W krainie rządzi aktualnie król Tirian, wnuk króla Riliana, znanego czytelnikom ze "Srebrnego krzesła". Panowanie Tirana przypada na ciężkie czasy w dziejach Narnii, w krainie jest bowiem bardzo niespokojnie, a wszystko za sprawą plotek, jakoby Aslan zaczął wydawać jej mieszkańcom dziwne polecenia. A to podobno kazał wyciąć las pełen driad, więzić mówiące zwierzęta i przymuszać je do ciężkiej, katorżniczej pracy na rzecz odwiecznego wroga, Taszy z Kalormenu, oczekując bezwzględnego posłuszeństwa i surowo karząc niezdyscyplinowanych Narnijczyków.
 
Większość mieszkańców krainy nie wierzy w to, jakoby te dziwne polecenia wydał sam Aslan, zawsze dobry, sprawiedliwy i uczciwy władca. Węszą więc oni spisek i próbują przeciwstawić się szaleństwu,  buntownicy szybko jednak zostają schwytani i uwięzieni. Osadzony, jako wróg Narnii zostaje także król Tirian, który stara się nakłonić Narnijczyków do zachowania spokoju, ale jednocześnie sprzeciwienia się dziwnym poleceniom i odkrycia, kto stoi za tymi przedziwnymi rozkazami.
 
W tej trudnej sytuacji, na pomoc krainie przybywają dzieciaki znane z przygody w "Srebrnym krześle", Julia i Eustachy, którzy jako ostatni byli w Narnii ratując z opresji dziadka Tiriana, króla Riliana. Bohaterowie, z pomocą zwierzęcych sojuszników, nie wierzących w nagłą metamorfozę Aslana, postanawiają walczyć z niewidzialnym wrogiem i zrobić wszystko, aby odkryć kto lub co stoi za podłymi plotkami i wrogimi działaniami wobec Narnii.
 
Prawda doprowadzi bohaterów do pewnej starej szopy, a ponieważ w tej opowieści nic nie jest takie, na jakie wygląda, wnętrze szopy skrywać będzie wielką tajemnicę i okaże się być czymś znacznie bardziej niesamowitym, niż można sobie wyobrazić.
 
Aslan ostatecznie przybędzie na ratunek swoim poplecznikom, da też odpowiedź na wszystkie nurtujące ich pytania. I właśnie to ostatnie pojawienie się Aslana będzie początkiem końca i przyniesie finał tej opowieści. Finał, który poruszy wszystkich miłośników serii, sprawi, że trudno będzie zabrać się za nową lekturę, bo każda kolejna wydawać się będzie mało emocjonująca i płytka.
 
Zakończenie jest powalające! Długo dyskutowaliśmy z Młodym po skończonej lekturze, wracaliśmy do poszczególnych wątków, wyjaśniliśmy ewentualnie niedomówienia. Mój Syn dopytywał, dziwił się, wracał pamięcią do poprzednich tomów (a pamięć ma zaskakująco świetną, jeśli mu się coś podoba), ostatecznie stwierdził, że to były wspaniałe książki i już pewnie takich nigdy więcej nie przeczytamy.

No i teraz moja w tym rola, żeby zaproponować mu coś, co przynajmniej da mu namiastkę "Opowieści z Narnii" i pokaże, że świat pełen jest takich cudownych książek. 
 
Na koniec chciałam tylko podzielić się z Wami pewnym przemyśleniem: lektura cyklu "Opowieści z Narnii" to najwspanialsza podróż literacka, jaką odbyłam ze swoimi dziećmi. I takich wrażeń z odkrywania historii wraz ze swoimi pociechami, wszystkim serdecznie Wam życzę!
 
Sardegna

"Obsesja" Adrian Bednarek


posted by Sardegna on , , , , , ,

4 comments

 
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 544
Moja ocena : 5/6
 
UWAGA!  Ten tekst może zawierać spojlery! Jest to bowiem druga część cyklu, ściśle łącząca się z częścią pierwszą, czyli "Inspiracją"
 
***

Jakiś czas temu pisałam o "Inspiracji", czyli mrocznej powieści Adriana Bednarka, bardzo emocjonującym thrillerze, rozgrywającym się w naszych polskich realiach. Choć książka ma dość konkretne zakończenie i mogłaby być właściwie indywidualną opowieścią, jej bohater, jak sam Autor stwierdził, zaczął żyć własnym życiem. Stąd też pojawienie się pomysłów na kolejne części jego przygód było tylko kwestią czasu. 
 
I faktycznie, cztery miesiące po premierze części pierwszej, możemy już czytać kontynuację, a powiem Wam, że naprawdę warto po nią sięgnąć, bo będzie to niezła jazda bez trzymanki! 
 
Młody pisarz horrorów i krwawych thrillerów, Oskar Blajer nie może otrząsnąć się po śmierci ukochanej Luziy Ostrowskiej. Chłopak popada niemal w obłęd, nie umiejąc poradzić sobie z bolesnymi wspomnieniami i ze świadomością, że już nigdy nie spotka się z miłością swojego życia. Piękne chwile mieszają się mu w głowie z tymi tragicznym. W umyśle tkwią momenty walki z "Łowcą Nimfetek" i to, co wydarzyło się później, kiedy chłopak był bezpośrednim świadkiem zabójstwa Luizy.
 
Z traumą teoretycznie pomaga mu się zmierzyć psychiatra, doktor Marta Makuch, tak naprawdę jednak jej terapia niewiele pomaga. Kobieta sama ma bowiem obsesję na punkcie swojego pacjenta, znacznie wykraczającą poza ramy prawidłowej relacji terapeutycznej. Oskar świadomy faktu, że doktor Makuch ma wobec niego inne zamiary, niż powinna, w taki sposób steruje terapią, aby osiągnąć tylko i wyłącznie swoje cele, choć kosztuje go to sporo nerwów.
 
Jakby tego było mało, do chłopaka odzywa się z prośbą o rozmowę, zamknięty w więzieniu o zaostrzonym rygorze, seryjny zabójca Kobra, który przed laty zamordował na oczach Oskara jego matkę. Psychopata wyraźnie szuka kontaktu z młodym pisarzem, ma mu bowiem coś ważnego do przekazania. 
 
Oskar miota się pomiędzy fejkową terapią, Kobrą, a obsesyjną tęsknotą za ukochaną, nie dziwi więc fakt, że jest strzępkiem człowieka, choć przed znajomymi uda je, że wszystko u niego w porządku. W końcu jednak miarka się przebiera i chłopak staje się gotowy na wszystko, aby odzyskać dawną kochankę, nawet, jeśli ceną za jego spokój będzie niebezpieczny plan stworzenia sobie nowej Luizy.
 
Bohater uwikłany w najmroczniejsze demony, postanawia stać się człowiekiem, z jakim przez całe życie walczył, a wszystko po to, aby móc na nowo cieszy się obecnością miłości swojego życia. Po wielotygodniowym stalkingu, decyduje się porwać młodą dziewczynę, łudząco podobną do zmarłej kochanki i siłą upodobnić ją do Luizy. Tym oto sposobem staje się Kobrą i "Łowcą Nimfetek" w jednym, a wszystko w co wierzył i o co walczył, zostaje porzucone na rzecz mrocznych żądz.
 
Blajer nie cofnie się przed niczym, żeby jego obsesja mogła znaleźć ujście, nawet jeśli będzie to zlikwidowanie wszystkich stojących mu na drodze przeciwników.
 
Chyba nie ma powieści, w której bohater tak bardzo skręcił z początkowo obranej ścieżki, choć jak się człowiek zastanowi, to faktycznie ta metamorfoza nie jest wcale taka zaskakująca. Oskar już w  "Inspiracji" zachowywał się co najmniej nieszablonowo i nie był do końca pozytywną postacią, mimo to dało się go lubić. W drugiej części (i to jest ciekawa sprawa, a jednocześnie mocno niepokojąca), mimo że czytelnik zdaje sobie sprawę, że Blajer jest bohaterem negatywnym, opętanym, nieobliczanym, nie potrafi zachowywać się racjonalnie i powinno się go jak najszybciej osadzić w zamknięciu, to jednak w jakiś sposób (słowo "kibicuje" byłoby tutaj niewłaściwe) śledzi jego poczynania z zainteresowaniem.
 
Zastanawiam się, czy w kolejnej części może zdarzyć się coś, co sprawi, że wróci on na dobrą ścieżkę, a jego los nie będzie przesądzony. Po zakończeniu "Obsesji" można się tego w pewnym stopniu spodziewać, choć wydaje mi się, że Oskar trafił w końcu na godnego siebie przeciwnika, który może zmienić dalsze losy tej gry na niekorzyść bohatera.
 
Ciekawa to historia, zarówno pod względem fabularnym, jak i psychologicznym, trzeba jednak zaznaczyć, że momentami jest dość brutalna i bezpośrednia, co może nie wszystkim odpowiadać. Na plus na pewno należy Autorowi przyznać, że świetnie oddał chaos, który zakotwiczył się w głowie głównego bohatera, a będzie tam naprawdę niezła sieczka!
 
Sardegna

"Ja, diablica", "Ja, anielica" Katarzyna Berenika Miszczuk


posted by Sardegna on , , , , , , ,

4 comments

We wrześniu Wydawnictwo W.A.B wznowiło popularną serię Katarzyny Bereniki Miszczuk, składającą się z trzech tomów: "Ja, diablica", "Ja, anielica" oraz "Ja, potępiona", wzbogaconą o czwarty, nowy tom "Ja, ocalona". Czytałam wiele powieści Autorki ("Ja cię kocham, a ty miau!", "Pustułka", "Obsesja", "Paranoja" "Druga Szansa",  "Szeptucha", "Noc kupały", "Żerca", ""Przesilenie" ), ale powyższej serii jeszcze nie miałam okazji. 
 
Tytuły te jednak, gdzieś tam przewijały się przed moimi oczami. Zwłaszcza bardzo widoczne były na Targach Książki, gdzie czytelniczki ustawiały się po autograf w kilometrowych kolejkach do pani Miszczuk, dzierżąc w dłoniach właśnie tę serię. Wznowienie trylogii i wydanie kontynuacji stało się dla mnie idealnym pretekstem, aby w końcu ją przeczytać i przekonać się, czy faktycznie jest taka interesująca, jak wiele osób sądzi.
 
Jak na razie, za mną są dwa pierwsze tomy serii, "Ja, diablica" i "Ja, anielica", ale, jak na razie to wystarczy mi na wyciągnięcie pewnych wniosków, które, jak sądzę dotyczyć będą całej tetralogii. 

Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron: 416/416
Moja ocena : 4/6
 
Na początku muszę zaznaczyć, że historia ta jest zabawną, napisaną z przymrużeniem oka, opowieścią, skierowaną do grupy docelowej, określanej jako young adult. Nie należy więc sobie zbyt wiele po niej oczekiwać. I nie chodzi mi tutaj o fakt, że ma bawić młodych dorosłych, dlatego osoby starsze nie będą umiały się nią cieszyć. To nie o to chodzi. Seria ta po prostu dostarczy nam rozrywki z pogranicza wielu gatunków (sama nie umiem określić, czego jest tutaj więcej, czy paranormalnego romansu, fantastyki, czy kryminału), ale oprócz takiego chwilowego, mało ambitnego resetu nie wniesie zbyt wiele do naszego czytelniczego życia. 
 
Co więcej, nie ma sensu doszukiwać się w tej serii logiki, ani sensownego zachowania głównych bohaterów. Tutaj może zdarzyć się wszystko, i jeszcze więcej. Wydarzenia się po prostu dzieją, a czytelnik ma wrażenie, jakby przeskakiwał z jednego kanału telewizyjnego na drugi, próbując połapać to wszystko, ale tak naprawdę dawno już przestał starać się odnaleźć w tym większy sens.

Jeżeli jednak Was nie zniechęciłam i ciągle macie ochotę dowiedzieć się, co to za szaloną serię napisała Katarzyna Berenika Miszczuk, zapraszam do dalszej lektury.
 
Studentka Wiktoria Biankowska zostaje zamordowana wracając z imprezy. Ktoś godzi ją śmiertelnie nożem, a Wiki trafia wprost w zaświaty, a dokładnie do piekła. Nie jest to jednak miejsce tak straszne, jak mogłoby się wydawać. Okolica spokojna, ludzie przyjaźni, miasto Los Diablos specjalizuje się w imprezach i dość luźnym spędzaniu czasu, głównie w modnych klubach i eleganckich restauracjach, więc można się rozerwać. Wiktoria od razu więc aklimatyzuje się w nowej rzeczywistości, tym bardziej, że otrzymuje przystojnego opiekuna, diabła Beletha, który ma jej pomóc się zorganizować i przygotować do nowej pracy. 
 
Wiktoria w piekle ma do spełnienia bardzo ważne zadanie, ma stać się diablicą, która dokonuje targu o ludzkie dusze. Dziewczyna stara się jak najlepiej wykonywać swoją nową pracę, zwłaszcza, że nad wszystkim czuwa ostry i wymagający szef wszystkich diabelskich szefów, czyli sam Lucyfer.  
 
Diablicy czas mile płynie, zaprzyjaźnia się z innymi mieszkańcami piekła, piękną Kleopatrą (tak, dokładnie tą Kleopatrą), diabłem Azazelem, Belfegorem, czy samą Śmiercią. Ma też możliwość powrotu na Ziemię i udawania zwykłej śmiertelniczki, z czego skwapliwie korzysta, bowiem w Warszawie czeka na nią wiele niedokończonych spraw, głównie miłosnych.  Od dłuższego czasu jest beznadziejnie zakochana w koledze z roku, Piotrku, który totalnie ją ignoruje. Wiktoria postanawia za wszelką cenę zdobyć miłość Piotra i wycisnąć ze swojego ziemskiego życia tyle, ile da radę, tym bardziej, że w piekle nie dzieje się najlepiej, a jej diabelscy przyjaciele coś ukrywają. 
 
Dziewczyna odkrywa, że jej śmierć nie była przypadkowa, a jej pojawienie się w piekle ma drugie dno. Ktoś wyraźnie ma cel w tym, aby Wiktoria, obdarzona swoją drogą, wyjątkowo rzadką "iskrą bożą", pojawiła się w piekle i swoim temperamentem zrobiła niezłe zamieszanie. Czy diablica da mu tą satysfakcję? 

Zakończenie tomu pierwszego jest na tyle interesujące, że czytelnik od razu ma ochotę sięgnąć po tom drugi, który tym rozgrywa się na przeciwległym biegunie, czyli w niebie.
 
Po ustabilizowaniu sytuacji życiowo uczuciowej, Wiktoria spędza czas na Ziemi z ukochanym Piotrkiem. Niestety, a może stety, w jej otoczeniu znowu pojawia się Beleth, który namawia ją na kolejną niebezpieczną akcję. W związku z tym, że dziewczyna posiada wyjątkową moc, tylko ona może przywrócić upadłym aniołom skrzydła, którzy tylko czekają na moment, żeby móc wrócić do Arkadii. Beleth i Azazel nie byliby jednak sobą, gdyby nie zabrali ze sobą swej przyjaciółki. 
 
Co może zrobić diablica - anielica Wiktoria w niebie? Oczywiście wzniecić zamieszkanie, jakiego jeszcze zaświaty nie widziały, uratować świat od opętanego rządzą władzy, anioła, zerknąć do jeziora przepowiadającego przyszłość, a przy okazji spotkać się z ukochanymi, dawno nieżyjącymi już rodzicami.
 
O co tyle hałasu?

Cykl "Ja, diablica" to z założenia historia pół żartem - pół serio, charakteryzują się zakręconą fabułą, zabawnymi scenkami sytuacyjnymi i nietypowym miejscem akcji. Tak, jak pisałam, tutaj może zdarzyć się wszystko, to nie jest jednak mój zarzut, bowiem takie lekkie powieści, zwłaszcza skierowane dla młodych czytelników rządzą się własnymi prawami. Dla mnie istotniejsze jest jednak to, że cała fabuła opiera się na dość infantylnym stylu, banalnych dialogach i standardowym typie osobowości głównej bohaterki, występującym niestety w książkach Katarzyny Bereniki Miszczuk. 
 
Pisałam już o tym przy okazji innych powieści Autorki, mam bowiem wrażenie, że to ich główny problem. Wszystkie jej bohaterki pierwszoplanowe są niemal identyczne. Nie ważne, czy to Gosława z "Szeptuchy", doktor Joanna Skoczek z "Obsesji", czy Wiki z "Diablicy", wszystkie przypominają raczej roztrzepane nastolatki, niż dorosłe, świadome siebie kobiety. Co gorsza, wypowiadają się w podobny sposób, mają zbliżony do siebie temperament i styl bycia. Są generalnie swoimi kopiami. To niestety jest bardzo męczące, zwłaszcza czytając kolejną historię, w której bohaterka jest praktycznie taką samą postacią, jak wcześniej.
 
Ja akurat podchodzę do tematu na luzie, traktując tę historię, jako lekką, niezobowiązującą, momentami naprawdę zabawną opowieść o szalonej polskiej studentce, która nawet w piekle i niebie umie nieźle namieszać, jednak jeśli ktoś szuka innego typu rozrywki, fantastyki, albo romansu podchodzącego do sprawy nieco bardzie poważnie, to w tych książkach tego nie znajdzie. 
 
Przede mną jeszcze dwa tomy "Ja, potępiona" i najnowszy "Ja, ocalona". Czy je przeczytam? Jasne! Nic tak mnie nie relaksuje, jak szalona historia. Może niekoniecznie logiczna, ale na pewno nieszablonowa.

Sardegna