Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 201
Moja ocena : 6/6
Nasza przygoda z "Opowieściami z Narnii" powoli dobiega końca. Właściwie to wieczorami kończymy już czytać siódmy tom serii, czyli "Ostatnią bitwę" i będziemy mogli pożegnać się z bohaterami, którzy towarzyszyli nam od dobrych paru miesięcy. Zanim jednak do tego dotrze, zapraszam do zapoznania się z notką na temat tomu przedostatniego, którego w ferworze ostatnich obowiązków nie miałam jeszcze okazji opisać. "Siostrzeniec czarodzieja" to opowieść wyjątkowa pod wieloma względami, jednak to, co ją najbardziej wyróżnia na tle poprzednich, to przedstawienie historii w postaci retrospekcji i cofnięcie się do wydarzeń, które właściwie zapoczątkowały wszystkie kolejne.
Ta część przenosi czytelnika w
przeszłości, kiedy to magiczna kraina zwana Narnią jeszcze nie istniała, i mam tutaj na myśli dosłowność tego faktu, a nie to, że nie było jej w świadomości bohaterów. Wtedy to para dzieciaków, Digory i Pola wplątują się w niebezpieczną przygodę zainicjowaną przez krewnego chłopaka, wujka Andrzeja, a w konsekwencji będą świadkami stworzenia niesamowitego miejsca - serca całej tej fantastycznej serii.
Wuj Digory'ego, Andrzej, para się
magią i uważa się za znakomitego czarodzieja. Pracuje on nad metodą
przemieszczania się w czasie i przestrzeni, ale ponieważ
sam jest zbyt tchórzliwy, aby sprawdzić skuteczność swego eksperymentu, wysyła w
nieznane dzieciaki. Pola i Digory wyposażeni w magiczne pierścienie
pozwalające im na ewentualny powrót, rzucone w wir
niesamowitych wydarzeń i miejsc, tak wyjątkowych i magicznych, że nawet
im się o nich nie śniło, stają się świadkami powstania Narnii. Jednak zanim do tego
dojdzie będą mogli odwiedzić inne wymiary i zmierzyć się z nieznanym
dotąd światu, niebezpieczeństwem.
Nie chciałabym zdradzać, jakie przygody przydarzą się dzieciom po przekroczeniu granicy pomiędzy światami, ani tego, jak doszło do samego powstania Narnii, bo to, że stworzył ją lew Aslan wydaje się być oczywiste. Podpowiem tylko, że ta część okaże się być kluczowa dla zrozumienia całej istoty serii, wyjaśni czytelnikom, skąd się wzięła na
przykład latarnia, tak dobrze znana z części pierwszej, jak doszło do
tego, że Piotr, Zuzanna, Łucja i Edmund trafili do Narnii za pomocą
magicznej szafy i skąd się wzięły mówiące zwierzęta. Dowiemy się też, w jaki sposób Aslan stworzył tą krainę, i kto był jej pierwszym królem (i podpowiem, że nie był to Digory).
"Siostrzeniec czarodzieja" to po prostu taki zapis historyczny tego, co działo się w Narnii od początku jej stworzenia, aż do czasu, kiedy trafiło do niej rodzeństwo Pevensie. Ta część będzie niesamowicie ważna, przede wszystkim dla miłośników serii. Pomoże usystematyzować pewne wiadomości i poukłada wątki, które do tej pory nie miały konkretnego początku.
Nie mogę się nadziwić, jak tom, który według chronologii powinien być przeczytany na samym początku, został zaprezentowany dopiero, jako szósty. Jak daleko perspektywicznie musiał sięgnąć Autor, że zaplanował taką niespodziankę dla swoich czytelników. Jaką wyobraźnią dysponował, aby w taki sposób
zaplanować fabułę, pogmatwać ciąg przyczynowo-skutkowy, albo na bieżąco go modyfikować.
Początkowo te zmiany mogą nieco pomieszać w głowach czytelników, ostatecznie jednak wymuszają na niech przeanalizowanie sytuacji, poukładanie wątków,
przemyślenie fabuły, stanowią więc nie lada rozrywkę i wielki
czytelniczy bonus. Mistrzostwo, po prostu!
Moje dzieci były pod niesamowitym wrażeniem tego tomu,
zwłaszcza Młody, który jest wielkim fanem serii. A ja, choć w dzieciństwie nigdy nie czytałam "Opowieści z Narnii", teraz nadrabiam zaległości i bawię się świetnie! Bardzo się cieszę, że moje dzieci złapały bakcyla Narnii, bo dzięki temu mogę się emocjonować się lekturą na równi z nimi. A nawet trochę więcej!
Przeczytaj również:
Sardegna
Pewnie wstyd się przyznać, ale nigdy nie czytałam tej serii i jakoś mnie do niej nie ciągnie. Pewnie kiedyś nadrobię z dzieciakami.
OdpowiedzUsuńDzieci są fajnym bodźcem do ponownego czytania tego co nam w dzieciństwie umknęło albo co chcielibyśmy powtórzyć, ale nigdy nie mamy na to czasu :)
OdpowiedzUsuń