Archive for czerwca 2017

"Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia" Dominik Szczepański, Piotr Tomza


posted by Sardegna on , , , , , ,

4 comments


Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 320
Moja ocena : 6/6

Mam nadzieję, że nie znudziliście się jeszcze moimi wpisami na temat książek z kategorii literatury wysokogórskiej. To ostatnio moja ulubiona tematyka, więc sporo ich pojawiło się w ciągu ostatnich miesięcy. Powyższa książka będzie akurat jedną z moich zaległości i to taką sporą, bowiem "Nangę Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia" przeczytałam w grudniu 2016. Kiedy jednak kończyłam rok czytelniczy i robiłam podsumowanie na blogu, nie zdążyłam opisać jedynie tej książki, przełożyłam zatem wpis na jej temat na nowy rok. I tak oto, pół roku później...jest.

Książka ma dwóch autorów - dziennikarzy, zajmujących się sportem i tematyką wysokogórską: Piotra Tomzę i Dominika Szczepańskiego, którego to akurat miałam okazję poznać osobiście na spotkaniu autorskim w Tychach z Adamem Bieleckim. Dominik Szczepański jest współautorem "Spod zamarzniętych powiek", świetnej książki, jednej z najlepszych z tej kategorii, jaką przyszło mi czytać. Przed spotkaniem w Tychach zupełnie wyleciało mi z głowy, że na miejscu będzie także dziennikarz. W przeciwnym razie wzięłabym ze sobą "Nangę..." do podpisu. Na spotkaniu przyznałam się do tego, pytając pana Szczepańskiego, czy będzie może obecny na targach, żebym mogła swój błąd naprawić. Ten jednak stwierdził, że jego postać i książka nie są chyba na tyle popularne, żeby promować się na TK. Pozwolę się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.

Tak, jak powiedziałam, książka składa się z przeplatających się relacji dwóch dziennikarzy, będących świadkami zdobywania po raz pierwszy Nangi Parbat zimą. Piotra Tomza towarzyszył wyprawie "Nanga Dream 2015/2016 Justice for all" od strony doliny Rupal, natomiast Dominik Szczepański przebywał w bazie z większą grupą himalaistów, próbujących zdobyć górę od strony doliny Diamir. 

Grupa "Nanga Dream", czyli ekipa młodych wspinaczy, niezrzeszonych z Polskim Himalaizmem Zimowym, pod kierownictwem Marka Klonowskiego, składa się z prawdziwych pasjonatów, ludzi pełnych werwy, wiary w sukces, ale jednak amatorów, w porównaniu z profesjonalnymi ekipami z doliny Diamir. Ta grupa próbuje zdobyć górę na własnych warunkach.

Paweł Dunaj, Michał Dzikowski, Paweł Witkowski, Tomasz Dobkowski, Paweł Kudła i Marek Klonowski, własnym sumptem, z dofinansowaniem społecznym, wielkimi chęciami i niepohamowaną energią, chcą po raz pierwszy wejść zimą na szczyt. Ich wyprawa, trochę spontaniczna, pełna jest pasji i opiera się raczej na dobrej zabawie niż na nacisku, że górę trzeba koniecznie w tym sezonie zdobyć. Jako że mało kto daje im większą szansę na powodzenie wyprawy, to tylko wzmaga w chłopakach chęć udowodnienia, że dadzą radę.

Po stronie Diamir wspinają się profesjonaliści. Cztery zespoły jednocześnie próbują po raz pierwszy zimą stanąć na szczycie Nangi. Ich poczynania obserwuje z pierwszej ręki Dominik Szczepański. Pierwszy zespół tworzy Adam Bielecki i Jacek Czech - para dobrze już znana. Adam Bielecki, zimowy zdobywca Broad Peak i Gasherbrum I oraz jego partner Jacek Czech, jego pierwszy instruktor wspinaczki, tworzą ekipę "Nanga Stegu Revolution 2015/16". Planują oni zdobyć górę stylem alpejskim, aklimatyzując się już wcześniej w Ameryce Południowej. 
Drugi zespół to Simone Moro i Tamara Lunger, mocny duet, opierający się na doświadczeniu Moro (jako pierwszy wszedł zimą na trzy ośmiotysięczniki) i młodości Tamary.
Trzeci skład to Alex Txikon, Daniele Nardi i Muhammad Ali Sadpara - ekipa "Nanga Parbat Winter Expedition 2015/2016".  Natomiast zespół czwarty to Tomasz Mackiewicz i Elizabeth Revol, para najbardziej ekstrawagancka, pełna sprzeczności, która o dziwo, świetnie się w górach dogaduje. 

I tak obaj dziennikarze, będący na miejscu w bazach po obu stronach góry, obserwują przez kilka miesięcy zmagania pięciu ekip z ośmiotysięcznikiem. Czas ten obfituje nie tylko w sukcesy i porażki wspinaczkowe, wzajemną współpracę i pozytywne relacje między uczestnikami, a także animozje, niedomówienia i swoistą rywalizację o pierwszeństwo na szczycie.

"Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia" jest chyba pierwszą książką wysokogórską (z tych, które czytałam), opisującą himalaizm zimowy od tej niekoniecznie wzniosłej strony. Nie da się, w zapisie przygotowań do pierwszego zimowego zdobycia Nangi, nie zauważyć analogii do wyścigu, choć wszyscy zainteresowani temu zaprzeczają, wnioski nasuwają się same.

Powyższa książka ma dla mnie trochę inne znaczenie, niż wszystkie, dotychczasowo przeczytane w tym temacie. Jest taka trochę słodko - gorzka i burzy moją "równowagę emocji", jaką wywołuje w mnie literatura wysokogórska. Nie zmienia to jednak faktu, że oceniałam ją na 6 i wzbogacę nią mój zbiór książek o górach w domowej biblioteczce.

Sardegna

"Kiedy będziemy deszczem" Dominika van Eijkelenborg


posted by Sardegna on , , , ,

2 comments


Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron:  432
Moja ocena : 6/6


Raz na jakiś czas trafia mi się zupełnie niepozorna książka. Historia, która z założenia ma być zupełnie przeciętna, ma za zadanie umilić mi czas i dostarczyć rozrywki na jeden wieczór. W rzeczywistości jednak okazuje się być czymś więcej. Czymś po prostu niesamowitym!

"Kiedy będziemy deszczem" to taka właśnie książka. Historia, reklamowana jako kryminał, czy nawet thriller, o dość średniej, sami przyznacie, okładce, okazuje się być genialną powieścią psychologiczną, ale faktycznie nie przemawiającą do każdego czytelnika. Jeżeli ktoś więc nastawi się na lekturę kryminalnego śledztwa i wartko toczącą się akcję, może się srogo rozczarować. "Kiedy będziemy deszczem" to leniwie tocząca się opowieść, ale z każdą kolejną stroną odkrywa ona przed czytelnikiem niesamowite emocje. Tak właściwie ta książka jest jedną, wielką, żarzącą się kulą emocji, sprytnie ukrytą między wierszami.

Mam jednak wrażenie, że powieść ta skierowana jest do konkretnej grupy odbiorców, do osób, które mogą z tą historią się w jakiś sposób zidentyfikować. W takim wypadku treść trafia do czytelnika z wielką siłą, z różnych powodów staje się wtedy dla niego ważna, bliska i może tkwić w świadomości na długo po zakończonej lekturze. Dla czytelników, którzy nie poczują tej "iskry", historia Ingi może się okazać po prostu nudna.

Ja osobiście należę do tej pierwszej grupy. I szczerze powiem "Kiedy będziemy deszczem" znajduje się póki co, na szczycie mojej liście najlepszych książek, przeczytanych w 2017 roku.

Inga nie miała łatwego dzieciństwa, kiedy więc zakochuje się ze wzajemnością w Marcu de Graaf, holenderskim studencie, nie namyślając się długo, postanawia opuścić kraj i zbudować szczęśliwe małżeństwo za granicą. Obecnie jest spełnioną trzydziestopięcioletnią kobietą, matką dwójki małych dzieci, która wraz z rodziną zamieszkuje przedmieścia jednego z holenderskich miast. Ta małżeńska sielanko to jednak tylko pozory.

Początkowy etap fascynacji i zakochania zmienia się w małżeńską rutynę, powtarzalne obowiązki, nudę i ... samotność. Marc sporo pracuje, pozostawiając żonie wolną rękę w opiece nad dziećmi i zajmowaniu się domem. Wolne weekendy, które mają być czasem wspólnie spędzonym, kończą się zazwyczaj pretensjami, wyrzutami i wieczorami spędzonymi w ciszy. Inga z każdym kolejnym dniem, zaczyna odczuwać większą frustrację, tęsknotę za kontaktem z przyjaznymi jej ludźmi i gniew na męża, że tak właśnie potoczyło się jej życie. 

Wszystko zmienia się jednak z chwilą, kiedy Inga poznaje Robina.... 

I nie. To nie jest historia o znudzonej małżeńskim życiem, kobiecie, która znalazła sobie kochanka. Ta opowieść niesie ze sobą coś znacznie więcej. Robin, który nie miał prawa stać się Indze bliski, okazuje się być człowiekiem, który zmienia w niej wszystko. Jest jej przyjacielem, powiernikiem, i bratnią duszą. Kimś, kto na nowo odkrywa w niej pasję i budzi pewność siebie. Ofiaruje jej coś niemożliwego, coś, o czym sama Inga dawno już zapomniała. I wszystko byłoby całkiem zwyczajne, gdyby nie to, że Robin ma ... no właśnie.

I właśnie o tym jest ta książka, choć gdzieś tam po drodze, a zwłaszcza w końcówce, krystalizuje się wyraźny wątek kryminalny (jak dla mnie, zupełnie poboczny i mógłby być zupełnie pominięty), to jednak w całej tej historii, ważniejsze okazuje się być coś innego. 

Jak to zwykle powtarzam: nie umiem dobrze pisać o genialnych książkach. Mam tylko nadzieję, że wystarczająco zachęciłam Was do sięgnięcia po "Kiedy będziemy deszczem" i odszukania w niej tego, co mnie tak poruszyło.


Sardegna

"Bajki filozoficzne" Michel Piquemal


posted by Sardegna on , , , , , ,

No comments


 Wydawnictwo: Muchomor
Liczba stron: 72
Moja ocena : 5/6

"Bajki filozoficzne" to książka bardzo nietypowa. Składa się z kilkudziesięciu krótkich opowiastek, bajek, przypowieści, pochodzących z różnych rejonów świata, posiadających nawiązania do filozofii i religii różnych wyznań. 

Jak sam Michel Piquemal mówi we wstępie, bajki te mają dać alternatywę młodemu czytelnikowi i pokazać, że mądre opowiastki z morałem nie muszą tylko opierać się na postaciach magicznych, wróżkach, czarownicach, skrzatach, uczestniczących w walce dobra ze złem, ale mogą mieć zupełnie innych bohaterów. Piquemal przyznaje, że w dzieciństwie fascynowała go filozofia i to w jej szeregach postanowił szukać odpowiedzi na pytanie: czym jest dobro i zło.

Autor, tworząc swe bajki wykorzystał autentyczne nazwiska znanych filozofów, ale także postacie mityczne bądź pochodzące z wierzeń ludowych czy regionalnych tradycji. Korzystając z tych inspiracji, stworzył sześćdziesiąt krótkich, acz treściwych bajek filozoficznych, które mają za zadanie dać młodym czytelnikom odpowiedzi na różne pytania egzystencjalne. 

Poszczególne bajki nie są pogrupowane w daną tematykę. Ot, niektóre są tradycyjnymi opowieściami, pochodzącymi z danego regionu (Azji, Afryki, Bliskiego Wschodu), inne są w jakimś stopniu przypowieściami ludowymi, czasami powstałymi na bazie prawdziwych wydarzeń. Wszystkie dotykają ważnych, nie tylko dla młodego człowieka, spraw: życia, śmierci, dobra, zła, prawdy, wolności, porozumienia, mądrości, pragnienia, natury, wyrzeczenia, poznania, gniewu, zazdrości, pokusy czy świadomości. 

Dodatkowym atutem tych opowiastek są komentarze, umieszczone pod koniec każdej bajki, które "okiem filozofa" podpowiadają niejako temat do rozważań czy dyskusji w szerszym gronie.

"Bajki filozoficzne" niosą ze sobą wiele mądrości. Dzięki temu, że są bardzo krótkie, można je czytać po kilka na raz, aczkolwiek polecam jednak robić to pojedynczo. Jeśli osobiście zabierzecie się za książkę, naprawdę warto zatrzymać się po każdej opowiastce, odczytać na spokojnie komentarz i zastanowić się nad jej sensem. Czytając bajki na głos, koniecznie trzeba ją później przedyskutować i pozwolić dzieciom, by własnymi słowami wyjaśnili jej istotę. 

Historyjki te niosą uniwersalny przekaz, nie tracą więc na aktualności i autentyczności. Im dzieci starsze, tym coś innego znajdują w nich dla siebie. Nie wspomnę już, że dorośli czytelnicy również odnajdą w nich ważne kwestie, zawsze warte głębszego przemyślenia. 

Polecam serdecznie powyższy tom, ale także pozostałe, autorstwa Michela Piquemala, dotykające innych sfer życia ("Świat mitologii", "Jak żyć razem", "Jak żyć na ziemi", "Opowieści mędrca Sofiosa").

  Sardegna

"Skrzat" Waldemar Cichoń


posted by Sardegna on , , , , ,

No comments

 
Wydawnictwo:  Wydawnictwo Żwakowskie
 Liczba stron: 80 
Moja ocena : 5/6


Śląscy Blogerzy Książkowi po raz pierwszy objęli patronatem medialnym książkę dla dzieci. Jest nią "Skrzat", opowieść dla najmłodszych autorstwa pana Waldemara Cichonia, śląskiego pisarza, znanego głównie z serii o kocie Cukierku ("Cukierku ty łobuzie!", "Popraw się Cukierku", "Nie martw się Cukierku)

Autor wydał właśnie nową książkę, która pozornie może się wydawać zwyczajną, bajkową historyjką o krasnalu, dla młodszych dzieci, tak naprawdę jest jednak opowieścią z morałem dla tych nieco starszych.

Trzeba przyznać, że "Skrzat" wyróżnia się oryginalnością. Tytułowy ludzik o dźwięcznymi imieniu Rymosław nie jest takim typowym skrzatem, którego możemy znać z popularnych bajek czy kreskówek. Po pierwsze, non stop mówi wierszem, po drugie, nie jest zbyt urodziwy, ani też specjalnie miły, a po trzecie, cierpi na przedziwną przypadłość bycia skrzatołakiem.  

Ale po kolei. Tomek ma dwanaście lat i nie jest zbyt dobrym uczniem. Nie poświęca szkole za wiele uwagi, nie zależy mu też specjalnie na ocenach. W momencie krytycznym, kiedy zagrożenie z przyrody jest już niemal pewne, chłopak musi zrobić zielnik, żeby zdać do następnej klasy. Wędruje więc po lesie, niszcząc co popadnie i narzekając na nauczycielkę, szuka odpowiednich roślin do swej pracy domowej. Po drodze natyka się na skrzata Rymosława, któremu, przy okazji deptania po lesie, zniszczył schronienie. Zabiera więc go, w ramach rekompensaty, do domu i tak zaczyna się jego niesamowita przygoda ze skrzatem w roli głównej. 

Rymosław świetnie dogaduje się z kotem Tomka, doskonale rymuje, potrafi znikać na zawołanie, czytać w myślach i grać w szachy. Umie też robić zamówienia przez internet, ale kiedy dopada go przypadłość bycia skrzatołakiem, strach pada na całe osiedle! 

Przyjaźń z krasnalem zmienia diametralnie życie Tomka, i to na lepsze. Dziwna jest to sprawa, bowiem, co ciekawe, sam Rymosław jest humorzastą i niezbyt miłą postacią, a będzie miał ogromny wpływ na zachowanie chłopca w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

"Skrzat" to przyjemna opowiastka dla dzieciaków. Tym młodszym sprawia frajdę i bawi (z doświadczenia mogę powiedzieć, że najbardziej śmieszą rymowane wypowiedzi Rymosława), starszym natomiast lektura może przynieść coś więcej, niż tylko dobra zabawę. Książka ma jednak jedną sporą wadę, w przypadku kiedy dzieciaki są bardzo zaciekawione historią: jest tomem pierwszym i kończy się w najmniej oczekiwanym momencie. Kiedy więc czytelnik dochodzi do sedna sprawy, do najciekawszego motywu w opowieści, musi obejść się smakiem i zostaje mu czekać na tom drugi.

Czy polecam "Skrzata"? Oczywiście! Choć jest to zupełnie inna historia, niż przygody kota Cukierka, można dopatrzeć się w sposobie prowadzenia opowieści, charakterystycznego stylu pana Waldemara Cichonia. Jedyne poważne zastrzeżenia mam do grafiki. Gdybym nie znała Autora, jego twórczości, okładka książki i wizerunek skrzata, jakoś specjalnie nie przyciągnęłyby mojego wzroku i nie zachęciły do lektury. Dzieci także są wzrokowcami, a stwierdzenie moich, po zakończonej lekturze: "fajna ta książka, a nie wyglądała na taką", również daje do myślenia. Poza tym jednym mankamentem uważam, że jak najbardziej warto poznać bliżej Tomka i Rymosława i przekonać się, co przygotował dla nich Autor w kolejnym tomie.

Sardegna

# Nowości w mojej biblioteczce - maj


posted by Sardegna on

18 comments

Widzicie dramatyzm tej sytuacji? Dzisiaj jest 16 czerwca, a ja publikuję post z nowościami majowymi. To opóźnienie świadczy o tym, że nie wyrabiam. W maju przeczytałam, o zgrozo, tylko dwie książki (kryminał "Pustułka" Katarzyny Bereniki Miszczuk oraz "Nieosiągalną" Madeline Sheehan, czyli ni to romans, ni to erotyk, o którym dowiecie się więcej klikając w link). W maju odwiedziłam WTK, o których możecie poczytać TUTAJ. Tam też znajdziecie dokładną listę moich targowych zakupów.

Miesiąc obfitował też w inne, nietargowe nowości, które, z braku czasu na wszystko, tylko odkładałam na półkę, nie próbując nawet się za nie zabierać. Na szczęście sporo w tych stosach znalazło się książek dla dzieci, więc nie mam jakoś specjalnych wyrzutów sumienia.


"Amelia i Kuba. Stuoki potwór" oraz "Amelia i Kuba. Tajemnica dębowej korony" Rafala Kosika - od Powergraphu
"Zapisane w wodzie" Paula Hawkins - od Świata Książki
"Ucieczka na szczyt" Bernadette McDonald - od Agory


"Sendo sprawy" Grahama Green - kolejny brakujący tom do mojej kolekcji GW XX - prezent
"Anielski kokon" Karolina Wilczyńska - zakup własny
"Szewc z Lichtenrade" Andrzej Pilipiuk - prezent od Agnieszki - dziękuję!


"Pole krwi" Denise Mina
"Pięćdziesiąt twarzy Greya" E.L. James - zakupy po 1 zł w bibliotece

Reszta to książki dla dzieci:


Książkowy prezent na Dzień Dziecka od Egmnotu:
"Suarez", "Cuda niewidy" oraz książeczki z naklejkami "Star Wars"


Podobnie, jak komiks "Dwanaście prac Asterixa" - od Egmontu



"Graczki. Zabawki i zabawy śląskie" Marka Szołtyska - to akurat efekt udziału Dziewięciolatki w spotkaniu autorskim z pisarzem. 


Na koniec, cały zestaw książkowych prezentów dla moich dzieci, od znajomych, których pociechy już z tych książek wyrosły:

"Bracia Lwie Serce" Astrid Lindgren
"Sposób na Alcybiadesa" Edmund Niziurski
"Anaruk, chłopiec z Grenlandii" A.Cz. Centkiewiczowie
"Władca Lewawu" Dorota Terakowska
"Przygody Tomka Sawyera" Mark twain
"Tajemniczy ogród" Frances H. Burnett
"Akademia pana Kleksa" Jan Grzechwa
"Wilka, większa i największa" Jerzy Broszkiewicz
"Cierpienia młodego wampira" Tim Collins

Powiem Wam, że czerwiec nie wygląda lepiej. Jak na razie mam za sobą dwie książki (w tym jeden audiobook), jedną zaległość właśnie kończę, trzy inne są pozaczynane. Nie mam pojęcia, jak będą wyglądały statystyki pod koniec miesiąca, ale raczej nie spodziewam się cudów. Na szczęście lipiec już za pasem, a wtedy będę mogla się czytelniczo wyżyć!

Sardegna

"Florystka" Katarzyna Bonda


posted by Sardegna on , , , , ,

7 comments

Wydawnictwo: Muza
audiobook: czas trwania 22 godziny 30 minut
Moja ocena : 5/6
lektor: Marek Bukowski
 
Parę dni temu skończyłam odsłuchiwać "Florystkę", czyli ostatnią część trylogii Katarzyny Bondy, z Hubertem Meyerem w roli głównej, i powiem Wam, że dziwnie mi z tą aktualną ciszą na słuchawkach, bowiem ostatnie trzy miesiące spędziłam w towarzystwie profilera i lektora, pana Marka Bukowskiego. Trudno mi jakoś teraz przestawić się na inną historię, choć w planach mam "Osiedle marzeń" Wojciecha Chmielarza. 

W każdym razie, wracając do "Florystki", po rewelacyjnej "Sprawie Niny Frank" i nieco słabszym tomie "Tylko martwi nie kłamią", rozgrywającym się na Śląsku, część trzecia wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia, które postaram się ubrać w słowa (o moich dokładnych wrażeniach z lektury części pierwszej i drugiej, przeczytacie klikając w odpowiednie linki TU i TU). 

Akcja powieści rozpoczyna się praktycznie tuż po zakończeniu historii z "Tylko martwi ...". Meyer, który z sukcesem zaangażował się w sprawę wyjaśnienia śmierci śmieciowego Barona Johanna Schmitta, zostaje od razu zaproszony do udziału w kolejnych akcjach. Niestety jedna z nich kończy się fiaskiem, a jego profil zabójcy zupełnie mija się z prawdą. Upokorzony i zdegradowany Meyer postanawia wycofać się z pracy w policji i zaszywa się w rodzinnej wsi, niedaleko Białegostoku. W ciszy na odludziu, próbuję coś zrobić ze swoim życiem, ima się różnych zleceń, a wszystko do czasu, kiedy jego dawny znajomy z białostockiej policji prosi o pomoc w przesłuchaniu kobiety zamieszanej w zaginięcie dziecka.

Zosia Sochacka, dziewczynka pochodzenia romskiego, znika w centrum Białegostoku. Pierwszą podejrzaną jest matka, ale z czasem na jaw wychodzą inne powiązania, zwłaszcza niepokojące podobieństwo do sprawy sprzed pięciu lat, dotyczącej zabójstwa nastoletniego Amadeusza Jekela.

Meyer początkowo niechętny, w końcu angażuje się w sprawę, współpracując ze swoją dawną kochanką. Lena Pawłowska, która uczy się być profilerem i upatruje w pracy z Hubertem szansę na swoją karierę. Z czasem jednak jej plany ulegają znacznej zmianie, podobnie jak samo zaangażowanie w relację z Meyerem.

Duet profilerów, w obu sprawach zaginięcia Zosi i Amadeusza, odkrywa wiele podobieństw. Dzieci były uczniami szkoły muzycznej, mieszkały w pobliżu siebie, a ich codzienne rytuały dnia splatały się w nieciekawej okolicy osiedla Dziesięciny. Meyer odnajduje jeszcze więcej podobieństw pomiędzy nimi, śledzi też sytuację rodzinną Zosi i Amadeusza, odkrywając co chwilę szokujące fakty. W rodzinie dziewczynki źle się dzieje, natomiast jeszcze gorzej jest u matki Amadeusza, Aleksandry Jekel, miejscowej florystki, która wydaje się być opętana myślą o zmarłym synu.

Przełomem w śledztwie okazuje się odkrycie powiązanie zabójstwa w windzie pewnej dziewczyny, ze sprawą dzieci. Kto stoi za zaginięciem Zosi Sochackiej? Co tak naprawdę stało się przed laty z Amadeuszem? I najważniejsze pytanie: czy florystka naprawdę jest opętana przez ducha zmarłego syna? 

Tak, jak napisałam na początku, "Florystka" na pewno jest ciekawsza od tomu drugiego, ale zdecydowanie gorsza od "Sprawy Niny Frank". Teoretycznie jest to kryminał, ale sam wątek zabójstwa jest tutaj poboczny, zwłaszcza w drugiej części książki schodzi on na dalszy plan. Jak dla mnie, niestety cała fabuła nieco się rozchodzi. Początkowo najważniejsza jest sprawa zaginięcia Zosi, ale gdzieś po dwudziestym rozdziale zostaje to odstawione na boczny tor na rzecz rozwiązania śmierci Amadeusza Jekel. Meyer z Leną zajmują się także dogłębnie tytułową florystką i jej przeszłością. Ja to wszystko rozumiem. Te sytuacje mają ze sobą związek, ale ich połączenie mogło być jakoś bardziej logiczne, a wprowadzane do fabuły bardziej płynnie. Cały początek dotyczący Zosi i jej rodziny, urywa się w pewnym momencie i zostaje podsumowany jednym akapitem w ostatnim rozdziale. Zakończenie też nie do końca mnie satysfakcjonuje. Niby jest zaskakujące, ale jakby trochę nielogiczne. Im bliżej końca, tym więcej zgrzytów odczuwałam. 

"Florystka" to kryminał z bardzo rozbudowanym wątkiem obyczajowym. I to generalnie mi nie przeszkadza, sporo jednak w książce poświęcono kwestii utraty dziecka i kondycji psychicznej matki po tej stracie. Dla mnie z zasady to trudny temat, więc książka okazała się być po prostu bardzo, bardzo smutną powieścią, która kryminałem była tylko przez pierwsze kilkadziesiąt stron, a potem stała się tylko, albo aż, powieścią psychologiczno - obyczajową, o niełatwej tematyce, na którą niekoniecznie miałam ochotę.

Nie twierdzę że "Florystka" Katarzyny Bondy, a także pierwsze dwie części trylogii są złe, bo tak nie jest. Świadczą o tym zresztą moje pozytywne oceny dla wszystkich tomów. Jednak ich ogromna objętość, wynikająca z wielostronicowych opisów codziennych czynności i rozważań bohaterów nie na temat, nic nie wnoszących do sprawy, sprawia, że czytanie/odsłuchiwanie momentami nuży, a określanie ich szumnie najlepszymi polskimi kryminałami, jest dla mnie zdecydowanie na wyrost.

Sardegna

Z okazji Dnia Dziecka - Już czytam sam! #10


posted by Sardegna on , , , , , , ,

No comments

Zapraszam na #10 odsłonę cyklu "Już czytam sam!", a dobrym pretekstem do tego będzie dzisiejsze święto. Z okazji Dnia Dziecka na wielu blogach pojawią się zapewne wpisy na temat książek dziecięcych. Może zainspirują one kogoś z Was do zaopatrzenia się w konkretne tytuły i podsunięcia je małym czytelnikom, nie tylko z okazji ich święta. Moje osobiste dzieciaki dostały rano książkowy prezent. Jaki? Pokażę go dokładnie we wpisie stosikowym, podsumowującym maj, a póki co, zapraszam do zerknięcia, co samodzielnie czytała ostatnio moja Dziewięciolatka.

  Wydawnictwo: Jedność
Liczba stron: 200
Moja ocena : 5/6

Cecylka Knedelek to bohaterka znana już moim dzieciom z opowiadań pani Joanny Krzyżanek, które czytaliśmy już jakiś czas temu. Powyższa książka różni się jednak gabarytowo od tych, z którymi już mieli do czynienia - jest ona bowiem pełnowymiarową książką, a nie mini, 50 - 70 stronicową, książeczką. Formuła "Dobrych uczynków..." też nieco różni się od TEJ i TEJ Cecylkowej opowiastki. Owszem, jest zabawna, utrzymana w podobnym tonie, ale składa się z kilkunastu odrębnych historyjek, które dopiero po przeczytaniu całości oddają jej charakter i ukazują morał. 

W tej książeczce Cecylka pokazuje dzieciom, że robienie dobrych uczynków może być prawdziwą przyjemnością i sprawiać wielką frajdę. Cecylka odnajduje na strychu dziennik tajemniczej Eleonory, z którego dowiaduje się, że dziewczynka spędziła wakacje bawiąc się w "Niewidzialną Rękę". Będąc taką nierzucającą się w oczy pomocnicą, bezinteresownie, przez dwa miesiące, wspierała mieszkańców Starego Knedelkowa w różnych, codziennych sprawach. Cecylka i gąska Walerka postanawiają pójść w jej ślady i również stać się takimi wolontariuszkami. Wraz ze swoimi przyjaciółmi: Antkiem, Lusią, Lucią, Joasią angażują się w życie mieszkańców miasteczka, niosąc pomoc i wsparcie najbardziej potrzebującym.

Każde opowiadanie dotyczy jakiegoś innego, dobrego uczynku, a Cecylka swoim zachowaniem uświadamia, że pomagając innym można naprawdę dobrze się czuć. Podsumowaniem każdego rozdziału jest właśnie taka "złota myśl", pokazująca, jak fajne jest pomaganie: "Kiedy (tutaj pada hasło udzielenia konkretnej pomocy), czułam się tak, jakbym jadła ciasteczko z leśnymi poziomkami". I moim dzieciom podobała się ta konwencja książki oraz motto każdego rozdziału, które zazwyczaj kończyli na głos, zanim doczytałam opowieść do końca. 

W moim odczuciu pełnowymiarowe "Dobre uczynki Cecylki Knedelek" są o wiele fajniejszą lekturą, niż krótkie opowiastki z tą bohaterką w roli głównej. W każdym razie, dla starszych dzieci.



Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 152
Moja ocena : 4/6

 
"Mela zawsze pomoże", autorstwa pani Agnieszki Stelmaszyk, była druga książeczką, którą czytaliśmy na zmianę z Cecylką, żeby nie było monotonnie. Ta opowiastka powstała prawdopodobnie na fali popularności serii "Zaopiekuj się mną". Tradycyjnie, jest uroczy pupil (w tym wypadku suczka bernardynka), któremu przydarza się jakiś dramat (Mela zostaje porzucona w lesie). Są dzieci, które bezgranicznie chcą mieć zwierzątko, ale rodzice się na to nie zgadzają, jednak w końcu ulegają namowom i do domu trafia ten oto zwierzak. W końcu, gdy już do pełni szczęścia nikomu niczego nie brakuje, coś się złego wydarza (np. dzieci postanawiają pójść w niebezpieczne miejsce i jedno z nich się gubi). Na szczęście jest z nimi pupil, dzięki któremu wszystko skończy się dobrze.

Naprawdę nie mam większych zastrzeżeń do tego typu historii. W końcu uczą one dzieci odpowiedzialności za zwierzątko, pokazują, że domowe pupile to nie zabawki, no i zawsze mają jakiś morał. Jednak mają też jedną podstawową wadę: są do bólu powtarzalne. Można więc przeczytać kilka takich historyjek, ale po którejś kolejnej można już autentycznie oszaleć! Dzieci też po czasie czują nimi znużenie, dlatego jeśli już chcecie czytać zwierzęce historyjki, to tylko jako przerywnik innej lektury.

A co czytają aktualnie Wasze dzieciaki? No i najważniejsze: pochwalcie się książkowymi prezentami na Dzień Dziecka!
 
Sardegna