Archive for stycznia 2016

"Arena szczurów" Marek Krajewski


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 320
Moja ocena : 5/6


Lubię pana Marka Krajewskiego i to bardzo! W biblioteczce mam kilka jego książek: serię o Breslau, "Umarli mają głos", słuchałam też ostatnio audiobooka powieści napisanej wraz z Mariuszem Czubajem - "Alei samobójców". Nie miałam jednak do tej pory, do czynienia z popularną serią o komisarzu Edwardzie Popielskim, o której ostatnimi czasy jest dość głośno, nie tylko w blogosferze. Oczywiście rzuciły mi się w oczy poszczególne tomy tej Mrocznej Serii, ale jakoś nigdy nie miałam okazji poznać ich bliżej. Poza tym nie chciałam czytać jej wybiórczo. 
Zmiękłam jednak, kiedy na rynku wydawniczym pojawiła się "Arena szczurów". Tak się składa, że jest to część ostatnia (jeśli się mylę, to mnie poprawcie proszę), ale opis na okładce mnie tak zachęcił, że stwierdziłam: Popielski, Popielskim, ale ta intryga kryminalna to musi być dobra!

No i powiem Wam, rzeczywiście było nieźle. Choć może nie do końca tak, jak się spodziewałam, ale dzieki temu nabrałam tylko ochoty na przeczytanie części poprzednich.

Rzecz dzieje się w 1948 roku, w Darłowie (swoją drogą, świetnie czytać historię, w której akcja dzieje się w znanym osobiście, a tak mało popularnym w literaturze, miasteczku), kiedy to w mieście dochodzi do brutalnych gwałtów i zabójstw młodych kobiet, zajmujących się prostytucją. Niezwykłe z tych sprawach jest to, że dziewczyny zostają pogryzione przez napastnika, a te, którym udaje się przeżyć, i tak wkrótce umierają. A wszystko przez śmiertelne zakażenie ... trupim jadem.

Przeprowadzeniem śledztwa zajmuje się Edward Popielski, skrywający się w Darłowie pod nazwiskiem Antoniego Hrabeckiego. Dla osób, które nie czytały poprzednich części, w tym dla mnie, ten motyw jest zagadkowy. Nie mam pojęcia przed kim Popielski się kryje i co wydarzyło się wcześniej w jego życiu, jednakże jest to niejako rozdział zamknięty dla bohatera, więc i nie wpływa znacząco na aktualne wydarzenia. Miasto jest pod kontrolą UB i NKWD, więc prowadzenie dochodzenia jest bardzo utrudnione, jednakże sprytny Popielski wpada na pewien trop, który niestety prowadzi go wprost w śmiertelną pułapkę.

I w tym momencie zaczyna się prawdziwa akcja książki. Wyżej opisany wątek kryminalny zostaje praktycznie rozwiązany (trochę mi było szkoda, bo oczekiwałam bardziej misternej zagadki) i rozpoczyna się szalona gra o życie Edwarda Popielskiego.
Matko jedyna! To, co wydarzy się w podziemiach miasta jest tak nieprawdopodobne, że do teraz nie mogę uwierzyć, że takie sytuacje mogły mieć miejsce naprawdę! Nie zdradzę co zgotowali oprawcy bohaterowi, powiem tylko, że tytuł książki nie jest przypadkowy, a opisy sytuacji, z jakimi przyszło się bohaterowi zmierzyć, będą dość brutalne, momentami obrzydliwe, ale miażdżąco realne.

"Arena szczurów" to bardzo dobrze przygotowana powieść kryminalna, ale zawiera z sobie także refleksje co do kwestii ratowania własnego życia, kosztem innych. Wyobraźcie sobie więc, co czekało na Popielskiego w pułapce, żeby takie dylematy zrodziły się w jego umyśle...

Powieść podzielona jest na kilka okresów czasowych: lata powojenne i współczesność - w której główną rolę gra syn bohatera, szukający śladów obecności ojca w mieście. Aż boję się, co Autor zgotował Popielskiemu w częściach poprzednich serii, ale zakończenie jego kariery wyszło mu bardzo spektakularnie.

Jeżeli mój opis książki zainteresował Was na tyle, że zapragniecie poznać komisarza Edwarda Popielskiego bliżej, proponuję zrobić to we właściwej kolejności, rozpoczynając czytanie od "Głowy minotaura". Następne w kolejności są "Erynie", "Liczby Charona", "Rzeki Hadesu", później "W otchłani mroku" i "Władca liczb". Potem możecie sięgnąć po "Arenę szczurów". Sama również planuję nadrobić zaległości, jednakże na chwilę obecną nie mam żadnej innej książki z tej serii, więc muszę się dopiero w nie zaopatrzyć. Potem dopiero będę mogła rozpocząć maraton z panem Markiem Krajewskim.
Sardegna

# Nowości w mojej biblioteczce - styczeń


posted by Sardegna on

33 comments

Pierwszy miesiąc nowego roku już za mną. Czas pędzi nie ubłagalnie, a ja ledwo co ogarniam. Marzę o feriach, wtedy będę mogła rozpoczynać dzień kawą i książką, ale póki co, do wolnych dni jeszcze dwa długie tygodnie. Rok 2016 zaczęłam całkiem dobrze, bo styczeń był bardzo udany czytelniczo. Wpadłam w jakiś pozytywny ciąg (zwłaszcza w pierwszych dwóch tygodniach miesiąca) i udało mi się przeczytać 12 całkiem fajnych i całkiem sporych objętościowo, książek. Jeżeli do tego dodam, że w tym znalazły się dwie lektury Z półki, to już w ogóle ogromy sukces! Pełną listę lektur znajdziecie pod TYM linkiem. Zapraszam.

Jeśli chodzi o nowe nabytki, też się ich kilka nazbierało. Większość to egzemplarze recenzenckie, ale są i zakupy po mega promocyjnej cenie, a także genialna wygrana w konkursie.


"Drobne występki w czasach obfitości" Matthew Kneale - od Wydawnictwa Wiatr od Morza
"Siedem życzeń" antologia
"Idź postaw wartownika" Harper Lee
Zestaw "Gniew", "Ziarno prawdy" i "Uwikłanie" Zygmunta Miłoszewskiego - zakupione na wielkiej wyprzedaży w Matrasie


"Sekret zegarmistrza" Renata Kosin - przedpremierowy egzemplarz od Znaku
"Lodowe piekło" Mitchell Zuckoff - od Znaku
"Lustrzany świat Melody Black" Gavine Extance


"Zaginięcie" Remigiusz Mróz - zakupione w Biedronce
"Awaria małżeńska" Magdalena Witkiewicz, Natasza Socha - od Wydawnictwo Filia
"Smak ciemności" C.J.Roberts
"I że ci nie odpuszczę" Joanna Szarańska - obie od Czwartej Strony


3 tomy książek Wybranych i "Rozmowy z katem" - zakupione po 1 zł w MBP


"Absolutnie fantastyczne labirynty" i "Cyrk" - zeszyty ćwiczeń od Naszej Księgarni dla dzieciaków

A na koniec zostawiam cudowną niespodziankę! Na blogu Zacisze Wyśnione (które czytam już od bardzo dawna), Autorka co miesiąc organizuje prześwietne konkursy. Ja co miesiąc wytrwale się do nich zgłaszałam, zerkając z żalem parę dni później, że znowu nie udało mi się nic wygrać. W grudniu zgłosiłam się ponownie, i wyjątkowo nie sprawdziłam, kto wygrał. Jakoś mi to umknęło. I zgadnijcie co. Tak, tak. To mnie wylosowała Autorka bloga! A teraz zerknijcie na te cuda, które od niej otrzymałam:

 

Dostać takie upominki, zapakowane w świąteczny papier, miesiąc po świętach, to bezcenne uczucie! Gwarantuję, że radość z takiego prezentu jest o wiele większa, niż w okresie zaraz po świętach. W każdym razie, w skład nagrody wchodził "Ostatni taniec Chaplina", "Kalendarz 2016. 52 tygodnie z rysunkami, które inspirują", "Stworzenia duże i małe. 35 plansz do kolorowania", zestaw kredek, świątecznych gadżetów i zakładka. Moje dzieci, po odpakowaniu paczki chciały kolorować teraz, natychmiast! Kwestię rodzinnego kolorowania zostawiłam jednak na czas ferii. Będzie co robić!

Pa koniec, przepraszam Was jeszcze za jakoś zdjęć, ale świetnie oddają one charakter aury, która raczyła nas w styczniu. Albo była śnieżna zamieć która przyciemniała światło, albo wiosna w pełni z pięknym słoneczkiem, która mi te zdjęcia prześwietliła. Zdjęcia będą dowodem rzeczowym na te styczniowe anomalia.

***
Tak się składa, że dokładnie dziś mój blog obchodzi 5 lecie istnienia. 30 stycznia 2011 opublikowałam swój pierwszy wpis, po którym rozpoczęła się jedna z moich największych, życiowych przygód. To był wspaniały okres i mam nadzieję, że jeszcze drugie tyle lat blogowania przede mną! A Wam moi drodzy Czytelnicy - Dziękuję, że jesteście!

Sardegna

"Ostatnia sprawa" Lee Child


posted by Sardegna on , , , , ,

10 comments


Wydawnictwo: Albatros A. Kuryłowicz
audiobook: czas trwania 13 godzin i 18 minut 
Moja ocena : 5/6
lektor: Jan Peszek

Czasami jestem tak bardzo nie w temacie, że aż sama sobie dziwię...

Znany, amerykański autor powieści sensacyjnych, Lee Child, ma na swoim koncie bardzo wiele książek, w tym popularną serię (liczącą sobie w chwili obecnej, aż 20 tomów), w której pierwsze skrzypce gra Jack Reacher, charyzmatyczny wojskowy w randze majora (w każdym razie, w "Ostatniej sprawie" bohater ma taki właśnie stopień).

A ja, wyobraźcie sobie, nie czytałam ani jednej książki Lee Childa. Ani tej z serii, ani żadnej innej. Mam na półce jakieś pojedyncze tomy, ale zabijcie mnie, nie mam pojęcia, jakie to tytuły. Jak więc doszło do powstania tego wpisu? Otóż...

Znajoma z BNetki (której już teraz serdecznie dziękuję), podzieliła się kodem rabatowym do portalu audiobookowego, na którym można wybrać promocyjne powieści, a "Ostatnia sprawa" była jedną z nich. Jako że na telefonie słuchanie audiobooków idzie mi całkiem dobrze, zdecydowałam się na Lee Childa, żeby poznać właśnie twórczość autora. Z góry przyjęłam, że powieść jest historią odrębną, więc nieco się zdziwiłam, kiedy okazało się, że jest ona 16 tomem (!) serii o Jacku Reacherze. Na szczęście, "odkryłam" ten fakt, będąc już dobrze w połowie książki, i powiem Wam szczerze, nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Historia jest tak dobrze napisana, przeszłość Reachera, tak zgrabnie i przejrzyście wyjaśniona, że zupełnie nie przeszkadzała mi nieznajomość poprzednich 15 tomów. 

Zakładam, że każda część serii ma taką formę: spokojnie można czytać ją odrębnie, choć wiadomo, znajomość wszystkich tomów daje lepszy obraz bohatera i wyjaśnia motywy jego postępowania. 

Nie znałam przeszłości Reachera, nie miałam pojęcia o jego profesji, relacjach z przełożonymi, rodziną czy obecnymi w jego życiu kobietami, był on dla mnie zupełnie obcą postacią, którą musiałam rozgryźć. I powiem Wam, podobało mi się to rozgryzanie.

Jack Reacher kojarzył mi się trochę z Myronem Bolitarem z powieści Harlana Cobena. Choć na pierwszy rzut oka niewiele panów łączy (bo i inną mają profesję i inną przeszłość, Reacher nie ma też pomocnika w postaci Wina), to obaj bohaterowie są bardzo charyzmatyczni, odważni, bezkompromisowi i męscy, czyli tacy, jakich lubię najbardziej.

Akcja "Ostatniej sprawy" toczy się w roku 1997, kiedy to Reacher, z polecenia przełożonych, dostaje do wykonania tajną misję. Musi udać się incognito do niewielkiego miasteczka  Carter Crossing w stanie Missisipi, gdzie obok ludności cywilnej funkcjonuje baza wojskowa Fort Kelhem, i rozwiązać zagadkę zabójstwa młodej kobiety, która została znaleziona z poderżniętym gardłem, niemalże w centrum miasta. Wojskowi mają poważne podejrzenia, że za zabójstwem dziewczyny może stać któryś z żołnierzy, dlatego działania Reachera mają być delikatne, nie wzbudzające podejrzeń, w razie czego, mają uspokoić nerwowe nastroje w mieście.

Niestety plan wojskowych nie wypala już pierwszego dnia, kiedy to Jack zostaje "rozgryziony" przez ambitną i piękną panią szeryf, Elizabeth Deveraux, która zna miasto od podszewki, poza tym, przez wiele lat pracowała w wojsku, więc takie akcje są jej doskonale znane. Reacher, chcąc nie chcąc (choć bardziej jest na tak w związku z tym, że pani szeryf zaczyna zdobywać jego serce), podejmuje współpracę z lokalnymi władzami.

Duet Deveraux - Reacher okazuje się wyjątkowo skuteczny, bowiem dzięki kontaktom pani szeryf i świeżemu spojrzeniu Jacka, na jaw wychodzą zupełnie nowe fakty tej sprawy. Morderstwo może mieć zupełnie inną przyczynę, niż się na początku wydawało. Poza tym, fakt, iż w poprzednim roku, w miasteczku doszło do zabójstwa jeszcze innych, dwóch młodych kobiet, zmienia zupełnie front poszukiwań potencjalnego mordercy.
Sprawa okaże się dość zagmatwana, ale bezkompromisowy Reacher da sobie radę, choćby nawet miał przeciwko sobie całą amerykańską armię.

Moje wrażenia z lektury są bardzo pozytywne. Przede wszystkim podobała mi się kreacja Jacka Reachera. Bohaterowie powieści są wyraziści (choć osoby związane z prywatnym życiem bohatera, jak choćby jego brat, czy "stałe" nazwiska wojskowych, stanowią dla mnie jeszcze zagadkę, bo mam wrażenie, że ich historii poświęcone są właśnie poprzednie tomy serii). Podobał mi się wątek kryminalny i cała akcja poszukiwania mordercy, zakończenie tej sprawy, a także relacja Reachera z panią szeryf.

Mam może uwagę, co do rozwlekłości niektórych opisów, związanych np. z jedzeniem w barze czy rodzajem odzieży, którą nosili bohaterowie. Wydawały mi się one naprawdę przydługawe, zwłaszcza kiedy odsłuchuje się treść. Być może czytając książkę papierową, nie jest to tak męczące.

Pierwszy raz miałam też okazję słuchać audiobooka w wykonaniu pana Jana Peszek, w roli lektora. Uważam, że aktor doskonale sprawdził się w tej roli i nadał Reacherowi odpowiedni charakter.

Podsumowując, przez zupełny przypadek udało mi się poznać jedną z powieści Lee Childa, przesłuchać fajną historię sensacyjną, i nabrać ochoty na więcej. Może uda mi się w końcu przeszukać półki i odnaleźć inne powieści autora, które na pewno posiadam. A może nawet uda mi się je przeczytać?

Sardegna

Serie wydawnicze Sardegny. Lato z Kryminałem serii Polityka


posted by Sardegna on

19 comments

Po dość długiej przerwie (ostatni post z tej serii opublikowałam w kwietniu 2013 roku), postanowiłam wrócić do cyklu, w którym prezentuję posiadane na półkach kolekcje wydawnicze. Mam ich w swej biblioteczce całkiem sporo. O kilku z nich napisałam już wcześniej parę słów m.in. o Sadze o Ludziach Lodu, Królestwie Światła, Sadze o Czarnoksiężniku i Raiji, a także o kompletnej serii Literatura w spódnicy. Dzisiaj chciałam przedstawić kolejną kolekcję, choć może ma ona jakieś braki.

Seria Lato z Kryminałem, wydawana przez Politykę, miała swą premierę w czasie wakacji w 2006 roku. Wtedy to w kioskach ruchu pojawiły się tytuły znanych autorów w dość przystępnej cenie 15 zł. Seria była kontynuowana aż do roku 2012, w każdym okresie wakacyjnym, i w sumie przez sześć lat wydano w niej aż 44 książki.

Jako że lubię wszelkiego rodzaju serie, ucieszyłam się bardzo, kiedy dowiedziałam się, że w skład kolekcji wchodzą powieści np. Mannkella czy Marka Krajewskiego. Początkowo miałam chęć kupienia (za cenę okładkową) tylko tych tomów, na których mi naprawdę zależało, z czasem jednak zaczęłam obserwować, że te same tomy można kupić na targu staroci czy innych wyprzedażach, dosłownie za grosze. Tym sposobem, przez lata uzbierałam całkiem sporo tytułów, nawet tych, na których niespecjalnie mi wtedy zależało. Jak można się domyślać, kilku tomów ciągle mi brakuje, a niektórych części jeszcze nie przeczytałam.


Rok 2006 zapoczątkował serię granatową, w skład której wchodziły cztery tytuły:


"Morderca bez twarzy" Henning Mankell
"Total Cheops" Jean-Claude Izzo
"Ukradziony sen" Aleksandra Marinina
"Koniec świata w Breslau" Marek Krajewski

Jak widać, z tego kompletu kupiłam wszystkie cztery tomy (ta cześć kolekcji, jako jedyna jest kompletna)

Rok 2007 to kryminały w bordowych okładkach, również w liczbie czterech:

"Gra na cudzym boisku" Aleksandra Marinina
"O krok" HenningMankell
"Szurmo" Jean-Claude Izzo
"Festung Breslau" Marek Krajewski


Z tej kolekcji posiadam na własność trzy pierwsze tomy, gdyż powieść pana Marka Krajewskiego mam w innym wydaniu i nie chciałam go dublować.

Po dwóch udanych seriach, Polityka wydała w 2008 roku, trzecią w liczbie sześciu tomów w zielonych okładkach:

"Mężczyzna, który się uśmiechał" Henning Mankell
"Dżuma w Breslau" Marek Krajewski
"Hotel Paradise"  Martha Grimes
"Śmierć i trochę miłości" Aleksandra Marinina

"Solea" Jean-Claude Izzo
"Psy z Rygi" Henning Mankell  



Z tej serii mam pięć tomów. Podobnie, jak powyżej, zrezygnowałam z "Dżumy w Breslau", bo mam ją w innym wydaniu.

Rok 2009 przyniósł pięć kryminałów we fioletowych okładkach. Osobiście nie mam ani jednego tomu z tej serii i zastanawiam się właśnie, jak to się mogło stać. Dochodzę właśnie do wniosku, że był to czas, kiedy zupełnie odcięłam się od książek. Moje dziecko miało wtedy roczek i próbowałam właśnie ułożyć swoje życie w roli Mamy. W każdym razie muszę jakoś pouzupełniać te luki w mojej kolekcji:

"Biała lwica" - Henning Mankell
"Zabójca mimo woli" - Aleksandra Marinina
"Uwikłanie" - Zugmunt Miłoszewski 
"Aleja samobójców" - Marek Krajewski, Mariusz Czubaj
"Świadek mimo woli" - Gianrico Carofiglio 

Rok 2010 to sześć kryminałów w jasnoniebieskich okładkach: 

"Kolacja z zabójcą" - Aleksandra Marinina
"Fałszywy trop" - Henning Mankell
"Róże cmentarne" - Marek Krajewski, Mariusz Czubaj
"Pod Huncwotem" - Martha Grimes
"W bagnie" - Arnaldur Indriðason
"Przystanek Śmierć" - Tomasz Konatkowski

Z tej kolekcji mam trzy tomy:


W roku 2011 wydano aż siedem tomów w czerwonych okładkach , których posiadam dwa tytuły::

"Z zamkniętymi oczami" -  Carofiglio Gianrico
"Piąta kobieta" - Henning Mankell
"Pod Przechytrzonym Lisem" - Martha Grimes
"Wilcza wyspa" - Tomasz Konatkowski
"Grobowa cisza" - Arnaldur Indriðason
"Płotki giną pierwsze" - Aleksandra Marinina
"Morderstwo pod cenzurą" - Marcin Wroński


Rok 2012 przyniósł sześć kryminałów w okładkach żółtych, podobnie, jak rok 2013 (sześć w okładkach pomarańczowych). Niestety, tych tomów już nie posiadam. Zupełnie nie spotkałam się z tymi tytułami na wyprzedażach, co nie wyklucza oczywiście faktu, że ciągle się za nimi rozglądam.

"Niespokojny człowiek" - Henning Mankell
"Za wszystko trzeba płacić" - Aleksandra Marinina
"A na imię jej będzie Aniela" - Marcin Wroński
"Pod Zawianym Kaczorem" - Martha Grimes
"Pole krwi" - Denise Mina
"Jezioro" - Arnaldur Indriðason

"Złowroga pętla" - Aleksandra Marinina 
"Kino Venus" - Marcin Wroński
"Pod Anodynowym Naszyjnikiem" - Martha Grimes
"Zapora" - Henning Mankell
"Nie ma takiego miasta" - Tomasz Konatkowski
"Głos" - Arnaldur Indriðason

Zaznaczone tytuły przeczytałam (czasami w innych wydaniach). Podlinkowane prowadzą do wpisów, które znajdują się na blogu. Pozostałe przeczytałam wcześniej, zanim założyłam bloga.

Znacie serię Lato z Kryminałem? Kompletujecie? Czytaliście któreś z wymienionych tytułów? Pozdrawiam serdecznie, ja i mój towarzysz książkowy


Sardegna

PRZEDPREMIEROWO "Sekret zegarmistrza" Renata Kosin


posted by Sardegna on , , , , ,

11 comments


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 416
Moja ocena : 6/6

Od lat jestem fanką powieści Renaty Kosin i na każdą kolejną jej książkę czekam z utęsknieniem, wiedząc, że będzie interesująca i dobrze wykonana. Autorka ma na swym koncie cztery tytuły, z czego ja przeczytałam trzy: "Mimo wszystko Wiktoria", "Bluszcz prowincjonalny", "Tajemnice Luziy Bein", "Kołysanka dla Rosalie", a "Sekret zegarmistrza" jest jej najnowszym projektem, który premierę będzie miał 3 lutego 2016. 

Renata Kosin jest przykładem Autorki, która konsekwentnie trzyma się obranego kierunku i robi to w bardzo przemyślany i dopracowany sposób. W każdej kolejnej książce widać, ile pracy i przygotowań włożyła w zebranie materiałów, potrzebnych do zbudowania nowej fabuły. Jej historie powstają są na bazie wielu motywów, więc tym ważne jest, aby spójnie się one przenikały, wzajemnie nie wykluczały i tworzyły zwartą opowieść, którą czytelnicy dobrze przyjmą, będą czytali chętnie i z wielką przyjemnością. Na pewno nie jest to łatwa sprawa, ale dokładność i trud Autora włożony w przygotowanie materiałów stanowiących bazę książki, jest od razu dostrzegalny dla odbiorcy, w trakcie czytania. 

"Sekret zegarmistrza" jest właśnie taką powieścią. Zbudowaną na bazie wielu wątków, przeplatających się w jedną całość, z bogatym tłem historycznym Podlasia, regionalnymi zwyczajami i lokalną kuchnią. Najważniejszym motywem opowieści jest jednak tajemnica rodzinna, którą przyjdzie rozwikłać głównej bohaterce książki. Sekret, którego odkrycie zmieni jej dotychczasowe życie, będzie miał wpływ na dalsze losy całej rodziny, a także zakłóci poczucie bezpieczeństwa, i to nie tylko psychicznego komfortu, ale okaże się także fizycznie niebezpieczne.

Rzecz dzieje się na Podlasiu (terenie bardzo bliskim sercu Autorki) w zabytkowym dworku Bujany. Czterdziestoletnia Lena zamieszkuje odziedziczony po dziadkach dom, żyjąc wśród ulubionych przedmiotów nieżyjących już bliskich jej osób. Kobieta bardzo silnie związana z dziadkami, żyje wspomnieniami i smakami z dzieciństwa, od lat nic nie zmieniają w swym otoczeniu. Żaden przedmiot przez lata zgromadzony we dworze nie ma prawa go opuścić. Lena dostosowała nawet swoja pracę zarobkową do dawnej profesji dziadka, ucząc się sztuki zegarmistrzowskiej i przerabiając stare mechanizmy na oryginalną biżuterię.

W swoim umiłowaniu do starych przedmiotów Lena jest nieco osamotniona, bowiem ani mąż, ani dwudziestoletnia córka nie podzielają fascynacji przeszłością dworku. Kobieta jest więc zamknięta w swojej strefie komfortu, we własnym świecie, z którego nawet nie chce wychodzić.

Przy okazji niewielkiego remontu, w jednych ze starych pieców w pracowni zegarmistrzowskiej, ekipa budowlańców znajduje przedwojenny mundur żołnierski i owinięty w niego nadpalony dziennik. Lena postanawia przyjrzeć się bliżej znalezisku i tak poznaje autorkę zapisków, Emilie de Fleury.

Otwierając dziennik kobieta wkracza w zupełnie nieznaną jej historię rodzinną. Zaszokowana tym faktem (zdawało jej się, że wie o dziadkach wszystko), krok po kroku odkrywa dawno zapomniane karty rodu Śmiałowskich. Poszlak szuka nie tylko w Bujanach, ale też w sąsiednim dworze w Łęczyskach, u starszych wiekiem sąsiadów, a także ... we Francji. Niestety wiele osób nie chce, aby tajemnica Emilie de Fleury wyszła na światło dzienne, dlatego Lenie zaczyna grozić realne niebezpieczeństwo.
 
Losy rodziny Śmiałowskich splatają się z wydarzeniami historycznymi, jakie miały miejsce w Polsce pod koniec XIX wieku. Ale to nie wszystko! W rodzinnej opowieści znalazły się też niezwykłe powiązania z Marią Skłodowską - Curie, a nawet z ... Picassem. Będzie też nawiązanie do pewnego, słynnego dzieła literackiego. W ogóle sporo w powieści jest ciekawych nawiązań i motywów, które wspaniale spajają historię i nadają jej wielopokoleniowego charakteru.


Czytelnicy, którzy znają "Tajemnice Luizy Bein" i "Kołysankę dla Rosalie" będą zachwyceni, bowiem "Sekret zegarmistrza" jest książką napisaną w bardzo podobnym tonie. Moim osobistym zdaniem jest nawet lepszy od wyżej wymienionych, głównie za sprawą tego, że odkrywana historia rodzinna Leny, mimo że bogata, nie jest tak zagmatwana, jak losy Luizy Bein, w których można się momentami zagubić.

Jeżeli lubicie więc nietuzinkowe książki, z ciekawym i dobrze skrojonym wątkiem tajemnicy rodzinnej, oraz ciekawą otoczką towarzyszącą odkrywaniu kolejnych, niezapisanych kart historii, to jest książką dla Was! Wyczekujcie 3 lutego, niech pochłonie Was "Sekret zegarmistrza".

Sardegna

"Dlaczego rekiny nie chodzą do dentysty?" Christian Dreller, Petra Maria Schmitt


posted by Sardegna on , , , , ,

6 comments


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 125
Moja ocena : 5/6

Kiedy udało mi się wygrać pakiet książek dla dzieci i młodzieży, w konkursie Wydawnictwa Prószyński, wybór nie był łatwy. Siedmiolatce podobało się wszystko, ale po dokładnym przeanalizowaniu oferty zdecydowała się na jeden z tomów edukacyjnych książeczek dla dzieci. z serii "Dlaczego...?" 
Na stronie Wydawnictwa znajduje się kilka tytułów należących do tej serii: "Dlaczego mleko jest białe?", "Dlaczego szczękamy zębami?", "Czy słonie boją się myszy?", "Skąd się biorą dziury w serze?", do mojego starszego dziecka najbardziej jednak przemówiły rekiny.

Kiedy pakiet nagród do nas dotarł, byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, bowiem książka ta nie jest jakąś dziecięcą broszurką, tylko porządnie wydaną publikacją, w twardej oprawie i na świetnym papierze. Wiadomo jednak, że najważniejsza jest treść, a ona na szczęście dorównuje opakowaniu. 

Wysoko oceniłam ten tytuł, bo jest to naprawdę fajna propozycja na nieco inną, wieczorną lekturę. 22 historyjki, zaczynające się pozornie zwyczajnie, opisujące jakieś perypetie dzieciaków, przechodzą w wyjaśnianie dość trudnych kwestii, nurtujących małych bohaterów. Książkowe dzieciaki zadają po prostu jakieś pytania, zainteresowane trudnym zagadnieniem bądź wydarzeniami, jakie miały miejsce w ich życiu, i na tej podstawie rozpoczyna się dyskusja, na podjęty temat. Ale spokojnie, nie znajdziemy tam żadnych naukowych gadek, trudnych tekstów czy wydumanych określeń. Wszystko jest dostosowane do dzieci, a prosty, łatwy, zrozumiały język i nieskomplikowane zwroty, pozwalają na zrozumienie poruszanego tematu nawet czytelnikom młodszym.

Oczywiście historyjki te nie mają na celu, aby dzieci wyuczyły się mechanizmów rządzących zjawiskami fizycznymi, bądź wyjaśniały skomplikowane tajemnice ludzkiego organizmu. Chodzi tutaj bardziej o nasunięcie konkretnych skojarzeń i  podpowiedzenie, jak zrozumieć dane zagadnienie. 

Większość poruszonych tematów przypadło moim dzieciom do gustu, choćby tytułowe, dlaczego rekiny gubią zęby, a nie musi pomagać im dentysta, dlaczego psy podnoszą nogę, kiedy robią siusiu, czemu burczy nam w brzuchu, dlaczego żyrafa ma długą szyję, czemu męczy nas czkawka, skąd się biorą paski w paście do zębów, po co ludzie farbują sobie włosy. 
Mam jednak wrażenie, że niektóre historyjki zostały przyjęte przez moje dzieci z mniejszym entuzjazmem, ale myślę sobie, że nawet jeśli wydały im się one nieciekawe czy nudne, to gwarantuję, że coś zostało w ich pamięci po tej lekturze. 

Dodatkowym atutem tej książki jest estetyczny wygląd, więc świetnie nadaje się na prezent urodzinowy dla przedszkolaków czy uczniów młodszych klas szkoły podstawowej. Zamiast przeszukiwać internet, natykając się na wiele niepotrzebnych stron, można w niej znaleźć potrzebne informacji, mając gwarancję zrozumiałego przekazu.

Zawsze powtarzam, że lubię takie dziecięce książeczki, które łączą przyjemne z pożytecznym. "Dlaczego rekiny..." bardzo wpasowują się w ten rodzaj i z chęcią zaopatrzyłabym moje dzieciaki w kolejne tomy z tej serii.

Sardegna

"Zakopane odkopane" Paulina Młynarska, Beata Sabała - Zielińska


posted by Sardegna on , , , , ,

8 comments


Wydawnictwo: Pascal
Liczba stron: 280
Moja ocena : 5/6

Zazwyczaj jestem sceptycznie nastawiona do książek, które napisane są przez celebrytów. Jednak w przypadku "Zakopanego odkopanego" zupełnie przepadłam! Ponieważ kocham Tatry miłością wielką, Zakopane w prawdzie już nieco mniej (głównie za sprawą atmosfery, która towarzyszy temu miastu), skusiłam się na tą lekturę, ciekawa, jak panie Paulina Młynarska i Beata Sabała - Zielińska opisują to miejsce. 

Powiem szczerze, początkowo myślałam, że książka będzie mini przewodnikiem po mieście, w wykonaniu pań, które Zakopane odwiedzają regularnie, acz hobbystycznie. Jako że nie śledzę życia prywatnego telewizyjnych osobowości, nie miałam pojęcia, że pani Młynarska mieszkała dość długi czas (w sumie to nie wiem, czy dalej nie mieszka) w Zakopanem, a pani Beata Sabała - Zielińska jest rodowitą góralką. W takiej sytuacji forma książki nabrała już dla mnie zupełnie nowego znaczenia. Książka nie jest więc zapisem wrażeń z wycieczek w góry i odpoczynku w mieście u podnóża Tatr, dwóch turystek, tylko "wewnętrzną" charakterystyką Zakopanego i jego mieszkańców, z perspektywy dwóch pań, które znają sprawę od "podszewki" i czerpią  z własnych doświadczeń.

Co mogę zatem powiedzieć o tej książce? Przede wszystkim, że jest lekka i dobrze napisana. Początkowo przeraziła mnie nieco jej objętość, bo mimo, że ma w prawdzie tylko 280 stron, jest dość dużego formatu, i ma nie za duży druk. Na szczęście moje obawy związane z tym, że będzie mi się czytało tekst, opornie, były zupełnie bezpodstawne. Autorki w swobodny sposób opisują różne elementy życia w Zakopanem. Sięgają do tradycji, własnych wspomnień, rodzinnych opowieści, zabawnych wydarzeń czy dialogów, jakich były świadkami. I sympatycznie się o tym czyta. Bez spiny, bez nudy, przyjemnie i swojsko.

Autorki podzieliły książkę na rozdziały, w których opisują przeróżne elementy związane z miastem, Tatrami i góralską kulturą. Znajdziemy tam krótkie notatki na temat turystów, obleganych Krupówek, Gubałówki czy Kasprowego Wierchu. Informacje o narciarstwie, ski-touringu, lokalnej kuchni, muzyce, tańcu, strojach regionalnych, TPN, zwierzętach, pasterstwie, najbardziej znanych muzeach czy galeriach. Sporo poświęcono także samym mieszkańcom Zakopanego i lokalnej historii. Bohaterem osobnego rozdziału jest też Stanisław Witkiewicz, postać nieodzownie kojarząca się ze "stylem zakopiańskim", Domem pod Jedlami czy willą Kolibą.

"Zakopane odkopane" nie jest przewodnikiem, choć można w nim znaleźć przydatne adresy, numery telefonów, bądź namiary na ludzi, zajmujących się w Zakopanem konkretną profesją. Autorki większość opisywanych atrakcji, czy miejsc sprawdziły osobiście, więc spis ten jest bardzo subiektywny, ale dzięki takim osobistym rekomendacjom, własnym przemyśleniom, przeżytym sytuacjom, książka jest bardzo naturalna, szczera (czasami aż do bólu) i czyta się ją z uśmiechem na ustach. 

Jak same Autorki mówią: "Ta książka została napisana z miłości do Zakopanego. Nie jest to jednak miłość ślepa." ["Zakopane odkopane", str. 7, Wydawnictwo Pascal, 2012] Wiadomo, że nie każdy musi zgodzić się ze słodko - gorzkimi przemyśleniami na temat zachowań turystów czy mieszkańców miasta, które zawarły w swej publikacji panie Młynarska i Zielińska, jednakże bez tego książka byłaby jedną z wielu publikacji, na temat miasta, a w tym przypadku, jest ciekawą i na pewno oryginalną, góralską opowieścią, z punktu widzenia góralki, i mieszkającej na Podhalu, ceperki.

Odkopując Zakopane wraz z Autorkami, czytelnik (w każdym razie ja taki miałam), czuje, jakby wszystko, co Panie opisują, przeżywał na własnej skórze, dlatego, dla osób, które miasto i Tatry znają, ta czytelnicza przygoda będzie miłym powrotem w znajome miejsca. Mam nadzieję, że osoby, które nigdy w Zakopanem nie były, dzięki lekturze poczują ochotę na pierwszą w życiu wycieczkę w tamte strony. Bo kto raz przybywa w Tatry (choć niekoniecznie do Zakopanego), już zawsze będzie chciał tam wrócić.

Sardegna

PRZEDPREMIEROWO "Lustrzany świat Melody Black" Gavine Extence


posted by Sardegna on , , , , ,

8 comments



Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 316
Moja ocena : 4/6

"Lustrzany świat Melody Black" to kolejna książka Gavina Extence’a, brytyjskiego pisarza, który zadebiutował genialną, moim zdaniem, powieścią "Wszechświat kontra Alex Woods", którą zresztą oceniłam na 6. Nie powiem, oczekiwania wobec tej nowości, miałam spore i choć czułam, że takich emocji, jak przy czytaniu "Wszechświata..." raczej nie poczuję, to i tak nastawiałam się na wielkie wow. Jakie są więc moje wrażenia? Niestety bardzo mieszane.

Określając jednym słowem książkę "Wszechświat...", mówiłam "mądra", do Melody natomiast bardzo pasuje określenie "smutna". Żebyście mnie dobrze zrozumieli, to nie jest powieść, która wyciska z czytelnika łzy wzruszenia. Nie jest to też absolutnie książka zabawna, jak mówi nam opis okładkowy. Ten "smutek", o którym mówię, wyraża się raczej w odczuciach, jakie wzbudza w czytelnikach główna bohaterka Abby.
 
Dziewczyna nie wyróżnia się jakoś specjalnie na tle innych mieszkańców Londynu. Mieszka w niewielkim mieszkaniu ze swoim chłopakiem Beckiem, nie ma wprawdzie stałej posady, ale pracuje jako freelancerka dla kilku czasopism, i udaje jej się zdobywać fajne zlecenia. Abby ma niezbyt ciekawe relacje z ojcem i siostrą, ale w sumie, kto takich nie ma. I w to zwyczajne życie dziewczyny wkrada się pewnego dnia niespodziewane zdarzenie: umiera sąsiad Simon, i to Abby, przez przypadek znajduje jego martwe ciało.

Wydarzenie pozornie zupełnie nie wpływa na dziewczynę. Simon nie był jej bliskim przyjacielem, nie czuje się ona w związku z tym jakoś specjalnie przygnębiona czy smutna. Wręcz przeciwnie. Wstępuję w nią nowa energia, zaczyna także odczuwać niesamowity power do działania.
Przeprowadza i publikuje genialny wywiad, robi szkice pomysłowych artykułów, wybiera się nawet w pewną, niesamowitą podróż, żeby zebrać materiały do swojej kolejnej publikacji.

Poza tymi pozytywnymi zmianami, w życiu Abby dochodzi jednak także do wielu złych i przykrych sytuacji. Te jej niecodzienne zachowanie, zmienne humory, kryją w sobie coś niepokojącego. Dziewczyna traci kontakt z najbliższymi i zaczyna robić rzeczy, na które normalnie by się nie zdecydowała. Czy to śmierć Simona wyzwoliła w Abby pewne zachowania? Czy tkwiły one w psychice dziewczyny już wcześniej, tylko udawało się je skrywać przed światem? Apogeum szaleństwa będzie spotkanie z tytułową Melody Black. Jak spotkanie z tą dziewczyną skończy się dla Abby?
 
Po przeczytaniu "Lustrzanego świata Melody Black" w mojej głowie zrodziły się dwie kwestie. Po pierwsze, nie mamy wpływu na to, co siedzi w naszej psychice. Druga kwestia natomiast nawiązuje do przysłowia, że w życiu, jak to zwykle bywa, raz jest się na wozie, a raz pod wozem. Ciągle szukamy wielkiego szczęścia, a istnieją przecież w naszej codzienności takie momenty, choć często są zupełnie zwyczajne i banalne. Niestety zazwyczaj wymagamy od nich czegoś więcej. Czy musi się więc wydarzyć "upadek z wozu", żebyśmy uświadomili sobie, że najbardziej bolesna jest utrata stabilności? I to nie tylko tej fizycznej/materialnej/zdrowotnej, ale przede wszystkim psychicznej. Kto przeżył taką sytuację ten wie, jak trudno wrócić do normalności, i jak ceni się wtedy ten przysłowiowy święty spokój.
Abby straciła swoją stabilność. Jak zatem się to dla niej skończyło?

Przyznaję, ta powieść nie jest łatwą lekturą. Choć może i czyta się ją bardzo szybko (głównie za sprawą charakterystycznego stylu Gavina Extence'a, w którym nawiązuje do "Wszechświata..."), ale sprawy, o których mówi, refleksję, jaką przynosi, niosą ze sobą ten smutek, o którym pisałam na początku.
Przygnębiłam się lekturą. Nie przyniosła mi ona ukojenia ani pozytywnej refleksji, jaką znalazłam w przytoczonym wcześniej "Wszechświecie...", choć jestem pewna, że znajdzie się grono czytelników, którzy zachwycą się nią na swój sposób. Ja chyba jestem gdzieś pośrodku: doceniam pomysł i wykonanie, ale zupełnie nie zgadzam się na ten smutek i przygnębienie. Szukam po prostu czegoś innego w literaturze.

Sardegna

"Pierwsze przygody Mikołajka" Rene Gościnny, Jean - Jacques Sempre


posted by Sardegna on , , , ,

6 comments


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 620
Moja ocena : 5/6

Ach ten Mikołajek! Nigdy mi się nie znudzi! I choć moje dzieci aktualnie odnoszą się do niego nieco sceptycznie (ale trudno im się dziwić,skoro nie tak dawno podsunęłam im do wieczornego czytania aż dwa tomy przygód szalonego chłopczyka, z czego jeden tom był dość obszerny - "Mikołajek" i "Nowe przygody Mikołajka"), mnie nadal on czaruje i niezmiennie bawi.

Nie zraziłam się, kiedy dzieci nie nastawiły się zbyt pozytywnie do zapoznawania się z kolejnymi przygodami Mikołajka. Stwierdziłam, że oto nadszedł mój czas, żebym na spokojnie, rozdział po rozdziale, mogła wchłonąć wszystkie opowieści z małym łobuziakiem w roli głównej. I miałam rację: bawiłam się przednio, niemalże tak, jak za pierwszym razem, kiedy to nie znałam jeszcze żadnych jego perypetii.
  
"Pierwsze przygody Mikołajka" to olbrzymia księga, łącząca w sobie pięć osobnych tytułów ("Mikołajek", "Rekreacje Mikołajka", "Wakacje Mikołajka", "Mikołajek i inne chłopaki", "Mikołajek ma kłopoty"). Pięć odrębnych, wymienionych przeze mnie książek, zostało już wydanych w roku 2014, przez Naszą Księgarnię, w zupełnie nowej odsłonie. Ich nowa szata graficzna została zaproponowana z okazji 50-tych urodzin Mikołajka, czyli w pięćdziesiątą rocznicę pierwszego, polskiego wydania jego przygód. I z tego co kojarzę, cieszyła się dość sporą popularnością, bo sami powiedźcie, czy nie pięknie prezentuje się taki komplet na półce?

Sympatyczne okładki tych mini książeczek, o dość przystępnej cenie, miały jednak mały minus - małą objętość. Jeżeli więc kogoś to nie zadowala, albo tak jak ja, woli Mikołajka w ilościach znacznych, zadowalający będzie właśnie ten duży, ponad 600 stronicowy tom przygód książkowego bohatera.

Posiadanie swojego własnego zbioru niemalże wszystkich, najważniejszych przygód Mikołajka, ma w sobie coś wspaniałego. Można delektować się ulubionymi opowiadaniami, można dzielić się nimi z innymi członkami rodziny, bo gwarantuję, że przygody małego łobuziaka rozbawią czytelników w każdym wieku.

Moje wrażenia z lektury, jak zwykle, są bardzo pozytywne. Niezmiennie bawią mi psoty Mikołajka i jego kumpli: Alcesta, Kleofasa, Euzebiusza, Joachima, Ananiasza, Rufusa, Maksencjusza i Gotfryda. Te ich przepychanki słowne i nie tylko, inicjowanie awantury z byle jakiego powodu, ale przede wszystkim uzasadnienie przyczyn tej awantury oraz wszystkie szkolne akcje z Rosołem w roli głównej. Jednak po lekturze kolejnych rozdziałów zauważyłam, że najbardziej bawią mnie jednak żarty sytuacyjne, w wykonaniu dorosłych bohaterów opowieści: taty Mikołajka, mamy, pana i pani Bledurt czy Buni, oraz inne, nerwowe "akcje" czy dialogi pomiędzy nimi. Dzięki tym wątkom, "Mikołajek" nie jest książką tylko dla dzieci, ale i dorośli znajdą w niej coś dla siebie i będą mogli bawić się świetnie.

Fajne jest też odkrywanie na nowo znanych już historii. Zawsze znajdzie się w nich coś, co umknęło w poprzednim czytaniu. Dlatego "Pierwsze przygody Mikołajka" nie nadają się ekspresowe wchłonięcie, na raz (choć czyta się je bardzo szybko). Lepiej dawkować sobie wrażenia i czytać po dwa, trzy rozdziały dziennie. Krzywdzące by było dla Mikołajka i całej jego sympatyczne ekipy, gdyby czytelnik odczuł znużenie w trakcie lektury. Nie można więc do tego dopuścić.

Komu zatem mogę polecić ten olbrzymi tom zabawnych perypetii najsłynniejszego, literackiego łobuziaka? Przede wszystkim fanom. Będą mieli komplet pięciu, chyba najbardziej znanych książek Gościnnego i Sempre w jednym, świetnie wydanym tomie. Oczywiście książkę polecam także czytelnikom starszym, którzy zaczytywali się w przygodach Mikołajka od lat, a także młodszym, którzy mieli już z nim do czynienia (choćby przy okazji filmu albo szkolnej lektury). To na pewno jeden z tych tytułów, które warto znać i mieć w swojej biblioteczce.

Sardegna

"Oman" Marek Pindral


posted by Sardegna on , , , ,

2 comments


Wydawnictwo: Bernardinum
Liczba stron:  320
Moja ocena : 5/6

Rok temu, pierwszy raz miałam okazję przeczytać książkę autorstwa pana Marka Pindral, podróżnika, dziennikarza i tłumacza, a była to książka z serii Poznaj Świat, Wydawnictwa Bernardinum, "Chiny od góry do dołu". Miałam też okazję spotkać Autora na ubiegłorocznych TK w Krakowie. I potwierdziły się moje przypuszczenia, że książka napisana przez człowieka, który ma wielką pasję i stara się swoją energią zarażać innych, musi być świetna! 

"Oman" to pięknie wydana książka podróżnicza, opatrzona wieloma zdjęciami i przypisami, opowiadająca o trwającej ponad trzy lata,  przygodzie Autora w jednym z krajów arabskich (jak mówi sam Autor, spędził w Omanie 1001 dni i nocy).

Opowieść o arabskiej kulturze, społeczności, religii, zwyczajach, potrawach i przyrodzie, prowadzona jest w zupełnie odmienny sposób niż znane czytelnikom programy telewizyjne, czy książki opisujące taki temat. Podobnie, jak to miało miejsce w przypadku "Chin...", Autor wprowadza nas do zwyczajnego, lokalnego świata, w którym przebywał, a którego nie spotkamy na żadnych kartach przewodników turystycznych czy albumów. Krocząc razem z Autorem po uliczkach większych i mniejszych miast, zaprzyjaźniając się z ich mieszkańcami, kosztując lokalnych potraw, rozmawiając na przeróżne tematy, poruszające kwestię religii czy historii, poznamy świat orientu od "wewnątrz". Nie będzie to obraz, z którym do tej pory mieliśmy styczność. Będzie to coś zupełnie nowego, świeżego i interesującego. 

Poza barwnymi opowieściami, jakie snuje Autor, sporo w książce jest osobistych refleksji na tematy poruszane w prywatnych rozmowach z mieszkańcami Omanu. Są one jednak zapiskami bardzo luźnymi, będącymi ewentualnym punktem wyjścia do głębszych rozważań czy dyskusji w gronie zainteresowanych. Nie znajdziemy w nich moralizowania czy pouczania czytelnika. Są one po prostu zaczątkiem, a co zrobi z nimi czytelnik, to już jego indywidualna kwestia. 

Każde spotkanie, każda przygoda, jaką przeżył Autor w Omanie służyła czemuś. Z każdej z nich wyciągnął on interesujące wnioski czy zabawne anegdoty. I to bardzo podobało mi się w książce. Opisanie wszystkich humorystycznych sytuacji, zupełnie innego podejścia do życia ludzi, na co dzień żyjących w tak odmiennej kulturze, podobało mi się najbardziej. Luźne podejście do ram czasowych, miłość do samochodów, stosunek do zwierząt. Wszystko to, choć tak bliskie nam Europejczykom, w kraju arabskim wygląda zupełnie inaczej. I wszystko ma swoje uzasadnienie, choć z naszej perspektywy może być to zupełnie nielogiczne.

Pan Marek Pindral ma świetną zdolność obserwacji i przelewania swoich odczuć na papier. Jego pasję i miłość do podróżowania, poznawania nowych kultur, bez oceniania, bez osądzania, w sposób bardzo naturalny, czuje się praktycznie na każdej stronie jego książki. Widać też, że Autor prawdziwie żyje rzeczywistością, w której się aktualnie znajduje. Nie stara się być "chwilowym turystą" czy zwiedzającym, chce być czynnym uczestnikiem wydarzeń, osobą zaangażowaną i akceptowaną. I chyba mu to wychodzi, bo sytuacje, w których znalazł się podczas swojego pobytu w Omanie nie przytrafiają się każdemu, a dzięki tej akceptacji i "swojskości", materiał do napisania książki zgromadził się sam.

Bardzo podoba mi się sposób przekazu Autora. Każda strona książki niemalże "pachnie" orientalnymi przyprawami i mieni się barwnymi obrazami. Spora ilość zdjęć zachęca tylko do zagłębienia się w temat. A swobodny styl opowieści bawi a przy okazji dostarcza czytelnikowi nowej wiedzy.

Piękne wydanie "Omanu" zachęca do nieustannego przeglądania książki, obdarowania nią kogoś bliskiego bądź ustawienia na półce, obok najlepszych książek podróżniczych. Osobiście zostawiam ją dla siebie, i z niecierpliwością będę wypatrywać kolejnej publikacji Autora, bo mam wrażenie, że może on sprawić czytelnikom jeszcze niejedną niespodziankę!

Sardegna

"Obca" Diana Gabaldon


posted by Sardegna on , , , , , , ,

27 comments


Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 710
Moja ocena : 5/6

Pamiętacie mój świąteczny prezent? Pięć pierwszych tomów autorstwa Diany Gabaldon, które dostałam od męża pod choinkę? Oto pierwszy z nich "Obca"! Przeczytanie tej książki to jednocześnie mój osobisty sukces. Dlaczego? Bo zawsze otrzymane prezenty chowałam głęboko na regał, zostawiając na nieokreślone później. Ważniejsze zobowiązania, stos wydawniczy, książka własna może poczekać, znacie te wymówki ... A figa! Nie będzie czekać! Zabrałam się za nią tuż po świętach i w sumie przeczytałam bardzo szybko.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu czytanie 700 stronicowych powieści czasami zajmuje mi dwa, trzy dni. W przypadku tej serii jednak, druk jest tak niewielki, że ilość tekstu na stronie jest autentycznie ogromna. To nieco wydłużyło czas czytania, ale nie zniszczyło przyjemności płynącej z lektury. Bo przyjemności z czytania było całkiem sporo, choć niektórzy nie podzielą mojego zdania i będą mieli je zupełnie odmienne.

Nie ma co czarować, "Obca" to romans. Nie żadna powieść fantastyczna, historyczna czy inna. Oczywiście zawiera w sobie te wątki, ma bardzo rozbudowane tło historyczne, związane z wydarzeniami w Szkocji w XVIII wieku (choć podobno nie do końca prawdziwe), ale nie to jest w powieści najważniejsze. Pierwsze skrzypce grają Clarie i Jamie. Dlatego po książkę sięgać powinny osoby, które mają ochotę na taką historię. W innym wypadku przedzieranie się przez 700 stron może być prawdziwą udręką.

Co zatem ma w sobie ta seria, że sięgają po nią miliony czytelniczek? Niby nic zaskakującego, co bowiem mogłoby być niezwykłego w romansie z przed lat. Otóż w przypadku "Obcej" sprawa wygląda nieco inaczej.

Właśnie zakończyła się II Wojna Światowa, i Clarie, pielęgniarka z frontu wraca do swego męża Franka. Aby umocnić swe małżeństwo nadwątlone zawieruchą wojenną, młodzi udają się oni w podróż do urokliwej i spokojnej Szkocji, a tam, pod wpływem nieznanej siły, tajemniczej mocy przyrody, wiedźm czy innych czarów, Clarie przenosi się do tego samego miejsca, tylko dwieście lat wstecz. Na początku kobieta jest przerażona, ale  przyzwyczajona do stawiania czoła trudnym sytuacjom, nie poddaje się strachowi nawet wtedy, kiedy trafia w ręce wojowniczo nastawionych Szkotów. 

Losy Clarie w XVIII wiecznej Szkocji pełne będą niesamowitych przygód. Dziewczyna przeżyje na własne skórze wydarzenia, o których czytała w historycznych książkach męża. Momentami będzie drżała o własne życie, uciekała przed niebezpieczeństwem, chroniła się przed wrogiem, ale  w tej niezwykłej rzeczywistości znajdzie też sprzymierzeńców, przyjaciół a nawet miłość.

Clarie, początkowo traktowana przez Szkotów, jak angielski szpieg, trafia do siedziby szkockiego klanu MacKenzie, w którym twardą ręką władzę sprawują Colum i jego brat Dougal. Na początku traktowana nieufnie, z czasem jednak zyskuje akceptację braci, głównie dzięki swoim medycznym umiejętnościom. Poznaje lepiej społeczność klanu, zaprzyjaźnia się, a w rezultacie zakochuje w jednym z podopiecznych Dougala. 

Jamie Fraser okazuje się jednak być kimś więcej niż tylko zwyczajnym pomocnikiem, a jego historią można by obdzielić kilkunastu ludzi. Swoją postawą imponuje Clarie, nie brakuje mu też charakteru i odwagi. Nie dziwi więc fakt, że dziewczyna jakby zapomina o swoim życiu doczesnym i wkręca się w XVIII wieczną przygodę.
I wokół tego kręci się właściwie cała powieść, ale uspokajam, nie opiera się ona na cukierkowej relacji pełnej ochów i achów. Sporo się dzieje w otoczeniu Clarie i Jamie'go, a niespokojne czasy nie sprzyjają sielance, więc większość wydarzeń, w jakich przychodzi uczestniczyć bohaterom, dzieje się "w drodze".

Sporo w powieści jest scen erotycznych, ale spokojnie, "Obca" to nie "50 twarzy Gray'a". Erotyka jest tylko dodatkiem do fabuły, a nie jej istotą, więc mnie osobiście to w żaden sposób nie przeszkadzało.

Podobała mi się "Obca" i to nawet bardzo! Cała historia przypomina mi trochę początkowe tomy "Sagi o Ludziach Lodu" (kto czytał, ten wie, o czym mówię). Surowość, niebezpieczeństwo, potomkowie, klany, wierzenia, magia, czarownice i miłość. Taka prawdziwa, jak z bajki.

Stawiam 5/6 i mam nadzieję, że scharakteryzowałam Wam powieść na tyle, że zainteresowane osoby będą wiedziały, czego mniej więcej można po tej historii się spodziewać. W najbliższym czasie na pewno zabiorę się za tom II, a później za kolejne, bo już wiem, że muszę skompletować sobie całą grubaśną serię.


Sardegna

"Upiór południa. Czerń" Maja Lidia Kossakowska


posted by Sardegna on , , , , , ,

4 comments

Wydawnictwo: Fabryka Słów
audiobook: czas trwania 4 godziny i 55 minut 
Moja ocena : ?/6
lektor: Andrzej Hausner

"Upiór południa" to seria czterech mini powieści, Mai Lidii Kossakowskiej, łączących w sobie wątki fantastyczne i grozę. Wspólnym mianownikiem wszystkich czterech tytułów ma być upał. Niestety nie potwierdzę tego faktu osobiście, bowiem nie planuję sięgać po pozostałe trzy części, składające się na serię ("Pamięć umarłych", "Burzowe kocię", "Czas mgieł"). 
I nie chodzi mi o to, że powieść była zła, po prostu odsłuchanie tej opowieści (może przeczytanie nie zrobiłoby na mnie aż takiego wrażenia) było tak wyczerpujące emocjonalnie, że sama się sobie dziwię, że podołałam.

Pierwszy tom "Upioru południa" to była najmocniejsza książka, z jaką ostatnimi czasy miałam do czynienia. Nie jestem jakoś specjalnie lękliwa jeśli chodzi o wątki grozy (a może po prostu mało jeszcze takich w literaturze poznałam), w każdym razie, historia opisana przez Autorkę, rozgrywająca się na granicy jawy i wewnętrznego szaleństwa głównego bohatera, jest zdecydowanie nie na moje nerwy. 
Już samo przedzieranie się przez demony wojny, zamieszkujące umysł narratora jest wyczerpujące emocjonalnie, a kiedy do tego dochodzą opisy zamieszek zbrojnych w Nigerii, a są to bardzo dokładne, krwawe relacje, to ja już w ogóle odpadam.

Przerażają mnie takie historie, a świadomość, że takie sytuacje miały miejsce naprawdę i to nie w odległej przeszłości, tylko zaledwie kilka lat temu, jest straszna. Dlatego trochę nieświadomie zabrałam się za odsłuchiwanie "Czerni", gdybym wiedziała, co mnie czeka, raczej bym się nie zdecydowała.

"Czerń" to historia korespondenta wojennego, Jacka Wilczyńskiego, który w Nigerii przeżył prawdziwe piekło. Był świadkiem przerażających wydarzeń, a w rezultacie stracił swojego najbliższego współpracownika i przyjaciela. Wilczyński próbuje dojść do siebie we Francji, zaczyna pracę dziennikarza "stacjonarnego", poznaje wyjątkową kobietę, zakłada rodzinę, stara się żyć normalnie. Niestety demony wojny nie dają mu spokoju. Mężczyzna uświadamia sobie, że tylko powrót do Lagos i uporanie się na miejscu ze swoja przeszłością, pozwoli mu normalnie żyć i budować przyszłość.

Wilczyński przybywa do Nigerii a tam czekają na niego dramatyczne wspomnienia, ale także coś więcej. Aby uporać się z własnymi demonami, mężczyzna będzie musiał zagłębić się w miejscowe wierzenia, ale czy Europejczyk jest w stanie ogarnąć rozumem afrykańskie Orisza?

Nie wiem co było w tej powieści bardziej przerażające: czy wspomnienia korespondenta, zbrodnie, których był świadkiem, mord dokonany na jego współtowarzyszu, czy demony siedzące w głowie bohatera i powiązanie ich z afrykańskimi bóstwami. Wiem jedno: to była przerażająca, choć wyjątkowa historia, do kontynuacji której, z powodów osobistych, nie sięgnę (choć podobno części kolejne są zupełnie odrębne i nie nawiązujące do siebie).

Jeżeli nie straszne są Wam opowieści takiego rodzaju, wiecie gdzie szukać, ale wszystko na własną odpowiedzialność.

Sardegna

"Samochodowy blok rysunkowy" oraz "Blok rysunkowy Pająka Kleofasa" czyli tym razem o Pięciolatku.


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments

W związku z tym, że Siedmiolatka ma teraz do odrabiania prace domowe, a także kilkanaście minut dziennie poświęca na czytanie, postanowiłam w tym czasie przysposobić Pięciolatka do skupienia uwagi na dłużej niż pięć minut przy stole. Przerobiliśmy kilka kolorowanek, ale to nie wzbudziło większych emocji w moim młodszym dziecku. Za to świetnie sprawdziły się łamiglówko - kolorowanki z serii "Blok rysunkowy" od Naszej Księgarni. 

  Ilustrator: Artur Nowicki
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 64
Moja ocena : 6/6

"Samochodowy blok rysunkowy" to numer jeden na półce Młodego! Książeczka swoim wyglądem przypomina prawdziwy blok techniczny, ma sztywne strony, otwiera się "od góry", ostatnia strona jest tekturowa, resztę można wyrwać, jak w tradycyjnym bloku. Książeczka jest zbiorem łamigłówek o tematyce motoryzacyjnej, ale grafika jest bardziej "dziecięca". Wewnątrz można znaleźć kolorowanki tradycyjne i takie, które polegają na uzupełnieniu obrazka. Są zadania po tytułem: znajdź różnice, połącz kropki, narysuj bez odrywania ręki, odszukaj na obrazku, zaznacz 5 szczegółów czy dorysuj według instrukcji.

Zadania są o zróżnicowanym stopniu trudności, ale przeważają te łatwe. Mój Pięciolatek spokojnie sobie z nimi radził, mam wrażenie, że i czterolatek ogarnąłby po swojemu ten temat. Książeczka może spodobać się i starszym dzieciom. Siedmiolatka kilkakrotnie tęsknie parzyła w stronę "Samochodowego bloku rysunkowego" i miała chyba na niego większą ochotę, niż na kaligrafię.

Dodatkowym pozytywem książeczki są informacje, zamieszczone na drugiej stronie każdej karty pracy. Są to zazwyczaj ciekawostki dotyczące tematyki, jaką dziecko zajmowało się w poprzedniej łamigłówce. Są notatki o Formule 1, o Fiacie 126p, o koparkach, betoniarkach, wiaduktach, zimowych oponach czy pierwszych samochodach. Jak wiadomo, dzieciaki pasjonują się takimi sprawami, można więc połączyć przyjemne z pożytecznym. Krótkie notatki starsze dziecko może przeczytać sobie samo, a młodszemu mogą przeczytać rodzice. 

  
Ilustrator: Daniel de Latour
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 64
Moja ocena : 6/6

Kiedy zakończyliśmy przygodę z "Samochodowym blokiem rysunkowym" (Młody autentycznie wykonywał wszystkie zadania po kolei, zazwyczaj jedno, dwa dziennie), w ruch poszedł "Blok rysunkowy Pająka Kleofasa".

Formuła tej książeczki jest bardzo podobna do poprzedniej, z tym, że motywem przewodnim jest tytułowy pająk i świat owadów. Oczywiście grafika łamigłówek jest dość specyficzna i raczej nie należy spodziewać się rzeczywistych wyglądów owadów (zaznaczam ten fakt, bo wiem, jak niektóre dzieciaki są wyczulone na tym punkcie). Ilustracje są podobne do książek z twardą oprawą z serii "Opowiem ci mamo, co robią..." wydanej przez Naszą Księgarnię. 
Mojemu Pięciolatkowi akurat w grafice specjalnie nic nie przeszkadzało. Podjął temat tak, jak w przypadku samochodów i po kolei wykonywał zadania w zamieszczonych kartach pracy. 

Ćwiczenia w obu blokach są dość podobne. W przypadku Pająka Kleofasa można narysować pajęczynę, pająka według instrukcji, dorysować owadom jakiś brakujący element, połączyć kropki, zaprojektować obrazek, znaleźć różnice bądź szczegóły. Na drugiej stronie każdej karty znajdują się tradycyjnie, ciekawostki, tym razem związane z gatunkami poszczególnych owadów.

Powiem tak, seria "Bloków rysunkowych" (oprócz samochodów i owadów są jeszcze samoloty, żaby i mrówki) jest idealna do ćwiczeń manualnych i wypracowania skupienia nad zadaniem dla 4-5 latków, a nawet 6 latków, przygotowujących się do szkoły. Dzieciaki mają szansę wykonać ćwiczenia według instrukcji, na miarę swoich możliwości oczywiście, ale mogą do tego jeszcze stworzyć coś własnego. Zadania pozostawiają dzieciakom pole do manewru, a puste strony zachęcają do rysunków własnych. Ja w każdym razie bardzo polecam, bo w naszym przypadku oba bloki sprawdziły się doskonale.

Sardegna

"Wilki" Adam Wajrak


posted by Sardegna on , , , , , ,

14 comments

Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 272
Moja ocena : 5/6

Czytelnicy oszaleli na punkcie "Wilków". Cóż takiego jest w tej książce, że zarówno młodsi, jak i starsi, zaczytują się w niej, i stoją w kilometrowych kolejkach na spotkaniach czy targach, aby uzyskać wpis od Autora?  Czy książka o tematyce przyrodniczej może wzbudzać aż taki zachwyt? 

Byłam dość sceptycznie nastawiona do całej sprawy, zwłaszcza przedzierając się przez tłumnie oblegane stoisko, na którym gościł Autor, na krakowskich TK. Ale po przeczytaniu pierwszego rozdziału "Wilków", wpadłam jak śliwka w kompot! Urzekła mnie ta opowieść, choć sama bym się tego po sobie nie spodziewała.

Adam Wajrak, przyrodnik, ekolog, dziennikarz, autor takich książek jak: "Kuna za kaloryferem" czy kilkutomowych "Przewodników dla prawdziwych tropicieli", na co dzień związany jest z Puszczą Białowieską. Zwyczaje i zachowania dzikich zwierząt to główny temat jego artykułów, ale, ale! Informacje i ciekawostki, jakie przekazuje czytelnikom, są tak smaczne i treściwe, że czyta się o nich z prawdziwą przyjemnością. 

Adam Wajrak nie tworzy nudnych i przydługawych tekstów z życia zwierząt wziętych (nie wiem, jak to wyglądało u Was, ale mnie niestety programy czy artykuły przyrodnicze niesamowicie nudziły, głównie właśnie przez to, że przekaz był strasznie monotonny), On przekazuje swoją PASJĘ. A kiedy w tekście czuje się pasję Autora, to zupełnie inaczej się odbiera się treść. 

W każdym akapicie "Wilków" widać, że Autor kocha swoją pracę, kocha zwierzęta, kocha środowisko w którym żyje i pracuje. Dobrze czuje się w Puszczy Białowieskiej, nie straszne są mu trudy związane z kilu czy kilkunastu godzinnym, cierpliwym obserwowaniem zwierząt, nie boi się leśnych drapieżników, dobrze dogaduje się z miejscowymi i generalnie jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. 
Najważniejsze jednak jest to, że Autor potrafi tę swobodę i tę swoją pasję, miłość i szacunek do wilków przekazać czytelnikom. 

I nie dziwi już wtedy zachwyt nad książką. Nie dziwią kolejki na spotkaniu autorskim. Nie dziwi sympatia, jaką czytelnicy panu Wajrakowi okazują. Nie dziwi już nic.
I to jest fajne. Bo czyż książki nie powinny takie być? Zachwycać w swej prostocie i przekazywać emocje Autora, które udzielają się czytelnikom?

"Wilki" zapewnią sporo takich emocji. Będzie można przeczytać o strachu przed tymi zwierzętami i o oswajaniu się z nimi. Będzie nieco refleksji z niełatwej, wilczej historii. Będzie o wytępianiu, o objęciu wilków ochroną gatunkową, o kłusownikach i ludziach, dla których są one po prostu bezbronnymi, wymagającymi opieki, zwierzakami.

Sam Autor mówi, że spędzony na badaniach czas z wilkami, w Puszczy Białowieskiej, był jednym z najlepszych w jego życiu. Czytelnicy mają szansę choć trochę poczuć się częścią tej przygody. Wydarzeń, które momentami były brutalne, tak, jak brutalna jest natura, ale jednocześnie wspaniałych, tak jak i ona jest wspaniała.

Nie mam szczęścia do spotkania z Autorem. Na TK w Krakowie kolejka na stoisku była niemożebnie długa i męcząca, a ja jednak nie miałam książki, więc nawet nie nastawiałam się na spotkanie. Na początku grudnia Adam Wajrak przyjechał jednak do Katowic! No takiego rozwoju sytuacji to się nawet nie spodziewałam! Już bliżej to naprawdę się nie dało!
Jednakże spotkanie odbywało się w jednej z katowickich bibliotek, w środku tygodnia, w godzinach popołudniowych, a to niestety nie ułatwiło mi kwestii dotarcia na nie. Musiałam obejść się więc smakiem i relacjami, jakie publikowały osoby na nim obecne. Było podobno bardzo interesująco i tłoczno, co chyba świadczy tylko na korzyść Autora.
Nie tracę jednak nadziei, że dane mi będzie zamienić z panem Wajrakiem choć parę słów przy okazji kolejnych TK bądź jakiegoś spotkania autorskiego. Pogratuluję mu wtedy pasji i podziękuję za emocje, jakich dostarczyła mi jego książka.

Sardegna