Archive for lutego 2015

"Klin" i "Krowa niebiańska" - czyli mojego romansu ze słuchowiskami ciąg dalszy.


posted by Sardegna on , , , , ,

10 comments

Mój romans ze słuchowiskami, stworzonymi przez Teatr Polskiego Radia, na motywach powieści Joanny Chmielewskiej, trwa w najlepsze.Przesłuchałam już "Dzikie białko", "Zapalniczkę", "Całe zdanie nieboszczyka", a w noworocznej wyprzedaży zakupiłam pięć nowych płyt i powoli odsłuchuję je sobie w samochodzie. Moja kolekcja powiększyła się więc do całych ośmiu płyt, niestety nowe nabytki nie spodobały mi się tak, jak poprzednie. W każdym razie, jeden z nich mi nie przypadł do gustu, ale po kolei...

Kto czyta Książki Sardegny, ten wie, że nie jestem fanką powieści pani Joanny. Niestety nie dla mnie ten rodzaj humoru, chociaż wyjątek stanowi "Lesio" i właśnie wyżej wymienione słuchowiska, które dzięki genialnej interpretacji są dla mnie o wiele łatwiej przyswajalne, niż historie w wersji papierowej. Jako że lubię mieć całą serię, która mnie interesuje, kiedy tylko nadarza się okazja kompletuję serię.
 
Klin
Seria: Słuchowisko na motywach powieści Joanny Chmielewskiej
Realizacja: Teatr Polskiego Radia
Wydawnictwo:  Elipsa Dom Wydawniczy
słuchowisko: czas trwania 1 godzina 18 minut
Moja ocena : 5/6
obsada: Danuta Stenka, Henryk Talar, Andrzej Ferenc, Joanna Koroniewska


 Zaczęłam od kultowego "Klinu", który swoją drogą, w wersji książkowej, mam na półce od lat, więc motywacja do sięgnięcia po to akurat słuchowisko w pierwszej kolejności, była większa. I tutaj nie było rozczarowania. Historia podobała mi się niemal tak, jak ulubione najbardziej, do tej pory "Całe zdanie nieboszczyka". Pogmatwana intryga, komedia pomyłek, tajemniczy mężczyzna, do końca nie wiadomo, z jakimi zamiarami wobec głównej bohaterki, i... telefon w roli głównej.

Kiedy Joanna rozmawia przez telefon z przyjaciółką, do ich dyskusji przyłącza się tajemniczy rozmówca. Ów jegomość, początkowo irytujący, z czasem staje się dla bohaterki na tyle interesujący, że ta postanawia podtrzymać z nim telefoniczny flirt, a nawet spotkać się oko w oko. Niestety, a może stety, kontakt osobisty nie bardzo przypada Joannie do gustu, więc "romans" odbywa się za pomocą telefonu. Sytuacja komplikuje się, kiedy bohaterka zaczyna odbierać serię dziwnych telefonów z jakimiś zaszyfrowanymi wiadomościami, i zaczyna podejrzewać, że to jej nowy znajomy jest we wszystko zamieszany.
Sporo się dzieje, ale najwięcej w zabawnych dialogach Joanny z tajemniczym rozmówcą. Oczywiście pani  Danuta Stenka  świetnie pasuje do tej roli i nadaje słuchowisku świetny klimat.

Drugi tytuł niestety nie przyniósł mi tyle rozrywki i bardzo rozczarował. Sytuacji nie uratowała nawet pani Joanna Trzepiecińska, którą tak przecież polubiłam za rolę w "Całym zdaniu nieboszczyka". Mąż ostrzegał, że nie wszystkie powieści Chmielewskiej są równie fajnie i czy na pewno chce zakupić wszystkie słuchowiska w serii, ale przecież musiałam to sprawdzić na własnej skórze. I tutaj niestety muszę się z nim zgodzić, "Krowa niebiańska" nie jest fajna...

Krowa niebiańska
Seria: Słuchowisko na motywach powieści Joanny Chmielewskiej
Realizacja: Teatr Polskiego Radia
Wydawnictwo:  Elipsa Dom Wydawniczy
słuchowisko: czas trwania 1 godzina 19 minut
Moja ocena : 3/6
obsada: Joanna Trzepiecińska, Eugenia Herman, Kazimierz Kaczor


Nie wiem, jak fani twórczości pani Chmielewskiej oceniają ten tytuł. Dla mnie niestety było to, jak do tej pory, najsłabsze spotkanie ze słuchowiskiem. Opowieść z kasynem w tle i dwoma mężczyznami, z których jeden okaże się oczywiście tym złym nie zachwyciła mnie wcale. W historii tej dominują mafijne wątki, które przytłoczyły mnie na tyle, że nie jestem właściwie w stanie powiedzieć, o czym ta opowieść dokładnie mówi. Tym razem nie śmieszyły mnie dialogi ani przykład doskonałej pamięci wzrokowej bohaterki. Nie śmieszył mnie nawet najbardziej chyba znany cytat z powieści pani Chmielewskiej: "Państwa nie ma w domu, wzięli gorzkie żale i poszli na roraty."  
"Krowa niebiańska" to dla mnie po prostu, kula w płot. Ciekawostką jest to, że słuchając tejże opowieści, woziłam ze sobą Sześciolatkę, która automatycznie przysłuchiwała się treści, i pewnego wieczoru, włączając dzieciakom ich słuchowisko wieczorem przed snem, usłyszałam: "Mamo włącz "Krowę niebiańską" bo ona była taka śmieszna, albo chociaż jakąś inną historię z tej serii". Zaniemówiłam na moment... widocznie moje dziecko ma zupełnie inne poczucie humoru, albo zauważyło w tej historii coś więcej niż ja. Coś mi się wydaje, że szykuje mi się w przyszłości niezły kompan czytelniczy! 

Sardegna

"Prowincja pełna snów" Katarzyna Enerlich


posted by Sardegna on , , , , ,

14 comments


Wydawnictwo: mg
Liczba stron: 279
Moja ocena : 5/6

Kiedy potrzebuję oddechu i lektury, która na sto procent wprowadzi w moje życie spokój, ład i porządek, sięgam po Prowincję. Jakimś niespotykanym zbiegiem okoliczności, każdy kolejny tom trafia do mnie w momencie, kiedy najbardziej go potrzebuję. Jakaś niesamowita siła przyciąga mnie do kolejnych części serii Kasi Enerlich, a lektura utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że znowu jestem we właściwym miejscu, we właściwym czasie, i z właściwą książką w rękach. 

Ostatnio na fb padło pytanie, o czym właściwie są te Prowincje. Wypowiedziałam się w dyskusji, choć rzadko to robię, że dla mnie seria ta opowiada o docenianiu wartości zwyczajnego dnia i czerpania radości z małych, codziennych przyjemności. I właściwie to zdanie mogłoby zastąpić cały mój dzisiejszy wpis, bo podobnie, jak przy "Prowincji pełnej smaków" , "Prowincji pełnej czarów", "Prowincja pełna szeptów" moje wrażenia nie uległy zmianie.

Autorka potrafi czarować słowem i swoimi tekstami wprowadzać czytelnika w stan równowagi. To trochę dziwne, powiecie, ale w Prowincji tak już jest, że wydarzenia w życiu głównej bohaterki, Ludmiły, są jakby dodatkiem do właściwej treści książki, a jest nią właśnie pokazanie, jak można starać ułożyć sobie życie tak, żeby być w zgodzie ze sobą i osiągnąć święty spokój, tak bardzo potrzebny w dzisiejszych czasach. Oczywiście nie chcę zostać źle zrozumiana, seria o Prowincji to nie jest żaden poradnik typu "jak żyć". Po prostu jest to szczególny rodzaj powieści obyczajowej, która poza dostarczaniem przyjemności płynącej z zagłębiania się w lekturę, niesie jeszcze mądre przesłania, z których można korzystać do woli. Oczywiście każdy korzysta z nich według własnych potrzeb, bo wydaje mi się, że świadomy czytelnik sięgający po kolejny już tom Prowincji, wie czego oczekuje i szuka w książce tego, czego właśnie w danej chwili potrzebuje.

Ja znajduję w Prowincji spokój, taką odpowiedź, że nawet najbardziej zagmatwany czas i chaos w życiu przemija, a najważniejsze w tym jest to, aby umieć cieszyć się z codziennych chwil i drobnych przyjemności. Czasami o tym zapominam i denerwuję się błahymi rzeczami, co odbija się na moich domownikach. Kiedy jednak zerkam na półkę i widzę serię powieści Kasi Enerlich, i oczami wyobraźni widzę Ludmiłę w jej domku na Mazurach, odpuszczam trochę i przypominam sobie, co jest w życiu ważne, i jak można małymi kroczkami dążyć do osiągnięcia świętego spokoju.     

Siódmy tom serii związany jest ściśle z szóstym, podobnie zresztą, jak szósty z piątym. O ile więc, część czwartą można było czytać niezależnie, te już niestety nie. Ludmiła musi zmierzyć się z przeszłością i tajemnicą, którą zabrał do grobu jej tragicznie zmarły mąż, Wojtek. W życiu bohaterki pojawia się ktoś, związany z Wojtkiem, kto wniesie do jej uporządkowanego życia, nowy chaos i rozdrapie wszystkie zagojone rany. Ludmiła będzie musiała opanować trudną sztukę wybaczania i zbudowania rzeczywistości na nowo. Na szczęście, pomoże jej w tym praca, bowiem pensjonat BabaJoga, który powstał w odpowiedzi na śmierć Wojtka, wymagał będzie wielkich nakładów jej energii i zaangażowania. Pomoc przyjaciół również okaże się niezastąpiona. Ojciec Wojtka, zaprzyjaźnione sąsiadki, były mąż Martin oraz nowy przyjaciel Zygmunt, początkowo pracownik, który powoli staje się nieodzownym elementem życia Ludmiły, pomagają bohaterce w zmaganiach z życiem i wspierają na każdym kroku.

Szczerze powiem, myślałam, że to już ostatni tom Prowincji. Nie żebym się serią nudziła, po prostu wydawało mi się, że Ludmiła osiągnie upragniony spokój i szczęśliwie, w otoczeniu bliskich jej osób będzie prowadzić zwyczajne życie na mazurskiej wsi. Zakończenie jednak sugeruje coś zupełnie innego... Pozostaje mi zatem czekać na kolejny, ósmy już tom Kasi Enerlich i przekonać się, co jeszcze wydarzy się w otoczeniu Ludmiły, i jak to wpłynie na odbieranie przez nią świata.

  Sardegna

ŚBK: Bloger nie wielbłąd, pić musi!


posted by Sardegna on

16 comments

ŚBKi wracają z comiesięcznymi wpisami tematycznymi. Pamiętacie te, publikowane w ubiegłym roku? Jeśli ktoś ma ochotę zerknąć na tamte wpisy i dowiedzieć się, o czym pisaliśmy, zapraszam do kliknięcia w poniższe linki:



Bloger nie wielbłąd, pić musi!

Nowy cykl inicjujemy wpisem o napojach, a ja będę w swym tekście bardzo monotematyczna: kawa, kawa i jeszcze raz kawa! Ale, ale... ! To nie tak, jak myślicie! Nie jestem typem czytelnika, który celebruje lekturę z jakimś płynnym dodatkiem w ręku. Chyba ani razu w historii Książek Sardegny nie zrobiłam zdjęcia książki czy stosika, w towarzystwie filiżanki czy kubka. Rzadko się też zdarza, żebym faktycznie piła coś, bądź (o zgrozo!), jadła, w czasie lektury. Wynika to z faktu, że czytam zazwyczaj w takim momencie i miejscu, że na celebrację chwili nie mam zwyczajnie czasu czy możliwości. Także czytanie z kubkiem kawy w dłoni, to nie dla mnie...

Kawa dnia!

Mam za to inny rytuał: raz dziennie, bez względu na okoliczności, czy idę na pracy na rano, czy na popołudnie, czy mam dzień wolny, czy coś do załatwienia na mieście, rano (gdzieś między 9.00 a 10.00) sięgam po moją ulubioną kawę. Nie jest to jakaś wymyślna odmiana, powiem więcej, jest to wersja najprostsza z możliwych: kawa typu Kopiko 3w1. Zrobię teraz darmową reklamę, ale tak już jest od lat i nie ma co tego ukrywać. 
 
Pamiętam, jak raz przeżyłam chwile grozy, a potem miotanie się po mieszkaniu i wrażenie, że coś jest bardzo nie tak, kiedy w markecie zabrakło tegoż akurat towaru, a ja nie mogłam sobie umilić poranka kawusią. Niby wypiłam inną, ale to było bardzo nie na miejscu... Teraz już nie popełniam błędu oszczędności i kupuję na zapas kilka paczek i dawkuję sobie tą przyjemność raz dziennie. Przedziwne jest to, że kiedyś próbowałam wypić drugą porcję wieczorem i po prostu nie nie smakowała! Ech, siła przyzwyczajenia... ale dobrze mi z tym, to taka moja mała chwila przyjemności, a przecież każdemu się należy. Kiedy nie mam możliwości wypicia kawy w domu, zabieram ją sobie do kubka termicznego i niosę. Do pracy, na miasto, do samochodu, i jest mi po prostu błogo...

Latte i cappuccino

Smakosze kawy skrytykują mnie pewnie za picie napoju 3w1, zamiast tej prawdziwej, albo przynajmniej rozpuszczalnej, w tej kwestii jednak nie odpuszczam. Oczywiście, poza moją dzienną dawką przyjemności piję też inne kawowe wersje. Czasami w pracy rozpuszczalną z dużą ilością mleka, gdzieś na mieście latte albo cappuccino. Wyjątek robię dla prawdziwej kawy z fusami, która jest dla mnie zdecydowanie za mocna.
Staram się też nie przeginać z dzienną dawką kawusi, bo tak gdzieś po czterech dziennie mam autentyczne kołatanie serca i duszności. Może sobie je wmawiam, a może tak rzeczywiście jest, w każdym razie ograniczam się do dwóch, no góra trzech!

A co z herbatą?

Zanim urodziłam swoje dzieci, piłam sporo herbaty w różnych wariantach. W ciąży zbrzydła mi jednak na tyle, że dzisiaj piję jedynie czarną z cytryną i cukrem, ale i tak nie za często. Owocowa, albo (o zgrozo!) zielona, jest dla mnie nie do przejścia!

Sama nie robię, ale podglądam u innych...

To, ze nie fotografuję swoich książek w towarzystwie uroczych kubków czy wytwornych filiżanek, nie znaczy, że tego nie lubię! Lubię, i to bardzo! Zawsze z ciekawości zerkam, kto co tam aktualnie popija na fb i nie dziwię się, że pod owymi zdjęciami znajduje się tak wiele lajków.
 
Z okazji tego wpisu postanowiłam zrobić historyczne zdjęcie (nie wiem, czy nie pierwsze i ostatnie). Książka i kawa w Książkach Sardegny. Częstujcie się!
 

Sardegna

Ferie na Śląsku pod hasłem wydarzeń książkowych.


posted by Sardegna on ,

1 comment

Wczoraj minął ostatni dzień śląskich ferii. Miałam zaplanowane na ten czas nieco więcej atrakcji, ale jak wiadomo, życie weryfikuje zbyt ambitne plany. Na szczęście udało mi się uczestniczyć w dwóch, najważniejszych dla mnie, książkowych spotkaniach, nie ma więc co narzekać.

W pierwszym tygodniu ferii, bowiem już 3 lutego, w katowickim Matrasie w Silesia City Center, odbyło się spotkanie z Magdą Witkiewicz. Autorka przyjechała drugi raz na Śląsk, prosto z Gdańska. Pierwszy raz przybyła na zaproszenie ŚBKów, dokładnie rok temu, tym razem inicjatorem spotkania była wyżej wymieniona księgarnia. Zainteresowanie spotkaniem autorskim było całkiem spore i niestety sprawdziły się moje przypuszczenia, co do miejscówki. Uczestnicy spotkania musieli borykać się z niewielką ilością przestrzeni, co oczywiście nie zmienia faktu, że wszyscy dzielnie tkwili na swoich miejscach, nie zważając na nic, zasłuchani w opowieść Autorki, związaną z tworzeniem "Pierwszej na liście".


Spotkanie promowało właśnie najnowszą powieść Magdy Witkiewicz i sporo czasu poświęcono na omówienie społecznego aspektu książki. Później przyszedł czas na luźne dyskusje, podczas których autorka opowiadała o pracy nad kolejnymi powieściami, wracała do swoich poprzednich tytułów czy nawiązywała do swojego życia prywatnego. Jednym słowem, poświęciła swoim czytelnikom dwie godziny, pełne książkowych emocji. Po oficjalnym spotkaniu można było ustawić się w kolejce po autograf i zamienić parę słów z Magdą, w bardziej prywatnej rozmowie.


Zdjęcie wykonane w czasie spotkania (autorstwa Marty Kurczyk)

Sama przyniosłam na spotkanie dwie książki. Nie było wśród nich akurat "Pierwszej na liście", bowiem tę miałam już przez Autorkę podpisaną. Przyniosłam natomiast "Lilkę i wielką aferę" oraz "Zamek z piasku"


Na spotkaniu pojawiła się całkiem spora grupa ŚBKów i z tego co wiem, dziewczyny zaprosiły Autorkę na kawę, gdzie spędziły czas na luźnej już rozmowie. Ja miałam niestety inne zobowiązania, więc na kawę nie dotarłam, ale co się odwlecze, to nie uciecze, bowiem Magda planuje przybyć na Śląsk jeszcze w marcu. Szczegółów na ta chwilę nie znam, ale jak tylko czegoś się dowiem, zaraz poinformuję.

***

Drugie książkowe wydarzenie, w którym miałam okazję uczestniczyć, to kolejna Wymiana Książkowa, zorganizowana przez ŚBKów. Tym razem hasłem przewodnim wymiany był Walentynki, jako że termin imprezy wyznaczyliśmy na 14 lutego. Dodatkowo, poza możliwością wymiany interesujących tytułów, można było wziąć udział w konkursie, dopasowując pary bohaterów, kultowych książek o miłości. Wymiana odbyła się ze współpracy z Księgarnią Victoria w Zabrzu, która udostępniła nam wolne miejsce.


Zdjęcia są autorstwa Krzysztofa Chmielewskiego z Literackiej Kanciapy i świetnie oddają klimat imprezy. Dużo książek, dużo sympatycznych ludzi i świetne zdobycze książkowe!



Oczywiście sama też dokonałam wymiany:


"Opowieści z Narnii" C.S. Lewis
"Świat szeroko zamknięty" Izabela Sowa
"W proch i w pył" Tami Hoag i trzy części Pretty Little Liars.

Moja Sześciolatka przybyła na spotkanie wraz ze mną i też dokonała osobistej wymiany, jednej książeczki dla dzieci. Po części oficjalnej, był oczywiście czas na część nieoficjalną, bogatą w inspirujące dyskusje i głośne rozmowy. Jak zwykle było świetnie i energetycznie, ale to przecież każdy ŚBK wie!

Wszystko, co dobre, niestety się kończy... Ferie, feriami, ale czas wrócić do codziennych obowiązków i skupić się na sprawach bieżących. Na tapecie mam cztery książki, których jakoś nie umiem pokończyć, kilka tytułów czeka też na opisanie. Zatem kończąc już ten przydługawy wpis, życzę Wam udanego tygodnia i do napisania!

Sardegna

"Opowieści z Krainy Nudzimisiów" Rafał Klimczak


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments


Wydawnictwo: Skrzat
Liczba stron: 104
Moja ocena : 5/6

Kolejny tom opowieści o sympatycznych, futrzanych zwierzakach, nazywanych Nudzimisiami, trafił do naszej kolekcji. Seria na dziecięcej półce jest już całkiem spora, a następna część "Opowieści z Krainy Nudzimisiów" wspaniale ją uzupełnia. Swoją droga, ciekawe, ile jeszcze tomów, wydawnictwo planuje przygotować? Na szczęście, książeczki te rosną razem z małymi czytelnikami, poruszają też coraz to nowe zagadnienia, więc jest w czym wybierać!
"Opowieści z Krainy Nudzimisiów" to zlepek luźnych historii z życia futrzaków i ich sposobów na zabawianie dzieciaków. W tej książeczce, Gusia, Mutek i Hubek, tak dobrze znani z poprzednich opowiadań, nie grają już pierwszych skrzypiec, gdyż dają pole do popisu także innym Nudzimisiom. Przede wszystkim, swoje pięć minut będzie miał Nudzimiś Ciapek, który uda się na pierwsze w swoim życiu odnudzanie. Będzie musiał wymyślić dzieciakom jakieś kreatywne zabawy, przy okazji których okaże się, że nie jest wcale takim ciapowatym stworkiem, jak mogłoby się wydawać.

Znani z poprzednich części bohaterowie, też będą musieli wykazać się pomysłowością, zwłaszcza podczas odnudzania pewnej, malej bałaganiary, a także w czasie odciągania swoich "rodaków" od nowej gry komputerowej, która zawładnęła całym Nudzimisowem. Uzależnienie futrzaków od elektronicznej zabawki osiągnie już pewien pułap, który może potrząsnąć całą Krainą, mądre Nudzimisie będą musiały więc wziąć sprawy w swoje ręce.

Do tego, całe Nudzimisiowo przeżywać będzie niesamowite wydarzenie - pierwsze, za życia młodszego pokolenia mieszkańców, prawdziwe święto nudzimisiowej krainy!
Z tak wielką aktakcją wiązać się będzie wiele przygotowań i konieczność sięgnięcia do tradycyjnych zwyczajów, które gdzieś zatraciły się we współczesnym świecie.
Gusia, Mutek i Hubek będą musieli zaczerpnąć wiedzy na temat zapomnianych zwyczajów u nudzimisiowej Starszyzny, przy okazji ucząc się szacunku do starszych i konieczności pamiętania i dbania o lokalną tradycję.

"Opowieści z Krainy Nudzimisiów" pod pewnymi względami są bardzo podobne do części poprzednich, ale to chyba dobrze, bo poruszanie tematów związanych z dobrym wychowaniem, w dziecięcych książeczkach, zawsze jest wskazane. Mam tylko uwagę, związaną z obserwacją dzieci własnych: nie wiem, czy kolejna książeczka o podobnej formule, sprawdzi się u nas w przyszłości. Dzieciaki dowiedziały się już całkiem sporo w trakcie czytania wszystkich 7 tomów i teraz potrzebują chyba Nudzimisiowej odmiany. To nie tak, że czują się stworkami znudzone. Chodzi bardziej o powtarzalność tematów i wrażenie, że to już było i taką historię Mama już czytała.

Stąd moja piątkowa, a nie jak zwykle, szóstkowa, ocena. Chyba potrzebujemy odpoczynku i czasu do zatęsknienia za Nudzimisowymi bohaterami. 
Oczywiście moje dzisiejsze wątpliwości nie zmieniają faktu, że polecam rodzicom maluchów 4-7 letnich, zapoznać się z bohaterami opowieści. Zwłaszcza jeżeli nie czytaliście dzieciom ani jednego tomu. Początki z Nudzimisiami są bardzo ekscytujące!

Wszystkich zainteresowanych odsyłam do poprzednich części książeczek o Nudzimisiach, a nazbierało się ich całkiem sporo, oraz na stronę Wydawnictwa Skrzat:

"Nudzimisie"
"Nudzimisie i przedszkolaki"  
"Nudzimisie i przyjaciele"
"Szymek w krainie Nudzimisiów"
"Nudzimisie idą do szkoły" "Nudzimisie na wakacjach"

Sardegna

"Skrawki błękitu" Lois Lowry


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments


Wydawnictwo: Galeria Książki
Liczba stron: 290
Moja ocena : 5/6

Pamiętacie rewelacyjnego "Dawcę"? Oto mam dla Was część drugą, książkowego Kwartetu Lois Lowry! "Skrawki błękitu" będzie wspaniałą lekturą dla tych, którym część pierwsza wyjątkowo przypadła do gustu.

Lojalnie muszę jednak uprzedzić, część druga niezupełnie będzie kontynuacją pierwszej. Po prawdzie, będzie to osobna historia, z nowymi bohaterami, napisana w prawdzie w podobnej konwencji, z podobną dystopią w tle, nie związana zupełnie z losami Jonasza z "Dawcy".

Samej mnie to na początku nieco przeraziło. Nie wyobrażałam sobie, żeby Autorka mogła zostawić czytelników "Dawcy" z tak otwartym zakończeniem i nic z nim nie zrobić w części kolejnej. Mam jednak niejasne wrażenie, że jest w tym jakiś wyższy cel i dopiero przeczytanie całego Kwartetu rozjaśni mi w głowie oraz da pełny obraz tego, co Autorka miał na myśli.

Tak poważnie mówiąc, zarówno lektura "Dawcy" jak i "Skrawków..." może wydać się pozornie niekompletna. Urwane w połowie historie, nic nie wnoszące zakończenia, nie do takich powieści jesteśmy przyzwyczajeni. Jest to jednak zasadniczy plus tej serii. Przyznam, że sama pomyślałam: "Po co mi takie niedokończone opowieści. Przecież lubię jasne komunikaty". Po zastanowieniu się, doszłam jednak do wniosku, że to właśnie wyróżnia Kwartet od innych historii przeznaczonych dla młodzieży, a przecież książki, które nie podają czytelnikom wszystkiego "na tacy", które po zamknięciu ostatniej strony siedzą w głowie, skłaniają do rozważań, do tworzenia własnych alternatywnych zakończeń, do szukania połączeń z treścią części poprzedniej, są  najbardziej wartościowe i godne promowania/

Bohaterką "Skrawków błękitu" jest Kira, nastolatka żyjąca w jakieś bliżej nieokreślonej społeczności, rządzącej się swoimi brutalnymi prawami. Po śmierci matki, według ogólnie przyjętego zwyczaju, Kira musi znaleźć sobie nowe miejsce w świecie. Nie jest to jednak łatwe, gdyż dziewczyna nie jest w pełni sprawna, a jej "niedoskonałość" traktowana jest w społeczeństwie, jako wielki problem. Postawiona przed Radą Opiekunów, musi przekonać Starszych, że nie będzie ciężarem dla wspólnoty. Na szczęście, Kira posiadła pewną umiejętność, bardzo niespotykaną, dzięki której uda jej się ocalić. 

Przydzielone dziewczynie zadanie nałoży na nią wielką odpowiedzialność. Będzie wymagało wielkiego skupienia, a każdy błąd może być tragiczny w skutkach. Jak Kira odnajdzie się w nowej rzeczywistości i czy na pewno jest to świat, w którym chce żyć?

Podobnie jak Jonasz, Kira jest wyjątkową postacią w swojej społeczności. Nie jest to jednak mile widziane przez ogół. Czy to się Wam z czymś nie kojarzy? A w książkach Lois Lowry sporo jest symboli i ukrytych znaczeń. 
Świat wykreowany przez Autorkę, odległy jest bardzo od współczesnych realiów, ale równocześnie, w jakiś niepokojący sposób nawiązuje do naszej rzeczywistości. Jeżeli ktoś lubi czytać między wierszami, doszukiwać się w treści historii czegoś więcej niż przedstawionej fabuły, przeczytanie serii sprawi mu wielką przyjemność. Lektura stanie się prawdziwą przygodą i może zaowocować ciekawym odkryciem, a przecież o to tak naprawdę w tym chodzi!

Sardegna

"Nowe przygody Mikołajka" Tom II Jean-Jacques Sempe i Rene Gościnny


posted by Sardegna on , , , , ,

8 comments


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 374
Moja ocena : 5/6


Dzisiaj jestem z siebie dumna. "Nowe przygody Mikołajka" tom II to moja pierwsza lektura Z półki w tym roku, a do tego, pierwszy raz od niepamiętnych czasów, przeczytałam książkę powtórnie. Takie rzeczy nie działy się u mnie od lat! Wszystko oczywiście za sprawą moich dzieci, którym musiałam zaproponować alternatywę do książeczek z serii "Zaopiekuj się mną". Czytając kolejną już zwierzęcą opowieść, musiałam zrobić im, ale przede wszystkim sobie, jakiś przerywnik. Najpierw czytaliśmy tom pierwszy, wydany przez Naszą Księganrię w nowej szacie graficznej. potem, idąc za ciosem, padło na znacznie grubszy tom drugi, który sama czytałam już wcześniej i miałam w swojej biblioteczce. Na szczęście Mikołajek nigdy się nie nudzi. Największym pozytywem książki (oczywiście, poza olbrzymią dawką poczucia humoru), są krótkie rozdziały, które świetnie nadają się na zakończenie wieczornego czytania.

Jak to dobrze, że Mikołajek od lat jest WCIĄŻ niezmienny! Od lat bawi czytelników nieustannie, i to nie tylko małych, ale przede wszystkim, dużych. Trochę wstyd się przyznać, ale chyba lepiej bawiłam się w trakcie lektury, niż moje dzieci. Poza tym, takie dawkowanie humoru powoduje o wiele lepszy nastrój, niż przeczytanie całego tomu na raz. Nie pamiętam, żebym tak się śmiała podczas pierwszego czytania, po prostu połknęłam cały tom w dwa wieczory, a przez to, poszczególne przygody Mikołajka i jego kolegów zlały mi się w jedno. Teraz było inaczej. Jeden wieczór - jedno opowiadanie. Dawkowałam sobie i dzieciakom, dobry humor, a oni po kilku wieczorach sami przypominali: "Mamo, jeszcze Mikołajek, pamiętasz?"

Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie sytuacje, przedstawione w książce były dla moich dzieci jasne. Zwłaszcza zabawne kłótnie pomiędzy tatą Mikołajka a sąsiadem, panem Bledurt, albo cichy konflikt zięć - teściowa, z Bunią w roli głównej. Co nie zmieniało faktu, że dzieciaki przysłuchiwały się cierpliwie, patrząc na uśmiechniętą do samej siebie, Mamę. Opowiadania szkolne, gdzie Mikołajek spędza czas ze swoimi przyjaciółmi: Rufusem, Euzebiuszem, Joachimem, Alcestem, Gotfrydem, Kleofasem, Ananiaszem, były chyba dla nich ważniejsze i bardziej zabawne. I w sumie trudno się dziwić, bo to co, przytrafia się chłopakom, jest wręcz niewiarygodne. Każda sytuacja, nawet ta pozornie bez wyjścia, staje się okazją do dobrej zabawy. I dobrze! Taka beztroska, charakterystyczna tylko dla dzieciaków, mija bezpowrotnie, dlatego warto sobie o niej przypomnieć i choć czasami, wziąć z małoletnich przykład i wrzucić na luz.

Ulubioną postacią Sześciolatki jest wszystkożerny Alcest. Młody zapytany, którego bohatera lubi najbardziej, w akcie buntu krzyknął  "Nie lubię Mikołajka!". No cóż, zostawiłam go samego z tym dylematem, żeby nie prowokować jeszcze większego niż zwykle, buntu Czterolatka. Kto przerabiał, ten wie ... W każdym razie Mikołajek u nas przyjął się pozytywnie, więc książki ulokuję w dziecięcej biblioteczce na najwyższej półce, niech czekają na swój czas, kiedy to dzieciaki przeczytają je samodzielnie.

Z tego co się zorientowałam, "Przygody Mikołajka" są obowiązkową lekturą w czwartej klasie. Moim zdaniem, to super wiadomość! Może choć w małym stopniu skłoni to młodych czytelników do sięgnięcia po kolejne tomy. Oby więcej takich "przymusowych" książek w szkołach.


Sardegna

Wielki Konkurs Walentynkowy ŚBKów i Księgarni "Victoria" Zabrze


posted by Sardegna on

No comments

Konkursy - łańcuszki to już chyba tradycja naszej grupy Śląskich Blogerów Książkowych. Dzisiaj chciałabym zaprosić Was do kolejnej jego odsłony. Dzisiaj zapowiedź - JUTRO konkurs właściwy. Zapraszam do zapoznania się z zasadami:


Dzisiaj na kilkunastu blogach ŚBK ukaże się podobny post z zapowiedzią konkursu. Zapamiętajcie dobrze te blogi, bo to na tych stronach JUTRO musicie szukać wskazówek do odgadnięcia konkursowego hasła.
Ale po kolei:

Konkurs ŚBK i Księgarni "Victoria" rozpocznie się 10.02.2015, ale dzisiaj zaprezentuję dla przypomnienia jego przebieg i zasady, na jakich będzie się opierał.

Wielki Konkurs Walentynkowy Śląskich Blogerów Książkowych i Księgarni "Victoria" będzie polegał na tym, aby odnaleźć w ZAMIESZCZONYCH JUTRO wpisach, na blogach ŚBK słowa - klucze, które ułożą się w hasło konkursowe. 

Hasło to i odpowiedź na pytanie: ile blogów wzięło udział w zabawie, trzeba będzie wysłać na podany adres mailowy Księgarni - victoria@ksiaznica.pl

Nie powiemy Wam, ilu blogerów będzie w zabawę zaangażowanych i jakich słów trzeba szukać, nie martwcie się jednak, słowo - klucz będzie bardzo wyraźnie zaznaczone i łatwe do znalezienia. Idąc po śladach, klikając na odpowiednie słowa, będziecie przechodzić od bloga do bloga, aż w końcu traficie na fp "Victorii" na FB. To będzie dla Was sygnał, że ułożyliście całe hasło. Następnym krokiem będzie wysłanie hasła i podanie liczby Śląskich Blogerów, którzy wzięli udział w zabawie, na adres mailowy Księgarni "Victoria", podany powyżej. Dla ułatwienia konkursu, proponujemy zacząć poszukiwania na blogu MAGDALENARDO. Potem powinno pójść Wam jak z płatka.


Regulamin

1. Wielki Konkurs Walentynkowy organizowany jest przez grupę ŚBK oraz Księgarnię "Victoria" Zabrze
2. Sponsorem nagród są Śląscy Blogerzy Książkowi
3. Nagrodą w konkursie jest pakiet - niespodzianka, podobny do tego, jaki otrzymali blogerzy na panelu dyskusyjnym na Targach Książki w Katowicach
4. Konkurs trwa od 10.02.15 do 13.02.2015.
5. Wyniki zostaną ogłoszone dnia następnego, czyli 14.02.2015.
6. Odpowiedzi na zadania konkursowe proszę wysyłać na adres: victoria@ksiaznica.pl
7. O wygranej w konkursie decyduje kolejność zgłoszeń. Wygrywa TRZECIA (3) i TRZECIA (3) od KOŃCA osoba.
8. Pod uwagę brane będą tylko prawidłowe odpowiedzi wysłane drogą mailową, sygnowane własnym imieniem i nazwiskiem
9. Nagrodę będzie można odebrać osobiście w Księgarni Victoria (Galeria Zabrze, ul. Wolności 273-275, 41-800 Zabrze) bądź zostanie ona przesłana na adres podany przez zwycięzcę. W przypadku nieodebrania nagrody organizatorzy konkursu mogą wyłonić innego zwycięzcę lub przeznaczyć nagrodę na inne cele.
10. Biorąc udział w konkursie, zgadzają się Państwo na przetwarzanie podanych przez siebie danych osobowych przez organizatora Grupę ŚBK oraz Księgarnię Victoria, zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 29 sierpnia 1997 r (Dz. U. nr 133 poz. 883) - które zostaną wykorzystane jednorazowo.
11. Wysyłka tylko na terenie Polski

Zadanie konkursowe:

Ze słów - kluczy podanych na blogach ŚBK ułóż hasło konkursowe
Podaj liczbę blogów, które wzięły udział w Wielkim Konkursie Walentynkowym

Zapraszam na jutrzejszy wpis. Powodzenia!

Sardegna

"Krüger. Szakal" Marcin Ciszewski


posted by Sardegna on , , , , , ,

6 comments


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 384
Moja ocena : 6/6

To, że jestem fanką Marcina Ciszewskiego, to nie jest żadna nowość. Przeczytałam praktycznie wszystkie powieści Autora, za wyjątkiem "Mrozu" i absolutnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że są skierowane głównie do mężczyzn. Kompletuję całą serię jego książek, a wspiera mnie w tym mąż, który chyba zaraził mnie tą pasją do historii pana Marcina.
Nawet jednym z naszych najważniejszych punktów zeszłorocznych Targów Książki w Krakowie było spotkanie z Autorem i promocja najnowszej jego książki "Krüger. Szakal". Małżonek wystał cierpliwie autograf, na jednej ze starszych powieści, w gigantycznej kolejce, ale usatysfakcjonowany został dopiero w momencie, kiedy dałam mu do ręki świeżutki, powyższy egzemplarz, ze słowami: "Dobra, czytaj pierwszy".

Kiedy już ciekawość męża została zaspokojona, a jego wrażenia zostały wyrażone zdaniem: "Świetna książka, ale czemu taka krótka? Teraz trzeba będzie czekać na kolejne tomy serii...", wiedziałam już, że i mi się spodoba. No i rzeczywiście. Przeczytałam "Szakala" w dwa wieczory i byłam bardzo nieszczęśliwa, kiedy trzeba było urwać fabułę w najciekawszym, niemalże, momencie.
Nowa książka Marcina Ciszewskiego jest zupełnie inna od serii www. Wspólnym motywem jest jedynie rozbudowane tło historyczne, dotyczące tym razem realiów po I Wojnie Światowej, odbudowywaniu wolnej Rzeczypospolitej i związanej z tym, ówczesnej sytuacji politycznej.

Nowa seria ma jednak jeszcze coś wspólnego z poprzednią: charyzmatycznego bohatera, do którego czujemy sympatię i szacunek od pierwszych stron powieści. Marcin Ciszewski przyzwyczaił swoich czytelników do wyrazistych postaci. Bohaterów, którzy od pierwszych momentów przejmują władzę nad historią. Był podpułkownik Jerzy Grobicki, był komisarz Jakub Tyszkiewicz, czas na Wilhelma Krügera, nazywanego przez bliskich Szakalem.

Krüger to postać zupełnie nietuzinkowa. Młody i bardzo zdolny włamywacz, o niebywałej sprawności i umiejętnościach strzeleckich, wraz z grupą przyjaciół dokonuje spektakularnych napadów na bank. Sposób działania tej grupy jest niemal doskonały, a szajka, jaką tworzą, nieuchwytna. Na każdego przychodzi jednak pora, więc i Szakal trafia na godnego siebie przeciwnika. Spotkanie Wilhelma z przypadkowym świadkiem napadu, zaowocuje szeregiem zdarzeń, które będą tragiczne w skutkach dla całej przestępczej drużyny. Tajemniczy świadek okaże się "znajomym" sprzed lat, który ma swoje osobiste powody, żeby zniszczyć Krügera, mimo że ten nie ma pojęcia, o jakie sprawy chodzi nieznajomemu. 
Wszystko to, dzieje się w niespokojnych czasach walki o niepodległość w powojennym Lwowie, więc rzeczywistość nie będzie sprzyjać Krügerowi i załatwianiu osobistych porachunków. 

Szakal nie będzie jedyną charyzmatyczną postacią w tej powieści. Na całą akcję, wielki wpływ będą też miały dwie, piękne kobiety, a także cała gama postaci drugoplanowych.  Finał książki będzie dla czytelnika bardzo zaskakującym i zostawi go z niedosytem i palącą potrzebą przeczytania części kolejnej. 

Bardzo dobrze zapowiada się nowa seria pana Ciszewskiego. Jest dobrym połączeniem powieści sensacyjnej, z wątkami historycznymi, obyczajowymi, a nawet kryminalnymi. Jako że, ja jestem wierna powieściom Autora, jest duża szansa, że wszystko, co wyjdzie spod Jego pióra, będzie mi się szalenie podobać. Obiektywnie jednak patrząc, "Szakal" może spodobać się nie tylko fanom Autora. Poza tym, będzie dobrym tytułem, żeby od niego zacząć poznawanie twórczości pana Marcina. Czyta się bardzo szybko, wciąga niesamowicie i pozostawia wielki niedosyt i ochotę na więcej. Bardzo polecam!
 
Sardegna

"Dworek w Longbourn" Jo Baker


posted by Sardegna on , , , ,

16 comments

 
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 392
Moja ocena : 6/6

Już na początku muszę się przyznać: nie czytałam "Dumy i uprzedzenia"... Wiem, że to karygodne zaniedbanie z mojej strony i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale nie dotarłam jeszcze do przeczytania tej kultowej książki. Może więc w ogóle nie powinnam zabierać się za "Dworek Longbourn", jednakże skoro już to zrobiłam i mi się podobało, to teraz muszę Wam to zgrabnie uargumentować. 

"Dworek..." podobał mi się fabularnie. Może jestem ignorantką, może popełniam straszny grzech dyletanctwa, ale podobała mi się ta historia, nawet bez znajomości oryginału i jego pierwotnego wydźwięku.
Spotkałam się w sieci ze skrajnymi opiniami na temat książki. Od zachwytów, po krytykę. Ta druga reakcja pojawiała się zwłaszcza w przypadku osób, które bardzo dobrze znają "Dumę i uprzedzenie", a w "Dworku..." widzą jej marną kopię i bagatelizowanie prawdziwej wartości i sensu książki.

Dla mnie jednak historia Jo Baker okazała się po prostu ciekawą opowieścią, gdzie pomiędzy właściwymi wydarzeniami mogłam mniej więcej zorientować się w akcji "Dumy i uprzedzenia" i poczuć przemożną chęć jej przeczytania. A to dobrze świadczy o książce ...

Autorka wpadła na bardzo dobry pomysł. Będąc zafascynowaną twórczością Jane Austen, postanowiła zainspirować się jej powieścią i rozbudować fabułę "Dumy..." o życie osobiste służby państwa Bennet, w Dworku Longbourn. Wbrew pozorom życie pracowników też może okazać się ciekawe, zwłaszcza, że i oni skrywają swoje tajemnice, które niekoniecznie powinny wyjść na światło dzienne. Poza tym, pani Hill - gospodyni trzymająca w ryzach całe Longbourn, jej wiekowy mąż - kamerdyner, dwie służące, dwudziestoletnia Sara i nastolatka Polly oraz nowy pracownik - lokaj James Smith to szalenie interesujący i wartościowi ludzie, którzy ciężką pracą próbują odmienić swój los, albo po prostu dobrze wykonują swoje zadania, nie znając innego życia. Dlaczego więc o nich nie napisać i nie nadać sensu ich historii?

W codziennym kieracie obowiązków, pracownicy Dworku mają również swoje życie osobiste. Może niebyt bujne, przez nawał ciężkiej pracy, jaką muszą wykonywać, ale dla nich bardzo istotne, pozwalające choć na chwilę oderwać się od służby na rzecz Bennetów. Gospodyni, pani Hill skrywa od lat, skrzętnie swój sekret. Nie mniej do ukrycia ma Pan Hill, który pod maską kamiennej twarzy jest bardzo uczuciowym człowiekiem. Sara staje się kobietą i przeżywa pierwsze w swoim życiu miłosne rozterki, Polly niewinnie wkracza w okres dojrzewania, jednak najwięcej do ukrycia ma James Smith. Tajemniczy pracownik pojawił się w Dworku znikąd, i od razu wprowadził rewolucję w życiu służby. Kim tak naprawdę jest James i jak wpłynie na losy mieszkańców posiadłości?

"Dworek Longbourn" niesie ze sobą bardzo ważne przesłanie, dotyczące wartości pracy. Dla mnie w każdym razie wątek ten jest bardzo wyraźny i godny docenienia. Niesamowicie ciężka i mozolna była praca służby w XIX wiecznym domostwie. Niestety, była też niedoceniana i przyjmowana jako oczywistość. Rzadko kiedy w powieści poświęca się temu aż tyle miejsca. Dlatego warto zwrócić na to należytą uwagę.

Poznając historię pracowników posiadłości, przy okazji dowiadujemy się o losach mieszkańców Longbourn. Domyślam się, że lepiej orientowałabym się w temacie, jeżeli znałabym oryginał, natomiast mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jego nieznajomość nie przeszkodziła mi w odbiorze książki. Cała otoczka powieści, piękna, stylowa okładka, język (oczywiście wiadomo, że nie jest odzwierciedleniem języka XIX wiecznego i zawiera wiele nowoczesnych zwrotów), sprawiają, że ma się wrażenie lektury sprzed lat. Jeżeli dzięki temu choć kilka osób sięgnie po "Dumę i uprzedzenie", to myślę, że to świetny sposób na zainteresowanie czytelników klasyką. 

Sardegna

Kalendarz Książkowych Wydarzeń #7


posted by Sardegna on

6 comments

Kolejny post z zapowiedziami książkowych wydarzeń na Śląsku. Luty zapowiada się interesująco, a pierwsze ciekawe spotkanie, na którym planuję się pojawić, już jutro o 18.00. Zapraszam do zapoznania się z moimi propozycjami, a w razie, jeżeli będziecie mieli namiary na inne wydarzenia, proszę o podesłanie informacji, uzupełnię.


Antykwaryczne Czytanie, czyli feryjne zajęcia dla najmłodszych


 Spotkanie autorskie z Magdaleną Witkiewicz i promocja książki "Pierwsza na liście"


Dyskusyjny Klubu Książki - spotkanie i dyskusja o książce Piotra Wereśniaka ."Zabili mnie we wtorek", Turniej Jednego Wiersza oraz Warsztaty Literackie.
 Spotkanie autorskie z Igą Adams
 Spotkanie autorskie z Igą Adams


Dzienniki islandzko-tolkienowskie; relacja z wyprawy do Islandii i na Wyspy Owcze
Gościem specjalnym będzie Ryszard Viajante Derdzinski, podróżnik i znawca twórczości J.R.R. Tolkiena. Zabierze nas w magiczny świat Północy i mitów.

W Walentynki zakochaj się ... w czytaniu... Kolejna wymiana książkowa Śląskich Blogerów Książkowych
Samotnie przez góry i lodowce - spotkanie z Grzegorzem Gawlikiem – podróżnikiem, alpinistą, dziennikarzem i fotografem, autorem książki „Kamień zagłady”.
  • 19 lutego 2015, godz. 11.30, MBP Filia nr 5 Mł., ul. Franciszkańska 33, Katowice – Ligota
Spotkanie autorskie z Jackiem Getner

  •  19 lutego 2015, godz. 17.00, MBP Filia nr 16, ul. Wajdy 21, Katowice – Bogucice

Spotkanie autorskie z Jackiem Getner
Sardegna

# Nowości w mojej biblioteczce - styczeń


posted by Sardegna on

22 comments

W nowym roku postanowiłam kontynuować pojedyncze wpisy, dotyczące nowości w mojej biblioteczce. Mam nadzieję, że kiedy pod koniec roku 2015 podliczę swoje nabytki, nie spadnę z krzesła tak, jak to miało miejsce ostatnio. W każdym razie, nie szukam specjalnie kolejnych książek, one mnie same znajdują! Już początek miesiąca mnie zbałamucił, bowiem rozpoczęły się wyprzedaże noworoczne, a ja z skwapliwie skorzystałam. I tak, za minimalną niemalże, cenę zdobyłam kilka słuchowisk Joanny Chmielewskiej, do mojej kolekcji (po 2 zł każde):


Do tego, kupiłam w podobnej cenie słuchowiska dla dzieci z serii "Opowieści Biblijne":


Z papierowych wydań, otrzymałam w styczniu:
"Osiem" Franciszek Kacyniak - od Autora
"Cierpliwy snajper" Arturo Perez - Reverte - przedpremierowo od Znaku


"After. Płomień pd moja skórą" Anna Todd - tez przedpremierowo od Znaku
"Upał" Marcina Ciszewskiego - to prezent od męża
"W milczeniu" Erica Spindler - od Wydawnictwa Harlequin


"Niebo dla akrobaty" Jan Grzegorczyk - prezent
"Kocha, lubi, szanuje..." Grzegorz Kasdepke - od Naszej Księgarni
"Wyspa łza" Joanna Bator - od Znaku
"Prowincja pełna snów" Katarzyna Enerlich - od Wydawnictwa mg
"Czerwona Królowa" Philippa Gregory - od Publicat


Na koniec, zapowiedź od Wydawnictwa Czwarta Strona. Świetna promocja, aż chce się czytać proponowany tytuł!


Wczoraj odebrałam jeszcze zamówione w promocji "Bractwo Bang Bang", ale o nim już w kolejnym wpisie.
Zatem styczeń to 10 nowości książkowych i 13 audiobookowych. Pozdrawiam i wracam do niedzielnej lektury.
Sardegna