Wydawnictwo: Videograf
Liczba stron: 336
Moja ocena : 5/6
Choć Marcin Mortka znany jest szerszemu gronu czytelników z serii powieści fantastycznych skierowanych zarówno dla dorosłych, jak i dla nieco młodszych czytelników, tym razem serwuje nam coś zupełnie innego. Autor postanowił bowiem zaskoczyć swoimch czytelników powieścią grozy, historią trzymającą w napięciu, o której sam
mówi, że od jakiegoś czasu czaiła się w jego podświadomości. Jeśli chodzi o moje doświadczenia, to czytałam dzieciakom serię o Tappim, natomiast tych dorosłych powieści jeszcze nie znam. "Miasteczno Nonstead" jest więc moim debiutem czytelniczym, jeśli chodzi o twórczość Autora.
Nonstead to małe miasteczko leżące gdzieś pośrodku niczego. To tam trafia Nathaniel McCarnish, młody brytyjski pisarz, który swoimi realistycznymi opowiadaniami grozy, osiągnął międzynarodowy sukces, porównywalny do popularności Dana Browna i Stephena Kinga.
Pisarz szuka oddechu od niespodziewanej popularności, jaka na niego spadła, próbuje też dojść do równowagi psychicznej po utracie ukochanej dziewczyny Fiony. Zakochani przeżyli razem naprawdę wiele szczęśliwych chwil, a część z nich miała miejsce właśnie w Nonstead, gdzie to spędzili romantyczny urlop. Po zakończeniu wakacji i wyjeździe z miasteczka dziewczyna znika bez słowa i ślad po niej ginie.
Nathaniel nie może pogodzić się z utratą Fiony, a jedyne czego aktualnie chce to święty spokój. To właśnie tego upatruje w powrocie do Nonstead, niestety owej wartości w tym miejscu nie uświadczy. Ledwo co bowiem przekracza granice miasta, zwraca się do niego o pomoc pewna kobieta. Anna Craig rozpoznaje w nim znanego pisarza horrorów, postanawia poprosić go o wsparcie w sprawie córki i jej nocnych koszmarów. Dziewczynka wyraźnie z kimś rozmawia przez sen, a jej matka, przerażona sytuacją, parę razy natknęła się na tajemniczy cień w pokoju swego dziecka. Nathaniel postanawia przyjrzeć się sprawie bliżej, nie wiedząc, że to zaledwie początek dziwnych wydarzeń, które rozegrają się w jego otoczeniu.
Dalej będzie tylko ciekawiej i mroczniej. Do pisarza docierają pewne plotki o mieszkańcach Nonstead i wydarzeniach, których byli świadkami. Na przykład o tym, że w lesie na obrzeżach miasta znajduje się tajemnicza chata, zwana "Samotnią", która mimo zniszczeń, a nawet podpalenia, stoi nienaruszona od wielu lat, a kiedy ktoś znajdzie się w jej pobliżu zaczyna wariować, o tym, że w mieście od lat zdarzają się dziwne samobójstwa i zniknięcia, o mężczyźnie, który z ogłoszeń drobnych w lokalnej gazecie odczytywał przyszłość, a także legenda o czarnym psie krążącym po okolicy i zwiastującym śmierć każdemu, kto go zobaczy.
Nathaniela przytłaczają wszystkie otaczające go nowiny i nadprzyrodzone sytuacje. Na szczęście może liczyć na wsparcie nowego znajomego, młodego strażaka Skinnera, który jest dla niego łącznikiem pomiędzy teraźniejszością a historią miasta, świetnie bowiem orientuje się w przeszłości Nonstead. Zainteresowanie Skinnera dziwnymi wydarzeniami w miasteczku ma podłoże osobiste, przed laty bowiem jego ojciec zainteresowany "Samotnią", zginął tragicznie, a chłopak ciągle szuka wytłumaczenia tamtej śmierci.
W przedziwny sposób Nathaniel i Skinner zawsze pojawiają się w centrum niepokojących wydarzeń, groza opanowuje miasto, a mieszkańcy zaczyna żyć w rytm nieznanej siły, która zaczyna determinować ich losy. Co tak naprawdę dzieje się w Nonstead? Jaka to siła rządzi miasteczkiem? I co wspólnego z tym wszystkim ma pewne forum internetowe?
"Miasteczko Nonstead" to klimatyczna opowieść, której istota tkwi w dusznej, klaustrofobicznej atmosferze małego miasta, opanowanego przez nieznaną siłę. Trochę przypomina klimatem "Stranger Things", trochę horrory w stylu Netlixowskiego "Rytuału" czy "W wysokiej trawie". Interesujące zakończenie sprawia, że człowiek od razu ma chęć czytać dalej (co mi się uda, bo tom drugi, czyli "Hellware" mam już na półce). Podsumowując, jest to ciekawa lektura, ale przyznam szczerze, że nie wzbudziła we mnie aż taki grozy, jakiej się spodziewałam. Zobaczymy, jak wypadnie na jej tle "Hellware".
Sardegna