Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 372
Moja ocena : 6/6
Zawsze kiedy przeczytam niesamowitą książkę, powinnam od razu usiąść do komputera i pisać, pisać i pisać... Wiadomo, że nie zawsze jest czas i miejsce, ale kilka dni po lekturze, emocje z nią związane nie są już takie intensywne i pisanie przychodzi mi z trudem. Tak się złożyło, że niemal jednego dnia przeczytałam dwie fantastyczne, ale bardzo różne od siebie książki. Jedną z nich jest "Nie lubię kotów", o której pisałam już jakiś czas temu, drugą są właśnie "Sieroce pociągi", które to chciałabym opisać dzisiaj. Nie gwarantuję jednak, że oddam całą wyjątkowość tej powieści. Tak jak mówiłam, to największa wada spisywania wrażeń z lektury po czasie.
Pierwsze wrażenie, jakie miałam po przeczytaniu ostatniej strony i zamknięciu książki to podobieństwo "Sierocych pociągów" do "Szarych śniegów Syberii" Ruty Sepetys. Owo podobieństwo nie polega oczywiście na fabule, chociaż można i tu doszukiwać się analogii. Nie mam na myśli także motywu pociągu i wędrówki, choć i one znaczące są bardzo w obu opowieściach. Podobieństwo wyraża się bardziej w formie książki i jej przesłaniu. Obie historie przedstawiają bowiem dramatyczne wydarzenia, które zostały zapomniane gdzieś w kartach historii, obie pokazane są z perspektywy dziecka, i mam też niejasne wrażenie, że obie książki przeznaczone są bardziej dla młodzieży niż starszego czytelnika.
Ale po kolei. "Sieroce pociągi" to opowieść, która toczy się dwutorowo. Współczesną bohaterką jest siedemnastoletnia Molly, która tuła się po rodzinach zastępczych, nie mogąc znaleźć sobie miejsca na ziemi. Nie dogaduje się z opiekunami, bądź trafia do rodzin, które absolutnie nie powinny zostać adopcyjnymi. Cała sytuacja z ciągłą zmianą miejsca zamieszkania, powoduje, że Molly staje się wyobcowaną, nieufająca nikomu, dziewczyną. Kiedy podczas pobytu u kolejnej rodziny, popada w konflikt z prawem, w ramach zadość uczynienia musi odpracować społecznie kilkadziesiąt godzin. I tak trafia do domu dziewięćdziesięcioletniej Viviane, nieco zdziwaczałej staruszki, której ma pomóc w uporządkowaniu strychu.
W czasie porządków i segregowania przedziwnych, zniszczonych przedmiotów, Viviene wraca wspomnieniami do przeszłości, opowiadając Molly historię swojego życia. I tak przenosimy się siedemdziesiąt lat wstecz, kiedy to osierocona, ośmioletnia imigrantka z Irlandii, Viv (wtedy jeszcze Niamh) zostaje przejęta przez opiekę społeczną i ulokowana w "sierocym pociągu".
"Sierocym" okazywał się być prawdziwy pociąg, załadowany osieroconymi dziećmi w różnym wieku, od niemowląt do nastolatków, kierujący się w stronę środkowej części kraju. Na kolejnych stacjach ludzie "dobrej woli" mogli wybierać sobie dzieci, które postanowili przygarnąć, zapewnić im dom i opiekę.
Oczywiście nikt nie sprawdzał do jakiej rodziny trafi dzieciak i jaki los będzie mu przeznaczony. Czasami trafiała się dobra rodzina, która zajmowała się sierotą, jak własnym dzieckiem. Częściej wprost przeciwnie, dzieci bito, poniżano, głodzono, angażowano w prace przy gospodarstwie bądź inne pracochłonne zajęcia ponad siły.
I tak Niamh trafia do pierwszego nowego domu (piszę pierwszego, bo w ostateczności było ich kilka), w którym przyjdzie jej bardzo szybko dorosnąć.
Dzięki opowieści Viv, przypadkowa znajomość z Molly przerodzi się w wielką zażyłość, obie bowiem mają za sobą bardzo podobne doświadczenia i dobrze znają poczucie osamotnienia i bezsilności. Jak pomogą sobie nawzajem i do czego to w rezultacie doprowadzi? Finał będzie dość zaskakujący.
Tyle o "Sierocych pociągach". Jak zatem mają się do nich "Szare śniegi Syberii"? Obie historie są bardzo dramatyczne, opisujące losy samotnych dzieci, zagubionych w świecie dorosłych. Obie pokazują, jak dzieci walczą o przetrwanie w najtrudniejszych warunkach, jak przystosowują się do sytuacji, i jak zmienia się w tym przypadku ich psychika. Obie książki poruszają zapomniane nieco wątki historyczne i ocalają je od zapomnienia. Obie skierowane są raczej dla młodzieży, gdyż przekazane zostały w wersji "ugładzonej", prawie "filmowej", jeśli wiecie co mam na myśli.
Nie zrozumcie mnie źle. Obie książki bardzo mi się podobały. Wzruszyły mnie, wywołały lawinę emocji (zwłaszcza opisy związane z krzywdą dzieci), jednak moim zdaniem forma została dopasowana raczej dla młodszego czytelnika (zresztą autorka "Szarych śniegów..." potwierdziła moją teorię, o złagodzonym przekazie). Nie wiem, jak to wygląda w przypadku "Sierocych pociągów", ale wyobrażam sobie, że rzeczywistość musiała wyglądać jeszcze gorzej, niż zostało to w książce przedstawione, dlatego dla mnie jest to raczej powieść młodzieżowa niż dramat. Co oczywiście nie zmienia faktu, że książka mi się bardzo podobała i szczerze ją polecam.
Sardegna
skonczyłam czytac wczoraj i tez niedlugo biore sie za recencje :) mam podobne odczucia, ksiazka jest troche "uładzona", wydaje mi sie, że naprawde dochodzilo do zdecydowanie gorszych sytuacji... niemniej, podobala mi sie, choc nie moge powiedziec, ze jestem absolutnie zachwycona.
OdpowiedzUsuńKsiążka ma swój urok i sporą dawkę emocji przekazuje, tego nie można jej odebrać. Po prostu lepiej traktować ją jako młodzieżową powieść i nie oczekiwać poważnej literatury. Żeby się nie rozczarować
UsuńJestem bardzo ciekawa "Szarych śniegów Syberii". "Sieroce... czytałam i jestem nimi zachwycona, a skoro stawiasz je na jednym poziomie to widać, że warto również po ten tytuł sięgnąć.
OdpowiedzUsuń"Szare śniegi Syberii" są jeszcze bardziej dramatyczne, ale jeśli "Sieroce pociągi" Ci się podobały, to i ta książka powinna przypaść Ci do gustu
UsuńO, to to, również powiedziałabym, że to bardziej młodzieżówka - z uwagi na sposób opowiadania, wiek bohaterek itd. Jednak na mnie tak dobrego wrażenia nie zrobiła ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam Twój wpis. Byłaś znacznie bardziej krytyczna ode mnie ;) Ale może to właśnie wynika z nastawienia? tez miałam przypadek, że nastawiałam się na trzęsienie ziemi, a zostałam lekko potrząśnięta. To psuje odbiór ksiązki
UsuńDobrze być zawczasu ostrzeżoną. Lektury "Szarych śniegów Syberii" nie odebrałam tak, jak odebrać bym chciała i jak odebrać powinnam właśnie dlatego, że czytałam ją z błędnym nastawieniem. Nie wiedziałam, że jest to powieść dla młodzieży, a to zmieniło moje spojrzenie na tę książkę. Bardzo się cieszę, że dzięki Twojej recenzji spojrzę na "Sieroce pociągi" bez liczenia na dogłębną analizę zjawiska. Nie znaczy to, że się zniechęciłam, po prostu lubię wiedzieć, jaki rodzaj literatury biorę do ręki, bo odbiór powieści jest od tego bardzo zależny. O pociągach rozwożących sieroty czytałam ostatnio w "Przyzwoitce" Moriarty (i był to jeden z niewielu motywów, poza historią Louise Brooks, który mnie w tej książce zainteresował), więc pozycja Czarnej Owcy bardzo mi teraz będzie pasowała.
OdpowiedzUsuńPozdrówka!!
Sieroce pociągi to naprawdę interesująca lektura, warta przeczytania. Są rzeczywiście porażające "momenty", jednak mam wrażenie, że podobnie, jak w Szarych śniegach..., połowa sytuacji została pominięta bądź wygładzona. Z drugiej jednak strony, to nie jest literatura faktu, więc nie ma co się dziwić
UsuńOczywiście, że tak, ale jest różnica miedzy wygładzaniem, bo nie jest to dokument, a wygładzaniem, bo się pisze dla młodszego czytelnika. Tworząc książkę o tragicznych wydarzeniach w historii trzeba dobrze znać tę różnicę i uważać, żeby nie przedobrzyć w żadną stronę.
UsuńCzytałam o tym zjawisku w powieści "Przyzwoitka", wcześniej jakoś nie miałam pojęcia o jego istnieniu, toteż byłam nim dość zszokowana. No cóż, ja tam wolę, kiedy zjawisko jest nie tylko poruszane, ale i dogłębnie analizowane, więc tę książkę raczej sobie odpuszczę, choć tematyka interesująca, jak najbardziej!
OdpowiedzUsuńA może dasz szansę? Bo mam wrażenie, że może jedna Ci się spodobac mimo tych niedoskonałości
UsuńNie czytałam, ale brzmi ciekawie przez co mam ochotę na jej przeczytanie ;)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńJestem jej niezwykle ciekawa i z całą pewnością po nią sięgnę. Tym bardziej, że zbiera same pozytywne opinie.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak ją odbierzesz :)
UsuńSpotkałam się już z paroma pozytywnymi opiniami tej książki, a i temat interesujący, więc jak czas pozwoli, to chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPolecam, tym bardziej, że temat trochę nietypowy, więc warto
UsuńWarto się przyjrzeć "Sierocym pociągom", bo akcja powieści wciąga, a sama opowieść choć fikcyjna, została oparta na prawdziwym epizodzie z historii USA. Chętnie przeczytałabym "Przyzwoitkę" polecaną przez Karolinę, w której również wspomina się o tych pociągach.
OdpowiedzUsuńO tej "Przyzwoitce" słyszę już któryś kolejny raz. Masz może wpis na blogu na ten temat? możesz coś więcej mi o tej książce
Usuńpowiedzieć?
Sama niedawno skończyłam czytać tę powieść, dziś nawet dałam u siebie jej recenzję (zapraszam, jeśli masz ochotę). Świetna książka, wzruszająca bardzo. Mocno przeżywałam losy małej Vivian, tego, przez co musiała przejść. Dzięki tej powieści w ogóle dowiedziałam się, że coś takiego jak "sieroce pociągi" istniało naprawdę. Nie miałam o tym prędzej pojęcia.
OdpowiedzUsuńJa też nie znałam tego zjawiska wcześniej. I masz rację, nie można zarzucić książce tego, że mało w niej emocji
Usuń