Wydawnictwo: Editiored
Liczba stron: 450
Moja ocena : 5/6
Najlepsze zostawiłam sobie na koniec. Chociaż tym razem zupełnie nie celowo. Kiedy zabierałam się za serię "Driven" K. Bromberg, a właściwie za jej kontynuację, czyli trzy tomy romansów z wątkami erotycznymi, powiązane luźno z bohaterami serii, działałam zupełnie przypadkowo. Ponieważ były to części czwarta, piąta i szósta, które na szczęście można było czytać niezależnie od podstawowej trylogii, sugerowałam się tylko opisami okładkowymi i zabrałam się za nie zupełnie nie po kolei. Najpierw przeczytałam "Hard beat. Taniec nad otchłanią" – było średnio. Później za "Slow burn. Kropla drąży skałę" – było lepiej, ale nadal bez szału. Na koniec zostawiłam sobie "Krew gęstszą od wody" i to głównie za sprawą, że ten tom był najgrubszy, więc.... no właśnie. Nie pytajcie o logikę, bo jej tu nie ma...
Powiem szczerze, że dwa tomy, które czytałam wcześniej średnio mi się podobały. Opowieści były raczej tendencyjne i nie wzbudziły we mnie jakiś większych emocji. Zresztą o moich wrażeniach możecie przeczytać, klikając w odpowiednie linki powyżej. Dlatego też trochę sceptycznie podchodziłam do tej części ostatniej. Na szczęście wyszło, jak wyszło. Najlepsze zostawiłam sobie na koniec!
"Krew..." łączy się z "Driven" postacią głównej bohaterki Quinlan Westin, która jest siostrą Coltona – przystojnego i niegrzecznego chłopaka z trylogii. Quinlan jest nieodrodną siostrą swego brata. Jest wygadana, pewna siebie, uparcie pracuje na swoje nazwisko próbując oddzielić od siebie łatkę córki znanego reżysera i siostry popularnego rajdowca. Nie ma jakoś szczęścia w miłości, mimo że jest piękną i seksowną kobietą, skupia się więc na pracy naukowej i doktoracie na lokalnym uniwersytecie.
I to właśnie praca stanie się przyczyną jej miłosnych kłopotów, bowiem któregoś dnia okazuje się, że ma asystować w cyklu wykładów nowemu prowadzącemu. Nie byłoby to dla niej niczym nowym, gdyby nie fakt, że wykładowcą jest Hawkin Play, słynny, nieziemsko przystojny rockman. Hawkin zostaje wmanewrowany w prowadzenie zajęć dla studentów, żeby uniknąć poważniejszej kary za swoje grzeszki, a ponieważ jest wielkim kobieciarzem, przekonanym o tym, że żadna dziewczyna się mu nie oprze, z pewnością siebie podrywa także Quinlan.
Zaskoczeniem dla niego będzie fakt, że kobieta nie od razu mu ulega. Do tego dochodzi jeszcze niefortunny początek ich znajomości. Zdobycie zaufania Quinlan i jej sympatii zajmie Hawkinowi trochę czasu, co jest dla niego swoista nowością. Kiedy relacja tych dwojga zacznie zmierzać w pozytywną stronę, dojdzie do pewnego zakładu, który może zniszczyć fajnie zapowiadający się związek.
Poza wątkiem miłosnym i erotycznym tych dwojga bohaterów, w całej tej historii dzieje się coś jeszcze. I to jest fajne, bo lubię kiedy erotyki czy romanse mają jeszcze jakąś fabułę. Hawkin ma trudną relację z bratem, który bezczelnie pozwala sobie na wtrącanie w jego życie. Ma to związek z dzieciństwem chłopaków i ich matką, która też odegra w tej opowieści ważna rolę. Hawkinowi zaczyna zależeć na Quinlan, ale czy na tyle, żeby zdradzić jej swój największy dramat? Czy wtajemniczy ją w swoje życie prywatne?
Czytając "Krew..." przychodziła mi na myśl seria "After". Obie historie nie są może do siebie jakoś super podobne fabularnie (oczywiście poza postacią głównego bohatera – boskiego i przystojnego, niegrzecznego chłopca, którego kochają wszystkie czytelniczki), ale wzbudzają podobne emocje. Jeżeli więc czytałyście "After" i się Wam podobało, lubicie historie, w których bohaterowie non stop przezywają jakieś wzloty i upadki, kłócą się, żeby potem pogodzić się w wiadomy sposób, emocje w nich buzują a końcówka książki przynosi nagły zwrot akcji, ta powieść będzie w sam raz dla Was.
Sardegna