Pages

niedziela, czerwca 28, 2015

"Fortuna i namiętności. Klątwa" Małgorzata Gutowska - Adamczyk


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 464
Moja ocena : 6/6

Dzisiaj kolejny mój wyrzut sumienia: książka, którą przeczytałam w lutym, niemalże w dniu jej premiery, i standardowo, tak mi się podobała, że nic konstruktywnego nie potrafiłam o niej napisać w danym momencie. Odłożyłam na półkę, z zamiarem opisania jej niedługo, i oto proszę: cztery miesiące później, jest! Kolejny raz nie mam nic na swoje usprawiedliwienie...

Pani Małgorzata Gutowska - Adamczyk potrafi zaskakiwać. Zrobiła niezłą rewolucję pisząc serię "Cukierni pod Amorem", kiedy to olbrzymia rzesza czytelniczek pochłonęła owa historię, przekazując sobie książki z rąk do rąk, tworząc przy okazji wypieki, których przepisy znajdują się w książce. "Cukiernia..." zapoczątkowała też modę na rodzinne sagi i wielopokoleniowe opowieści, których obecnie mamy na rynku wydawniczym całkiem sporo i nadal cieszą się niemałą popularnością.
Później Autorka zaproponowała czytelnikom nową serię: "Powrót do Miasta Świateł", na jej ten temat nie mogę się jednak za bardzo wypowiedzieć, bowiem mimo posiadania w biblioteczce oby dwu książek, jeszcze ich nie przeczytałam.

Natomiast mogę napisać parę słów o najnowszej serii pani Gutowskiej - Adamyczk, która jest chyba najbardziej zaskakująca z wszystkich dotychczasowych, jej autorstwa. Nowa opowieść o wspólnym tytule "Fortuna i namiętności" to historia na miarę Trylogii Sienkiewicza (taki zapis znajdziemy na okładce), ale w sumie nie ma w tym zbytniej przesady, bowiem powieść napisana jest z wielkim rozmachem, pięknym językiem, z dbałością o szczegóły, przede wszystkim te historyczne, z wyrazistymi bohaterami i interesującymi wątkami, w podobnym stylu, jak mój ulubiony "Pan Wołodyjowski".

Niesamowite jest to, ile pracy i przygotowań włożyła Autorka w swą powieść, żeby uzyskać taki efekt! A jest on piorunujący, musicie mi uwierzyć, bowiem momentami rzeczywiście miałam wrażenie, jakbym czytałam powieść zupełnie innego, nieznanego mi autora książek historycznych. "Cukiernia..."? "Klątwa"? Małgorzata Gutowska? Wow!
Wyjątkowa dbałość o tło historyczne i wplatanie w fabułę rzeczywistych wydarzeń i dat jest takie "nienachalne" i naturalnie łączy się z fikcyjnymi wydarzeniami (mam nadzieję, że wiecie co chcę przez to powiedzieć). A jako że okres XVIII wiecznej Polski nie jest mi zbyt bliski i zbyt dobrze znany, przyswajałam informacje historyczne "przy okazji" zagłębiania się w ulubiony motyw obyczajowo - miłosny. Ponownie jednak miałam okazję dowiedzieć się czegoś, co nie dotarło do mnie w latach szkolnej edukacji. Takie książki lubię najbardziej!

W każdym razie lektura okazała się być niesamowitą historią, z kobietami w roli głównej, w której, jak w tytule, fortuna kołem się toczy, więc i wszystko może się zdarzyć.

Rzecz dzieje się w 1733 roku, kiedy to w kraju rozpoczyna się wojna o sukcesję polską. Polityka i postawa szlachty w zaistniałej sytuacji staje się tłem do rozgrywających się wydarzeń w siedzibach rodu Jandźwiłłów i Żelskich. Córka kasztelana Jandźwiłła, Cecylia - to bogata, piękna, pewna siebie wdowa, która czeka na swój ślub z Janem Maria Niepomucenem, szlachcicem mającym zapewnić jej dobrobyt i wysoką pozycję. Cecylia jest silną osobowością i ma swoje tajemnice, które nie pasują do statecznej wdowy: kobieta uwielbia flirtować i to nie tylko platonicznie z przystojnymi mężczyznami, a w swych romansach nie zważa na żadne konsekwencje.
Przeciwieństwem ekscentrycznej Cecylii jest skromna Zofia, córka czesnika Żelskiego, również wdowa, matka dwóki dzieci. Zofia zarządza majątkiem zmarłego męża i rozgląda się za mężem - opiekunem, który zabezpieczyłby przyszłość jej i dzieci. Początkowo serce i rozsądek podpowiada jej kandydaturę przystojnego syna Jandźwiłła, kiedy jednak wokół niej zaczyna kręcić się niebezpieczny, ale uroczy infamis Kacper Hadziewicz (ach!), ta zerka na niego łaskawym okiem, sama nie przyznając się przed sobą, że zaczyna coś do niego czuć.

Obie panie dążą do realizacji swoich celów i zamierzeń, z tym że Cecylia nie patrzy na nic, poza czubkiem własnego nosa, Zofia natomiast martwi się o wszystko i wszystkich, nie zwraca tylko uwagi na swoje potrzeby. Jednakże los jest przewrotny i szykuje niespodziankę dla obu kobiet, a wszystko oczywiście w takt politycznych zagrywek i wojennej  rzeczywistości.

Tradycyjnie, znalazłam w owej historii swojego ulubieńca, któremu kibicowałam i przez całą książkę martwiłam się o jego los. Jak łatwo się domyślić, był to Kacper Hadziewicz, bo jak większość czytelniczek, mam słabość do uroczych, książkowych łajdaków. Jako że zakończenie historii nie przynosi rozwiązania wszystkich problemów bohaterów, niedokończone wątki muszą znaleźć swój finał w drugiej części "Fortuny i namiętności. Zemście". Ciekawe, jak potoczą się losy Kacpra, Zofii i Cecylii, ale też pozostałych bohaterów drugoplanowych, których roli nie można umniejszać. Dlatego będę wypatrywać kontynuacji tej wyjątkowej powieści i namawiać miłośników powieści pani Gutowskiej - Adamczyk, aby zapoznali się z nieco inną odsłoną jej twórczości. Naprawdę warto.

Sardegna

sobota, czerwca 27, 2015

"Wróżki", czyli nowa seria w biblioteczce uwaga! Siedmiolatki!

Tak, tak, dobrze widzicie. Moja Sześciolatka niespodziewanie stała się Siedmiolatką. Nie mam pojęcia, kiedy to się stało... przecież jeszcze wczoraj...ach!
W każdym razie, dziecko moje przeżywa nową, czytelniczą fascynację. Seria Disney'a "Wróżki" to coś, co idealnie wpasowało się w Jej gusta. Do tej pory znana i lubiana była tylko jedna jedyna bajkowa wróżka: Dzwoneczek (i tej postaci również jest poświęcony jeden z tomów serii), ale inne elfki były Siedmiolatce zupełnie obce. Seria książeczek z grafiką znaną z bajek Disney'a, okazała się być strzałem w dziesiątkę, a na początek nowej przygody, córka moja wybrała historie z uroczą Lilą i Rani, w rolach głównych. 



Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 96
Moja ocena : 5/6


"Lila i Wieczne Drzewo" autorstwa Kirsten Larsten, to opowieść o ogrodniczo utalentowanej elfce, która znalazła tajemnicze nasionko i mimo, że nie miała pojęcia, jaka roślina może z niej wyrosnąć, postanowiła dać jej szansę. Przez swoje dobre serce naraziła się innym mieszkańcom bajkowej krainy, bowiem kiełkująca roślina miała nieco ekscentryczny styl bycia. Na szczęście jednak, Lila nie poddała się namowom innych elfów, i nie ścięła drzewa, bo te okazało się bowiem być Wieczne i posiadające przedziwne właściwości. Nie zdradzę, co takiego wyjątkowego ma w sobie Wieczne Drzewo, gdyż było to najbardziej ekscytującym motywem w całej opowieści, najlepszym przykładem jest Siedmiolatka, która strasznie emocjonowała się, czym okaże się być tajemnicza roślina. I fajnie, bo zakończenie okazało się bardzo sympatyczne i nawet w pewien sposób edukacyjne. Same pozytywy!

Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 104
Moja ocena : 5/6

Druga książeczka, o tytule "Rani i Laguna Syren", autorstwa Lisy Papademetriou też niesie za sobą edukacyjną treść, może nawet jeszcze większą niż poprzedni tytuł, sporo bowiem w niej mowy o tolerancji i akceptacji osób innych niż my. Rani jest wyjątkową, wodno utalentowaną wróżką, nie ma bowiem skrzydeł, jak wszystkie inne elfki, za to potrafi świetnie pływać. Przez swoją inność czuje się odtrącona przez towarzystwo, mimo że nikt nie daje jej tego odczuć. Niestety, podczas obchodów święta elfów, przydarza się jej wielka wpadka, która przelewa czarę goryczy. Wróżka postanawia więc opuścić swoich przyjaciół i znaleźć szczęście w Lagunie Syren. Czy piękne Syreny zostaną nową rodziną Rani? Podpowiem, że nie będzie zbyt kolorowo i miło. Elfka będzie musiała przemyśleć pewne sprawy i zastanowić się nad swoją przyszłością. Gdzie odnajdzie swoje miejsce?

Lektura Disneyowskich "Wróżek"  okazała się być wyjątkowo miła. Dla mnie też, bo sympatycznie było oderwać się od zwierzęcych historyjek z serii "Zaopiekuj się mną". Nasza wróżkowa kolekcja liczy sobie pięć tomów (które kupiłyśmy na kiermaszu za cenę minimalną), ile natomiast jest w oryginalnym komplecie, tego nie wiem. W każdym razie, książeczki są pięknie wydane, w twardych okładkach, z uroczymi ilustracjami, wydane na kredowym papierze. Bardzo ładnie prezentują się na półce, a do tego mają dość duży druk, który pozwala starszym dzieciom czytać samodzielne.

Polecam więc serię dziewczynkom w wieku 6-8 lat, a jeśli ciekawią Was przygody innych wróżek, zerkajcie do mnie raz na jakiś czas, napiszę jeszcze parę słów o pozostałych tomach z kolekcji.

***

Jako że zaczynają się wakacje, a mój remont zbliża ku końcowi (choć dzisiaj piszę do Was jeszcze w tumanach kurzu i pyłu), może uda mi się w końcu nadrobić zaległości w opisaniu przeczytanych tytułów. Stos przeczytanych a nieopisanych jest całkiem spory, ale do urlopu może zdążę, a potem będę się lenić i czytać, czytać, czytać...

Sardegna

poniedziałek, czerwca 22, 2015

"Kocha, lubi, szanuje...czyli jeszcze o uczuciach" Grzegorz Kasdepke


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 72
Moja ocena : 5/6

Mam wiele pozytywnych uczuć do książeczek dla dzieci z Wydawnictwa NK. Nie dość, że są świetnie wydane, to jeszcze bardzo edukacyjne. Nie przypominam sobie, żeby którakolwiek, z jaką miałam do czynienia rozczarowała mnie czy moje dzieci.

Szczególny sentyment mam do książeczek pana Grzegorza Kasdepke, z którym miałam okazję spotkać się na zeszłorocznych TK w Krakowie. Każda książeczka jego autorstwa wydaje mi się swoistą perełką i taką obowiązkową lekturą dla młodego czytelnika. Fakt, że niektóre tytuły przeznaczone są dla nieco starszych dzieci - uczniów szkoły podstawowej (wiem, bo królują w szkolnej bibliotece i cieszą się sporym zainteresowanie),  ale nie wszystkie, więc i moje dzieci świetnie odnalazły się w tematyce książeczek pana Kasdepke, zwłaszcza tych "uczuciowych" (bo do Detektywa Pozytywki jeszcze chyba nie dorosły).

"Kocha, lubi, szanuje... czyli jeszcze o uczuciach" to kolejna (po "Horror, czyli skąd się biorą dzieci"), propozycja, zaprezentowania małym czytelnikom trudnych, dorosłych spraw. Tym razem będzie mowa o konkretnych uczuciach, oczywiście w łatwy i przystępny sposób. Wiadomo, jak trudno wytłumaczyć przedszkolakom czy uczniom pierwszych klas szkoły podstawowej, niektóre emocje czy relacje międzyludzkich. Podobnie jest z uczuciami. Niektóre z nich noszą trudne nazwy i dzieciaki nie do końca wiedzą, o co w nich chodzi. Z pomocą przyszedł Autor, który w siedmiu krótkich opowiadaniach wyjaśnia znaczenie uczuć takich jak: miłość, nienawiść, pogarda, strach, smutek, poczucie winy, szczęście, oswaja je i powoduje, że stają się mniej "straszne.

Tradycyjnie, tłem do wyjaśniania poważnych spraw są zajęcia w grupie przedszkolaków, w których prym wiodą: Grzesiu, Zosia, Bodzio, Rafałek i Rozalka, a wszystko dzieje się pod czujnym okiem pani Miłki i pani Dyrektor. Dzieciaki mają swoje dylematy, ktoś się w kimś zakochał, ktoś kogoś nielubi, ktoś jest smutny, a jeszcze ktoś się boi. Przedszkolaki gubią się w swoich uczuciach, nie potrafią poradzić sobie z emocjami, tworzą się konflikty i niedomówienia. Na szczęście pani Miłka coś poradzi i pomoże oczyścić nawet najgorętszą atmosferę.

Po każdym opowiadaniu, Autor umieszcza krótki przypis: rady dla rodziców i rady dla dzieci, w których zawiera praktyczne wskazówki, jak zachować się w danej sytuacji i jak praktycznie poradzić sobie z trudnymi emocjami. Osobiście, po przeczytaniu rozdziału dzieciakom na głos, omijałam część rodzicielką, przechodząc od razu do wskazówek dla najmłodszych i powiem szczerze, w przypadku mojej Sześciolatki całkiem dobrze się to sprawdzało. Słuchała uważnie i analizowała treść po swojemu. Bo jak wiadomo, u nas też zdarzają się nieprzewidziane sytuacje, często związane właśnie z nieradzeniem sobie z emocjami w danej chwili.

Polecam więc książeczkę wszystkim młodym czytelnikom, ale też rodzicom i nauczycielom edukacji wczesnoszkolnej. Spokojnie można zastosować wybrane fragmenty tekstu do przygotowania scenariusza lekcji, dotyczącego emocji i uczuć. Wydawnictwo Nasza Księgarnia wydała też "Wielką Księgę Uczuć", czyli tomiszcze zawierające w sobie cztery tomy pojedynczych książeczek Grzegorza Kasdepke: "Tylko bez całowania! czyli jak sobie radzić z niektórymi emocjami", "Horror! czyli skąd się biorą dzieci", "Drużyna pani Miłki, czyli o szacunku, odwadze i innych wartościach" oraz powyższą właśnie. Ta książka może stać się wyjątkową perełką w dziecięcych, czy szkolnych biblioteczkach. Może być też doskonałym prezentem na zakończenie roku. Mądrych książek bowiem, nigdy za wiele.

Sardegna

niedziela, czerwca 21, 2015

ŚBK: Wakacyjne czytanie


Wakacyjne czytanie to temat bardzo mi bliski, cieszę się więc, że został wybrany na motyw przewodni kolejnego postu tematycznego ŚBKów.  


Nie ukrywam, że czas wakacyjny jest dla mnie najbardziej intensywny czytelniczo. W ciągu roku staram się dużo czytać, ale to dopiero w miesiącach letnich mam na to najwięcej czasu i możliwości. Wisienką na torcie jest dla mnie urlop, kiedy to zabieram ze sobą cały zestaw książek, którym mogę poświęcić bardzo dużo czasu i nie mam wyrzutów, że czas poświęcony na czytanie jest kradziony i odbywa się kosztem innych obowiązków.

Wybór lektur zabieranych na urlop nie jest wcale prostą sprawą. Muszą to być książki o odpowiedniej tematyce, nie za "ciężkie" tematycznie (bo objętościowo, jak najbardziej, nasze auto wszystko przyjmie), niezbyt cenne dla mnie, gdyby w razie ewentualnego (tfu,tfu) przybrudzenia, nie zawalił się mój czytelniczy świat. Kiedy już zestaw urlopowy jest wybrany, zostaje już tylko czytanie, które często rozpoczyna się w drodze na miejsce docelowe (tyle, na ile pozwala mi choroba lokomocyjna).
 
Mój "rekord czytelniczy" na dwutygodniowym urlopie wynosi 10 sztuk. Taki wynik osiągnęłam w 2013 roku. W zeszłym przeczytałam 9 książek i kilka tomów z serii "Zaopiekuj się mną", czyli w sumie bardzo podobnie. Trzy lata temu, w 2012 zaliczyłam tylko 4 lektury. Wybór książek na zbliżające się wakacje jeszcze przede mną. Na razie nie mam do tego głowy, więc póki co, zapraszam Was do przejrzenia mojego wakacyjnego czytania z lat poprzednich:

Spis moich lektur z 2012 roku prezentuje się następująco:

"Smażone zielone pomidory" Fannie Flagg - 5
"Przyjaciółka diabła" Peter Robinson - 5
"Nim nadejdzie mróz" Henning Mannkel - 3

W 2013:

"Morza szept" Patricia Schröder -4
"Upalne lato Kaliny" Katarzyna Zyskowska - Ignaciak - 6 
"Joachim" Grażyna Hanaf - 5
"Wszyscy mamy tajemnice" Harlan Coben - 6
"Trzy mądre małpy" Łukasz Grass - 5 
"Zuźka D. Zołzik dobrze się bawi" Barbara Park - 6
"Ulysses Moore. Ogród popiołu" Baccalario Pierdomenico - 5
"Ulysses Moore. Lodowa kraina" Baccalario Pierdomenico - 5
"W imię miłości" Katarzyna Michalak - 4


Wakacje 2014:  


"Dziewczyna #9" Hoag Tami - 5
"Czarne słońce" Patrick Redmond - 5 
"Bezmyślna" S.C.Stephens - 3  
"Niewidzialny strażnik" Dolores Redondo - 3 
"Zemsta" Małgorzata Maciejewska - 5  
"Sto imion" Cecelia Ahern - 5
"Wesele" Paulina Ptasińska - 3
"Uśpienie" Marta Zaborowska - 4
"Córka czarownic" Dorota Terakowska -6


Sardegna

wtorek, czerwca 16, 2015

"Brudny świat" Agnieszka Lingas - Łoniewska


 Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 293
Moja ocena : 4/6


Grunt to wyczucie czasu! Kiedy w moim domu panuje remont, w pracy mam najgorętszy okres, kiedy do załatwienia, jak na złość, jest tysiąc spraw, potrzeba mi książki lekkiej łatwej i przyjemnej. Takiej powieści, której przeczytanie zajmie mi góra cały wieczór, a ja będę mogła nie myśleć o tym, co muszę jeszcze zrobić i dlaczego tego jest tak dużo. 

Z powieściami Agnieszki Lingas - Łoniewskiej miałam już do czynienia. Czytałam "Bez przebaczenia", "Zakład o miłość" oraz pierwszy tom trylogii "Zakręty losu". Podobało mi się na swój sposób. Ot, niewymagające lektury, miłe czytadła, świetne umilacze czasu.
I kiedy teraz właśnie takiego odstresowywacza potrzebowałam, sięgnęłam po "Brudny świat", debiut pisarki, powieść, która początkowo pojawiała się w odcinkach na forum (jeżeli dobrze zrozumiałam).

I fajnie, bo dostałam to, czego chciałam: ognisty romans, z nutką sensacji, baśń o Pięknej i Bestii dla dorosłych, historię o złym chłopcu i pięknej, ułożonej dziewczynie, bohaterkę, z którą miejscami zamienić chciałaby się niejedna czytelniczka, bohatera, którego mieć na własność również chciałaby niejedna. Ach! Poczułam się niemalże jakbym czytała "After" (z tym, że nasza rodzima autorka była pierwsza, bo w 2010 roku książkę wydała i zmieściła się na mniej niż 700 stronach - za co plus).

Ale tak poważnie, sympatycznie czytało się historię dwójki zakochanych, pochodzących z zupełnie innych światów. On - gwiazda rockowego zespołu, wokalista, który skupia na sobie uwagę damskiej publiczności, nie przebiera w środkach, imprezuje szaleńczo, żyje chwilą nie patrząc na konsekwencje. Ona - skromna, samotna matka, ze skrzętnie skrywaną tajemnicą, autorka teksów piosenek. Spotykają się w pracy i wbrew zasadom, łączy ich płomienne uczucie. Książka ma trochę schematyczną fabułę: niegrzeczny chłopak, którego poskramia ułożona dziewczyna, ale ogólnie, fajne wrażenie pozostawia i miło spędza się przy niej czas.
Bohaterowie bardzo mocno przeżywają swoje uczucie i wszystko, co z nim związane. Na wszelkie kłopoty reagują bardzo emocjonalnie (Tommy aż za bardzo, jak na faceta, powiedziałabym), sporo analizują i rozważają, ale ma to swój urok. Chociaż czasami miałam wrażenie, jakbym czytała o nastolatkach, a nie dorosłych ludziach. W wątek miłosny obu bohaterów wpleciony jest też motyw sensacyjny. Ktoś ma problem i chce zniszczyć relację tych dwojga. Poza gorącym uczuciem będziemy więc świadkami krwi, potu i łez.

W rankingu książek autorki, "Brudny świat" umiejscowiłabym gdzieś na początku listy. Chociaż po większym przemyśleniu znalazłabym kilka rzeczy, do których mogłabym się przyczepić, nie będę tego jednak robić, bo i po co. Zrelaksowałam się, na końcu nawet wzruszyłam (za co plus, bo zakończenie nie było tendencyjne, a takich nie lubię). Jeśli więc macie ochotę na niezobowiązującą, kobiecą literaturę, sięgnijcie po ten tytuł. Będzie w sam raz na wieczór.

Sardegna

poniedziałek, czerwca 15, 2015

"Mistrz i Małgorzata" Michał Bułhakow


Wydawnictwo: Czytelnik
Liczba stron: 454
Moja ocena : 6/6

Gdyby ktoś piętnaście lat temu, kazał wybrać mi jedną jedyną, ukochaną, najlepszą, ulubioną książkę, rzekłabym bez zastanowienia: "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa. Powieść, którą przeczytałam jednym tchem w liceum, zachwycając się praktycznie każdym rozdziałem, żałując bardzo, że na zajęciach nie omawialiśmy z polonistką tej lektury. 

Przez lata, kiedy ktoś pytał mnie o ulubioną książkę, nadal wymieniałam ten tytuł, po czasie jednak przyszła refleksja: no dobra, wszystkim zachwalam MiM, a tak właściwie, to niektórzy bohaterowie i fakty pozacierały się w mojej pamięci, jak więc mogę nadal uważać "Mistrza i Małgorzatę" za swojego ulubieńca? Chciałam więc odświeżyć sobie powieść, ale jak wiadomo, zawsze znalazło się coś innego do przeczytania. 

Kiedy więc przy okazji odwiedzin u Janka w antykwariacie Kocham Książki, wymyśliliśmy Antykwaryczny Klub Czytelniczy (o którym napisałam TUTAJ), padło hasło pierwszej lektury - "Mistrz i Małgorzata" właśnie. Wspaniały to był wybór, który pokrył się nawet ze zbliżającymi się Świętami Wielkanocnymi. Dla mnie jednak, powrót do lektury okazał się wyjątkowy, potwierdziło się bowiem, że po piętnastu latach "Mistrz i Małgorzata" nadal pozostaje moją książką numer jeden!
Uff.. bałam się trochę, że nie poczuję tego fenomenu, co przed laty, że nie będzie bawić mnie charakterystyczna dla Bułhakowa gra słów. Na szczęście, obawy okazały się bezpodstawne. Praktycznie już w pierwszym rozdziale przypomniałam sobie, za co pokochałam tę książkę. A jak dotarłam do słów "Annuszka już kupiła olej słonecznikowy, i nie dość, że kupiła, ale już go nawet rozlała. Tak więc zebranie się nie odbędzie" (str. 20 "Mistrz i Małgorzata", wyd. Czytelnik Warszawa, 1973), wiedziałam już wszystko!

Powieść składa się z dwóch, przenikających się części, z których pierwsza dotyczy Moskwy w latach 20tych XX wieku, do której to przybywa sam Diabeł w postaci Wollanda, ze swoja świtą: kotem Behemotem, Azzazello, Fagotem i czarownicą Hellą, druga natomiast opisuje Jerozolimę za czasów Jezusa. Wolland (dość osobliwe wcielenie Diabla), angażuje się w codzienność mieszkańców stolicy, przy okazji demaskując niektóre absurdy komunistycznej rzeczywistości, w której przyszło im żyć. Działanie Wollanda w Moskwie pełne jest przezabawnych sytuacji, które to tylko z pozoru są błahe i nie mają większego znaczenia, tak naprawdę jednak, odsłaniają trudne realia, w których przyszło egzystować ówczesnemu społeczeństwu.
Część jerozolimska natomiast, opisuje proces i egzekucję Jezusa - Jeszui Ha-Nocri. Ważną rolę odgrywa tutaj postać Piłata i jego wewnętrzne rozterki, które finał będą miały na końcu książki. Poza tym, czytelnik dostaje nieco inny obraz sędziego, niż ten, ukazany w źródłach z którymi ma się do czynienia na co dzień.

Postaciami spajającymi obie części powieści są: pisarz Mistrz i zakochana w nim Małgorzata. Związek tych dwojga nie ma szansy na sukces, na szczęście, dzięki wsparciu Wollanda zakochani mają możliwość połączenia się na wieki.

O czym tak właściwie jest "Mistrz i Małgorzata", powiecie? O miłości, polityce, ówczesnym społeczeństwie? Czy jest to satyra, powieść obyczajowa, a może fantastyka? Jest wszystkim po trochu i to jest w tej książce najpiękniejsze! Wypełniona jest po brzegi zabawnymi sytuacjami, powiązaniami, porównaniami, opisami, dzięki temu każdy może czytać ją po swojemu, bawić się jej wieloznacznością, interpretować na wiele sposobów.

Podczas Antykwarycznego Klubu Czytelniczego padło pytanie: "Co najbardziej podoba się Wam w MiM"? Odpowiedziałam, że inteligentne poczucie humoru, i to dla mnie jest elementem wyjątkowym, spajającym wszystkie pozostałe wątki.

Gorąco polecam lekturę Mistrza. Nie zrażajcie się rosyjskimi nazwiskami, trudnymi do zapamiętania, dajcie sobie i książce szansę, a lektura dostarczy Wam prawdziwej przyjemności. Nie wiem, czy istnieje inna powieść, która dostarczy czytelnikowi tylu smaczków, interesujących wątków czy wieloznaczych fragmentów. Potwierdzam więc, że powieść jest moim numerem jeden i zachęcam wszystkich, którzy jeszcze Bułhakowa nie czytali, do nadrobienia zaległości.

Sardegna

środa, czerwca 10, 2015

"Czerwona królowa" Philippa Gregory


Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 383
Moja ocena : 6/6

I tym oto sposobem, ja czytelniczka unikająca literatury historycznej (bo nie kojarzę faktów, nazwisk ani dat, przez to czytanie jest dla mnie udręką), pochłonęłam kolejny tom serii Wojny Dwu Róż Philippy Gregory. Słowo "pochłonęłam" jest tutaj kluczowe, bowiem czytałam, jak w transie, porzucając obowiązki i robiąc w domu tylko to, co konieczne.

Po lekturze nie jestem może jakąś wybitną specjalistką od historii Lancasterów i Yorków, ale orientuję się kto jest kim, kto co czynił, i z jakiego powodu. A najlepsze jest to, że czytając informacje o nowościach kolejnych książek historycznych, łapię się na tym, żeby były one niejako powiązane z historią Dwu Róż albo rodem Tudorów, który narodził się właśnie w powyższej historii. Zwariowałam, ale podoba mi się to wariactwo! Daleko mi jeszcze do bycia specjalistką od Gregory, taką jak Karolina z bloga Zwiedzam Wszechświat, albo Ania z Zielono w głowie, ale dumna jestem, kiedy mogę z nimi nawiązać tematyczną rozmowę i za nią nadążam!

Wracając jednak do "Czerwonej królowej", tło historyczne, będące podstawą wydarzeń zaprezentowanych w książce, już znałam z tomu "Władczyni rzek" i "Białej królowej", w tej części jednak, opowieść widziana jest oczyma Małgorzaty Beaufort, ma więc ona nieco inny wydźwięk. Postać Małgorzaty też już kojarzyłam z poprzednich tomów, jednakże wtedy, była ona dla mnie antagonistką kobiet z rodu Meluzyny, więc nie pałałam do niej sympatią i nie przykładałam się też, do zapoznania bliżej z jej historią. Philippa Gregory nie pozostawia jednak czytelników w nieświadomości i daje wielbicielom cały tom losu Małgorzaty Beaufort, a po jego lekturze obraz powstania rodu Tudorów nabierze zupełnie nowego znaczenia.

Małgorzata, pochodząca z rodu Lancasterów zostaje wydana w bardzo młodym wieku, za potomka Katarzyny Walezyjskiej - Edmunda (coś więcej na temat tej królowej możecie przeczytać w "Zakazanej królowej" Anny O'Brien). Początkowo jest bardzo nieszczęśliwa, a do  tego, o mało co nie umiera przy porodzie, ale trudno się dziwić, jeśli miała wtedy niespełna trzynaście lat... Zdana na łaskę Edmunda i jego brata Jaspera, powoli odnajduje się w nowej roli, zwłaszcza po urodzeniu syna, Henryka, który w niespokojnych czasach walki o angielski tron, może stać się w przyszłości, do niego, pretendentem.
Sytuacja Małgorzaty zmienia się po śmierci Edmunda, kiedy to zostaje ponownie wydana za mąż, a nowy małżonek nie bardzo chce mieszać się w sprawy polityczne, nie interesuje go także stanowisko pasierba, co do ewentualnego przejęcia tronu. Małgorzata musi więc sama zatroszczyć się o godziwą przyszłość swego syna.

Z czasem jej plan objęcia tronu przez Henryka staje się coraz bardziej śmiały i ... realny, a ona sama nie przebiera w środkach, żeby osiągnąć swój cel.

Małgorzata Beaufort to silna osobowość. Oczywiście patrząc na wydarzenia z jej perspektywy, historia przedstawiona w "Białej królowej" modyfikuje się nieco. Niestety mimo wszystko, mimo najszczerszych chęci i próby wczucia się w sytuację, nie potrafiłam polubić tej bohaterki. Dlatego, podchodząc emocjonalnie do Wojny Dwu Róż, uważam, że objęcie tronu przez Tudora było jakimś totalnym nieporozumieniem, a Małgorzata - bezwzględną, dwulicową i nieprzebierającą w środkach kobietą. Z drugiej jednak strony, walczyła o syna, a to, jak wiadomo, dla matki jest sprawą najistotniejszą.

Mimo emocji, niekoniecznie pozytywnych, jakie towarzyszyły mi w trakcie lektury, uważam książkę za genialną i polecam wszystkim, których choć trochę historia Wojny Dwu Róż interesuje. "Czerwoną królową" polecam też fanom literatury historycznej, miłośnikom biografii, czy twórczości Philippy Gregory. Przede wszystkim jednak, polecam czytelnikom, którzy chcą się czegoś ciekawego dowiedzieć, a niekoniecznie czują się dobrze w tematyce historii XV wiecznej Anglii. Jestem najlepszym przykładem tego, że nawet najbardziej oporny czytelnik może stać się wielbicielem znielubionego gatunku.


Sardegna

sobota, czerwca 06, 2015

Lucjan i Cudaczek - czyli o bohaterach mało znanych książek dla dzieci.

Na moim blogu często pojawiają się wpisy na temat nowości wydawniczych dla najmłodszych. Tak naprawdę jednak, czytamy nie tylko najnowsze tytuły, mamy bowiem w dziecięcej biblioteczce, całą gamę książeczek nieznanych bądź w starszych wydaniach, z którymi regularnie się zapoznajemy. Dzisiaj chciałabym napisać o dwóch z nich, tytułach, które są może mniej popularne, mniej promowane, ale bardzo sympatyczne i do tego edukacyjne.

Wydawnictwo: ING Dzieciom
Liczba stron: 46
Moja ocena : 5/6

"Lucjan. Lew, jakiego nie było" autorstwa pani Roksany Jędrzejewskiej - Wróbel, trafił do moich dzieciaków zupełnie przypadkowo, kiedy to akcję promocyjną miał ING Bank. Co taka instytucja może mieć wspólnego z książką dla dzieci, powiecie, i ja na pierwszy rzut oka pomyślałam to samo. No w przypływie emocji określiłam "Lucjana" jako nic nie znaczącą broszurkę, wydaną na okoliczność promocji. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po przejrzeniu książeczki, dowiedziałam się, że tytuł został wydany przez Fundację ING Dzieciom, która działa już na użytek publiczny dość długi czas i nie jest to jedyny tytuł, przez nich wydany.

Książeczka okazała się być wyjątkowo fajna, a do tego, bo bliższym zorientowaniu się, kim jest autorka "Lucjana", odkryłam, że pani Jędrzejewska - Wróbel nie jest nikomu nie znaną postacią, tylko cenioną autorką książeczek dla najmłodszych (muszę chyba jeszcze sporo nadrobić w tym temacie). 

Lucjan to sympatyczny pluszowy lew, którego otrzymała mała Hania od Wróżki Zębuszki. Nie miał on szczęścia w swym pluszowym życiu, bowiem dziewczynka nie była zadowolona z prezentu, wręcz obrażona na Wróżkę, że ta zignorowała jej żądania, co do brokatowych mazaków. Lew postanawia dać Hani lekcję dobrych manier, zabiera ją do krainy Wróżki Zębuszki i prowadzi na spotkanie z gospodynią. Po drodze przyjdzie im przeżyć kilka niesamowitych przygód: trochę niebezpiecznych, trochę zabawnych, w każdym razie takich, gdzie pomoc i wsparcie przyjaciela okaże się niezbędne.

I tym oto sposobem, w 40 stronicowej książeczce autorka zawarła całkiem sporo edukacyjnych treści, z których najbardziej istotne (dla mnie, jako Mamy), okazało się być przeświadczenie, że bliska osoba ważniejsza jest od wszystkich zabawek świata. A w obecnej rzeczywistości, gdzie jednak te materialne wartości królują, taka świadomość jest bardzo ważna, i warto ją od najmłodszych lat przekazywać.

Druga książeczka też niesie za sobą sporą wartość edukacyjną. "Cudaczek Wyśmiewaczek", autorstwa Julii Duszyńskiej, to trochę zapomniana lektura szkolna, przeznaczona dla 7-8 latków.  Powiem szczerze, czytałam ją dzieciakom, a przy okazji sobie, pierwszy raz w życiu. Również nazwisko autorki pierwszy raz obiło mi się o uszy, więc był to dla mnie debiut na całego!

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 72
Moja ocena : 5/6

Cudaczek to malutki skrzat, który żywi się śmiechem. Kiedy jest rozbawiony, świetnie się czuje i jest najedzony. A co tuczy Cudaczka? Dzieciaki, które są niegrzeczne! Panna Obrażalska, Pan Złośnicki, Beksa, przebywanie w ich towarzystwie bardzo bawi Cudaczka. Wszystkie ich fochy, kwaśne miny, marudzenie i złoszczenie się bez powodu tuczą małego skrzata, który dzięki temu czuje się, jak w niebie! 

Chyba żadna z książeczek dla dzieci, z którymi miałam do czynienia, nie pokazuje tak jasno i wyraźnie, jak wady i złe zachowanie wpływają na odbiór naszej osoby, przez innych. Jednocześnie daje nam dzieciom gotową receptę na pozbycie się Cudaczka, a więc pokazuje, jak zmiana swego zachowania, kontrolowanie złych emocji, może pomóc w kontaktach z rówieśnikami. 

I taką książkę to ja lubię! Bardzo mądrą, wyjątkowo aktualną, mimo nieco archaicznego języka. Jeżeli będziecie rozglądać się za swoim własnym egzemplarzem Cudaczka, szukajcie książki w pięknym, starym wydaniu. Niestety nowe wydanie nie dorasta mu do pięt, eksponując na okładce niemalże karykaturę tytułowego skrzata, a to już nie jest fajne i nie zachęca...

Czujecie się zainteresowani tymi mało popularnymi książeczkami? A może tylko dla mnie są one mało znane, a Wy znacie je doskonale? Jako że w czeluściach naszej dziecięcej biblioteczki znaleźć można niejedną perełkę, spodziewajcie się większej ilości takich wpisów. Musimy się tylko rozkręcić!

Sardegna

czwartek, czerwca 04, 2015

"Lilka i wielka afera" Magdalena Witkiewicz


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 220
Moja ocena : 5/6


Mój dzisiejszy wpis będzie bardzo, ale to bardzo spóźniony. Po pierwsze: Dzień Dziecka był w poniedziałek, więc opublikowanie "Lilki i wielkiej afery" właśnie wtedy byłoby bardziej uzasadnione. Po drugie: książkę przeczytałam w styczniu. Tak dobrze widzicie: w s.t.y.c.z.n.i.u. i nie mam nic na usprawiedliwienie tak opóźnionego wpisu.

Z drugiej jednak strony, każdy dzień jest dobry, żeby zapoznać Was z szalonymi przygodami Lilki, Matewki i Wiktorii. Nie ważne czy to styczeń, czy czerwiec (o matko! pól roku później...to chyba mój rekord...).

"Lilka i wielka afera" to druga część przygód sympatycznego rodzeństwa, i podobnie, jak miało to miejsce w części pierwszej, opiera się na wakacyjnych przygodach dzieciaków. Tym razem rodzeństwu udaje się bez przeszkód dojechać do Amalki, czyli ukochanej wioski nad jeziorem, na Kaszubach, na wakacje do cioci Franki. I tak, jak to było w planie, urlop okaże się wyjątkowy pod każdym względem!

Razem z Lilką i Matewką, wakacyjnie odpoczywać będą kuzyni - bliźniaki, Antoś i Staś, oraz nowo poznana koleżanka, Zosia. Wiktoria, starsza siostra, będzie miała w te wakacje nieco inne zajęcia, więc Lilka i spółka, będą musieli obejść się bez jej pomocy. A wsparcie Wiki przydałoby się dzieciakom bardzo, bowiem w powietrzu krąży "Wielka Afera"! 

Ciocia Franka ma nowego chłopaka, który skrywa jakiś sekret. Johnny, podobno jest obcokrajowcem, a jakoś doskonale mówi po polsku. Do tego trzyma dziwny, żeby nie powiedzieć, straszny, ładunek w samochodzie i w ogóle cały jest podejrzany. Ciocia Franka ma tykający zegar biologiczny (cokolwiek to znaczy) i zachowuje się dziwnie. W okolicach Amalki kręcą się jacyś dziwni faceci w garniturach, którzy czyhają na kaszubską ziemię, więc Matewka chce zebrać pieniądze na aferę korupcyjną. Tylko do końca nie wie, jak to zrobić, dlatego szuka wsparcia. Nowa koleżanka Zosia pochodzi z Krakowa i ma swoją własną legendę o Smoku Wawelskim, niezbędne będzie więc zainteresowanie się lokalnymi legendami i zorganizowanie czegoś własnego!

Lilka wraz z przyjaciółmi próbuje ogarnąć wszystkie te tematy, przy okazji świetnie się bawiąc. Nie obędzie się bez olbrzymiej, dziecięcej dawki poczucia humoru i zabawnych powiedzonek. Nie zabraknie też przejęzyczeń i sympatycznych niedomówień, związanych z podsłuchaniem (zupełnie przy okazji, oczywiście!) rozmów dorosłych. Ekipy Lilki nie da się nie lubić!

Magdalena Witkiewicz jest nie tylko związana z kobiecymi powieściami obyczajowymi. Jest też autorką książek dla dzieci, czego dwa tomy przygód Lilki są najlepszym dowodem. Przez to, że jest Mamą, świetnie potrafi ubrać w słowa sytuacje, które dzieci dotyczą i są związane z ich powiedzonkami czy zachowaniem. Dzięki temu, przygody Lilki i spółki są w swej zabawności bardzo autentyczne, a taka szczerość jest bardzo ważna, zwłaszcza dla młodych czytelników, którzy nie lubią sztuczności i są w stanie momentalnie się do niej odnieść. Sama mogłabym przytoczyć bardzo podobne historie, z mojego życia czy pracy wzięte, więc poświadczam, że pomysłowość dzieci i ich powiedzonek nie zna granic! Mojej Sześciolatce też się podobało, Lilkę możemy więc spokojnie polecić młodszym i starszym. Uśmiech gwarantowany.

Sardegna

poniedziałek, czerwca 01, 2015

"Zaplątana miłość. Stacja Jagodno" Karolina Wilczyńska


Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 336
Moja ocena : 5/6

Panią Karolinę Wilczyńską i jej twórczość, kojarzę już od dobrych paru lat, kiedy to publikowała ona swoje powieści czy opowiadania w postaci e-booków. Kibicowałam jej po cichu, licząc na to, że prędzej czy później, będzie mi dane przeczytać jej powieść w tradycyjnej formie, wydanej przez rodzime wydawnictwo. I oto doczekałam się! Czwarta Strona wydała już drugą powieść Autorki, z czego ja przeczytałam dopiero jedną, tę oto powyższą.

"Zaplątana miłość" to świetna książka. Bardzo ciepła, kobieca, sympatyczna i doskonała na odprężenie. Nie traktowałabym jej jednak w kategoriach pospolitego czytadła, bowiem tematy, jakie zostały w książce poruszone do banalnych na pewno nie należą.

Tak to już w życiu bywa, że niejedna kobieta ma za sobą podobne doświadczenia, jakie przyszło przeżyć głównej bohaterce "Stacji Jagodno". Rozstanie z mężem - wiecznym nastolatkiem, problemy z dojrzewającą córką, nieustający konflikt z matką, absorbująca i niedająca satysfakcji praca, to tylko kilka z trudności, z jakimi boryka się Tamara. Ale prawdą jest, że to tylko jedna strona medalu. Jej córka, Marysia, również nie ma łatwego życia. Jako szara myszka, nie jest akceptowana w grupie rówieśniczej, a do tego szkoła, do której uczęszcza, ma bardzo wysoki poziom nauczania za którym dziewczyna nie nadąża, nie chce jednak zawieść matki, więc w milczeniu znosi wszystkie trudności. Marysia szuka wsparcia u Tamary, ta jednak zaabsorbowana pracą, nie zauważa jej problemów.
Do pogmatwanej relacji matka - córka dochodzi jeszcze babcia Ewa - mama Tamary, emerytowana lekarka, wiecznie niezadowolona, surowa i bardzo skryta. Jak więc w takiej babskiej rodzinie znaleźć zrozumienie, wsparcie i szczęście?

Kiedy na horyzoncie życia Tamary, Marysi i Ewy pojawia się Róża, zagadkowa, urocza i szczera do bólu osoba, zmiany w mentalności wszystkich pań, będą nieuniknione. Czy Róża pomoże rozwiązać problemy kobiet? Jakie znaczenie będzie miała w ich życiu? Czy trudną, poplątaną relację trzech pokoleń da się naprowadzić na właściwe tory?

Ależ to jest życiowa książka! Bardzo, ale to bardzo ciepła i rodzinna, zwracająca zwłaszcza uwagę na relacje matka - córka. Powieść przy której niejeden raz się zasmucimy, potakując na prawdziwość opisywanych relacji, ale nie raz też uśmiechniemy pod nosem, kiedy przeczytamy rozwiązania, jakie Autorka zaproponowała. Mimo że niektóre fragmenty powieści mogą naprawdę przygnębiać, ogólny wydźwięk książki jest bardzo pozytywny, a świadomość, że nigdy nie jest za późno na naprawienie, nawet najbardziej pokręconych relacji, dodaje otuchy i powoduje, że książka staje się bliska niejednej czytelniczce.

Mimo że tytuł nowej powieści pani Karoliny Wilczyńskiej, może sugerować historię relacji damsko - męskiej, nie ma ona z nią nic wspólnego. Tym razem mężczyźni  zagrają role drugoplanowe, a kobiety wykażą się siłą i hartem ducha, jakiego nie jeden pan będzie mógł im pozazdrościć. Dlatego drogie Czytelniczki, zróbcie sobie prezent na Dzień Dziecka i sięgnijcie po "Zaplątaną miłość", książkę o kobietach i dla kobiet. Należy się Wam!

Sardegna