Archive for lipca 2018

# Blogowe podsumowanie miesiąca - lipiec


posted by Sardegna on ,

10 comments

Lipiec to dla mnie jeden z najlepszych okresów w roku. Kiedy czytacie ten wpis z podsumowaniem, ja jestem właśnie na urlopie. Moje wymarzone wakacje, na które czekam z utęsknieniem cały rok właśnie trwają. Dwa tygodnie spędzam z dala od cywilizacji, w samym sercu dziczy, nad jednym z pięknych, polskich jezior. Relaksuję się, piję kawę i spędzam czas z rodziną i znajomymi, w taki sposób, jak lubię najbardziej, gdzie poza aktywnym odpoczynkiem, sporo czasu poświęcam moim książkom. Dzięki temu w okresie wakacyjnym udaje mi się nadrobić czytelnicze zaległości z całego roku i mam nadzieję, że i tym razem uda mi się przeczytać wszystkie zaplanowane lektury i podzielić się nimi z Wami, po moim powrocie. 

W lipcu, do dnia wyjazdu, udało mi się przeczytać 9 książek. Te zabrane na urlop zaliczę już do podsumowania sierpniowego.


 Lista lektur:

"Ekspozycja" Remigiusz Mróz - 6
"Przewieszenie" Remigiusz Mróz - 6
"Trawers" Remigiusz Mróz - 6
"Deniwelacja" Remigiusz Mróz - 6
"Zerwa" Remigiusz Mróz - 6
"Stasiu, co ty robisz?" Grażyna Bąkiewicz - 5
"Och, Elvis!" Marika Krajniewska - 4
"Spisek scenarzystów" Wojciech Nerkowski - 5
"Umwelt" Przemysław Żarski - 3


 Imprezy kulturalne:

W lipcu nie miałam okazji uczestniczyć w żadnym spotkaniu autorskim, czy innej imprezie kulturalnej. Na szczęście blogerskie kawy nigdy nie zawodzą i choć w okrojonym, bo wakacyjnym składzie, udało się pogadać o planowanych akcjach ŚBKów i innych, książkowych sprawach.

 Nowości:


"O czym myślą koty" Thomas McNamee
"Odessa transfer. Reportaże znad Morza Czarnego" antologia
"Sen śmiertelników" Maxime Chattam
"Niech będzie wola twoja" Maxime Chattam
"Collide" Gail McHugh
"Hashtag" Remigiusz Mróz
"Zerwa" Remigiusz Mróz
"Góry z dzieckiem" Marlena Woch




"Mateusz i zapomniany skarb" Magdalena Witkiewicz
"91 - piętrowy domek na drzewie" Andy Griffiths, Terry Denton
"Dziewczyny kodują. Przyjaciółki rządzą" Stacia Deutch
"Przyjaciółki na zawsze razem" Gitty Daneshvari
"Przyjaciółki i niezła heca" Gitty Daneshvari

 Filmowo:

To naprawdę smutne, ale w lipcu obejrzałam tylko dwa filmy od początku, do końca, a wolny czas zdecydowanie bardziej wolałam poświęcić na seriale. To jest dziwne, że w roku szkolnym, kiedy nawał obowiązków mnie niema zabija, ja jestem w stanie obejrzeć 6 filmów w miesiącu, natomiast w czasie wakacji, tylko dwa. To chyba potwierdza zasadę, że im mniej wolnego czasu, tym ja działam produktywniej.

[zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]

1. "Jaskinia" reż. Bruce Hunt - lubię czasami obejrzeć filmy, w których czai się jakieś nieokreślone zło. Takie mini horrory, gdzie głównym złem nie są ludzie, ale jakieś nieznane potwory. Nie są to wprawdzie za ambitne produkcje, ale na wieczór, kiedy nie ma się ochoty czytać są w sam raz. Grupa nurków - grotołazów postanawia spenetrować odnalezioną w górach Rumunii jaskinię. Znajduje się ona pod ruinami kościoła, którego freski przestrzegają śmiałków przez wchodzeniem wgłąb ziemi, ale oczywiście naszych bohaterów to nie odstrasza. Podczas zejścia, część zalanych wodą korytarzy się zawala, nurkowie będą musieli znaleźć inną drogę do wyjścia. 

2. "Och, życie!" reż. Greg Berlanti - komedia romantyczna z Katherine Heigl w roli głównej. W wypadku samochodowym giną rodzice małej Sophie. W testamencie opiekę nad córką przekazują swoim najbliższym przyjaciołom, Holly i Ericowi, z tym, że ci się szczerze nienawidzą. Opiekunowie będą musieli więc podjąć się wielkiego trudu wychowania swej małej chrześnicy, mieszkając pod jednym dachem, prowadząc zupełnie inny styl życia, mając swoje nawyki i przyzwyczajenia. Czy dla dobra dziecka będą umieli się dogadać? Przyjemna historia, jak można się domyśleć, kończąca się dla wszystkich happy endem.


 Serialowo:

W lipcu obejrzałam 4 i 5 sezon "Orange is the new black". Jestem zatem gotowa na nowe wątki, które przygotowali dla widzów, autorzy serialu w sezonie 6.

 Muzycznie:

Lipiec to czas kawałków, które można zagrać na gitarze przy ognisku, co też robimy w czasie urlopu w dziczy. Poniżej dwa, najbliższe memu sercu: "Whiskey" Dżemu



oraz "Sielanka o domu" Wolnej Grupy Bukowina.


A jak Wam minął lipiec?

Sardegna

Planszówkowo #7 "Łap za słówka"


posted by Sardegna on ,

6 comments

Dzisiaj przychodzę do Was z notką o bardzo wakacyjnej grze. Kiedy będziecie czytać ten wpis, jest duże prawdopodobieństwo, że ja sobie właśnie z moimi dzieciakami i przyjaciółmi w nią gram, obowiązkowo zabrałam bowiem "Łap za słówka" na urlop. Nie jest to gra planszowa, ani karciana, bardziej bym powiedziała, że opiera się na kostkach, spory udział mają w niej jednak zwykła kartka i długopis. Kostki i kartoniki z literami nadają tylko rytm rozgrywce, reszta natomiast tkwi w sile pamięci, kojarzenia i sprycie graczy.

Przed urlopem przetestowaliśmy "Łap za słówka" rodzinnie, stąd też mogę ocenić, iż zupełnie inaczej gra się w towarzystwie mieszanym z dziećmi, inaczej w gronie samych dorosłych. Zróżnicowane towarzystwo powoduje, że sama rozgrywka toczy się inaczej, jakby dotyczyła zupełnie innej gry. I to naprawdę jest fajne! 

Z założenia gra przeznaczona jest dla 6 osób, bo mamy 6 kostek, dla każdego gracza po jednej, ale oczywiście, im więcej uczestników, tym ciekawiej, stąd też spokojnie można grać w nią w większą ilość osób, z tym, że wtedy kilka graczy dzieli jedną kostkę.
 
Co ciekawe i rzadko się zdarza, gierka ta doskonale sprawdza się w przypadku dwóch osób. U nas stała się bardzo fajną opcją spędzenia czasu dla moich osobistych dzieci, które rozegrały sobie całkiem sporo partyjek, a będąc na podobnym poziomie słówkowym mają w tej grze dość wyrównane szanse. Dzieci uczą się szybkiego kojarzenia i pozytywnej rywalizacji.

Gra składa się z:
  • 6 kostek z symbolami zamiast tradycyjnych oczek

  • 6 kartoników wyjaśniających znaczenie symboli
  • karteczek do zapisywania odpowiedzi
  • klepsydry

  • żetonów punktowych
  • kartoników z literkami
 

Na czym polega ta gra? W skrócie, trzeba w określonym czasie napisać, jak najwięcej słówek w wybranej kategorii i na daną literę. Jak to wygląda w praktyce? Rozgrywka oparta jest na bardzo prostych zasadach i zaczyna się od najmłodszego gracza, który rzuca 6 kostkami. Są to kostki, które zamiast tradycyjnych oczek mają symbole, coś podobnego do Story Cubes. Gracze, zaczynając od najmłodszego, wybierają dla siebie kolejno jeden najbardziej pasujący mu symbol. Jeżeli mamy więcej niż 6 graczy, wtedy według uznania, dopasowujemy kilka osób do jednej kostki. 

Symbole na kostkach oznaczają na przykład: warzywa i owoce, rośliny, zwierzęta, ubrania, państwa, miasta, wody (nazwy rzek, jezior, oceanów, mórz), elektronikę, słodycze, książki, jedzenie, muzykę, czy motoryzację.

Kolejno, jedna osoba losuje z woreczka kartonik z literką.ustawia się klepsydrę, a w tym czasie osoby grające muszą na specjalnie do tego przygotowanych karteczkach, wypisać wyrazy, związane ze swoją kategorią. Według zasad instrukcji, gracze powinni wypisać maksymalnie 3 wyrazy w swojej kategorii, za to będą otrzymywali później punkt w postaci okrągłego żetonu, natomiast jeżeli zdążą, to na drugiej stronie karteczki mogą wypisywać hasła w kategorii swoich przeciwników. Za to mogą zdobyć dodatkowe punkty, jeśli okaże się, że nikt z przeciwnych graczy takiej odpowiedzi nie zapisał. My, grając z dzieciakami wybraliśmy nieco zmodyfikowaną opcję, aby wypisać tych słówek po prostu, jak najwięcej, bez "podkradania" ich sąsiadom.

Przetestowaliśmy oba warianty i jeśli chodzi o granie z dziećmi, to lepiej sprawdza się opcja druga, czyli wypisywanie tylko swoich haseł. Dzieci często się denerwują utratą punktów, nie panują też nad swoim językiem (Młody na przykład głośno wykrzykiwał swoje hasła), co na pewno jest ułatwieniem dla pozostałych graczy. Nie ograniczaliśmy się też tylko do trzech haseł. Wiadomo, że jeżeli trafi się fajna litera, dzieciaki chcą zapisać, jak najwięcej! Jeśli jednak gra się w towarzystwie dorosłych, można pokusić się o wersję rozszerzoną, większą rywalizację i podkradanie graczom, co lepszych haseł.

Uwagi:

Jeżeli w rozgrywce bierze udział wielu graczy, żetonów może w pewnym momencie zabraknąć. Spokojnie można więc punkty od początku zapisywać na kartce.

"Łap za słówka" jest świetną grą, która na pewno umili niejeden wieczór. Trzeba pamiętać, że jest to gra do iluś zagrań, ponieważ później większość haseł utrwala się automatycznie w głowie gracza, nie będzie się więc liczyła już szybkość kojarzenia, ale po prosu dobra pamięć. Znalazłam jeszcze jedno dodatkowe zastosowanie gry: kostki można wykorzystać w zabawie, tworząc historie na kształt Story Cube, do wykorzystania na zajęciach rewalidacyjnych bądź nauczania początkowego. Będzie to fajnym urozmaiceniem lekcji i zachęceniem dzieci do tworzenia ciekawych opowieści na bazie kostek. 

Sardegna

"Deniwelacja" Remigiusz Mróz


posted by Sardegna on , , , , ,

10 comments


Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 496
Moja ocena : 6/6

Po Internecie krążyły plotki, że "Deniwelacja" to najgorsza część pentalogi Remigiusza Mroza z komisarzem Wiktorem Forstem w roli głównej. Podobno miała to być najbardziej przekombinowana i przegadana historia, zupełnie nie pasująca fabularnie do reszty i praktycznie jeżeli by jej nie było, seria nic takiego by nie straciła.

Nie powiem, trochę mnie to zestresowało przed lekturą, bo będąc już po całej trylogii chciałam więcej i nie przyjmowałam opcji, że coś pójdzie nie tak i zepsuje mi odbiór całej serii.

Na szczęście, będąc już po przeczytaniu czwartego tomu mogę potwierdzić, że nie zgadzam się z tymi opiniami i nie uważam, aby "Deniwelacja" była najsłabszą częścią. Faktycznie, różni się ona od poprzednich trzech tomów, utrzymana jest w nieco innym stylu, jest bardzo mało związana z górami (w całej książce jest praktycznie tylko jeden element górski), jakby tego było mało, cała akcja rozgrywa się w słonecznej Hiszpanii, co z pozoru zupełnie nie pasuje do Forsta, a jednak mimo to, cała ta historia ma w sobie coś niesamowicie emocjonującego i ostatecznie idealnie zgrywa się z motywem przewodnim serii.

W części tej otwiera się nowy rozdział w życiu Forsta, który po zakończeniu sprawy Bestii oddala się w nieznane miejsce, żeby dojść do siebie. Od roku oficjalnie nikt nie utrzymuje z nim kontaktów, okazuje się jednak, że prywatnie Wiktor porozumiewa się z prokurator Dominiką Wadryś - Hansen, z którą zaczynają go łączyć relacje niekoniecznie zawodowe. Czym zatem zajmuje się Forst, kiedy nie ma go w Polsce? Oczywiście kolejną sprawą, mającą na celu uratowanie świata. Wiktor będąc człowiekiem zero-jedynkowym, nie uznającym półśrodków, kiedy się czemuś poświęca, to na sto procent. Tym razem podąża do Hiszpanii, aby wkręcić się w szeregi rosyjskiej mafii zajmującej się luksusową prostytucją. Forst ma w swoim działaniu jasny cel, szuka bowiem pewnej osoby, za którą czuję się odpowiedzialny. Oczywiście z jego obecnością w centrum "instagramowej prostytucji" będzie się wiązał cały szereg śmiertelnie niebezpiecznych sytuacji, bowiem biznes ten nie uznaje "wtyczek", ani żadnej niesubordynacji.  

Tymczasem W Tatrach pod Giewontem w śniegu zostają odnalezione ciała pięciu młodych kobiet. Sposób zbrodni sugeruje powrót Bestii, albo jego naśladowcy, z tym, że jedna z denatek ma na sobie coś, co może mieć powiązanie z samym Forstem. Jak zatem wyjaśnić udział komisarza i wszystkie nieścisłości w śledztwie, kiedy nikt nie wie, gdzie główny podejrzany aktualnie przebywa?

"Deniwelacja" jest mocno pokręcona, ale jak dla mnie jest to akurat jej zaleta. Dwutorowo tocząca się akcja daje jakiś nowy element w serii, a pomimo tego, że bardzo lubię, kiedy wydarzenia rozgrywają się w Tatrach, w tym konkretnym przypadku mogę się bez nich obejść i przenieść z Forstem do słonecznej, ale jakże niebezpiecznej, Hiszpanii. W powieści ciekawie wypada także wątek "instagramowy" i szerzące się za jego pomocą anonse o dziewczynach do towarzystwa dla najbogatszych arabskich szejków. O takich procedurach całkiem niedawno głośno było w mediach, myślę też, że to z nich Autor zaczerpnął inspirację do swojej książki.

Zakończenie daje otwartą furtkę do kontynuacji, a właściwie podążania już do finału tej tatrzańskiej opowieści. Kiedy czytacie ten tekst, ja jestem już po lekturze "Zerwy", wiem już zatem, jak Remigiusz Mróz postanowił zakończyć swoją opowieść. Dzisiaj nie zdradzę, jak wypadł finał i czy Autor pozwolił wreszcie swoim bohaterom na zasłużony odpoczynek (zwłaszcza Wiktorowi, którego mocno przemaglował we wszystkich tomach), ale mogę za to zagwarantować, że w najbliższym czasie napiszę kolejną notkę na temat. 

Sardegna

"Real. Królewska Drużyna" Marcin Kalita


posted by Sardegna on , , , , ,

2 comments


Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 184
Moja ocena : 5/6

"Real. Królewska Drużyna" to kolejna już książka z piłkarskiej serii w biblioteczce mojego Młodego. Nie tak dawno pisałam o biografii Łukasza Piszczka, która mojemu Synowi bardzo przypadła do gustu i to nie tylko z powodu faktu, że od tygodni żyjemy wszyscy Mundialem. Piłkarskie książki są jego ulubionymi, naturalną więc koleją rzeczy była sytuacja, iż historia jednego z najlepszych klubów piłkarskich świata, stała się jego następną lekturą.

Książka ta, choć wizualnie przypomina serię "Nie tylko dla fana" utrzymana jest w trochę innym klimacie. Tutaj głównym bohaterem nie jest jeden człowiek, tylko cały klub, jako instytucja. Jest to na pewno ciekawe spojrzenie na historię piłki, zwłaszcza dla fanów tego sportu, i to nie tylko najmłodszych.

Wiadomo, że Hiszpania od lat kojarzy się z dobrą piłką. To siedziba najlepszych klubów piłkarskich i kraj kojarzony z najbardziej znanymi piłkarskimi nazwiskami. Nawet jeśli zdarzy się potknięcie i niekoniecznie dobrze wiedzie się im w mistrzostwach, tak jak to miało miejsce w tym roku, fanów hiszpańskiego futbolu i tak to nic nie obchodzi, bo piłka grana na półwyspie Iberyjskim ma dla nich wielką moc i wyjątkowe znaczenie. 

Ta książka to kompendium wiedzy o Realu, czyli Królewskim Klubie z Madrytu. Wiadomo, że dla każdego małego miłośnika piłki nożnej klub ten ma wielkie znaczenie, a dla przykładu mój Młody idąc w zeszłym roku do pierwszej klasy, to właśnie logo Realu Madryt wybrał sobie na motyw przewodni swoich przyborów szkolnych. Real, poza Bayernem Monachium (to za sprawą Lewandowskiego oczywiście), jest jego ulubionym klubem, stąd też ta książka, opisująca historię Królewskiej Drużyny, od momentu założenia, do dnia dzisiejszego, sprawiła mu ogromną frajdę, kiedy podarowałam mu ją na Dzień Dziecka.

Real Madryt jest głównym bohaterem tej książki, ale całość nie przypomina raczej mini biografii z serii "Nie tylko dla fana", jest to raczej kronika, taka mini encyklopedia, w której znaleźć można najważniejsze informacje klubowe, ale też różne ciekawostki, których przez lata sporo się namnożyło. Z tekstów dowiedzieć się można co nieco o historii powstania klubu, postaci prezesa Santiago Bernabeu, zobaczyć prezentację madryckich stadionów, herbów klubowych, czy strojów sportowych, które zmieniały się przez lata, a także wszystkich trofeów Realu, zdobytych do dnia dzisiejszego. Te kolorowe zestawienia stanowią naprawdę wielki plus tej książki. Oprócz tego, sporo miejsca w książce poświęcono najbardziej znakomitym piłkarzom, którzy z klubem byli lub są związani przez wiele lat i odgrywali bądź odgrywają w nim istotną rolę. Osobne rozdziały są więc poświęcone Raulowi, Zidane'owi, Beckhamowi, Casillasowi, Ramosowi czy Ronaldo.

W książce tej znajdziemy także informacje po Polakach związanych w jakiś sposób z klubem, a także zestawienie wszelkich meczów, w których polskie kluby piłkarskie grały przeciwko Realowi. Ważnym rozdziałem jest też Top 10, czyli dziesięć najważniejszych meczy zagranych dla Hiszpanii na przestrzeni lat.

Dla mnie, jako rodzica, ta książka ma może minimalnie mniejszą wartość, niż biografie słynnych piłkarzy, które oprócz przekazywania ciekawostek o ulubionym sportowcu, pokazują dziecku, że sukces w wymarzonej dziedzinie życia jest w zasięgu ręki, trzeba tylko odpowiednio się przygotowywać, być zdeterminowanym, pracowitym i pewnym siebie. Jednak patrząc z perspektywy małego kibica, to taka barwna "encyklopedia", zawierająca w sobie najważniejsze informacje o jednym z ulubionych klubów piłkarskich, jest bardzo ważnym, książkowym egzemplarzem w dziecięcej biblioteczce. A jeżeli mały piłkarz szczególnie upodobał sobie Real, to taka książka jest dla niego obowiązkowa! 

Sardegna

"Trawers" Remigiusz Mróz


posted by Sardegna on , , , ,

6 comments



Wydawnictwo: Filia
Liczba stron:  600
 Moja ocena : 6/6

Po lekturze "Ekspozycji" i "Przewieszenia", o których pisałam tutaj i tu, na nowo rozemocjonowałam się twórczością Mroza. Wydawało mi się, że wyczerpałam już pokłady mojej ekscytacji Autorem, kiedy zapoznałam się z sześcioma tomami serii prawniczej o Chyłce i Zordonie, ale jednak nie. Dopiero historia o komisarzu Wiktorze Forście pokazała mi, na co tak naprawdę Remigiusza Mroza stać. 

Autora można lubić, albo i nie. Można należeć do grona jego wiernych fanów, którzy bezkrytycznie będą czytać wszystkie historie, wychodzące spod jego pióra, albo tych czytelników, którzy krytykować go będą za nadmierne wydawanie książek, niedbałość o szczegóły i oceniać za słaby research. Można też sięgać tylko po te książki Autora, które wydają się trafiać w nasz gust. Wszystko można. Ale serię o Froście to przeczytać naprawdę trzeba!

Pochłonęłam już naprawdę sporo książek Mroza i nie sądziłam, że czeka mnie jeszcze takie miłe zaskoczenie. Wszystko mi się w tej serii podoba: pomysł, tempo akcji, bohaterowie, i choć faktycznie, znajdą się w tej opowieści momenty nieprawdopodobne, przerysowane, czy przekombinowane, czy to ważne? Lektura ma sprawiać przyjemność, wciągać, a ta historia taka właśnie jest i do tego, bardzo w moim stylu. Chyba w tym momencie mogę już potwierdzić, że Chyłka (mimo całej sympatii dla tej twardej babki) w moim prywatnym rankingu, została zdetronizowana przez Forsta.  

Lektura dwóch pierwszych tomów sprawia mi olbrzymią przyjemność. Momentalnie po zakończeniu "Przewieszenia" zabrałam się za "Trawers", a musicie wiedzieć, że miałam go w wersji kieszonkowej, nic mi jednak nie mogło stanąć na przeszkodzie, nawet mały druk i opasła wersja kieszonkowa, aby poznać dalszy ciąg tej historii i przekonać się, co przygotował swoim bohaterom Autor. 

Trzecia część nadal utrzymuje wysoki poziom i nawiązuje do wydarzeń z dwóch poprzednich, bowiem to na tym tytule pierwotnie miała zakończyć się cała trylogia o Forście. "Trawers" w jakiś sposób kończy więc rozpoczętą w "Ekspozycji", górską opowieść, jednak otwarte zakończenie dało możliwość, aby z czasem pojawiła się "Deniwelacja", a także "Zerwa"

Po dramatycznych wydarzeniach z "Przewieszenia", kiedy to wydaje się, że Bestia z Giewontu zaniechała już swoją działalność, ktoś na nowo zabija i atakuje turystów w Tatrach. Tym razem zabójca wplątuje w swoje manipulacje uchodźców, znajdujących azyl w Dolinie Kościeliskiej, gdyż na jednej z polan znalezione zostają okaleczone zwłoki młodego Syryjczyka. Choć początkowo zabójstwo wygląda, jakby było dokonane przez Bestię, albo jego naśladowcę, to nosi też w sobie znamiona rasistowskiej zbrodni. Prokurator Dominika Wadryś - Hansen ponownie obejmuje sprawę, ale już na początku uświadamia sobie, że pomoc w ujęciu zabójcy może udzielić jej tylko Wiktor Forst, z tym, że ten właśnie, za jej sprawą, odsiaduje wyrok w krakowskim więzieniu.

Zabójca manipuluje, zmusza do podążania swoim śladem i nadążania za swoim pokręconym tokiem myślenia. Realizuje on też pewną misję, którą chce przekazać całemu światu, w związku z tym zaczyna działać w nieco innym kierunku, angażując do swojej sprawy kolejnych niewinnych. Poza tym, okazuje się, że jego działania mogą mieć coś wspólnego z faktem, że Olga Szrebska tak naprawdę wcale nie znajduje się w miejscu, gdzie wszystkim wydaje się, że jest.

"Trawers" w pewien sposób przypomina "Przewieszenie" zwłaszcza jeśli chodzi o fakt, że spora część akcji rozgrywa się w górach, mniej jest jednak tutaj działań zabójcy na szlaku, więcej natomiast czynności, które Bestia uskutecznia w piwnicy jednego z górskich domów. W tej części ważną rolę odgrywają też uchodźcy i nawiązanie do społecznego wydźwięku ich pojawienia się w kraju. Jest to na pewno ciekawy wątek, pokazujący, że Autor rozbudowuje kryminalną historię o dodatkowe elementy. 


Jeśli chodzi o moje wrażenia z lektury, oceniłam ten tom równie wysoko, co poprzednie. Nie przebije on może ulubionego do tej pory "Przewieszenia", ale naprawdę uważam, że jest to godne zakończenie pierwotnej trylogii. Cieszę się jednak, że seria doczekała się kontynuacji, a będąc już po lekturze "Deniwelacji", o której napiszę na dniach, mogę potwierdzić, że jest to równie, o ile nie bardziej, emocjonująca historia!


Sardegna

"Och, Elvis!" Marika Krajniewska


posted by Sardegna on , , , ,

8 comments


Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 316
Moja ocena : 4/6


Powyższa książa jest idealnym przykładem na to, jak okładka i opis na niej umieszczony, może skrzywdzić daną historię. No bo spójrzcie sami: sympatyczny obrazek i tytuł sugeruje, że "Och, Elvis!" będzie miłą, zabawną, ciepłą opowieścią o sile kobiecej przyjaźni, która przetrwa wszystkie burze, będzie nawet silniejsza niż śmierć. Opis okładkowy również mówi coś podobnego, podobnie, jak rekomendacja Magdy Witkiewicz, trudno się więc dziwić, że spodziewałam się lekkiego czytadła, w sam raz na wakacje. Historii, która będzie bawić, a jej lektura zajmie mi góra jeden - dwa dni. Niestety okazało się zupełnie inaczej. I nie chodzi mi o to, że książka jest zła. Ona faktycznie opowiada o sile przyjaźni, która przetrwa śmierć, ale w zupełnie inny, niż wskazuje na to promocja, sposób. Przez to jednak nie spełnia oczekiwań czytelników, a to już może stanowić pewien problem w jej odbiorze.  

Kojarzyłam już twórczość pani Mariki Krajniewskiej z opowiadania "Klaustrofobia" umieszczonego w zbiorze "Kulminacje" Janusza L. Wiśniewskiego i zupełnie nie pasowała mi opcja lekkiej powiastki, którą miałaby być powyższa książka, ale w pierwszym odruchu dałam się nabrać. "Och, Elvis!" jest bowiem słodko - gorzką obyczajówką, która dotyka trudnych tematów: starości, niespełnionych planów, zawiedzionych nadziei, pogmatwanych relacji, wcale natomiast nie przypomina miłego, wakacyjnego czytadła.

Głównymi bohaterkami tej obyczajówki są trzy staruszki, Alicja, Genowefa i Maria. Przyjaźnią się od lat, a ich znajomość przez ten okres czasu przeszła naprawdę wiele, na początku bowiem, jakieś pięćdziesiąt lat wstecz, ich relacja nie wyglądała dobrze. Powiem więcej, oparta była na wzajemnych pretensjach, żalach, a nawet niechęci. Aktualnie jednak kobiety łączy silna więź, przyjaźń i wsparcie. Alicja jest mieszkanką domu spokojnej starości "Patrycja", spotyka się z Genią i Marią "na mieście", gdzie wspólnie spędzają czas, jaki został im na starość dany.

Wszystko zmienia się w momencie, kiedy Alicja umiera. Przyjaciółki postanawiają spełnić jej ostatnią wolę i zawieźć urnę z prochami na grób Elvisa, ale żeby to zrobić, muszą urnę najpierw ukraść, a potem dojechać na miejsce docelowe, co jak wiadomo, nie będzie łatwe. Ich występek uszedłby może nieuwadze, jednak sprawa komplikuje się w momencie, kiedy kierowniczka domu opieki zaprasza wnuka Alicji na pogrzeb i odebranie urny z prochami babci. Kiedy Joanna, zwana Małą Mi, odkrywa że urna zniknęła, a wraz z nią staruszki, z wnukiem Alicji, Pawłem, człowiekiem sceptycznie nastawionym do życia, ponurym i mającym w sobie wiele żalu, wyruszają na poszukiwanie babć.

Jednak zarówno podróż kobiet do grobu Elvisa, jak i poszukiwania Joanny i Pawła, nie będą zabawnymi perypetiami, ani śmieszną komedią pomyłek. Będzie to gorzki powrót do przeszłości, pełen trudnych wspomnień, zwłaszcza tych ze strony staruszek. Czytelnik będzie bowiem mógł poznać przeszłość kobiet, które połączył kiedyś jeden mężczyzna. Nieudane małżeństwo, pretensje, zdrada, kłamstwa, wzajemne oskarżenia, niechęć, a nawet nienawiść, trudna miłość, wyrzeczenia, porzucenie, odejście i strata. To wszystko kiedyś dzieliło, a teraz łączy, Alicję, Marię i Genowefę. Również Paweł i Joanna mają za sobą trudne doświadczenia. Nie dziwi więc fakt, że mimo młodego wieku są zgorzkniali i oschli.

Ze wspomnień staruszek możemy poznać ich przeszłość oraz to, co determinuje ich teraźniejszość. Nie wszystko bowiem jest już za nimi. Są rzeczy i sytuacje, które jeszcze dają im szansę na zmianę i rewolucję w życiu. Śmierć Alicji coś im uświadamia i choć banalnie to brzmi, jest początkiem czegoś nowego. 

Lektura "Och, Elvis!" przyniosła mi wiele goryczy. Ludzkie losy są nieprzewidywalne, starość sprzyja podsumowaniom i refleksji, to nie ulega wątpliwości. Jednak dla mnie jest to dość trudny temat, na który nie zawsze jestem gotowa. Dlatego nie lubię ot tak, czytać refleksyjnych historii, podsumowań i gorzkich wspomnień. Do takiej lektury muszę się odpowiednio przygotować, a w tym wypadku nie było mi to dane. Stąd też moje zarzuty, co do reklamy tej powieści. Na wyróżnienie jednak zasługuje zakończenie. Fantastyczne. Nieszablonowe. Na pewno zostanie przeze mnie zapamiętane bardzo pozytywnie.

Teraz już, kiedy wiecie, mniej więcej, jaki jest Elvis, sami zadecydujcie, czy chcecie go zabierać na urlop, jako niezobowiązującą książkę, czy może lepiej zostawicie sobie lekturę na późniejszy czas.


Sardegna

"Piszczek. To, co naprawdę jest ważne" Jarosław Kaczmarek


posted by Sardegna on , , , , ,

3 comments


 Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 190
 Moja ocena : 5/6


Emocje związane z piłką nożną ciągle jeszcze nie opadły. Mimo, iż Polska odpadła z Mistrzostw Świata, to śledzenie najpierw 1/8, potem ćwierćfinału, aż w końcu półfinału i finału Mundialu dostarczyło naprawdę wielu wrażeń i to nie tylko dorosłym, najwierniejszym kibicom futbolu, ale też dzieciakom, czy zwyczajnym obserwatorom, niekoniecznie pasjonujących się na co dzień piłką nożną.

W naszym domu czas Mundialu faktycznie dzielony był na oczekiwanie na kolejne mecze mistrzostw, śledzenie ich i komentowanie wyniku. Jednak nie było to z naszej strony (a zwłaszcza z mojej) wielkie wyrzeczenie. Po prostu u nas wszyscy z chęcią oglądają rozgrywki najlepszych drużyn świata, typując wspólnie wyniki meczów.

Mój Młody, jak już nie raz wspominałam, jest wielkim fanem futbolu i to nie tylko tego telewizyjnego, ale sam jest zapalonym piłkarzem. Interesuję się wszystkim, co z piłką związane, zna na pamięć nazwiska nie tylko polskich graczy i świetnie umie przyporządkować ich do właściwych drużyn.  Nie mam więc szans, nie orientować się mniej więcej, kto gra z kim, mając w pobliżu takiego siedmioletniego specjalistę.

Młody oprócz oglądania meczów lubi sobie o piłkarzach także poczytać. Ma w swojej kolekcji dwie książki wydawnictwa Egmont, będących biografiami znanych piłkarzy z serii "Nie tylko dla fana" ("Lewandowski. Wygrane marzenia" oraz "Suarez. Nigdy nie będziesz sam"), ma książkę o historii klubu Real, a także cały komplet będący opowiastkami fabularnymi z życia piłkarzy polskiej reprezentacji. W jego biblioteczce znalazłaby się jeszcze "Historia futbolu" od Naszej Księgarni, "Zagadki piłkarskie" pani Wioletty Piaseckiej, czy "Mecz o wszystko" Ewy Nowak. 

Powyższa opowieść również wspaniale wpasuje się do jego kolekcji historii najbardziej znanych piłkarzy. "To, co naprawdę ważne" wydane przez Egmont, poświęcone jest w całości Łukaszowi Piszczkowi, napastnikowi, który pochodzi z naszych rodzinnych, śląskich stron, a jego miastem rodzinnym są leżące po sąsiedzku Goczałkowice Zdrój. To tutaj Łukasz zaczynał swoją sportową przygodę, aby po kilku latach stać się jednym z najbardziej znanych graczy w polskiej reprezentacji.

Historia Łukasza Piszczka zaczyna się, jak wiele innych. Młody chłopak marzy o byciu piłkarzem. Każdą wolną chwilę poświęca na grę, a ze swoją lokalną drużyną bierze udział w każdym turnieju, starając pokazać się od jak najlepszej strony. Po szkole podstawowej postanawia związać swa przyszłość ze sportem, kontynuuje więc naukę w internacie i gra w Szkolnym Klubie Sportowym Gwarek Zabrze. W 2001 roku zostaje powołany do Młodzieżowej Reprezentacji Polski. Kolejne punkty w jego sportowej historii to "ogranie się" w Zagłębiu Lublin oraz wymarzone przejście do Bundesligi do Heartha Berlin, a w 2010 roku transfer do Borrussi Dortmund, gdzie może rozwijać swoje umiejętności wraz z Kubą Błaszczykowskim i Robertem Lewandowskim. Piszczek okazał się też jedynym polskim piłkarzem, który wziął udział w największej ilości meczów w Bundeslidze i zagrał najwięcej sezonów w Lidze Mistrzów.

Historia Łukasza Piszczka pokazuje najmłodszym czytelnikom, że marzenie o byciu piłkarzem i granie w najlepszych klubach nie jest niewykonalne. Skoro chłopak ze Śląska, grający na zwykłym, szkolnym boisku, może zostać jednym z najbardziej znanych polskich piłkarzy, dzięki byciu wytrwałym, zdeterminowanym i pracowitym, to inni też mogą osiągnąć takie rezultaty.

Poza tym, super zaletą tej serii jest to, że są one napisane w taki sposób, iż dzieciom czyta się je bardzo dobrze. Książki te przypominają bardziej kronikę, jakiś zeszyt ciekawostek o danym piłkarzu, niż poważną biografię. Tekst jest poprzedzielany wieloma grafikami, zdjęciami, pochodzącymi z klubowych bądź prywatnych zbiorów piłkarza, do tego, każde zdjęcie ma jeszcze swój komentarz. Cała opowieść podzielona jest na rozdziały, zgodne z kluczowymi wydarzeniami w życiu sportowca, a na końcu znajduje się liczbowe zestawienie jego osiągnięć, poszczególne lata grania w klubach, czy najważniejsze osiągnięcia w reprezentacji.  

Biografia Łukasza Piszczka jest trzecią książką z serii Egmontu "Nie tylko dla fana", z którą mam do czynienia i mogę potwierdzić, że naprawdę jest ona zachętą dla dziecka, żeby poczytać coś samodzielnie. Poza tym fajnie, jeśli dzieciaki w swoim zainteresowaniu piłką nożną nie ograniczają się tylko do poznawania swoich idoli z ekranu telewizyjnego i obserwacji meczu, ale mogą dowiedzieć się czegoś więcej o swych idolach z fajnych książek. Dobrze poznać ich drogę do sukcesu oraz poczytać, w jaki sposób doszli do tego momentu w swojej karierze sportowej, w jakiej się aktualnie znajdują. To zawsze jakaś pozytywna motywacja do treningów.

Książka ta zdecydowanie podoba się małym miłośnikom piłki. Mój Młody po przeczytaniu, często do niej wraca, żeby oglądać zdjęcia, porównywać ją z historią Lewandowskiego, czy Suareza, albo przypominać sobie przeszłość klubową piłkarza. Do tego, cała seria pięknie prezentuje się na półce lub doskonale nadaje się na prezent urodzinowy dla młodego miłośnika piłki nożnej. Jeśli więc macie w domu takiego małego piłkarza, zainteresujcie go tą serią. Będzie to strzał w dziesiątkę.
Sardegna

"Przewieszenie" Remigiusz Mróz


posted by Sardegna on , , , , ,

10 comments


Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 464
Moja ocena : 6/6

Będąc w temacie serii Remigiusza Mroza o komisarzu Wiktorze Forście, dzisiaj parę słów o "Przewieszeniu", czyli kontynuacji "Ekspozycji", o której pisałam TUTAJ. Tak, jak mówiłam wcześniej, od razu po emocjonującym zakończeniu tomu pierwszego, sięgnęłam po dalszy ciąg, a wszystko za sprawą księgarni Tak Czytam, która poratowała mnie brakującą częścią i pozwoliła kontynuować czytelniczą przygodę.

O "Ekspozycji" wypowiadałam się w samych superlatywach, chwaliłam tempo akcji i pomysłowość, jednak po lekturze "Przewieszenia" mogę stwierdzić że (o ile jest to w ogóle możliwe), podobało mi się jeszcze bardziej.

Kiedy wszystkim wydaje się, że Bestia z Giewontu skończyła już swoją makabryczną grę, na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego zaczynają się dziać się dziwne rzeczy. Na szlach górskich w przypadkowych miejscach, giną samotni turyści. Początkowo zdarzenia te są uznawane za nieszczęśliwe wypadki, makabryczne zbiegi okoliczności, kiedy jednak w rzeczach denatów znajdują się pewne nawiązania do sprawy Forsta, przyjmuje się, że Bestia zaczyna działać na zupełnie nowym froncie.

Wydaje się, że morderca dalej wybiera swe ofiary w pewien przypadkowy sposób, Forst próbuje więc znaleźć jakiś klucz, którym posługuje się sprawca. Sytuacji nie ułatwia jednak fakt, że od czasów zabójstwa na Giewoncie, nowe ślady prowadzą raczej do buddyjskich symboli, niż starożytnych monet. Wszystko sugeruje więc, że za nowymi morderstwami stoją nowe motywy. Ale czy na pewno?

Z czego wynika fakt, że "Przewieszenie" podobało mi się bardziej od "Ekspozycji", spytacie? Otóż, w powyższej powieści akcja toczy się w moich ukochanych Tatrach, a bohaterowie, choć w niecnych celach, jednak przemierzają doskonale mi znane szlaki górskie (za wyjątkiem Tatr Słowackich i Mięguszowieckiego Szczytu, bo tam akurat nie byłam). Uwielbiam, kiedy akcja powieści dzieje się w znanych mi miejscach, a do historii rozgrywających się w polskich górach to już w ogóle mam słabość. W "Ekspozycji" też wprawdzie pojawia się element tatrzański, w postaci Giewontu, ale tylko na moment, bo potem już wydarzenia przenoszą się w zupełnie inne tereny. Na szczęście w tej powieści niemalże cała akcja toczy się na szlakach, więc to jest to, co lubię najbardziej.

Wyeksponowane Tatry nie są jednak jedynym czynnikiem, przemawiającym za tym, że "Przewieszenie" wypada lepiej od "Ekspozycji". W tym tomie poznajemy nieco bliżej Bestię z Giewontu, albo przynajmniej człowieka, który wydaje się nim być (kto stoi za całą sprawą kryminalną w tym tomie jeszcze nie zostało wyjaśnione). Mamy okazję dowiedzieć się czegoś na jego temat i "zajrzeć" do jego umysłu. Poza tym, możemy lepiej poznać samego Forsta, który na szczęście działa już w terenie. W części pierwszej jego praca śledczego była raczej zablokowana, tutaj może wykazać się nieco bardziej, choć i tak wpada on w niezłe tarapaty.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona pierwszymi dwoma tomami serii Remigiusza Mroza o zakopiańskim komisarzu. Postanowiłam więc kontynuować tą historię i jestem już w połowie "Trawersu". Nie przewidziałam, że ta opowieść może okazać się tak wciągająca i wyprzeć w moim osobistym rankingu, prawniczą serię o Chyłce i Zordonie. Mam nadzieję, że kolejne tomy okażą się równie ciekawe i nie zawiodą moich czytelniczych oczekiwań. 


Sardegna

"Chciwość" Marta Guzowska


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments


Wydawnictwo: Burda
Liczba stron: 350
Moja ocena : 6/6

To, że pani Marta Guzowska jest świetną pisarką, a jej powieści kryminalne z wątkami archeologicznymi cieszą się wielką popularnością i zainteresowaniem czytelników, to już wiedziałam od dawna. Od momentu, kiedy przeczytałam całą serię o Mario Ybl'u, jednym z moich ulubionych bohaterów książkowych, śledzę pilnie twórczość Autorki, czytając wszystko z Jej nazwiskiem, co tylko wpadnie mi w ręce. W maju, przy okazji WTK w Warszawie, odbyła się Gala Złotego Pocisku, na której jedna z powieści pani Marty została wyróżniona nagrodą dla Najlepszej Powieści Kryminalnej 2017 roku. Strasznie się ucieszyłam z tej wiadomości, bo takie wyróżnienie dla Autorki na szeroką skalę sprawia, że jeszcze więcej czytelników będzie mogło poznać Jej wspaniałe książki.

"Chciwość" zakupiłam sobie właśnie na Warszawskich Targach Książki, była to bowiem powieść, której akurat brakowało mi do kompletu. Nie wiąże się ona fabularnie z serią o Mario Ybl'u, gdyż główną postacią jest tutaj Simona Brenner, jest jednak coś, co wyraźnie łączy obie powieści - bohater pierwszoplanowy. O tym, jaki jest Mario pisałam niejednokrotnie w wpisach o "Ofierze Polikseny", "Głowie Niobe", we "Wszystkich ludziach, przez cały czas", czy w "Czarnym świetle", a Simona jest do Ybl'a bardzo podobna. Jest ona równie charakterną i specyficzną archeolożką (gdzieś przeczytałam, że jest żeńską wersją Mario i faktycznie coś w tym jest), świetnie wykształconą, nieco ekscentryczną, o ciętym języku, ma silny charakter, pomysł na siebie, pracuje na najbardziej interesujących wykopaliskach na świecie, a oprócz tego, że jest świetna w swoim fachu, doskonale realizuje się także jako złodziejka dzieł sztuki i starodawnych artefaktów.

Przez lata swojej podwójnej działalności nie dała nawet szansy policji, na złapanie się na gorącym uczynku, a swoim bezkompromisowym stylem bycia, nie daje sobie w kaszę dmuchać. Simona ma dość skomplikowane relacje z ludźmi, jest bowiem osobą, przed którą człowiek automatycznie czuje respekt, a w jej towarzystwie mało kto czuje się swobodnie. 

Simona była jednak kiedyś zakochana i to właśnie ten dawny związek, stara miłość, staje się przyczyną jej wielu problemów. Pewnego dnia ktoś porywa jej dawnego kochanka, a w paczce przysyła Simonie jego odcięty palec z informacją, aby kobieta mogła zobaczyć przyjaciela żywego, musi bezdyskusyjnie wykonywać polecenia porywaczy. Simona początkowo zupełnie i nie potrafi połączyć motywu przestępstwa z misją, jaką miałaby wykonać, jednak z czasem odkrywa, że ma on związek ze sprawą, nad jaką aktualnie pracuje, czyli kradzieżą legendarnego diademu Heleny Trojańskiej.

Z czasem okazuje się jednak, że porywacze żądają od Simone czegoś zupełnie innego, niż na początku mogłoby się wydawać. W ferworze wykonywanych pod dyktando porywaczy, zadań, archeolożka trafia na ślad wielkiego odkrycia, które może zatrzasnąć współczesną historią. Kobieta musi szukać pomocy u przypadkowych osób, ale czy w ich towarzystwie będzie w stanie wystarczająco zadbać o swoje bezpieczeństwo? Kiedy w grę wchodzi chciwość, wszelkie racjonalne myślenie odchodzi w niepamięć. Czy Simona da radę pokonać w sobie złodziejskie instynkty? 

Simona jest dość specyficzną bohaterką, ale taką postacią jest też Mario Ybl, więc miłośnicy wcześniejszych powieści Autorki nie powinni być zaskoczeni, albo zawiedzeni nową odsłoną twórczości pani Marty. "Chciwość" w pewien sposób jest utrzymana w podobnym stylu do poprzednich książek (wątki archeologiczne, jak zwykle przedstawione są z wielką dbałością o szczegóły), z drugiej jednak strony, przez to, że jest dość zagmatwana, a akcja toczy się bardzo wartko, powieść przypomina bardziej sensację, niż kryminał archeologiczny. Warto też wspomnieć, iż historię tą trzeba czytać naprawdę uważnie, żeby nie przegapić wielu nawiązań i tropów, które gdzieś przed czytelnikami ukrywa Autorka, a będą one, jak się później okaże, bardzo istotne w finale.

Lektura "Chciwości" pokazała mi nieco inną odsłonę twórczości pisarskiej Autorki, ale równie interesującą. Z chęcią przeczytam więc kolejną książkę z Simoną w roli głównej, czyli tak wysoce ocenianą przez czytelników, "Regułę nr 1".

Sardegna

"Ekspozycja" Remigiusz Mróz


posted by Sardegna on , , , , , ,

6 comments


Wydawnictwo: Filia
 Liczba stron: 480
Moja ocena : 6/6


Z serią o komisarzu Forście Remigiusza Mroza jestem trochę do tyłu, bowiem spora grupa czytelników i fanów Autora czytała ją w czasie premiery, albo tuż po, będąc aktualnie po lekturze całej pięciotomowej serii. Ja natomiast dopiero teraz zabrałam się za czytanie przygód Forsta, a wszystko za sprawą tego, że udało mi się w końcu skompletować pierwszy czteroksiąg (wcześniej nie wiedziałam, że Autor planuje jeszcze dopisać "Zerwę", stąd też teraz brakuje mi jeszcze tego tomu, ale na razie się tym nie martwię). 

Dzięki uprzejmości księgarni Tak Czytam otrzymałam brakujące "Przewieszenie", a ponieważ wcześniej zebrałam swoje egzemplarze "Ekspozycji", "Trawersu" i "Deniwelacji", mogłam zabrać się za lekturę. Nie chciałam robić tego wcześniej, wiedząc że będę musiała przerwać w najbardziej emocjonującym momencie i nie dane mi będzie poznanie dalszego ciągu. Moja cierpliwość została nagrodzona, bo faktycznie zakończenie "Ekspozycji" zwala z nóg, a ja nie mogąc uwierzyć, że Autor w taki sposób pokierował losami swoich bohaterów, od razu w wielkich emocjach sięgnęłam po "Przewieszenie" i nie musiałam się więcej katować niewiedzą.

W "Ekspozycji" poznajemy głównego bohatera serii, charyzmatycznego Wiktora Forsta, komisarza zakopiańskiej policji, który udając się na oględziny zwłok znalezionych na Giewoncie, nie przypuszcza nawet, że oto zaczyna się najbardziej pokręcona i śmiertelnie niebezpieczna sprawa kryminalna, w jakiej przyjdzie mu brać udział. Forst zostanie wplątany w aferę, która zniszczy wszystko, w co wierzy, i co do tej pory udało mu się w życiu zbudować. 

Ale za nim to jednak nastąpi, komisarz zostaje wezwany do sprawy dziwnego zabójstwa. Ktoś wiesza na krzyżu na Giewoncie mężczyznę, a stan zwłok sugeruje, że morderca torturował swą ofiarę, aby na koniec zostawić w jej ustach starożytną monetę, jako znak rozpoznawczy swojego czynu. Morderca ma prawdopodobnie jakiś plan i posługuje się jakimś wzorem, bowiem w niedługim czasie odnajdują się kolejne ofiary jego makabrycznej zbrodni, a w ciele każdej z wydawałoby się przypadkowych ofiar, umieszcza on inny pieniądz, należący do pradawnej kolekcji.

Kiedy za sprawę bierze się Forst, okazuje się, że zostaje on natychmiastowo z tego śledztwa wyeliminowany. Komisarz oczywiście ambicjonalnie nie daje się odsunąć od roboty i wraz z równie ambitną dziennikarką, Olgą Szrebską, kradnie dowody z miejsca zbrodni i postanawia działać na własną rękę. W ten sposób zostaje wplątany w ogólnopolską, a nawet międzynarodową aferę, w której, ze sprytnego szukającego staje się niebezpiecznym poszukiwanym. 

Para bohaterów prowadząc swe prywatne śledztwo, szuka powiązań między monetami, starożytnymi dokumentami i religią, czego rezultaty mogą wpłynąć na współczesną historię i zmienić nawet postrzeganie wyznawanej wiary. Kierując się nikłymi tropami i w głównej mierze domysłami, trafiają do Rosji i na Białoruś, gdzie Forsta czeka prawdziwa próba przetrwania, wpadają też na powiązania swej sprawy z pewnymi wydarzeniami z przed siedemdziesięciu laty. Prawda leży jednak gdzieś zupełnie indziej...

Tak, jak już pisałam na początku, zakończenie "Ekspozycji" to prawdziwa petarda! Nie daje nam żadnych odpowiedzi, generuje tylko nowe pytania. Jak dobrze, że od razu mogłam sięgnąć po "Przewieszenie", żeby ukoić swe skołatane nerwy i zaspokoić ciekawość!

"Ekspozycja" to jest po prostu bardzo wciągająca powieść, która niesamowicie mi się podobała! Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jeśli chodzi o twórczość Remigiusza Mroza, to seria o Froście zapowiada się lepiej, niż moja ukochana prawnicza historia z Chyłką i Zordonem w roli głównej. Jest dynamicznie, z dobrym pomysłem, nie wiem, jak akcja rozwinie się w kolejnych częściach (mój mąż na przykład przeczytał całość i stwierdził, że do "Trawersu" jest super, ale potem tylko gorzej), ale jestem już po lekturze "Przewieszenia" (o którym napiszę na dniach) i już dziś mogę potwierdzić, że tom drugi jest nawet lepszy od pierwszego!


Sardegna

"Podejrzany" Paulina Świst


posted by Sardegna on , , , , ,

6 comments



Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron:  320
 Moja ocena : 5/6

"Podejrzany" to już trzeci tom serii autorstwa polskiej autorki ukrywającej się pod pseudonimem  Paulina Świst (o części pierwszej przeczytacie TU, a o drugiej TU). Jeśli chodzi o mnie, to jestem wielką fanką "Prokuratora", ale przede wszystkim "Komisarza" (ach ten Radosław Wyrwa!), jednak "Podejrzany" wzbudził we mnie trochę mniejsze emocje. 

Być może jest to związane z faktem, że opisuje on historię, którą pośrednio poznałam w częściach poprzednich,  więc nie była ona dla mnie zupełnie nowa. Jednak bardziej chodzi chyba o postać samego głównego bohatera. Łukasz Zimnicki, czy mój ulubiony komisarz, Radosław Wyrwa są bardzo charyzmatycznym postaciami, którym dość trudno dorównać abo przynajmniej utrzymać ich poziom. Dlatego też historia opowiedziana z ich perspektywy bardziej do mnie przemawia. Natomiast Daniel wzbudził u mnie mniejszą sympatię. Wydawał mi się tylko niesfornym, małym chłopcem, który w życiu sporo bałagani, a sprzątać muszą po nim starsi i bardziej doświadczeni bracia. Poza tym zupełnie nie pasuje do niego postać mężczyzny na okładce (wiem, wiem, to zupełnie nieistotny szczegół, ale jak widać, wpływa na ogólny odbiór książki). 

Oczywiście nie zmienia to faktu, że choć "Podejrzanego" oceniam najsłabiej z całej serii to i tak czytało mi się go bardzo dobrze, a lektura zajęła mi jeden wieczór. Tradycyjnie, Paulina Świst zadbała o dobry romans z wątkiem sensacyjnym, o wielką dawkę czarnego humoru i pikantne opisy scen erotycznych. Poza tym, powieść ta jest jakby bonusem dla czytelniczek Autorki, spaja bowiem w jedną, kompletną całość, wątki z "Prokuratora" i "Komisarza". Uzupełnia też luki w fabule, pokazuje wszystko to, o czym w poprzednich tomach było tylko wspomniane, układa w całość i dając pełen obraz relacji Łukasza i Kingi, Radosława i Zuzanny oraz Daniela i Marii. 

Jak już wspomniałam, głównym bohaterem powieści jest Daniel Wyrywa, czyli młodszy brat Radosława Wyrwy (mojego ulubionego komisarza ever!). Daniel jest jednocześnie pierwszą miłością Marii Zimnickiej, młodszej siostry Łukasza Zimnickiego, prokuratora i ukochanego Kingi Błońskiej, czyli bohaterów znanych czytelnikom z tomu pierwszego. W poprzednich częściach mogliśmy w przelocie poczytać o pokręconej relacji Marii i Daniela, bo gdzieś pomiędzy gorącym romansem wiodących postaci, było o niej wspomniane. Jednak dopiero teraz możemy poznać ją od podszewki. 

Daniel Wyrwa, żołnierz gliwickiej jednostki nie ma zbyt dobrej reputacji. Wiecznie zbuntowany, wplątany w nielegalne walki, sprawy narkotykowe, ciągle balansuje na granicy prawa. W duecie braci Wyrwów to on zawsze gra rolę czarnej owcy, a z opresji często ratuje go brat policjant. Daniel niefortunnie ulokował swe uczucia, zakochał się bowiem w Marii Zimnickiej, młodszej siostrze znanego prokuratora, która sama również jest dobrze zapowiadającą się prawniczką. Ich burzliwy romans, początkowo ukrywany przed rodzeństwem, wychodzi na jaw, kiedy okazuje się że Maria jest w ciąży. Sielankę kończy jednak kwestia narkotyków, w którą uwikłany jest Daniel, przeniesiona na grunt domowy.

Nie martwcie się, ten opis nie jest jakimś spojlerem z mojej strony, bo o tym można było już przeczytać w dwóch poprzednich tomach serii. Natomiast w "Podejrzanym" pokazany został dokładnie początek tej relacji, a także to, co dzieje się aktualnie, czyli w momencie, kiedy Marysia ponownie wyszła za mąż, wraz z nowym mężem wychowują Ninę, córeczkę Daniela, a ten wraca z odwyku i chce odzyskać ukochaną.

Problemy się mnożą, Maria nie chce bowiem ponownie wchodzić do tej samej rzeki, jednak sytuacja ulega diametralnej zmianie, kiedy ktoś zaczyna wysłać kobiecie groźby, ściśle związane z bezpieczeństwem jej córki. Wtedy do akcji wkracza Daniel, a dalszego ciągu możecie się tylko domyślać. 

Co mogę jeszcze napisać, kończąc ten przydługi wpis? Chyba tylko tyle, że miłośnicy powieści Pauliny Świst nie powinni być zawiedzeni. Spędzą miły wieczór w towarzystwie starych znajomych, z ciętym językiem i czarnym humorem Autorki. Nie polecam jednak sięgać po "Podejrzanego" na początku przygody z twórczością Śwista, tylko koniecznie po przeczytaniu dwóch jej poprzednich książek. Wtedy historie wszystkich bohaterów połączą się w całość, a ich lektura będzie prawdziwą przyjemnością.
Sardegna

"Dziennik Cwaniaczka. No to lecimy" Jeff Kinney


posted by Sardegna on , , , ,

2 comments


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
  Liczba stron: 222
Moja ocena : 5/6

O Cwaniaczku, podobnie jak to Domku na drzewie, Jędrku czy Tomku Łebskim pisałam już nie raz. Serie te zawojowały wyobraźnią dzieciaków do tego stopnia, że po zadaniu pytania: "Jaka jest twoja ulubiona książka?", w 7/10 przypadków pada jeden z powyższych tytułów (wiem, bo sprawdziłam osobiście "ankietując" IV, V i VI klasistów). 

Moja Córka wprawdzie po wakacjach zaczynać będzie dopiero IV klasę, ale serie komiksowo - książkowe, jak je nazywam, czyta od dobrych dwóch lat. Po tomy sięga w kolejności przypadkowej, czytając takie, które są akurat dostępne w bibliotece, bądź najbardziej przypadły jej do gustu. Nie dalej, niż wczoraj wypożyczyła trzy części Cwaniaczka, przeczytane już kilkakrotnie, ale na moje stwierdzenie, że może sięgnęłaby po coś nowego, odpowiedziała, że teraz to ona musi sobie przypomnieć, co czytała w zeszłe wakacje. Okej. Nie wnikam. 

W każdym razie, "No to lecimy" jest najnowszą, dwunastą częścią serii "Dziennika Cwaniaczka", która premierę miała w grudniu ubiegłego roku. Jako że wydana w okresie zimowym, nawiązuje do Bożego Narodzenia, choć z okładki można by wywnioskować, że bardziej będzie związana z wakacjami, niż spędzaniem świąt. Nic bardziej mylnego. Zbliża się wigilia, w rodzinie Grega panuje napięta atmosfera, jak to w czasie przedświątecznej gorączki, aż tu nagle w telewizji pojawia się reklama możliwości spędzenia świat na rajskiej wyspie Isla de Corales. Rodzice mają z tym miejscem wspaniałe wspomnienia, postanawiają więc w tym roku udać się w tropiki, zamiast odgarniać śnieg sprzed domu i stroić choinkę.

Oczywiście, jak można się domyśleć, będzie to tylko początek szalonej wyprawy, z czego samo dojechanie do lotniska w zatłoczony, wigilijny dzień, odprawa bagażu i wejście do opóźnionego, bo jakże by inaczej, samolotu będzie już niezłą szopką. Pierwszy lot Grega również nie obędzie się bez problemów, z czego strach przed katastrofą, nieodpowiednie miejsce w sąsiedztwie marudnego dzieciaka, brak posiłku dla drugiej klasy, nieodpowiedzialni pasażerowie, problemy z toaletą i zbytnio wyluzowany pilot, to tylko kilka z nich.  

Po przybyciu na miejsce, rzeczywistość również odbiegała nieco od oczekiwań Grega. Hotel bowiem pełen był dziwnych ludzi, którzy postanowili podobnie, jak jego rodzina, spędzić święta z dala od domu. Tłok, hałas, tropikalne jaszczurki, wszędobylskie ślimaki, jadowite pająki, zwinne węże i agresywne ptaki. Wyspa miała być rajem, okazała się piekłem!

Rodzina Grega próbuje mimo wszelkich przeciwności dobrze się bawić, co w rezultacie kończy się jeszcze gorzej. Jak skończy się pożyczenie ubrań od sąsiadów, surfowanie w towarzystwie rekinów, czy przemycenie w wiaderku osy morskiej - najgroźniejszej meduzy w okolicy, do hotelowego basenu? Czy można dostać wieczny zakaz wstępu na Isla de Corales? O tym przekonacie się czytając najnowsze przygody Cwaniaczka.

Czy polecam lekturę "No to lecimy"? Zdecydowanie tak. Moja Córka podchodzi do każdego tomu z jednakowym entuzjazmem, ja jestem nieco bardziej sceptyczna i krytyczna w stosunku do tej serii, bo w książkach zawsze szukam jakiś walorów edukacyjnych, których tutaj za wiele nie ma. Jednak trzeba przyznać, że powyższa część faktycznie jest zabawna, napisana z pomysłem i autentycznie bawi. Poza tym, główną zaletą tej serii jest fakt, że zachęca ona dzieci do czytania w ogóle. A skoro niektóre z dzieciaków są niezbyt skore do sięgania po jakiekolwiek książki z własnej woli, ale z ochotą zabierają się za Cwaniaczka, to dlaczego mamy im tego zabraniać? To może być początek fajnej, czytelniczej przygody i rozwinąć się w coś konkretniejszego.

Sardegna

Planszówkowo #6 "Babciu, Dziadku, jak to wtedy było?"


posted by Sardegna on ,

2 comments

Choć dawno nie pisałam o grach planszowych, nie znaczy to jednak, że zaniechaliśmy tej przyjemności rodzinnego spędzania czasu. Nadal urządzamy sobie rozgrywki w szerszym lub węższym gronie, choć faktycznie maj i czerwiec był raczej ubogi w tą aktywność. Wiadomo jednak, jak wygląda końcówka roku szkolnego, więc jesteśmy choć częściowo usprawiedliwieni. 

Dzisiejsza gra "Babciu, Dziadku, jak to wtedy było?" jest trochę nietypowa. Z założenia jest planszówką, ale powiedziałabym, że bardziej przypomina karciankę, a jej główny celem jest zacieśnianie więzów rodzinnych i poznawanie lepiej swoich bliskich. Choć jednym z jej efektów ma być zdobywanie punktów i poruszanie się po planszy, to zdecydowanie lepiej grać w wariant z samymi kartami obrazkowymi i pytaniami, i nie skupiać się na pionkach oraz przesuwaniu ich o kolejne pola do przodu.


Gra przeznaczona jest dla dowolnej liczby osób (z zasady od 2 do 12), jednak im jest ich więcej, tym lepiej, a ja widzę dwa warianty jej zastosowania:

* gra rodzinna, w której gracze są zróżnicowani wiekowo i wśród nich znajdują się przedstawiciele najstarszego pokolenia, bowiem faktycznie nazwa gry "Babciu, Dziadku..." nie jest przypadkowa i naprawdę dobrze będzie, kiedy i seniorzy będą mogli sobie powspominać i poopowiadać wnukom o swoich przeżyciach z młodości. 
* gra towarzyska, rozgrywana w gronie dorosłych znajomych, podczas której można opowiadać sobie nieznane wcześniej, często zabawne historie, prosto z życia wzięte. 

Gra składa się z:
  • planszy
  • 12 pionków



  • kart obrazkowych


  • kart z pytaniami osobistymi i przechodnimi

Każdy uczestnik gry otrzymuje po 5 kart obrazkowych, przedstawiających zdjęcia różnych przedmiotów i miejsc podpisanych w widocznym miejscu, żeby nie było wątpliwości. Nierzadko się zdarza, że ilustracje mają formę zdjęć z przed lat, przypominających trochę prl-owskie obrazy. Rozgrywkę zaczyna najmłodszy gracz, który wybiera sobie jedną kartę ze swojej puli, pokazuje ją pozostałym uczestnikom i opowiada na głos krótką historyjkę, wspomnienie bądź sytuację, którą przeżył i kojarzy mu się ona z wybraną kartą.

Wypowiedz gracza nie powinna być zbyt rozwlekła, ani zbyt lakoniczna, najlepiej, jakby trwała około 2-3 minuty. Po zakończeniu opowieści, pozostałe osoby mogą zadawać graczowi pytania, co do jego historii i dopytywać o szczegóły. Kolejno, takie same zasady obowiązują wszystkich pozostałych graczy po kolei. Kiedy już każdy z uczestników opowie swoją historię, gracze losują karty pytań. Mogą losowo natrafić na pytanie osobiste, wtedy sami na nie odpowiadają, a w razie dobrej poprawnej odpowiedzi przesuwają swój pionek na planszy do przodu, albo na pytanie przechodnie, wtedy odpowiadają wszyscy zawodnicy i wszystkim przydzielane są punkty.

Po zakończonej rundzie, każdy gracz losuje sobie jedną kartę obrazkową z puli, w taki sposób, aby zawsze mieć ich 5 na ręku. Kolejka powtarza się aż skutku, albo przejścia do końca planszy.

Uwaga:

Na plus tej gry są na pewno bardzo ładnie wydane karty obrazkowe, które spokojnie można wykorzystać w innym celu, na przykład do zajęć z dziećmi uczącymi się dopiero mówić, albo do zajęć logopedycznych, czy rewalidacyjnych. Na ich podstawie można tworzyć naprawdę ciekawe historyjki, a do nich zadawać pytania, korzystając (albo i nie), z gotowych pytań. 

Jakie są moje wrażenia z rozgrywki w "Babciu, Dzidku..."? Raczej pozytywne, choć można powiedzieć, że jest to taka gra "jednorazowa" do zagrania w danym towarzystwie. My akurat graliśmy w wersję rodzinną w 6 osób (4 dorosłych i 2 dzieci) oraz w 8 osób: (6 dorosłych, 2 dzieci) w tym z babcią i dziadkiem, więc historie były dość zróżnicowane i śmieszne, niektóre jednak opowiadania były nam dobrze znane. Trzeba więc, przez rozpoczęciem gry zaznaczyć, że opowiadamy o czymś nowym, zwłaszcza w sytuacji, kiedy mamy dobre relacje z dziadkami i znamy większość ich opowieści i wspomnień. 

Jeżeli jednak nasze relacje ze starszymi członkami rodziny są raczej luźne, to powyższa gra może pomóc nam zacieśnić z nimi więzy.

Sardegna