ŚBK: "Zakładka, czy bez zakładki?"


posted by Sardegna on

8 comments

Pisanie postów tematycznych to dla mnie wielka frajda, choć przyznam się szczerze, że w grudniu ze względu na brak czasu, trochę się opuściłam i nie opublikowałam swego wpisu. Jednak z nowym rokiem, nowym krokiem, wracam więc do cyklu i pokazuję się od innej, nieksiążkowej strony. 



Tematem dzisiejszego wpisu są zakładki, a właściwie to, czy w ogóle ich używamy podczas czytania, czy raczej nie ma to większego znaczenia.  Nie wiem, jak to wygląda u Was, a jeśli chodzi o mnie, jestem zdecydowaną zwolenniczką zakładek. Mam ich w swojej kolekcji tak wiele, że często zdarza się tak, że każda czytana przeze mnie książka ma swoją własną. Przyglądając się im jednak bliżej, nie są one jakoś szczególnie wyjątkowe. Ot, zwykłe zakładki, jakich wiele, na przykład promujące dany tytuł, serię, autora, wydawnictwo, bądź będąca wizytówką miasta lub gadżetem z fajnego wydarzenia, nie tylko książkowego. Takich kartoników mam naprawdę sporo. Staram się ich nie powtarzać, a jeżeli już zdarzy mi się dublet, oddaję dzieciakom bądź znajomym. 


W swoich zbiorach mam całkiem dużo oryginalnych zakładek, będących rękodziełem, zakładek  magnetycznych, metalowych, drewnianych, czy wyszywanych. Większość z nich jest piękna i naprawdę efektowna, jednak zupełnie niefunkcjonalna toteż nader rzadko ich używam. Traktuje je raczej, jako miły gadżet książkowy, spełniający funkcję dekoracyjną.


W związku z tym, że jestem zwolenniczką używania zakładek i mam ich pod dostatkiem, nie korzystam z przypadkowych karteczek, ołówków, cienkich przedmiotów, czy biletów, zaznaczając czytane strony. Nie zaginam rogów, nie pozostawiam książek otwartych grzbietem do góry, nie zakładam także czytanych stron skrzydełkami okładek. Nie robię tak z prostej przyczyny: takie zaznaczanie stron czym popadnie, je niszczy, a wiadomo, że ja obsesyjnie dbam o swoje książki i tego samego oczekuję od osób, które je ode mnie pożyczają.


Oprócz tradycyjnych, papierowych zakładek, zdarza mi się czasami stosować karteczki indeksujące. Takich znaczników również mam sporo w swojej kolekcji. W różnych kolorach i wzorach,używam ich do zaznaczania ważnych dla mnie lub zabawnych fragmentów czytanej książki.

A jak to wygląda u Was przywiązujecie wagę do takiego szczegółu, jak zakładki? Czy nie mają one dla Was większego znaczenia?

Sardegna

8 komentarzy:

  1. Z zakładką 😊Też mam swoją malutką kolekcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre zakładki są tak urocze, że aż trudno ich nie zbierać :)

      Usuń
  2. Powtórzę komentarz u Agnes :) Używam i nauczyłem dzieci używać. Przywozimy tonami z TK i dostajemy przy książkowych zakupach, a i tak bywa, że brakuje. Też nie zbieram, choć mam ze dwie z autografami, więc te przechowuję oddzielnie :)
    PS. Ciągle zdarza mi się zakładania tzw. byle czym :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nauczyłam dzieciaki :) choć Młoda traktuje je wyjątkowo luźno, gniotąc i miętosząc w trakcie czytania :D ale mamy ich na tyle, że można gnieść do woli! No i lepiej, że to zakładka ma awarię, niż książka ;)

      Usuń
  3. Mam dużo, ale używam kilku ulubionych. ;) Jakoś trzeba zaznaczyć, gdzie skończyłam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Zakładką, a nie przypadkowymi przedmiotami :D

      Usuń
  4. Mam trochę i używam, chociaż często wkładam do książki jakikolwiek kawałek papieru, który mam pod ręką. Czasami była to recepta do zrealizowania, albo inny ważny "kawałek" dlatego przed oddaniem do biblioteki zawsze starannie sprawdzam książkę.
    Zgadzam się, że niektóre cuda rękodzieła są bardziej gadżetem niż funkcjonalną zakładką, ale mam kilka (nawet własnego wyrobu), które są delikatne i nie szkodzą książce.
    I jeszcze mam taką fanaberię, że często dobieram zakładkę do rodzaju czytanej książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, też tak czasami robię :) kryminał nie może przecież mieć zakładki z książką dla dzieci i odwrotnie :)

      Usuń