Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 384
Moja ocena : 4/6
"Koniec samotności" to pierwsza, wydana w Polsce powieść trzydziestoletniego, niemieckiego pisarza, Benedicta Wellesa, który zdobywa bardzo wielką popularność w swoim kraju, a jego książki trafiają nieustannie na tamtejszą listę bestsellerów. Zabrałam ją ze sobą na urlop, ale niestety mój wybór w tej kwestii był zupełnie nietrafiony. Nie dlatego, że książka jest zła, nudna, czy w jakiś inny sposób źle mi się ją czytało. Po prostu "Koniec samotności" jest niemożebnie smutny. Jest to książka o przemijaniu, śmierci, o godzeniu się z losem, a także o buntowaniu przeciwko takim, a nie innym kolejom losu. Jest to historia, z gatunku tych, które osobiście omijam szerokim łukiem. Po prostu staram się unikać książek o tak poważnej tematyce, bo jest to bardzo trudny dla mnie temat. Wystarczy mi też sytuacji, z którymi muszę się borykać na co dzień, w prawdziwym życiu, nie muszę więc dokładać sobie jeszcze zmartwień lekturą.
Decydując się na przeczytanie "Końca samotności" nie byłam do końca świadoma tego, że historia jest aż tak poważna. Zapoznałam się z opisem na okładce, więc wiedziałam mniej więcej, że nie jest to lekka opowieść, ale nie przewidziałam, że jej wydźwięk będzie aż tak dramatyczny, a całość tak złamie mi serce.
Fabuła książki rozgrywa się w latach 80 - tych XX wieku i oscyluje pomiędzy historią trójki rodzeństwa: Julesa, Marty'ego i Liz, którzy niespodziewanie stracili obojga rodziców w wypadku samochodowym i muszą poradzić sobie ze stratą. Dzieciaki w momencie śmierci swoich rodziców, są w wieku nastoletnim i bardzo ciężko ogarniają nową rzeczywistość. Początkowo objęci opieką cioci, później zostają umieszczeni w domu dziecka, internecie, który zajął się ich edukacją i wychowaniem.
I choć wszyscy zostają umieszczenie w tym samym ośrodku, ich drogi praktycznie od razu się rozchodzą. Każdy z trójki rodzeństwa przyjmuje bezpieczną dla niego postawę, która ma uchronić go przed smutkiem, bólem i rozdrapywaniem świeżych ran. Najstarszy z rodzeństwa, Marty, typowy nerd, od razu zamyka się w swoim świecie, znajdując sobie zajęcie w postaci pracy nad rodzącą się technologią komputerową i raczkującym programowaniem. Wiecznie przesiadujący w swoim pokoju, nie zwraca uwagi na młodsze rodzeństwo, które bardzo go w tym czasie potrzebuje. Liz, będąca przed wypadkiem sympatyczną, szczerą i miłą dziewczyną, przyjmuje postawę wulgarnej i obscenicznej. Bardzo szybko zdobywa sobie złą opinię w internacie, a wszystkie plotki na swój temat kwituje drwiącym śmiechem tak, że nawet bracia zaczynają wątpić już w jej szczerość.
Najmłodszy z rodzeństwa, Jules, który przed śmiercią rodziców był otwartym i pewnym siebie dzieckiem, ciągle gotowym na nowe wyzwania, staje się samotnikiem, nieśmiałym i wycofanym, do tego wiecznie narażonym na drwiny i agresję ze trony współmieszkańców internatu. Dlatego samotny Jules, musi radzić sobie ze swoimi problemami tak, jak umie. Jedyną jego pociechą w życiu w ośrodku, jest Alvie, dziewczyna, która podobnie, jak on ma za sobą trudne dzieciństwo i też jest trochę dziwaczką. Dzieciaki zaprzyjaźniają się, ale ich drogi muszą się rozejść i spotkać ponownie po kilkunastu latach, żeby mogło zrodzić się pomiędzy nimi głębsze uczucie. Jules i Alvie będą próbowali stworzyć głębszą relację i fajną rodzinę, jednak życie ma wobec nich inne plany, a na horyzoncie czai się kolejna tragedia.
Najmłodszy z rodzeństwa, Jules, który przed śmiercią rodziców był otwartym i pewnym siebie dzieckiem, ciągle gotowym na nowe wyzwania, staje się samotnikiem, nieśmiałym i wycofanym, do tego wiecznie narażonym na drwiny i agresję ze trony współmieszkańców internatu. Dlatego samotny Jules, musi radzić sobie ze swoimi problemami tak, jak umie. Jedyną jego pociechą w życiu w ośrodku, jest Alvie, dziewczyna, która podobnie, jak on ma za sobą trudne dzieciństwo i też jest trochę dziwaczką. Dzieciaki zaprzyjaźniają się, ale ich drogi muszą się rozejść i spotkać ponownie po kilkunastu latach, żeby mogło zrodzić się pomiędzy nimi głębsze uczucie. Jules i Alvie będą próbowali stworzyć głębszą relację i fajną rodzinę, jednak życie ma wobec nich inne plany, a na horyzoncie czai się kolejna tragedia.
"Koniec samotności" opiera się w głównej mierze na opisywaniu relacji pomiędzy rodzeństwem. Najpierw na tym, co działo się przed wypadkiem, później, co dzieciaki przeżywały w czasie pobytu w ośrodku, aż ostatecznie, jak potoczyły się ich losy w dorosłym życiu. Całość ma jednak tak przejmujący i smutny wydźwięk, że aż trudno mi o tym pisać. Bohaterowie pozostawieni w młodości samym sobie, nie potrafią sobie radzić, a ich "dorosła" psychika mocno na tym cierpi. Niestety, nawet kiedy już po latach, wokół nich odnajdują się już bliscy, pomagają i wspierają, ci nadal czują się samotni, nawet będąc w otoczeniu ludzi.
Do tego, książka niesie kolejny, przejmujący wydźwięk: każdy moment szczęścia i spokoju może być zakłócony tragedią, a pomoc bliskich i tak nie zmieni naszego wewnętrznego smutku, który w takiej sytuacji w nas tkwi.
Czy widzicie już, jak trudna jest ta książka? Moim błędem było wybranie jej na czas urlopu, ale dobrze że wzięłam się za nią, gdzieś pod koniec wakacji, bo w przeciwnym razie mój humor mógłby znacznie się pogorszyć. Generalnie jest to książka bardzo specyficzna, dlatego nie będę jej Wam polecać. Jeżeli ktoś czuje, że taka opowieść może mu się spodobać i może być dla niego w jakiś sposób ważna, na tym etapie życia, to jak najbardziej zachęcam. Benedict Wells pisze bardzo dobrze, choć w charakterystycznym, dość surowym stylu. Wydarzenia w książce przeplatane są przemyśleniami Julesa (bo to on jest narratorem tej opowieści), a cała historia na pewno mocno utkwi w Waszej pamięci. Wbije drzazgę, przypominającą fakt, że życie jest kruche i ulotne, a w każdym jego momencie można stracić to, co daje nam szczęście. Tym poważnym akcentem zostawiam Was z lekturą, a jeśli mimo to będziecie mieli ochotę na "Koniec samotności", wiecie już czego się spodziewać.
Czy widzicie już, jak trudna jest ta książka? Moim błędem było wybranie jej na czas urlopu, ale dobrze że wzięłam się za nią, gdzieś pod koniec wakacji, bo w przeciwnym razie mój humor mógłby znacznie się pogorszyć. Generalnie jest to książka bardzo specyficzna, dlatego nie będę jej Wam polecać. Jeżeli ktoś czuje, że taka opowieść może mu się spodobać i może być dla niego w jakiś sposób ważna, na tym etapie życia, to jak najbardziej zachęcam. Benedict Wells pisze bardzo dobrze, choć w charakterystycznym, dość surowym stylu. Wydarzenia w książce przeplatane są przemyśleniami Julesa (bo to on jest narratorem tej opowieści), a cała historia na pewno mocno utkwi w Waszej pamięci. Wbije drzazgę, przypominającą fakt, że życie jest kruche i ulotne, a w każdym jego momencie można stracić to, co daje nam szczęście. Tym poważnym akcentem zostawiam Was z lekturą, a jeśli mimo to będziecie mieli ochotę na "Koniec samotności", wiecie już czego się spodziewać.
Sardegna
Na takie powieści muszę mieć nastrój. Muszę ją sobie zakupić i w tym momencie sięgnąć. :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... nie da rady czytać ich ot tak sobie...
UsuńPo tej książce spodziewałam się trudnej tematyki, ale byłam przekonana, iż poruszy mnie ona, czego kompletnie nie odczułam. Wynudziłam się przeokropnie podczas czytania...
OdpowiedzUsuńSerio? Ja musiałam odkładać co rusz książkę, bo nie mogłam wytrzymać tego smutku i nostalgii. Emocjonalnie mnie to wyczerpało.
Usuń