Wydawnictwo: Skrzat
Liczba stron: 156
Moja ocena : 5/6
Jako wielka miłośniczka kotów i właścicielka charakternego olbrzyma Pan Filona Kota, raz na jakiś czas sięgam po literaturę, która ma mi pomóc zrozumieć mojego czworonoga, albo przynajmniej spróbować tego dokonać. Nie sądzę, żeby jakakolwiek książka była w stanie pomóc mi ogarnąć tą Bestię na stałe, ale inspiracji szukam nieustannie. Na szczęście koty towarzyszyły mi przez większość życia, więc wiem już o nich całkiem sporo. Nie stronię jednak od dodatkowej porcji wiedzy.
Dokładnie rok temu czytałam pierwszy tom kociej serii "Jak wytresować kota?", autorstwa pana Dawida Ratajczaka, która aktualnie składa się z czterech części ("Jak wytresować kota?, "JWK? Techniki zaawansowane", "JWK? Wiedza tajemna" oraz "JWK? Historie prawdziwe"). I o ile część pierwsza była typowo poradnikowa, choć zawierała wiele humorystycznych wstawek, to powyższa jest jej zupełnym przeciwieństwem. W "Historiach prawdziwych" nie znajdziemy porad o pielęgnacji, czy wychowaniu kota, nie będzie tam też informacji o karmieniu, czy reagowaniu na niektóre z jego zachowań. Książka jest bowiem zapisem pięciu historii (jak tytuł wskazuje, prawdziwych), które mają nam pokazać, że w naszym żywocie z kotem, z codziennymi przypałami, walką (właścicieli) o przetrwanie, o zachowanie mebli w dobrym stanie, czy o wypracowanie pewnych nawyków, nie jesteśmy osamotnieni. Inni ludzie też tak mają. Powiem więcej, czasami ich zmagania są jeszcze bardziej skomplikowane od naszych.
I faktycznie, "Historie prawdziwe" są taka lekturą "ku pokrzepieniu serc", dla wszystkich właścicieli kotów, którzy wiedzą, czym się ich codzienność je. I w moim przypadku też tak jest. Momentami miałam wrażenie, jakbym czytała o sobie i swoich poczynaniach z Panem Filonem, ale też z poprzednimi kotami, które jeszcze mieszkały w moim domu rodzinnym. Z większością opisanych sytuacji miałam do czynienia, próbowałam odchudzić kota, wykąpać go, podać mu lekarstwo, wyprowadzić na spacer, czy ustrzec przed nim choinkę. Znam to aż za dobrze, i mam wrażenie, że wszyscy właściciele kotów, czytając ten tekst, będą przytakiwać mi skwapliwie. Nic co kocie, nie jest nam obce!
W każdym razie, pięć przytoczonych przez Autora historii, będzie nas szczerze bawić, a może nawet wzbudzi w nas - kociarzach, wspomnienia, jak to było, kiedy ... (tu wstawcie odpowiednie wydarzenie z życia: kąpaliśmy kota, zdejmowaliśmy go z drzewa, bo płakał, ściągaliśmy go z choinki itd...).
Wracając jednak do samej treści książki, pierwsza opowieść, "Sprawa wielkiej wagi" to historia kota Krokieta (urocze imię!), który, o losie! miał przejść na dietę ze względów zdrowotnych. Stąd też jego właściciele udali się do weterynarza, żeby konkretnie przygotować się do procesu odchudzania czworonoga i podejść do tematu poważnie. Jak wiadomo jednak, odchudzenie kota jest raczej procesem niemożliwym, ale próbować zawsze można. Alina i Jacek też próbowali...
Druga historia, o wdzięcznym tytule "Magia świąt" relacjonuje nam przygotowania do świąt Bożego Narodzenia pewnej rodziny i ich kotki syjamskiej Szajby (miałam kiedyś kotkę syjamkę, wiem, jakie to charakterne stworzenie). Rodzina próbowała stworzyć klimat świąt, ale kotka podeszła do tematu po swojemu.
"Spacer" to trzecia opowieść (moja ulubiona), w której to pan Roman, naoglądawszy się filmików i zdjęć w internecie, postanowił wyprowadzić swojego kota Lucjusz rasy maine coon, na spacer. Zaopatrzył go w odpowiedni do tego sprzęt, i mocno się zdziwił, że rzeczywistość różni się nieco od oczekiwań. Ten rozdział jest mi najbliższy, bo w szufladzie mamy bodajże ze dwa albo trzy zestawy szelek, i nie zaskoczę Was stwierdzeniem, że żadne nie były w użyciu dłużej niż 5 minut.
Czwarta opowieść, "Kot osiedlowy", to historia pewnego zwierza, który zawędrował na plac zabaw i stał się maskotką dzieciaków i całego osiedla. Nazwany Księżniczką Pusią, dokarmiany i pieszczony, wzbudzał w mieszkańcach całą gamę emocji. Historia ma genialny finał, z pojawieniem się prawowitego właściciela kota, na czele.
Ostatni rozdział, "W zdrowiu i w chorobie" opowiada o Fafiku, kocie syberyjskim, który musiał zażywać lekarstwa. Kto kiedykolwiek podawał kotu lekarstwo w formie tabletki lub zastrzyku, ten wie, czym to grozi. Właściciele Fafika, Doroty i Piotra tego nie wiedzieli, ale teraz są zapewne mądrzejsi o to nowe doświadczenie.
Podsumowując, nie dość, że powyższe historie są autentyczne (bo w to nie wątpię!), to jeszcze bardzo zabawne. Rozdział o o spacerze czytałam mężowi na głos i zaśmiewaliśmy się
do łez, bo Lucjusz, jak żywo przypominał Pana Kota Filona! Jeśli więc chcecie się pośmiać, albo jeśli czujecie się samotni w swoich zmaganiach z wychowaniem czworonoga, "Historie prawdziwe" na pewno poprawią Wam humor! Bardzo polecam!
Sardegna
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń