ŚBKi wracają z comiesięcznymi wpisami tematycznymi. Pamiętacie te, publikowane w ubiegłym roku? Jeśli ktoś ma ochotę zerknąć na tamte wpisy i dowiedzieć się, o czym pisaliśmy, zapraszam do kliknięcia w poniższe linki:
ŚBK: Śląski Bloger jaki jest - każdy widzi!
ŚBK: "Dobry zwyczaj nie pożyczaj... czy wręcz przeciwnie?"
ŚBK: "Moje książkowe miejsca"
Nie tylko nowościami bloger żyje, czyli o ŚBKowych białych krukach
ŚBKowe zboczenia książkowe
ŚBK i ich książkowe bziki
ŚBK "Czym powinna być księgarnia?"
ŚBK: 10 najdziwniejszych książek, które mam w swojej biblioteczce
ŚBK: Alfabet autorów bliskich mojemu sercu
ŚBK czyli zbieramy nie tylko książki, czyli nasze kolekcje
ŚBK: Kulinarnie
Mój rok z ŚBK
ŚBK: "Dobry zwyczaj nie pożyczaj... czy wręcz przeciwnie?"
ŚBK: "Moje książkowe miejsca"
Nie tylko nowościami bloger żyje, czyli o ŚBKowych białych krukach
ŚBKowe zboczenia książkowe
ŚBK i ich książkowe bziki
ŚBK "Czym powinna być księgarnia?"
ŚBK: 10 najdziwniejszych książek, które mam w swojej biblioteczce
ŚBK: Alfabet autorów bliskich mojemu sercu
ŚBK czyli zbieramy nie tylko książki, czyli nasze kolekcje
ŚBK: Kulinarnie
Mój rok z ŚBK
Bloger nie wielbłąd, pić musi!
Nowy cykl inicjujemy wpisem o napojach, a ja będę w swym tekście bardzo monotematyczna: kawa, kawa i jeszcze raz kawa! Ale, ale... ! To nie tak, jak myślicie! Nie jestem typem czytelnika, który celebruje lekturę z jakimś płynnym dodatkiem w ręku. Chyba ani razu w historii Książek Sardegny nie zrobiłam zdjęcia książki czy stosika, w towarzystwie filiżanki czy kubka. Rzadko się też zdarza, żebym faktycznie piła coś, bądź (o zgrozo!), jadła, w czasie lektury. Wynika to z faktu, że czytam zazwyczaj w takim momencie i miejscu, że na celebrację chwili nie mam zwyczajnie czasu czy możliwości. Także czytanie z kubkiem kawy w dłoni, to nie dla mnie...
Kawa dnia!
Mam za to inny rytuał: raz dziennie, bez względu na okoliczności, czy idę na pracy na rano, czy na popołudnie, czy mam dzień wolny, czy coś do załatwienia na mieście, rano (gdzieś między 9.00 a 10.00) sięgam po moją ulubioną kawę. Nie jest to jakaś wymyślna odmiana, powiem więcej, jest to wersja najprostsza z możliwych: kawa typu Kopiko 3w1. Zrobię teraz darmową reklamę, ale tak już jest od lat i nie ma co tego ukrywać.
Pamiętam, jak raz przeżyłam chwile grozy, a potem miotanie się po mieszkaniu i wrażenie, że coś jest bardzo nie tak, kiedy w markecie zabrakło tegoż akurat towaru, a ja nie mogłam sobie umilić poranka kawusią. Niby wypiłam inną, ale to było bardzo nie na miejscu... Teraz już nie popełniam błędu oszczędności i kupuję na zapas kilka paczek i dawkuję sobie tą przyjemność raz dziennie. Przedziwne jest to, że kiedyś próbowałam wypić drugą porcję wieczorem i po prostu nie nie smakowała! Ech, siła przyzwyczajenia... ale dobrze mi z tym, to taka moja mała chwila przyjemności, a przecież każdemu się należy. Kiedy nie mam możliwości wypicia kawy w domu, zabieram ją sobie do kubka termicznego i niosę. Do pracy, na miasto, do samochodu, i jest mi po prostu błogo...
Latte i cappuccino
Smakosze kawy skrytykują mnie pewnie za picie napoju 3w1, zamiast tej prawdziwej, albo przynajmniej rozpuszczalnej, w tej kwestii jednak nie odpuszczam. Oczywiście, poza moją dzienną dawką przyjemności piję też inne kawowe wersje. Czasami w pracy rozpuszczalną z dużą ilością mleka, gdzieś na mieście latte albo cappuccino. Wyjątek robię dla prawdziwej kawy z fusami, która jest dla mnie zdecydowanie za mocna.
Staram się też nie przeginać z dzienną dawką kawusi, bo tak gdzieś po czterech dziennie mam autentyczne kołatanie serca i duszności. Może sobie je wmawiam, a może tak rzeczywiście jest, w każdym razie ograniczam się do dwóch, no góra trzech!
A co z herbatą?
Zanim urodziłam swoje dzieci, piłam sporo herbaty w różnych wariantach. W ciąży zbrzydła mi jednak na tyle, że dzisiaj piję jedynie czarną z cytryną i cukrem, ale i tak nie za często. Owocowa, albo (o zgrozo!) zielona, jest dla mnie nie do przejścia!
Sama nie robię, ale podglądam u innych...
To, ze nie fotografuję swoich książek w towarzystwie uroczych kubków czy wytwornych filiżanek, nie znaczy, że tego nie lubię! Lubię, i to bardzo! Zawsze z ciekawości zerkam, kto co tam aktualnie popija na fb i nie dziwię się, że pod owymi zdjęciami znajduje się tak wiele lajków.
Z okazji tego wpisu postanowiłam zrobić historyczne zdjęcie (nie wiem, czy nie pierwsze i ostatnie). Książka i kawa w Książkach Sardegny. Częstujcie się!
Sardegna
Latte.. mniam! Aż narobiłaś mi ochoty :)
OdpowiedzUsuńLatte mogłabym pić codziennie, lubię bardzo!
UsuńChyba każdy ma jakieś swoje nawyki:) Ja nie jestem aż tak przywiązana do konkretnego gatunku kawy, chociaż zazwyczaj wolę pić rozpuszczalną, najlepiej Jacobs Creme, z mlekiem. Herbaty nie pijam prawie wcale, jedynie wtedy, gdy jestem chora. Zdarza mi się pić kawę podczas czytania, czasami podjadam paluszki:) Fajny kubek:)
OdpowiedzUsuńLubię czytać i podglądać, te zwyczaje czytelnicze zaprzyjaźnionych blogerów :) staram się nie jeść w czasie czytania, choć, kiedy nie miałam jeszcze dzieci, zdarzało mi się czytać podczas śniadania. Zawsze to chwila na lekturę :)
UsuńZdjecie jest piękne!! :)
OdpowiedzUsuńO, dziękuję! Nie wiedziałam, że aż tak ;)
UsuńHura! Zobaczyłam historyczne zdjęcie :)
OdpowiedzUsuńWidzisz ja za to nie piję kawy, już sam zapach mnie odpycha. Nie lubię i już.
Herbaty uwielbiam, zwłaszcza owocowe, ostatnio króluje najzwyklejsza malinowa z Vitaxu
Do czasu ukończnia liceum nie piłam kawy w ogóle i tez miałam wstręt na sam zapach. Potem mi się odmieniło. Najpierw delikatnie, była kawa zbożowa, teraz jest już grubo i bez kawusi trudno zacząć dzień... ;) dziwi mnie natomiast fakt, że w młodości piłam sporo herbaty wszelakiej a w ciąży tak mi obrzydła, że do dzis nie mogę się przemóc
UsuńTeż mam słabość do kawy i najbardziej lubię cappucino. Kawa i coś słodkiego, i od razu mam więcej energii :)
OdpowiedzUsuńTak, to również mój zestaw! Wychodzi na to, że mogę stosować go tylko raz dziennie, bo coraz częściej mi sie zdarza, że już po drugiej kawie wariuje mi organizm...
UsuńJa jak coś czytam albo się uczę to muszę mieć przy sobie dużo różnych napojów. Kawy nie znoszę, próbowałam pić, ale ten smak mi kompletnie nie odpowiada. Za to herbata pod każdą postacią. Aktualnie koło komputera stoi kubek z Dilmah granat, passiflora i wiciokrzew. Pycha. Kolejny kubek termiczny już czeka z inną herbatą, ta będzie na później, a na szafce czeka woda z kawałkiem imbiru :)
OdpowiedzUsuńZawsze mi ciekawią wszelkie zestawy smakowych herbat, niestety to nie dla mnie. Pamiętam, jak kiedyś skusiłam się na jaśminową, tak pięknie pachniało opakowanie. Po pierwszym łyku się poddałam. To było straszne!
UsuńBrrr, mnie po trzech kawach roznosi od środka. Nigdy nie wiedziałam, co to właściwie znaczy, aż przekonałam się na własnej skórze. Zwyczajnie trzęsę się w środku, serce mi się potyka, mdli mnie i jest ogólnie fe :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, tak się też czuję po 3 kawie, a ostatnimi czasy nawet po drugiej. To chyba starość...;)
UsuńA ja przesadzam z kawą i też to odczuwam.....a chociaż głównie lubię zapach mielonej i parzonej kawy to nie mogę choćby ograniczyć jej picia....
OdpowiedzUsuńHerbaty nie pijam a jeżeli to rzadko natomiast sporo herbat ziołowych....
Herbaty ziołowe u mnie odpadają, nawet w czasie choroby. A już szczytem wszystkiego jest mięta z mlekiem, którą pije mój mąż... horror!
Usuń