Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 288
Moja ocena : 4/6
"Tajemnica Domu Helclów" biła rekordy popularności w okresie przedwakacyjnym i wtedy też udało mi się ją przeczytać, ale jak to ze mną bywa, po lekturze odłożyłam na półkę, żeby nadać myślom odpowiedni tor. Skończyło się, jak zwykle, cztery miesiące później.
Zaintrygowana Marylą Szymiczkową, a właściwie duetem Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego, zabierałam się za krakowski kryminał retro, z wielkimi oczekiwaniami. Moją ciekawość potęgowały też bardzo pozytywne opinie na temat książki. Niestety, powiem Wam szczerze, u mnie entuzjastycznej opinii nie znajdziecie, mimo że książka ogólnie mi się podobała, ale... no właśnie.
Przede wszystkim kryminał ten zaliczyć można do leniwych, czyli takich, w których akcja toczy się niespiesznie, zahaczając po drodze o wszystkie możliwe wątki poboczne. Właściwie motyw zabójstwa jest jakby dodatkiem do opisu miejsca akcji, czyli dziewiętnastowiecznego Krakowa. I w sumie to pierwszy zarzut z mojej strony, bo mimo wszystko nastawiałam się na "Literacką zagadkę roku", mając nadzieję na coś więcej, niż tylko odkrycie tajemnicy związanej z nazwiskami Autorów.
Określiłabym "Tajemnicę Domu Helclów", jako retro powieść obyczajową z wątkiem kryminalnym. I wtedy takie "rozłożenie sił" byłoby jak najbardziej wskazane. Nie mam uwag co do faktu, iż dziewiętnastowiecznemu Krakowowi poświęcono w książce tak dużo miejsca. Żeby dobrze temat zaprezentować, trzeba rozwinąć opisy wszelkich zwyczajów, rozrywek, prac, mentalności ówczesnego społeczeństwa, tylko dlaczego wśród tej charakterystyki tak mało kryminału? No właśnie.
Wątek obyczajowy też jest dla mnie trudny. Pokuszę się o stwierdzenie, że o ile ten fragment fabuły bardzo podobał się czytelnikom złączonym w jakiś sposób z Krakowem, to mnie, osobie zupełnie z miastem nie związanej, ten motyw nie zainteresował aż tak bardzo. Być może czytelnicy "krakowscy" odnajdywali w książce znane, czy bliskie im sytuacje bądź analogie, zachwycając się specyficznym klimatem i humorem. Dla mnie osobiście, ten obraz Krakowa wydał się na pewno dobrze sportretowany, ale jakiś taki ... smutny. Miejsce tak wspaniałe do życia, a nakładające na mieszkańców pewne schematy zachowań, bardzo zmęczyło mnie czytelniczo.
Nastawiłam się na wątek kryminalny (nieważne, że leniwy) i jemu poświęciłam praktycznie całą swą uwagę. Zofia Szczupaczyńska, profesorowa i ówczesna perfekcyjna pani domu, nudzi się nieco codziennymi obowiązkami i ciągłym przebywaniem w swoich czterech ścianach. Angażuje się więc w działalność charytatywną w Domu Helclów, który jest domem opieki, skupiającym dość majętnych pensjonariuszy i znane, miejskie persony, w podeszłym wieku. Będąc w tej instytucji, przy okazji załatwiania własnych spraw, Zofia jest świadkiem zamieszania, jakie następuje w momencie odkrycia zwłok jednej z mieszkanek domu. Kobieta zaczyna interesować się sprawą, ujawniając swoje skrywane zapędy detektywistyczne.
Jako że szukanie śladów i przeprowadzanie rozmów z pensjonariuszami, którzy mogą mieć coś wspólnego z zabójstwem staruszki, jest dobrym powodem do wyjścia z domu, Zofia nader chętnie z tego korzysta i wyjątkowo często pojawia się w Domu Helclów. Dzięki temu czytelnicy mogą bardzo wnikliwie poznać to miejsce, prowadzone przez siostry Szarytki (swoją drogą, do dziś istniejące i funkcjonujące, jako dom pomocy społecznej).
Samo rozwiązanie zagadki kryminalnej jest dość interesujące i dynamiczne, jednak nie na tyle, żebym zmieniła zdanie, co do całej powieści. Na pewno plusem książki jest możliwość nabycia nowej wiedzy, dotyczącej XIX wiecznych mieszczańskich zwyczajów Krakowa, a widać, że Autorzy poświęcili masę energii na doskonałe przygotowanie się do tematu, więc wiedza ta będzie wnikliwa i szczegółowa. Jednakże, jeżeli czytelnik, tak jak ja, nastawia się na kryminał retro a otrzymuje go w minimalnych ilościach, satysfakcja z lektury nie jest taka, jak być powinna. Stąd moja czwórkowa ocena.
.
.
Sardegna
Ależ ja mam smaka na tę książkę... pewnie niebawem się złamię
OdpowiedzUsuńAleż łam się! Widzimy się w Krakowie? Już się cieszę!
UsuńJestem świeżo po lekturze "Tajemnicy Domu Helclów". Trudno mi było jednoznacznie ocenić, co w powieści było ważniejsze - czy wątek kryminalnej zagadki, czy obyczajowość i rys historyczny Krakowa końca XIX wieku. Tak czy inaczej, ten nietypowy "retro kryminał" bardzo mi się podobał. Liczę na sequel :-)
OdpowiedzUsuńMasz rację, bowiem Kraków jest równorzędnym bohaterem, a nawet ważniejszym, niż postacie zaangażowane w sprawę kryminalną, ja jednak chyba oczekiwałam więcej akcji, więc i mój zachwyt jest umiarkowany
UsuńJakiś czas temu przekonałam się do kryminałów retro, miałam ochotę na lekturę tej książki, chcoiaż po tej recenzji mój zpał ciut opadł ;)
OdpowiedzUsuńJa też lubię kryminały retro, ale takie z większą akcją. np. ostatnio bardzo mi się podobała "Zbrodnia w szkarłacie" Katarzyny Kwiatkowskiej
UsuńO, ja też mam zamiar zabrać się niedługo za ten tytuł. Trochę ostudziłaś mój zapał, ale jako że kocham Kraków i lubię Dehnela, mam nadzieję, że się nie zawiodę (pamiętając, że dość mało tu kryminału w kryminale).
OdpowiedzUsuńJak się odpowiednio nastawisz, to będzie dobrze :)
UsuńNa początku bardzo chciałam przeczytać, jednak kilka negatywnych recenzji wybiło mi ją z głowy. Lubię kiedy kryminał nie jest do końca kryminałem, ale nie wiem, czy w przypadku tego tytułu wypadnie to dobrze...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
Najlepiej samemu sprawdzić. Nie ujmuję książce wartości, bo wspaniale pokazuje XIX Kraków, ja jednak wolałabym żeby w retro kryminale był jakiś kryminal a nie tylko retro ;)
UsuńChętnie by przeczytała z uwagi na Kraków :)
OdpowiedzUsuńJeśli nastawiasz sie na Kraków, to jak najbardziej polecam :)
UsuńLubię szerokie tło, więc pewnie by mi się spodobało.
OdpowiedzUsuńA ciekawe, czy odebrałabyś inaczej, gdyby akcja działa się na przykład, hm, w Katowicach?
Nie ukrywam, że historia byłaby wtedy mi bliższa. Jednak z Krakowem nie łączy mnie zbyt wiele, choć uwielbiam to miasto
Usuń